gru 29 2014

Życie przeszłością…

Two of Cups DivineKażdy ma swoje życie a w nim jakieś troski i rozterki, przeważnie martwimy się o coś każdego dnia, zwykle te frapujące nas sprawy wymieniają się co jakiś czas, zamykamy pewne rozdziały i ruszamy dalej, by rozwiązywać kolejne. Czasem jednak czujemy się jak uwięzieni w pętli czasu, na smyczy, lub jak bezwolne pacynki poruszane przez wielkiego pacykarza – to karta Wisielca- zwykle, gdy pojawia się w rozkładzie to już widać, że bardzo trudno będzie przeskoczyć, ruszyć z miejsca tego punktu świadomości. Nasze oczekiwania czasem bardzo mocno nas blokują na jakimś jednym stadium, zatrzymują gdy uparcie trzymamy się jednej obranej z początku wersji rzeczywistości i nie chcemy zgodzić się na dopuszczenie innego obrazu jutra. Nasza stara dobra projekcja pielęgnowana przez lata, która wydawała się nam spełnieniem marzeń, i receptą na szczęśliwe życie, jakoś przestała działać po latach.

Nie wiadomo kiedy i jak to się stało, ale on już nie był tym, kogo widziałam w moim śnie, a ona zmieniła się nie do poznania. I jak tu teraz z dwóch odmiennych snów stworzyć ten sztuczny twór, który nadal tkwi w pamięci i pod który staramy się na siłę wpasować całe życie. Bywa tak, że ideał ulega przekształceniu w miarę biegu czasu. Doświadczenia, relacje, cechy charakteru, świadomość ulega zmianie, niczym rydwan posuwamy się wciąż do przodu, nie stoimy w miejscu…i tylko się nam wydaje, że możemy się zatrzymać lub przedłużyć jakąś projekcję w nieskończoność… A dzieci rosną, mąż, żona się starzeje, zmieniają się nawyki, zmieniają się marzenia, bo trudno, by ten chłopak, w którym się zakochałam, po czterdziestu latach wciąż marzył o skoku na bungee.

Z biegiem lat, nasza energia zwykle wyhamowuje, zmienia swoją jakość, kreuje zdarzenia ale z innym celem, zmieniamy pierwotne wytyczne, chcemy żyć pełnią życia jak każdy, ale ta pełnia może już znaczyć coś zupełnie innego. Problem pojawia się wówczas, gdy w pewnym sensie umyka nam ta zmiana, gdy dążenia dwóch energii są trudna do połączenia, gdy podświadomie dążymy już w przeciwne strony i nie przykładamy uwagi do tego, by spróbować zauważyć gdzie on, ona idzie, czy chcemy nadal tego samego lub czy w ogóle możemy się spotkać po drodze. Bywa tak, że czasem jedna ze stron ma lepsze zdolności adaptacyjne, jest bardziej elastyczna, lub nie wytworzyła swoich obrazów projekcji na tyle silnych, że z przyjemnością pójdzie za naszym śladem, poda nam rękę i powie- ‘Tak, chcę z Tobą realizować to marzenie, wspólnej rodziny, wspólnego wyjazdu, założenia razem firmy, stworzenia jakiegoś dzieła’.

Niestety, nie zawsze mamy to szczęście, że w porę uda się nam świadomie dostrzec, różnice pojawiające się na wspólnym płótnie w związku. Czasem druga połowa na tyle się oddaliła, a my w pewnym sensie przyzwoliliśmy na to, idąc w swoją stronę z wysoko uniesiona głową, zamykając się w środku, broniąc swojej wizji początkowej, że nie przyjmujemy absolutnie żadnych opcji zmian w naszym planie na życie. Wówczas pojawiają się ostre rozdźwięki, poczucie wyobcowania, druga osoba raptem staje się nam obcym, który z nami mieszka, a my stajemy zszokowani i dziwimy się kiedy, jak, dlaczego tak się stało? Dlaczego on, ona się tak zmieniła, przecież na początku było nam tak dobrze ze sobą, mieliśmy wspólne marzenia, plany, a raptem on się z nich wyłamał- pojawia się poczucie zdrady, poczucie krzywdy i opuszczenia.

