lut 08 2018

Miłość, wartość nadrzędna

Nie zawsze człowiek jest tym co reprezentuje… Każda idea może być zniekształcona przez błędną interpretację i wnosić swoje odmienne subtelne wrażenia, odczucia tematu, które nieraz powodują, że zbaczamy z drogi. Dlatego nie zawsze warto oceniać utożsamiać to co zmienne, i ulega wpływom oraz poddaje się kształtowaniu,  formowaniu w skutek czasu i jego perypetii z Prawdą. Prawda i jej odczucie jest ponad czasowe i niezmienne jak dekalog, jak prawda serca, i pochodzenie duszy. Dziś tak łatwo pogubić się w gąszczu prawd, nowych prawd, rewelacji, idei, bądź starych krętych dróg, które narosły na tym co oryginalnie, co miało być prostą ścieżką do celu. Jakże niestety często mechanizm strachu działa tutaj przed mechanizmem miłości, jak często robimy lub zachowujemy się na wszelkie wypadek żeby nie zasłużyć na karę, gdyby np. tak na wszelki wypadek piekło istniało. Szybciej działamy z motywacji strachu niż miłości, tym samym utrudniając sobie zobaczenie tej prostszej oryginalnej ścieżki, która była na początku wszechświata.

Co ciekawe bardziej boimy się dziś miłości i kochania drugiego człowieka bezwarunkowo niż życia w oddzieleniu, w samotności, w szarości…bardziej boimy się bólu jaki może sprawić kochanie kogoś niż tego, że możemy niczego nie doświadczyć lub nigdy nie poznać sensu istnienia…poczuć prawdy o sobie…doświadczyć siebie w innych. Przeraża nas odsłonięcie się przed kimś w obawie, że pozna nas prawdziwych i  nie zaakceptuje tak jak my nie potrafimy zaakceptować wad w sobie i innych. Kulimy się odruchowo przed biczem osądu bo sami wiemy, jak często osądzamy innych i jak szybko świat skazuje…bo sami nauczyliśmy się wcześnie i przyjęliśmy te zasady czyniąc z nich tarcze przeciwko swoim lękom, wrażliwości, która była nieraz wystawiona na zbyt ciężką próbę… Wznosząc wysoko tarczę poprawności, budując mury poprawności, schematy i zasady zbliżania się i poprawności bycia dobrym człowiekiem, zapominamy czym jest po prostu pozwolenie sercu na wolność… Okratowane i poranione chowamy jej skrzętnie zamurowane za ścianą lęku, sztucznych wysokich wyobrażeń o sobie, ponad którymi nikt do nas nie doskoczy. Lęk przed drugą istotą i obawa przed fatygą, przed zbytnim eksponowaniem siebie na wysiłek, czyni z nas ślepe istoty zagubione w labiryncie formułek, których nikt już do końca nie pojmuje ale wszyscy wiedzą, że dla przyzwoitości należy je klepać… Pustość w człowieku sięgnęła takiej skrajności, że gdy ktoś zobaczy lub napotka na swojej drodze żywy strumień czuje się jak wędrowiec na pustyni, który napotkał oazę pełną zieleni, życia, ratunek przed śmiercią.  Takie oazy to dusze prawdziwe, w których rozpoznajemy dźwięk prawdy i brzmienie sensu, to za czym tęsknimy ale czego nie potrafimy już sami odnaleźć w pustych korytarzach bezsensownych i zagmatwanych reguł.

Życie w oddzieleniu sięgnęło tego stopnia, że już nawet nie martwi nas ani nie zastanawia to, że nie potrafimy kochać, czyli wybaczać i rozumieć, kłaść siebie i swoje potrzeby przed drugim człowiekiem by łatwiej było mu przejść… Kochać znaczy też wyrozumiałość, zrozumienie i chęć dawania z siebie obficie…hmmm z dobrowolnym wyrzeczeniem się siebie jako pierwszej kolejności przed kimś, w zasadzie matka naturalnie rozpoznaje w sobie te odczucia i są one na tym świecie tym co najbliżej ukazuje miłość człowieka do tego co z niego duchowe.

