wrz 13 2018
Obserwator i kreator zdarzeń? Moc działania i niedziałania
Wydaje się że wciąż ładujemy się w kłopoty w punkcie bycia dzieckiem gdzie ‘chcę, chcę’ przesłania nam cały świat, i uzyskanie tego co nam przyszło do głowy jest po prostu wszystkim. Od dziecka jesteśmy kreatorami zdarzeń i uczymy się tworzyć naszą rzeczywistość na podstawie doświadczeń, przyglądając się jaki wynik daje moje chcę. Uczymy się co się opłaca ale i co oddziałuje na moją kreację, uczymy się zasad wszechświata, z czasem zaczynamy postrzegać innych kreatorów uczestników zdarzeń, którzy też wpływają na nasza kreację. W końcu wyciągamy wnioski, że nie jesteśmy jedynymi twórcami rzeczywistości… Chwilę później rozumiemy że jeśli czekoladka jest jedna a dzieci wokół pięć, to w zależności od siły determinacji i oceny sytuacji, środków, intencji wytworzy się sytuacja krzywdy, zadowolenia, lub ugody, każde dziecko doda swój potencjał i wytworzy się wypadkowa chcących czekoladę :).
Osoby bardzo ostrożne w kreowaniu zdarzeń jako dorośli przeważnie odebrali ciężką lub dokładną lekcję co do warunków tworzenia zdarzeń i wykształcili tzw. zmysł obserwacji zorientowany na innych uczestników- kreatorów, lub w poprzednich życiach tudzież w tym dobrze zapamiętali pewne istotne czynniki, zasady tworzenia rzeczywistości, które nagięte na własną korzyść tylko pozornie tworzą dla nas przyjazną rzeczywistość i zaspokajają potrzeby. Bardzo często ludzie o wysokiej wrażliwości, czy stopniu etyki, poczuciu tzw. moralności, sprawiedliwości społecznej, nauczyli się dużo wcześniej lub przyjęli tę informację w linii rodu, że kreacja jest współudziałem i tylko jeśli inni współuczestnicy będą równie zadowoleni jest szansa na powodzenie przedsięwzięcia i rzeczywistą kreację, która nie wytwarza długu, wielu odnóg rat do spłacenia, czyli nie piętrzy dodatkowych trudności na drodze karmy, życia duszy…
Kreator nie zawsze musi zdawać sobie sprawę jasno z konsekwencji swoich działań, w zasadzie gdy nie widzi wyraźnie ciągu przyczynowo skutkowego w linii prostej, a następnie wielowymiarowo…wówczas można by rzec, że utknął na poziomie dziecka i tej nieszczęsnej czekoladki do podziału… Wówczas też lekcje, które go spotykają są mniej złożone, bardziej wyraźne, dobitne, oczywiste, tak by jasno dotarły do świadomości…im wolniej, dłużej się uczymy jednej lekcji tym przykłady będą coraz dobitniejsze, coraz bardziej dotyczyć wymiaru ciała… Ale też na tym etapie wymagania są mniejsze, gdyż nie wymaga się od pierwszoklasisty rozumienia matematyki na poziomie studiów, inny poziom inne wymagania oraz lekcje a także system oceniania… Dlatego nie ma co się użalać i oceniać, że ktoś ma lepiej czy gorzej od nas, bo nie wiemy czego dotyczy jego lekcja, i czym zapracował sobie na obecne warunki doświadczania.
W zasadzie im więcej pojmujemy tym poprzeczka się podnosi jak ze wszystkim w życiu, zatem im lepiej, łatwiej żonglujesz kreacją zdarzeń, im większą masz świadomość swoich możliwości kreowania tym większy poziom etyczny powinien za tym podążać, gdyż w przeciwnym razie można zrobić sobie i innym uczestnikom większą krzywdę i cofnąć się dużo dalej do kopalni niż było na początku. A stamtąd już trudno wrócić, gdyż łatwiej podciągnąć kogoś kto popełnia błędy z niewiedzy niż kogoś kto czyni je ze świadomością dojrzałą, z premedytacją wykorzystując swoją przewagę i napycha tym swoje odczucie wyjątkowości… Hmmm to troszkę jakby nauczyciel w zerówce napawał się tym że uczy cyferek rzesze maluczkich nie widząc, że niedługo uczeń dorośnie a może nawet przerośnie mistrza… To nie wyjątkowość to proces ewolucji. Lecz jeśli upieramy się by postrzegać czas liniowo wówczas zawsze ktoś będzie się wydawał lepszy na czyimś tle, podczas gdy patrząc spoza ponad linią wszyscy w końcu jesteśmy jednym punktem tyle, że na różnych etapach liny.