Mało kto się nie zmienia wcale, jesteśmy tu po to żeby się zmieniać-żeby się rozwijać, żeby poszerzać horyzonty naszej świadomości i ubogacać nasze ja, uczyć się kochać w różnych odcieniach, poznawać smaki miłości, i jej naturę. Czy można naprawdę powiedzieć, że miłość mówi, albo idziesz za mną albo się nie znamy? Czasem kochać znaczy też pozwolić tej drugiej osobie realizować swoje marzenie bez naszego udziału…

Najtrudniej jest, gdy obie osoby mają swoje jasne wytyczne, wizję na życie, na bycie razem, i nie są wstanie pogodzić swoich projekcji. Żadne nie godzi się na kompromis, na przebudowę swego świata, i nie musi… Czasem bywa tak, że łatwiej jest odejść w swoją stronę i spróbować zbudować ten obraz, o którym całe życie marzymy niż budować czyjąś wizję i wiecznie czuć, że się coś poświęciło, że nie spełniło się marzeń, że zawiodło się siebie i płakać w środku z poczuciem doznanej krzywdy.

W dzisiejszych czasach mamy bardzo dużo opcji wyboru i możliwości spotkania, poznania kogoś. Póki nie krzywdzimy innych, nie ranimy dzieci, póki jest jeszcze sposobność, by wybrać inaczej, bez sprawiania wielkiego bólu niewinnym…tyle jest dróg na mapie życia, tylu ludzi poszukujących kogoś, z kim mogliby razem tworzyć obraz własnej wspólnej rzeczywistości. Być może na pewnym etapie życia, po siedmiu latach w luźnym związku stwierdzacie, że czas podjąć decyzję, w tę stronę albo oddzielnie. Gdy wasze dusze marzą nadal wspólnie a serca wyrywają się do siebie radośnie to jest pięknie. Gdy ręce nadal poszukują ukradkiem połączenia w tłumie, żeby choć poczuć swoje ciepło (w gronie moich znajomych jest takie piękne małżeństwo które, delikatnie, by nie przyciągać spojrzeń innych podaje sobie dłonie, by przypomnieć sobie o swoim cieple- pozdrawiam Anetę i Grzesia). Kiedy jednak bylejakość, brak poczucia więzi, i tzw. zimna kalkulacja to jedyne co istnieje, a nie ma jeszcze żadnych zobowiązań wspólnych, to po co je tworzyć? Bo taki jest wymóg społeczny, bo coś trzeba przecież zrobić, bo z kimś trzeba mieć to dziecko a lata lecą? To schematy-pułapki życiowe, to jest budowanie własnej wizji obrazu nie na podstawie tego, co w duszy gra ale na podstawie ogólnych społecznych schematów, myślokształtów- to poddawanie się trendowi na dziś, lub naciskom otoczenia bez uwzględniania prawdziwych pragnień swego Ja. Nie wolno nam godzić się na bylejakość, na brak szacunku względem własnego JA, jest to też, w pewnym sensie, brak szacunku wobec drugiej osoby-bo godząc się na związek tylko po żeby był, to oszukiwanie siebie wzajemnie. Moi rodzice nazywali to-przechodzonymi związkami:).

Niekiedy zagonimy się tak, zawiesimy niejako na obrazie, wizji wspólnego życia, który na początku spełnia nasze wymogi, że nie potrafimy go odpuścić nawet, gdy druga strona ewidentnie daje nam do zrozumienia swoim zachowaniem i traktowaniem nas, że to już koniec. W takich sytuacjach częściej kobiety godzą się na rolę tej drugiej, aby tylko podtrzymać to, co kiedyś było piękne ale już takie nie jest. To jest właśnie życie przeszłością… Nie widzimy, że to już nie ten sam partner, że nieraz już nie kocha, że czeka aż pozwolimy mu odejść, aż puścimy. Mimo ‘wypalenia’ się pewnych opcji, braku szacunku, o miłości już nie mówiąc, zostaje jednak przyzwyczajenie, zostaje kurczowe trzymanie się czegoś, co jest odtwarzaniem starej projekcji-To jak odtwarzanie tej samej płyty, którą słuchamy już sami, bo druga strona nie czuje już tego rytmu. Gdy mimo to, nie chcemy rozejrzeć się za czymś nowym i wpuścić nowej jakości, otworzyć na przyjście nowej muzyki, na wysłuchanie innej melodii (przecież może się okazać, że będzie piękniejsza!), to marniejemy, zapętlamy się, dusimy, i zrzucamy winę na wielkiego pacykarza lub na drugą połowę.