Ludzie mają dziś pretensje często już jako dorośli, że nikt ich nie nauczył kochać…nie tylko siebie, ale kochać coś ponad czasowego, kochać Boga, i Boga w człowieku, ba nawet zauważać go poza kościołem, jak i w samej świątyni… Widzimy obrazy, znamy formuły, potrafimy się zachować, poznajemy schemat od dzieciństwa ale nie pojmujemy czym on jest, co reprezentuje, jaką ideę…do której nieraz nie potrafimy się przedrzeć tak jest obwarowana nakazami, zakazami, czy postawą lęku przed karą. Idea jest tak wzniosła, a raczej uczyniona przez nas wyniosłą, że staje się nieosiągalna, daleka, i jakaś dziwnie wyobcowana, pozbawiona naturalnego ciepła, bliskości…miłości. Lęk przed ideałem, który wydaje się nam nieosiągalny sprawia, że albo się buntujemy, albo poddajemy z rezygnacją, albo gramy jak aktor na scenie, który nie identyfikuje się z tym co powtarza…bo to nie jego słowa, nie on. Ale na wszelki wypadek zawsze ma kartkę, takie ubezpieczenie, że przecież robił to co było w wykazie, spisie wymagane żeby nie zasłużyć na karę… Uff chyba najgorsze jest to, że bardziej zależy nam na tym żeby ‘odwalić’ jakąś tam połowiczną pracę, byle tylko nie zasłużyć na naganę, niż zrobić coś dobrze, ponad to, by uszczęśliwić czyjeś serce. W zasadzie nie rozumiejąc natury miłości godzimy się z bylejakością i dajemy się prowadzić pustym dzwonom bez brzmienia, bez cienia miłości… Każdy umie powiedzieć ‘kocham cię’, każdy umie wyklepać formułkę, ale nie każdy umie poczuć co stoi za słowem. Słowo to tylko nazwa, pusty dźwięk gdy nie idzie za nim serce, wysiłek by podać dłoń i zobaczyć prawdę o nim, o niej…. Zdobyć się na wysiłek by odsłonić siebie by nawiązać prawdziwą relację, nie czekając aż on zrobi pierwszy krok to ja wtedy się odważę.

Najtrudniej chyba poznać miłość, jej oblicza, gdy dba się o siebie, swoją pozycję, gdy martwi się o to co dla mnie życie ma do zaoferowania, wtedy tak łatwo pominąć drugiego człowieka, a cóż może być piękniejszym przejawem duchowości w tym życiu niż dusza ludzka…to jak wyrzucić perłę i przyglądać się pustej muszli. Ludzie do tego stopnia dziś łakną autentycznych więzi, relacji, że gdy uda im się trafić na kogoś kto nie udaje, kto nie kryje się za fasadą tego co wypada, jak wypada się przedstawiać, prezentować, by wywrzeć zamierzony efekt; wówczas na chwilę zamierają by albo się obudzić i otworzyć oczy opuszczając wszystkie zasłony, powalając mury – zwykle wtedy płaczą lub rozkwitają, przemieniają się w jednej chwili, która odmienia życie….albo uciekają daleko prze czymś co wydaje się dla nich gorsze niż diabeł, którego goszczą w sowim mieszkaniu. A w dużej mierze to co jest przy nich boi się najbardziej swojej porażki… I tak prawda odsłania wszystkie mechanizmy podłóg których działamy, funkcjonujemy, budujemy relacje, nieraz psute i pozbawione sensu, oparte na płytkich zasadach korzyści, a nie zaufania.