Kreator zdarzeń to ty, to ja, nasze dzieci, koledzy, rodzina znajomi, wszyscy… Ten kto pojął troszkę więcej, udało mu się wskoczyć szczebelek wyżej, ma obowiązek podać materiały do budowy, zatroszczyć się o tych, którzy czekają stopień niżej, zobaczyć jak to co on teraz buduje wpływa na tych poniżej i adekwatnie jak ten wyżej czy i w jaki sposób poda mu dłoń lub jej odmówi a może podetnie szczebelek ze złośliwością bo po co robić tłok w Niebie i odbierać sobie pozycje wyjątkowości na tle miernot… Jeśli coś takiego ci się przydarzy od razu warto zadać sobie pytanie kogo niedawno tak potraktowałem – co życie chce mi pokazać o moich uchybieniach? Niestety im wyżej się wspinamy tym poziom lucyferycznego samo zachwytu w temacie naszej wyższości kusi na różne sposoby i odbiera- stara się odebrać to co ciężką pracą uzyskaliśmy dla naszej duszy budząc pokłady pychy. Jak się ją budzi? Poprzez widzenie swoich możliwości jako kreatora… Nie wziąć w dłonie tego co się nam pojawia? Nie, nie o to chodzi, lecz o to by wziąć z pokorą i świadomością olbrzymiej odpowiedzialności oraz tego, że sam nie jestem godzien, ale gdy się zwrócę do tego co jest Rzeczywistym ukłonem w stronę darczyńcy wówczas widzę, że kreuję nie ja Kasia, Ania, Madzia, Staś Krzyś, tylko to co jest Istotą tych postaci. Kochani, ludzka świadomość zawsze musi złożyć pokłon w kierunku Najwyższej Zasady, Kreatora, Źródła zdarzeń… Boga i Boga wewnątrz. Inaczej szybko zbierzemy żniwo dziecięcych kreacji ‘ja chcę i już a reszta świata mnie nie interesuje’.
Im wyżej świadomość w pocie czoła wspina się by przedrzeć się ponad chmury niewiedzy, by zwalczyć w sobie dziecięce ‘ja chcę tylko sama dla siebie’, tym bardziej budzi się w nas świadomość obserwatora- mistrza. Nie chcę tu kłaść nacisku na słowo mistrz, bo każdy z nas nim jest gdy patrzymy poza czasem nie liniowo. A zatem gdy zaczyna w nas otwierać się świadomość obserwatora zdarzeń a nie tylko uczestnika i kreatora wówczas rzeczywistość zaczyna nabierać wielu znaczeń, to jak filmy 3D w kinach, zamiast czarno białych obrazków na początku historii kina. Widzimy wyraźnie pierwszy i drugi plan zdarzeń, widzimy że z tyłu ktoś też działa i wpływa na to co za chwilę się stanie, ba poostrzegamy że nawet ten kto nie działa bierze udział i też swoim nie działaniem przyczynia się do wyniku zdarzeń. Świadomość obserwatora uczy ostrożności w działaniu, uczy wyciszania krzykliwości i chciejstwa, na rzecz obserwacji. Po co temu człowiekowi to doświadczenie?, czy jeśli go zatrzymam, odbiorę mu możliwość doświadczenia tej porażki, tego upadku, bólu, tej przyjemności, nagrody, wyzwania, przyjaźni, miłości, zabawy, to czy na pewno zrobię mu przysługę? Czy jego dusza przez to nie straci możliwości odebrania cennej lekcji? Po co mu to doświadczenie? Następny krok to pytanie, czy Ufam, na ile ufam, że to co się dzieje jest zgodne z wyższym porządkiem, ma swój cel i jest zgodne z planem duszy…
Obserwacja z początku zalewa nas swoim bezmiarem odnóg i powiązań na jakie można patrzeć, zatyka wręcz, to trochę jakby się poszło pod wodę, zachłysnęło nią i łapało oddech zastanawiając się co się dzieje. W głowie szumi i kręci się od nadmiaru możliwości, opcji, powiązań… Ale w tym wszystkim jest sens, wyższy porządek, a jedyną drogą by się nie pomylić, jest nie poddawać ludzkiej ziemskiej ocenie zdarzeń. Dlatego nie osądzanie jest ważne w świadomości obserwatora by mógł spojrzeć na zdarzenie z punktu ponad czasem, z poziomu duszy, gdzie to co pozornie złe nabiera innego wymiaru, gdzie to co pozornie dobre, w danych okolicznościach może być ogromną krzywdą dla wielu ludzi. To jest właśnie największy dylemat obserwatora, mistrza, kreatora który uczy się na mistrza…. Jak dysponować wiedzą?, jak nie oceniać z poziomu ego, jak być świadomym uczestnikiem, jak nie dołożyć swoich 5groszy tam gdzie brakowało dla diabła żeby kupić sobie stołek ministra :). Jak nie popchnąć drzwi, na które 5 osób napiera żeby wejść do środka bo myślą, że czynią to dla dobra ogółu podczas gdy otwierają wrota piekieł zamaskowane pod ideą światła…a gdy my z naszą masą czyli potencjałem kreacji wesprzemy ich…przyczynimy się do otwarcia piekła na Ziemi.
