gru 15 2023

Droga wyjścia i wejścia

Na zgliszczach starego nowe musi powstać, stare rozkłada się, odchodzą nasze maski, kłamliwie zbudowane na potrzeby zaspokajania naszych kaprysów. Twór, który powstał wskutek nakładania na siebie masek, wielu, zbyt wielu masek stał się jakby potworem pożerającym samego siebie. Narosła ogromna narośl, jak obrzydliwa kreatura z wieloma twarzami osobistych piekieł, w których się poruszamy, funkcjonujemy jak więźniowe własnych wizerunków. Nie dość, że tymi wizerunkami stykamy się z innymi, to jeszcze nie potrafimy bo nie chcemy się z nich wyzwolić i pozwalamy dręczyć innych i siebie temu wielowarstwowemu potworowi. Trzyma on nas na wielowątkowej smyczy, na końcu każdej jest obroża, która jakże nas pociąga, bo któż odmówi włożenia ciężkiej cennej wysadzanej kamieniami kolii, nawet jeśli zostawia sińce na szyi i przydusza, ale ten podziw, ten blask, ta bezcenna uwaga, którą dzięki niej osiągamy w oczach innych- to cena niezbyt wielka dla mnie. Ale czy na pewno jasno oceniam sytuację i widzę dobrze co na co wymieniam. Czy aby na pewno po przyjęciu gdy wracam do domu i odkładam kolię, radość i poczucie satysfakcji we mnie trwa, czy jest to na tyle głębokie że zapewnia mi trwały spokój, równowagę, głębokie poczucie właściwego poczucia porządku w moim życiu. Czy po kilku godzinach euforia przeradza się w dobrze znany koszmar, a ja czuję się jak narkoman, którego dręczą niepokojące wizje i lęk, stałe poczucie zagrożenia- to efekt chwilowego , każdorazowego odstawienia własnej maski, masek, próby wyzwolenia duszy od tego czemu ją kawałek po kawałku sprzedawaliśmy, oddawaliśmy w życiu, chętnie przyjmując kolejną obroże kolię, nie zastanawiając się nad pierwszymi symptomami bólu jaki powoduje… do momentu gdy uzależnienie było na tyle silne, że zaślepiło zdrowy rozsądek- głos ducha, wewnętrzny głos z prawdziwą wersją nas samych łączący. Teraz te maski tak chętnie nakładane, dla zabawy zrazu, dla zaimponowania innymi, dla podobania się przyjaciołom, dla pocieszenia własnej rozpaczy stały się jak skorupa silnie zaciskająca się wokół duszy, tworząca ciasną przestrzeń tych samych zdradliwych scenariuszy, jak uliczki kręte i ciasne prowadzące wciąż do nikąd, w te same ciemne zaułki, tylko dekoracje zmieniają się po drodze, nowe ozdóbki, zanęty, coraz bardziej jaskrawe i nachalne, bo stare już nie pociągają tak silnie.