Autentyczność, pomimo że rzadko dziś spotykana jest nie do pomylenia z niczym innym, i budzi od razu uśpione serce z nazbyt długiej drzemki. To odważne dusze, które tak czują ból wyśmiania i poniżania ale nie są wstanie za nic sprzedać w sobie lub zabić zamiłowania do prawdy, ich głębokie poczucie tego co jest prawdziwe, co jest tą niezaprzeczalną wartością w każdej duszy żywej nie da się zmylić na długo, nawet jeśli czasami popada w momenty zwątpienia i zatrzymuje się w marszu. To ludzie rzadko przebijający się w wielkim świecie –chyba że mają specjalne zadanie i miejsce w czasie wyznaczone na nie, ostatecznie nie wszystkie miejsca są zajęte przez ciemną stronę. Jednak skromność rzadko staje w blasku jupiterów… Autentyczność ma to do siebie, że przemawia głosem który tylko serce pojmie i rozpozna….głosem pozbawionym fałszu.

Prawda jest taka, że każdy z nas chce być akceptowany, kochany i każdy na jakimś etapie życia doznał upokorzenia, cierpiał, dostał kilka kopniaków od życia…  I prawda jest taka, że każdy łaknie miłości, bardziej niż powietrza, tyle że wypiera często tą prawdę, i oddycha coraz bardziej dusznym ciasnym powietrzem w małej klitce- to życie bez miłości. Dopiero gdy dla porównania weźmie oddech głęboki, wolny, świeży, pełny zrozumienia i miłości płacze jak małe dziecko uwolnione z krępujących więzów. I dobrze jest pozwolić sobie na ten płacz duszy…to powrót do domu, do tego co znam, co przypomina pamięć o kochaniu, byciu kochanym bezgranicznie, i bezwarunkowo…. Namiastki takiej  miłości szukamy tutaj na Ziemi, ale poza medytacją, kontemplacją tego stanu, potrzebujemy też namacalnych doświadczeń, bo jesteśmy tu w materii, w doświadczaniu z ciałem i dlatego uczymy się uwalniać tą miłość poprzez kontakt z drugim człowiekiem, wydobywać jak górnik na głębokościach w  kopalni grudki złota spośród czarnych ścian. Nie jest łatwo bo nieraz szukamy po omacku, w ciemności, dusząc się i tracąc nadzieję ale gdy uda się trafić na ten skarb w sobie, wówczas wszystko co prowadziło do tej jednej chwili ukazuje sens całego życia, nadaje mu wartość. To jak odzyskanie tego co się utraciło a co nadawało wartość Tobie i twojej ścieżce… Gdzie i jak szukać ? Zaczynając od Siebie. Nikt nie przyniesie ci czegoś na co nie chcesz się otworzyć lub czego nie chcesz przyjąć, nawet jeśli sam anioł zapuka do twoich drzwi z sercem pełnym miłości gdy stoisz obwarowany za uzbrojoną armią złości i niechęci, niewiary i buntu…zatrzaśniesz mu drzwi przed nosem zanim jakiekolwiek drgnienie serca odbije się echem w twoim świecie. Z drugiej strony, Bóg może wszystko i nie znasz dna ani godziny, więc jeśli to jest właśnie ten moment na twoje przebudzenie a ty niezależnie czy uważasz, że zasługujesz na nie czy nie, otworzysz oczy i staniesz przed wyborem, widząc różne opcje i siebie z boku, staniesz w prawdzie ze swoim boskim przewodnikiem u boku.  I nie ma tu nic do rzeczy jak świat, inni ludzie oceniają w tym momencie ciebie, twoje szanse, czy to czy ci się cokolwiek od Boga należy… Nikt tego nie wie, i nikomu nic do tego, jeśli ty rozmawiasz z Bogiem- to wasz moment, wasza nieskończona chwila w wieczności i twoje obfite źródło, z którego możesz zaczerpnąć ile zdołasz udźwignąć.  Nikt cię nie popycha, nikt nie przynagla, tylko patrzy z miłością i daje bezmiar, bezmiar dla twojej decyzji, twego kroku i każde możliwe wsparcie na ścieżce, którą ty sam wybierzesz  i nie spotka cię jedno potępiające spojrzenie, tylko bezgraniczna wyrozumiałość, i poczucie że jesteś w pełni akceptowany z każdym swoim krokiem, każdym, poprzez ogrom Miłości jaka obejmuje cię całego w każdym twoi postępku… I widzisz siebie bez krztyny potępienia i już wiesz, że jesteś  i potrafisz być tym co jest dobrem, co jest lepsze, prawdziwe…. I odwołujesz straże przy celi twego serca, wpuszczasz światło, wypuszczasz swoje bicie, niepewne jeszcze, trzepocze i drży od nowych wrażeń, ale chce, tak bardzo chce zaufać, uwierzyć i być kochanym…