W bardziej indywidualnych przykładach obserwator przeważnie pozwala innym kreatorom uczyć się na własnych doświadczeniach, stwarzać własną rzeczywistość bez oceniania czy jest dobra czy zła, bo rozumie że tylko gdy pozwoli doświadczyć efektu chciejstwa, zaspokoić pragnienie poznania i poczuje skutek, tylko wtedy zobaczy wynik i nauczy się czym to było dla niego. Samo opisanie jak smakuje gorzka czekolada nie wystarczy, w końcu to jest czekolada a co znaczy że gorzka, dobra czy nie? Samo opowiedzenie do końca nie zagłuszy pytania i tej wewnętrznej chęci poznania ale czym to naprawdę jest? I jak ja to odbiorę indywidualnie dla siebie? Dla Kasi może to i dobra najlepsza czekolada, a dla mnie może być okropna, wstrętna i nie mieć nic wspólnego z wyobrażeniem słodkości i rozkoszy jaka pojawia się na myśl o spróbowaniu… Ważne jest dawanie pozwolenia na doświadczanie, lecz nie znaczy to przyzwolenia na jawne ewidentne zło, które nie jest tu żadnym relatywizmem czy punktem obserwatora…tylko tym czym jest- uczestnictwem w czynieniu zła poprzez nie zaprzeczeniu mu. To jak patrzenie gdy ktoś katuje dziecko na ulicy i przechodzenie obojętnie bo to nie moja sprawa, jakie mam prawo się wtrącać?- masz, masz prawo, ba więcej obowiązek wystąpienia przeciwko krzywdzie ludzkiej, wyrażenie jawnie swego głosu jest nie tyle prawem co obowiązkiem. Jak już mówiłam wraz z możliwościami i wzrostem świadomości wzrasta odpowiedzialność, a zatem świadomość tego, że nie jesteś nigdzie przypadkiem ani nie jesteś przypadkowym obserwatorem, jako obserwator nadal się uczysz, nie tylko dawania wolności ale także reagowania zgodnie z najwyższym etycznym prawem miłości i niekrzywdzenia. To prawo nie pisane jak kod podstawowy duszy i jej przynależności do Boga Ojca, jaki ojciec taki syn. Im bardziej zbliżasz się do Domu tym bardziej przestrzegasz, przypominasz obraz Ojca, Domu. Moja przyjaciółka nazywa to reagowaniem swoim duchowym instynktem, pierwotnym, zgodnie ze swoim poziomem podstawowym poczucia miłości dobra…. W zasadzie o oczyszczanie z wątpliwość tego pionu duchowego walczymy, o zwycięstwo w nas w każdym punkcie czasu, na każdym zdarzeniu, w każdej sytuacji właśnie tej najwyższej normy etycznej miłości w nas. To jest ta ewolucja i przeskoczenie na wyższy poziom bytowania bycia tu, lub gdziekolwiek indziej. Pytanie nie gdzie ale jak, czym w istocie jesteś na ile jesteś w swojej Istocie… Na ile pozwalasz duszy zaniżyć swoje jestestwo i opaść, ubrudzić się tak by skarlała, by twoja ocena była poniżej poziomu z którego można się odbić do Ziemi, tak do Ziemi, bo niżej jest wiele poziomów upadku, a stamtąd trudno zobaczyć już jasno, tam ‘ja chcę i jestem wyjątkowy’ nabiera innego wymiaru…wymiaru piekła.
