lis 23 2019

Teraz wszyscy, którzy znamy drogę musimy nią już mniej lub bardziej umiejętnie kroczyć.

I jak wam się dzisiaj idzie własną mapą, tym czym myśleliście, że jesteście i ścieżkami, które wydawały się oczywiste. Takie czasy. Osobiście nienawidzę egzaminów, zawsze nerwowo czekałam na dzień egzaminu, byłam kujonem, uczyłam się dużo, i zawsze chciałam zdać na najwyższe oceny, nie zadowalały mnie pośrednie wyniki. Teraz jak się przyglądam, jako że jest to czas dla każdego uzmysławiania sobie w praktyce kim jest- czyli własnych wzorców i zastępowania ich tzw. lepszymi, to widzę jakie wzorce mnie najbardziej określają. Nadal chcę zdać dobrze, lepiej, nadal się boję sprawdzianów. A teraz sprawdzian goni sprawdzian- to weryfikacja naszego Ja duchowego w pewnym sensie, bo każdy ma jakiś obraz siebie- swego tzw. właściwego kodu postępowania- według najlepszej miarki, i teraz musimy przyłożyć tę miarkę do sytuacji w  życiu naszym i ludzi, z którymi się na co dzień spotykamy.

Brrrr, moim niestety wzorcem jest denerwowanie się, że za mało umiem, że nie przejdę, że nie potrafię lepiej, zniechęcanie się, bo inni są już tak daleko z przodu a ja nadal przerabiam tabliczkę mnożenia, a tamten to już całki łapie w lot. Ten aspekt tzw. ambicji- ego wcale nie pomaga- porównywanie się do innych spowalnia niestety jeśli podbija a przeważnie podbija fałszywą skromność w temacie ja taki biedny gorszy od innych. A to zaliczenie levela, bądź wielu levelów naraz trwa właśnie teraz. Wielu wielu ludzi widzi i mówi na swoich kanałach, poprzez media społecznościowe i strony, że są to wyjątkowe czasy… Ok, ok wyjątkowe, czyli, że co, będziemy świecić, cudowne rzeczy będziemy czuć i latać? Czasami pewnie tak, gdy uda się postąpić właściwie. Co to znaczy w praktyce? W praktyce niestety egzaminy gonią jeden za drugim, jakbyśmy zdawali całe życie to i nie tylko nasze, jakbyśmy potwierdzali ile naprawdę zrobiliśmy, ile warta jest nasza wizja własnego świętego (lub tylko świętoszkowatego) ja, czy będzie to moralność pani Dulskiej, czy może skromna szata przykrywająca wielkie bogactwo. Nie wiem jak u was, ale u mnie póki co świadomość świadka własnych egzaminów, własnej tzw. świętości daje mocno po ego. Ile to ja się w duchu na przepraszać muszę, a to jeszcze jeden psikus ego- bo w realu nie chcę :).  Ile się okazuje, że błędnie zrobiono a ile jeszcze nie rozumiem, matko czuje się jak na klasówce z matmy…..a dodam że niestety jako uczennica klasy humanistycznej raczej nie byłam matematycznym geniuszem. Jednocześnie mam świadomość jak bardzo ważne są te czasy, na szali jest tak wiele…jest zrozumienie tych własnych błędów i naprawienie ich a raczej naprawianie ciągle na bieżąco teraz, bo to jest właśnie wydeptywanie nowej ścieżki dla duszy….