Dusza ogarnięta odrazą do tych wizerunków samego siebie, z obrzydzeniem miota się, ucieka, odczuwa olbrzymie przerażenie, bo to co widzi zdaje się ja stale śledzić, prześladować, jakby nie mogła się uwolnić od koszmaru, który choć przybiera inne twarze to wciąż kończy się tym samym rezultatem. Kiedy jak przez mgłę zaczyna rozpoznawać że ta pułapka, te więzienie jest jej własnym tworem, maski są jej lustrami, a kara jest skutkiem wyboru…zaczyna szamotać się z obrożami, nieraz nieporadnie, w przypływie szału ściąga jedne a zakłada drugie… Zastanawia się czy może da się wymienić większy nałóg na mniejszy, albo czy walka ze sobą samym ma w ogóle sens? Nasze fałszywe , alter ego, te które trzyma smycze i chce za wszelką cenę czuć się panem sytuacji, panem prawdziwego Ja, którego nie pojmuje bo nie zna Jego rzeczywistości, walczy wszystkimi sposobami by pokusa jaką nas rozprasza od Istoty Rzeczy była na tyle absorbująca że nigdy nie spojrzymy do środka pod te maski i nie odkryjemy naszego skarbu. Dzięki Bogu skarbu alter ego, zniszczyć nie może, ale zagłuszać Jego spokojny Głos, matczyną czułość i kojącą miłość może, jeśli wyrażamy na to zgodę. A zgodą jest zwracanie uwagi na to co nas pochłania, absorbuje, angażuje…. Pytanie brzmi, po co żreć tego tyle skoro za każdym razem zbiera mi się na wymioty? Ano jemy, włazimy, nakładamy, słuchamy tego co z pozoru ładne jak kolorowe sztuczne cukierki, po których brzuch boli, bo już nie pamiętamy często tych pierwszych smaków, mniej krzykliwych, nie tak atrakcyjnych dla oka, ale jakże sycących w miarę jedzenia. Żeby przestawić się, wrócić i polubić to co dobre, trzeba najpierw odkryć zdradliwość tego czym się karmimy na co dzień i poczuć do tego tak olbrzymi wstręt, odrazę, wewnętrzne wręcz przerażenie, że to mój chleb codzienny, żeby z determinacją zerwać pierwsze splątane konary, więzy ograniczające, uniemożlwiające nam ruch głową, rękoma w naszym więzieniu. Wtedy, gdy odzyskaliśmy choć trochę swobody, na tyle by się obrócić rozejrzeć, oszacować swoje położenie i spojrzeć na siebie świeżym nowym okiem, z odrobiną światła przebijającego z naszego zakopanego świetlistego Ja-Duszy. I tu trzeba bardzo uważać żeby nie wpaść w pułapkę zdradliwych piasków, po pierwszym małym zwycięstwie napełnia nas nagła euforia, poczucie swobody, wygody, że już tyle mamy miejsca, że tracimy czujność, i w tedy kiedy jest czas by zdwoić wysiłek i rozejrzeć się za siekierą żeby ciąć ze- świętą furią wszystko co narosło w ciemności, my rozglądamy się w koło zadowoleni z siebie i popadamy w pychę bycia lepszym, tzw. widzącymi więcej niż inni i niepostrzeżenie nasz nieprzyjaciel, nasze sprytne i chytre ego które zna nasze słabości, już wykuło nowe maseczki, z innych materiałów- teraz możesz być wizjonerem i prorokiem dla innych, ba, nawet przywódcą dla ślepców… I okazuje się, że te maski zaślepiają bardziej, bo utrzymują cię na długo w efekcie samozadowolenia, a niestety samozadowolenie nie prowadzi do wydostania się z piekła pożądania, chciejstwa i małostkowości- czyli mistrza ego.

Głównym błędem ludzkości jest niedocenianie przeciwnika z jakim się mierzą, który zaspokoi każde życzenie pychy, każdą zachciankę bycia silnym, lepszym, imponowania, wygrywania, bycia podziwianym, zawsze porównując cię z gorszym modelem innych ludzi. To pułapka działająca przez wieki, na pokolenia, wciągająca nas coraz głębiej w wir, z którego nie widzimy wyjścia bo jesteśmy zbyt zajęci albo walką ze sobą nawzajem, albo z ciągłym udowadnianiem, że jesteśmy lepsi niż inni, jakby to miało ustanowić naszą faktyczną wartość! Tymczasem nie poświęcamy jednej myśli pytaniu, co stanowi o mojej wartości? Czym jest to Prawdziwe Ja? To pytanie niebezpieczne, to pytanie na które alter ego poda ci wszystkie odpowiedzi – maski które tylko chciałbyś włożyć- jesteś najlepszym z ludzi, albo ofiarą systemu, albo nienawiści innych, albo geniuszem, wizjonerem, rycerzem światła, który zna drogę lepiej niż inni? Do wyboru do koloru. Człowieku ty nawet nie zacząłeś postrzegać pierwszej warstwy zakłamania Siebie, gdybyś wiedział jaki skarb starasz się codziennie pogrzebać pod swoimi śmiesznymi, żałosnymi fantazjami bycia szczególnie innym, lepszym, wyróżnionym, to byś zapłakał, zawył z głębi duszy, a potem roześmiał się z całego serca niedowierzając jak można było wierzyć w ten kukiełkowy teatrzyk ….tak długo…. Swoją drogą czas to ciekawe urządzenie, jakby nakręca się na nowo jak w tych starych budzikach, wciąż na nowo, aż któregoś dnia spostrzeżemy bezsensowność tej całej bieganiny i hałasu wokół czasowości. Tam gdzie naprawdę Siebie odnajdziemy, czas nie będzie już nam potrzebny, żeby obserwować przemianę siebie. Po odrzuceniu masek staniemy w Prawdzie i zobaczymy że ci, którzy służyli nam dotąd za środki do zaspokajania własnych zachcianek, są tymi których szukaliśmy ale nie mogliśmy odnaleźć, cudowną wersją nas samych.