Tak właśnie budzi się prawda do życia w człowieku, w jego sercu i rzeczywistości… Ile odwagi wymaga taka droga, zachowanie serca bez wznoszenia wokół krat, straży, i ponownego zamykania się… Jak myślisz? Myślę, że Ty wiesz, lub czujesz już jaka jest odpowiedź.

Czy warto? A czy warto jest żyć? Bo życie to nie to co nam się wydaje, że nim jest gdy zamykamy się na prawdę serca, na odczucia piękna i miłości poprzez ludzi i stworzenie z obawy przed uderzeniem, bólem, cierpieniem… Życie to pozwolenie sobie na czucie, pomimo tego, że wiem, że oprócz tego co piękne przyjdzie też wiele przykrych, trudnych odczuć. A jednak żadne z nich nie będzie wstanie zniszczyć tego co prawdziwe a co już odnalazłeś i nadało sens nawet całemu cierpieniu jakie cię spotkało w  życiu. Bo żadna wibracja cierpienia, bólu, nie jest wstanie zniwelować wibracji miłości, która przeistacza doznania poprzez pełną akceptację, zrozumienie i pokochanie a zatem wybaczenie…

Jaka droga, jakim sposobem, to już twój wybór, nie ma jednej najlepszej drogi do Miłości, Boga, Wiary, Twojej perły w Tobie… Jest tyko twój sposób rozmowy z Bogiem w tobie, jest tylko twoja kontemplacja poprzez twoje ukochane ścieżki… To jak powiedzieć komuś ‘masz kochać góry i wspinaczkę i tam szukać kontemplacji w Bogu a  nie na polu, nad jeziorem czy na piaszczystej plaży nad pachnącym oceanem’, przecież to absurd… Poprzez jakie wyrazy, przejawy Jednego dojdziesz do rozumienia i poznania tego Jednego w sobie- to twoja sprawa, nikt cię za to nie ukarze, bo nikt nie ma władzy nad twoi światem, chyba że mu taką dasz…. Intencja jest jedna i cel jest jeden… Wydobyć to co najpiękniejsze i najszlachetniejsze w stworzeniu jako wyraz, obraz tego Jednego. Jaka droga tobie jest najbliższa, jaka cię pociesza, jaka sprawia, że odwołujesz strażników swego serca?

O co ludzie zawsze pytają, 99 na 100 pytań, bogaci czy biedni, chorzy czy zdrowi, pracujący czy nie, z rodziną czy bez, zawsze pytają o miłość, o kochanie, o osobę którą mogą pokochać, chcą pokochać, lub do której chcą powrócić z kochaniem… Miłość traktowana dziś tak po macoszemu, spychana gdzieś na drugi albo i trzeci plan, nadal jest wyznacznikiem naszego bycia, życia, nawet jeśli nie chcemy tego przyznać sami przed sobą, zawsze pojawia się ta tęsknota, której nie sposób stłumić, bo jesteśmy kim jesteśmy, stworzeni przez miłość, rozkwitamy i oddychamy poprzez miłość- to ona nadaje jakość naszemu powietrzu i życiu… To ona wyznacza wartość, i  nadaje sens wszystkiemu… Zatem warto walczyć o nią w Sobie. Tu, w Sobie, zaczynają się poszukiwania i tu jest twój Skarb…

Magdalena Janczewska

Brak komentarzy