Pomocą może być,  że ktoś już szedł tędy o ile znamy tę osobę ufamy jej, a raczej wierzymy w jej system wartości, podziwiamy ją, wtedy jej ideały stają się naszymi, co nie znaczy wcale, że będzie łatwo przejść. Gdyby tylko tyle wystarczyło to wszyscy po przejściu Chrystusa już dawno byliby tą wersją ideału, który on uosabiał. I cóż niestety potykamy się o te same dziury. Dlatego przykład namacalny jest największym darem jaki otrzymaliśmy, gdy piękna dusza przychodzi wciela się i pokazuje naocznie w doświadczeniu jak zdać te cholerne egzaminy na Ziemi. Wiele takich dusz zeszło i jest teraz tutaj, i cóż przeszkadza na w uznaniu ich przykładu? Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie, co w nim blokuje uznanie czyjejś racji, dlaczego tak ciężko przeprosić, dlaczego tak trudni iść dalej razem, dlaczego ciągle nie mogę zobaczyć czegoś inaczej. Winę niestety zawsze ponosi nienauczane i rozpasane ego, i te dziury w osobowości teraz właśnie łatamy, szukamy, wynajdujemy, przerabiamy ubranko dla duszy. Niestety nie uszyję płaszcza księżniczki z łachmanów, zatem cóż płaszczyk może okazać się trochę jak mozaika, ale tam gdzie najbardziej odstaje lub przeszkadza w ogólnym obrazie, do którego każdy z nas dąży (Ideał dla duszy do naśladowania ) – teraz przerabiamy najwięcej. Przerabiamy nasze ocenianie ludzi w różnych sytuacjach, własne postępowanie zestawione z wyrokami, które wydajemy na innych oraz osądzanie innych. Niestety nie da się już tylko stać z boku i dywagować, bo każda myśl musi być jasno poparta wyłuskana i uargumentowana ustawiając cię w jasnej opcji. Wstrzymanie się od głosu też jest oddaniem głosu, bo wstrzymanie się od głosu księguje się tam gdzie w zasadzie większość zadecydowała, bo twój głos mógł być tym jednym, którego zabrakło by przeważyć szalę na właściwą stronę. Z czego w zasadzie są te egzaminy teraz? Z duchowości- z pionu duchowego z tego jak piękny i śliczny wydaje ci się że jesteś lub hipotetycznie jesteś w każdej sytuacji, którą sobie wyobrażasz, z którą się stykasz ty lub ktoś z twoich znajomych …..a jak w rzeczywistości wylądujesz- boleśnie na tyłku czy zwinnie jak baletnica na paluszkach ledwie czując, że dotykasz Ziemi. Hmmm osobiście czuję się jak słoń w składzie porcelany i gdy czasem przetrę oczy z błota to widzę jak inni płyną niepostrzegalnie, bezszelestnie nie dotykając prawie ziemi, nie brudząc swoich szat… I cóż, jakby to zapytała mnie moja córa- Zazdrość co? Ano tak. I tylko głębokie westchnienie duszy ech…..tym to dobrze, mają lekko a ja tu grzęznę ledwo widząc drogę. I tu tylko akceptacja własnej czarnej de.., i tego gdzie jestem, odsłania przejrzystość na jakiś czas. Tylko na jakiś czas, na tyle żeby skorygować kurs, potem znowu mamy kolejny próg i sytuacja się powtarza dopóki w pewnym sensie nie wyrobimy nawyku, że tu to oczywiste jest bez zastanowienia nawet jak należy postąpić, bez trudu emocjonalnej bitwy wewnętrznej, i wtedy niepostrzeżenie zaczynasz jak tamci nad niektórymi dziurami, wybojami po prostu latać, ziemia jest gładziutka. No tak ale to nie koniec, dalej jak się okazuje kolejna górka i nieco wyżej trzeba wleźć, więc jak myślisz, że czas spoczynku na laurach czeka za tym wzgórzem to się mylisz – ci którym zazdrościsz na swoim poziomie  mają swoje dziurki i dołki.