O ile druga osoba może być winna odejścia od nas, a także odwrócenia się od naszej wspólnej wizji, to nic już nie usprawiedliwia naszego wyboru, by tkwić nadal w takiej relacji, w tym zapętlającym się kole oskarżeń (mówię tu o wolnych związkach partnerskich bez dzieci- dzieci to już bardziej skomplikowany temat, i dochodzi aspekt miłości innego typu, odpowiedzialność rodzicielska-to temat na inne spotkanie).

Nieraz karty pokazują ewidentnie, że siedzimy zamknięci we własnym domu, we własnych wizjach, poglądach, schematach, i czekamy… Przygnębienie, bylejakość, niechęć do puszczenia drogiej wizji, w którą uparcie wierzymy i zainwestowaliśmy tak wiele wysiłku, więzi nas w miejscu. Ale gdyby pomyśleć o tym, że te lata minione wcale nie są stracone, bo przecież mieliśmy się spotkać, i spróbować razem na tamten czas zbudować to, co oboje widzieliśmy poprzez siebie. Na tamten czas nasze energie się przyciągnęły i mieliśmy czym się wymieniać, podtrzymywaliśmy się wzajemnie, napędzaliśmy się do pozytywnych zmian, do rozwoju, do piękna. Ale ten czas być może minął, być może gdzieś po drodze on, ona zobaczyli inną ścieżkę, ciekawszą, kuszącą, pachnącą inaczej, brzmiącą ciekawiej. A my nie chcieliśmy tracić czasu i kompletnie nie rozumieliśmy tej nowej fascynacji, która przemieniła obraz partnera. Wtedy zatrzymujemy się, bo nijak nie wiemy jak dalej iść w pojedynkę, kiedy ta droga była dla dwojga…a on już częścią siebie odszedł w inną stronę, a tu zostało tylko puste wyobrażenie. Czasem zajmuje nam trochę czasu, by się pogodzić z tym, że musimy nanieść zmiany na obraz naszego wymarzonego życia, a czasem jeszcze więcej by zdać sobie sprawę co ma być Teraz na tym obrazie, i uwierzyć że może znów być piękny, choć w innej jakości… A nawet, że za parę kilometrów, metrów, a nawet kroków (wszystko kwestia tego jak szybko jesteśmy w stanie puścić i otworzyć się na nowe z ufnością) połączymy się z kimś znowu dla wspólnego tworzenia. Tylko zaufaj…pozwól przyjść nowemu, nie bój się zranienia, na tym planie nic nie trwa wiecznie, tworzymy stale nowe, lepsze, doskonalsze, lepiej unaoczniające nas obrazy. Gdy się tak popatrzy, można przebaczyć i puścić przeszłość jako coś, co miało swój czas ale już się wypaliło, tylko my to sztucznie sami podtrzymujemy.

Gdy już odważymy się i podejmiemy decyzję, że podejmujemy się na nowo tworzenia, może nas zadziwić jakość naszego nowego obrazu. Jeżeli dopuścimy do siebie myśl, że możemy go jeszcze namalować, że czas to tylko złudzenie, że możliwości są nieograniczone, gdy serce chętne, dusza woła, a myśl przyciąga bardzo silnie do swego nowego obrazu-dzieła, wówczas musimy spotkać kogoś do naszej energii dopasowanego.
Zawsze przyciągamy to, co w nas najsilniej woła, tylko zawołaj…

Magdalena

Brak komentarzy