Ale wracając miliony kilometrów do naszej skorupki z więzami, zobaczmy, jak łatwo przejść w świadomości od więzienia do wolności- co wnosi trochę nadziei do naszych ograniczonych myślowo krajobrazów, że może to tylko kłamstwo, że ja więźniem tu jestem, może jednak wyjść mogę, skoro na chwilę potrafię zrobić przeskok w inną rzeczywistość, w której czuję i wiem, że Jestem Kochany, Wolny i nic mi nie zagraża, to znaczy, że da się. I wtedy szukamy środków, sposobów na utrwalenie tej przelotnej chwili, na przeniesienie jej do świadomości na dłużej, coraz dłużej, na trwałe. Jak się to robi? Otóż nie samym śnieniem, nie samym medytowaniem, nie samym życzeniem sobie. Do tej istotnej części należy dodać element dowodu, namacalności, która zakorzeni ten cud nowego życia w ziemi, w glebie naszej duszy. Jak? Ano tak jak wszystko na tym świecie. Nawyk. Czyli ta sama metoda jaką posłużyłeś się żeby korzystać, włożyć i uznać obroże diabełka, ciemności czy swego małostkowego alter ego za swoje. To z czym się identyfikujesz tym się stajesz. Z równą determinacją, fascynacją, ciekawością, gorliwością odwracaj wzrok i zaglądaj do malutkiej roślinki, którą posadziłeś pod kloszem w jedynym wolnym zakamarku swojej duszy. Strzeż jej z zaciętością i zazdrością przed przebiegłością i wściekłością twego wroga. Bez twojej determinacji i powtarzalności, stałego wysiłku, dasz się znowu przejąć, zadusić tę odrobinę wolności, którą zacząłeś właśnie hodować w ogrodzie duszy, to ziarenko Prawdy o Tobie, Twoim Prawdziwym Ja, które bardzo potrzebuje twojej uwagi i troski. Trudne? Gdyby było łatwe, cóż to by było za wyzwanie? Najbardziej cenne skarby, są zawsze najbardziej wymagające… Jeśli zaś już masz dość lub twierdzisz, że nie masz siły, to z pewnością masz rację, bo to nie ty mały człowiek o jakimś tam zwykłym imieniu ma siłę by rozwalić tę skorupę i stworzyć z tego ziarenka ogród, ujawnić Prawdę o twoim pochodzeniu, to ta Cała przestrzeń będąca Tobą, która tylko czeka na to żebyś chwycił łopatę po tej stronie i zaczął zraszać potem ziemię swojej duszy, potem dobrej woli, przebicia się do światła, które tak długo było stłamszone. O tę odwagę się nas prosi, o tę wytrwałość w trudzie, by choć wyrzucić i przyciąć najgorsze krzaczory, a wtedy zobaczymy całą przestrzeń światła z rzeszami światłych dusz, naszych przyjaciół gotowych biec nam na spotkanie, a ty z radością, ze łzami w oczach zobaczysz, tak w tedy naprawdę zobaczysz, że był to mały wysiłek w stosunku do odsieczy, która właśnie nadchodzi. Taki jest wielki cel odkłamania się wewnątrz, które to jest drogą do Raju.

MAGDALENA

Brak komentarzy