Ale pomijając już ten aspekt, że zawsze wydaje się nam, że inni mają lepiej lub lżej, to jak wygląda w praktyce to co jest egzaminem? O co tyle hałasu? Ano o to, że gubimy się w gąszczu rozmyślania jaką decyzję podjąć, kto ma rację a kto nie, kto jest ten dobry a kto ten zły, i na ile ja jestem lepszy, do czego mam prawo- do własnego zdania oczywiście….. Pod koniec już nie patrzymy w ogóle na setno sprawy czyli na to co jest WŁAŚCIWE ale czy mi  z tym wygodnie i to jest ten test, który dzieje się teraz cały czas, w każdej duperelowatej najmniej istotnej, codziennej sytuacji. Przykład goni przykład w waszym, moim życiu, po uzbieraniu tysiąca testów wyciąga się średnią, i każdy dzień jest nową szansą żeby podciągnąć średnią w górę, ale czy podołam? Pan Bóg jest dobry, i stale wydłuża okres sprawdzianu dla duszy, granica się przesuwa, żeby każdy miał szansę się zmitygować i poprawić, zobaczyć właściwy wzór i siebie w perspektywie, zanim padnie hasło, że egzaminy skończone i nowy rok szkolny czas zacząć z tym co masz. W środku przenika mnie olbrzymi lęk, nieustannie się boję, że nie zauważę, że nie dam rady i że nie poprawię swego nadmuchanego ego, że nie zmuszę ego do współpracy. Bo choć tak wiele tekstów na temat duchowości napisałam i tyle rad ludziom udzieliłam, wszystko to teraz wydaje mi się moi własnym testem, wszystkie rady i sytuacje …. Teraz wszystko wita mnie na moim trawniku w progu mego domu i pyta czy nadal tak twierdzisz przy tym obstajesz, jeśli odpowiedź jest na tak, wówczas weryfikuje się to poprzez: chodź tędy i zrób jak radzisz i czasem idę i wydaje się to łatwe, a czasem bardzo trudne, wręcz niewykonalne czasem… albo jeszcze gorzej mogę przejrzeć się w najgorszej, najbardziej podłej wersji swojej duszy, jak przekradam się jak złodziej mając nadzieję, że nikt nie zauważy moich braków albo to, że wybijam się kosztem drugiego człowieka. I nie zrozumcie mnie źle – każdy z nas to ma teraz na swoim dywanie w swoim domu, w swoim Ja- swoje własne bagno duszy do przeorania. Teraz wszystkie nasze najgorsze i najlepsze cechy to dwa końce tego samego kija i są poddawane próbie ognia.  Próba czystości złota- czystości twojej duszy. O matko jak mi czasem wstyd za siebie, jak widać braki kochani- w innych ludziach tak, ale w sobie uwierzcie mi- teraz każdy może przejrzeć się w sobie i im bardziej będzie skłonny uderzyć się w pierś tym więcej zyska. Dawno już nic nie pisałam ale teraz jest taki czas rachuby i stwarzania siebie na nowo, że w zasadzie wszystko co bym napisała byłoby jakiegoś rodzaju pouczaniem w trakcie trwania egzaminu jeszcze. Tak czy siak zmieniam się ja i zmienia się moja strona- ewoluuje wraz ze mną :).