Ale wracając do punktu obserwatora i jego rozwoju, rzekłabym że niebezpieczeństwo tu jest dwojakie, można w jakiś niejasny sposób z lęku bądź mylnie rozumianego nie wtrącania się pójść w opcje obojętności, zablokowania empatii, bądź w opcję wyższości, o której już pisałam wcześniej, a która to budzi poczucie wyjątkowość, separacji, oddzielenia od całości.
Z pewnością najtrudniej na tej ścieżce jest decydować o działaniu i niedziałaniu, podczas gdy niedziałanie często jest skuteczniejsze :). Sadze że w wielu przypadkach obserwator uczy się na poziomie mistrza, że niedziałanie ale tylko w sensie oddania z najwyższym poczuciem miłości i dobra którego pragniemy dla jakiejś duszy i powierzenia tego pragnienia ale bez wybrania wyniku tej prośby, wizualizowania co byłoby tym dobrem, popychania w jakimś kierunku, kreuje zdarzenia z najwyższej półki poprzez duchową przestrzeń… To przestrzeń, której nic się nie oprze, to świadomość chrystusowa. Łatwo powiedzieć, napisać, lecz trudniej zrobić, bo osiągnięcie tego stanu utrzymanie go, podtrzymanie w duszy w czasie na poziomie gdzie nie wkrada się osąd, chciejstwo, złorzeczenie zazdrość, tzw. opłacalność, gdzie nie wkrada się znużenie i balansowanie na linie a co ja z tego będę mieć czy ile mnie to będzie kosztować….jest bardzo bardzo trudne. Lecz jeśli się nam uda wytrwać w tym stanie choć kilka sekund głęboko wierzę, że takie idealne westchnienie serca za czyjąś sprawą, totalnie bezinteresowne zdziała cuda, bo jest bezpośrednią linią telefonem do Boga :). A Bóg jest dobrem a dobro chce udzielać siebie i nie odmawia siebie czystej prośbie. I w głębi duszy wszyscy to wiemy bo inaczej nic nie ma sensu a dowodów na sens tej teorii wszechświat i dusze dostarczają w każdej chwili każdego dnia… Miliony istnień kieruje się odruchem dobrego serca i zmienia siebie czyli świat na lepsze, miliony wcieleń by ratować świat, czyli co? Czyli nas, dusze, naszych bliskich, nasze rodziny, nie ważne czy z tego wcielenia czy tam z nieba przestrzeni.
Obserwator ma trudne zadanie, musi zobaczyć swój udział we wszystkim, i gdy się boi swojej mocy, gdy zaczyna go przerażać to co może, to lepiej niż by miał popaść w samo zachwyt :). Bo to oznacza, że pokora go poprowadzi i nauczy gdy się powierzy, natomiast gdy uzna, że ‘teraz to ja im pokażę i urządzę, posprzątam tu wszystko jak już dawno powinny to zrobić te niemoty uważane za świętych’…to znaczy, że właśnie zamykam sobie pewną przestrzeń, przestrzeń zobaczenia Prawdy, widzenia . Każdemu wydaje się, że gdy wszedł poziom wyżej na drabince to już złapał pana Boga za nogi i teraz to on dopiero sobie pożyje, koniec roboty, same przyjemności uuuu a jak sobie poużywa… :). To jak z wakacjami, super, pocieszmy się chwilę, i do roboty…
Obserwator szybciutko doświadcza karmy i skutku działania, to tzw. natychmiastowa widoczność skutków działania. Czyli nici z wakacji. Jedziemy dalej… Tyle że inaczej, inne przybory, sposoby działania lub niedziałania, myśl, wewnętrzna modlitwa, westchnienie do Boga, powierzenie… To narzędzia obserwatora a nie nachalna kreacja zdarzeń, w stylu ja wiem czego ci potrzeba i zaraz ci udowodnię, że wiem lepiej niż ty co jest dla ciebie dobre- to zerówka w szkole obserwatora.