Co dziś pomaga? Chęć weryfikacji siebie, kurczowe trzymanie się najlepszej najgłębszej najuczciwszej intencji, odruchu serca – najczystszego jaki jesteś wstanie w sobie odkopać. W każdej sytuacji raz po razie zadawaj sobie pytanie- ale w tej sytuacji co jest właściwe? Bo na tym się potykamy, rozrzedzamy ten odruch miłości bezwarunkowej na nasze warunki i liczne ale. Dziś trzeba umieć cofnąć się żeby postąpić właściwie pomimo strat, bo to jest właśnie najtrudniejsze i z tego jest ten cholerny egzamin, gdyby nie był trudny i nie budził lęku nie byłby wyzwaniem nieprawdaż? I tak każdy zdaje na tym czego najbardziej się boi, co dla niego najcenniejsze, co najtrudniejsze się wydaje…. Dla mnie to zdawanie na tych, których najbardziej kocham- czyli przerabiam np. ustawianie się po jakiejś stronie w opcji gdzie pośrednio może to utrudnić życie mojemu dziecku w przyszłości… Np. właściwie jest pomóc komuś w trudnej sytuacji wyleźć z dziury i rzucić mu linę, ale jak rzucę tę linę innemu dziecku, to potem mojemu może zabraknąć na kolejnym odcinku no i jak te dziecko wyjdzie z tej dziury a jest obdrapane, brudne może agresywne to będzie musiało wziąć moje dziecko za rękę i będą musiały iść dalej razem. I teraz sobie wyobraźcie, że musicie podjąć taką decyzję…..te emocje przelewające się, burza w duszy szarpiąca wszystkie wartości i strach, lęk o własne dziecko, a jednocześnie duchowa wiedza i świadomość dogłębna, że to drugie dziecko, nie wasze, trzeba wyciągać, że nie wolno go zostawiać w tej dziurze czarnej z myślą  – niech ktoś inny mu pomoże… Świadomość, że memu dziecku będzie trudniej, bo będzie inaczej postrzegane przez ludzi przez wpływ tego drugiego, będzie mniej akceptowane i będzie trudniej w zwyczajnym życiu, pogorszy się ta jakoś życia bo trzeba wszystko dzielić, pomagać, ciągnąć za sobą a można by już pobiec dalej, do przodu… Nie, to ty tu jesteś teraz i to twój egzamin tzw. świętości i dobroci- oglądając film powiedziałbyś głośno- no jasne, że bym pomógł dziecku…łatwo no nie….. Ale gdy stoisz tu w praktyce i ściskasz rączkę swego niewinnego dziecka i porównujesz co mu zabierasz, tracisz perspektywę i gubisz się. Bo mało kto umie w tej sytuacji spojrzeć ponad tym uczuciem do własnego dziecka na to co duchowe- na to że  pomagając temu dziecku w dole pomagasz swemu w przyszłości, zabierasz mu trudną lekcję…. Tego nie widać w tym momencie podejmowania decyzji…dopiero po fakcie niestety. Dlatego to co pomaga gdy już nas trzepią emocje i gdy już przechyla się  w nas decyzja na instynkt samoobrony- wtedy miejcie odwagę, zbierzcie w sobie całą duchową waszą odwagę i moc by wrócić do pierwszego odruchu serca raz po razie i jeszcze raz aż do upadłego i wyczerpania sił. To jest ta droga na skróty to jest ten zdany egzamin…To jest to co jest tak cholernie trudne i budzi tyle emocji teraz w ludziach. Raz po razie jesteśmy bombardowani sytuacjami, które wyprowadzają nas z równowagi i wprowadzają zamęt na emocjach po to by wyplenić to co nie służy waszej duszy, co ją upadla, spowalnia, brudzi. Uczymy się tej miłości wyższej w  praktyce. I niestety czasem ledwo co, ledwo przełazimy przez jakiś szczebel, i trzeba go powtarzać na różnych sytuacjach by nauczyć się odwagi w postępowaniu z miłością. Pierdu mierdu, znów tak wzniośle ktoś pomyśli, ano tak, bo w praktyce to właśnie się dzieje teraz i tylko widać jak padamy z hukiem, czasem przechodzimy, przeskakujemy po to tylko żeby sprawdzić się w jeszcze trudniejszej sytuacji. I jeszcze jedno, nie ma czegoś takiego jak teraz egzaminy zaliczone to sobie odpoczniemy, można zwolnić tempo. Właśnie nie, nie można, trzeba nauczyć się utrzymać te wibracje, ten poziom postępowania w codzienności…i teraz dostajemy zadyszki, żeby tak wyrobić rytm serca żeby można przebiegać bez zadyszki ten dystans i zwiększać tempo i możliwości…. PS biegania tez nie lubię, i wyzwań, a to akurat moje lenistwo, niechęć do  wizji ciągłej pracy nad sobą, i jeszcze obawa, że nie zdam- nikt nie lubi widzieć siebie przegranym…. I wszystkie te nasze cechy niestety nie są teraz zbyt pomocne, są raczej jak ciężki plecak, z którym biegniemy przeskakując przez płotki na długi dystans, w końcu trzeba będzie go zrzucić, bo się wyrżniemy nosem w ziemię…

Ok tekst już jest i tak wystarczająco długi, ale szczery i prawdziwy z mego punktu widzenia na te czasy. Czasy, w których tyle się dzieje, że nie nadążamy z przerabianiem, mam wrażenie, tak istotne że boję się pomyśleć co będzie jeśli nie podołam, poddam się lub coś przeoczę… A jednocześnie to nasza zwykła szara codzienność. I to jest właśnie ten niesamowity wymiar istnienia rozgrywający się na bieżąco, właśnie tu i teraz.

Powodzenia wam i sobie życzę :).

Magdalena Janczewska

PS jakbym miała do czegoś porównać ten ewentualny przeskok, którego możemy teraz dla naszej duszy dokonać , to trochę przypomina to teleportację, zamiast mozolnej podróży samochodem po drodze z jednego punktu w drugi.

Brak komentarzy