Innym przykładem nauki dla obserwatora, bardziej subtelnym jest opcja czy nagiąć jakieś zdarzenie pozornie nie krzywdząc nikogo, bo nie widać bezpośredniej krzywdy, bezpośredniego odnośnika na pierwszy rzut oka. Główną lekcją dla obserwatora jest postrzeżenie, że wszystko co jest służy czemuś i jest urządzane w taki a nie inny sposób po coś, czyli nie wchodzimy do pokoju i nie przestawiamy od razu mebli bo tak będzie wygodniej, lecz najpierw obserwujemy czy jeśli przesunę to biurko to będzie ciężko przy nim pisać bo słaby dostęp do światła albo ten fotel dalej to babcia będzie mieć problem dokuśtykać do toalety, a ten dywan to won, a potem dziecko będzie marznąć bawiąc się na podłodze… Innymi słowy najpierw obserwacja a potem gdy zobaczę co czemu służy mogę zastanowić się czy da się ulepszyć tę przestrzeń dla ogólnego wszystkich pożytku, pod warunkiem że ich wysłucham, bo jeśli w zasadzie oni nie chcą zmian bo wolą doświadczać własnej rzeczywistości w ten sposób, to ich wola. Można zapytać, pokazać, że babci będzie wygodniej gdy się przesunie fotel z drugiej strony wejścia żeby nie musiała omijać klocków dziecka na podłodze itp., ale nie nachalnie, to jak pokazanie jakiejś wizji, lecz decyzja jest nie obserwatora lecz osoby, której dotyczy bezpośrednio zdarzenie… Tak działa poziom ducha, nieustannie szepcząc nam do ucha, pokazuje poprzez nasze myśli, idee, zachęcając w środku poprzez natchnienia do ulepszania naszego życia. Tyle, że my rzadko słuchamy własnych myśli, lub pomijamy je skutecznie bo wymagają nakładu wysiłku, pracy, bądź zmian, które nie zawsze są przyjemne i lekkie… Nie mniej jednak wymiar ducha jeszcze od nas nie odwrócił się plecami i dlatego nasza wędrówka ku wyzwoleniu dzięki Bogu trwa nadal.
Obserwator nie podejmuje decyzji za uczestnika, on pokazuje możliwości, bez popychania żadnych drzwi… Pomaga zadając pytania dodatkowe typu, zastanów się po co ci to potrzebne, czy bardziej chcesz potrzebujesz tego i czy będziesz z tym szczęśliwy naprawdę? W zasadzie główne pytania to czy jesteś szczęśliwy z tym czego potrzebujesz, w jakim punkcie cię to ustawi odnośnie życia i innych ludzi, jak wpłyniesz na rzeczywistość innych poprzez swoje działanie lub zaniechanie działania… Wszystko wymaga praktyki, także bycie obserwatorem i współpraca z wymiarem ducha, słuchanie tego głosu wewnętrznego i ufanie mu, uznanie, że warto walczyć o lepszą rzeczywistość duchową a nie czekoladkę dla siebie tylko, bo to złudzenie bazujące na pierwotnych instynktach – mam, chcę, poczuciu zagrożenia, braku- to poczucie wyobcowania i separacji, czyli przejście na minusowe, ego widzenie…To samo odcinanie się od przestrzeni jedności, ducha, obfitości, ufności…
Na koniec przypomniał mi się dowcip jaki słyszałam, a który idealnie pasuje do poziomu obserwatora, gdzie spotyka się dwóch księży i jeden mówi, że wierni prosili dziś żeby modlili się o deszcz, bo uprawy schną i susza niszczy plony a drugi mówi, że u niego prosili żeby modlili się o słonce i pogodne niebo bo dzieci jadą na wycieczkę i rodzice boją się, że będzie burza… Jaka na to rada? – to ty pomódl się o słońce a ja o deszcz… :).
Nie ty masz oceniać czyja prośba, potrzeba jest ważniejsza, ty masz ją tylko z ufnością oddać wyżej.
Obserwator musi nauczyć się wychodzenia ze skorupy lęku o siebie by wyjść naprzeciw zaufaniu… to chyba najtrudniejszy etap na drodze. Zaufanie otwiera prowadzenie, otwiera widzenie, otwiera naukę 'jestem dzieckiem Twoim, idę, ufam, oglądam świat na nowo tak jak mi pokazujesz, nie tak jak ja się upieram, by go widzieć przez swój osąd, ufam… Trzymam Cię za rękę i pilnuję by jej nie puścić, bo sam się zgubię szybko w gąszczu własnych niejasnych myśli i podejrzeń… Ufam, oddycham najwyższą ideą Boga, Jestem pokornie… Tu w Radości otwiera się życie i nikt na tym poziomie choć jest dla nas mistrzem tam nie nazwie się w ten sposób gdyż widzi ciebie jako mistrza równego sobie, a wszelkie nazwy są zbędne… Czas to tyko nas rozdziela… Bóg jest wszystkim, zbawienie jest kwestią wyboru, dokonało się.
Magdalena