lut 08 2019

A za co ty siedzisz w piekle, zapytał mnie kolega z celi? – Za milion błahostek …

W życiu w większości Wielkie zmiany, wielkie przełomy uwidaczniają się w drobiazgach. Dziś kopniesz kamień a jutro jakaś planeta się potoczy… Małe drobne tzw. nic nie znaczące nawyki cechy, są gigantami, które zmieniają rzeczywistość. W dużej mierze to nasza lekcja na te czasy, zobaczyć siebie i swoje tzw. dziwactwa, przegięcia, drobne zwyczaje, które uniemożliwiają nam zajrzenie za kutynę nowej jakości życia. Ludzie często przeoczają to co wymaga naprawy kierując wzrok ku zmianom, ku nowej wizji siebie, nie widząc, że to co blokuje wyjście z bagna, co ciągnie lub zatrzymuje to małe drobne przyzwyczajenia, za którymi stoją olbrzymie programy. Z reguły też mamy świadomość tego czy to jest właściwe czy nie, ale uznajemy, godzimy się w sobie na te cechy tzw. naginania bo uznajemy je w jakimś sensie za przydatne lub niegroźne, tzw. nieszkodliwe… Nic bardziej mylnego. Pod małym wierzchołkiem kryje się wielka góra lodowa wybudowana na bardzo solidnej podstawie, zdziwić się można do czego można się u siebie dokopać. Głupie drobiazgi…jak odpowiadam sprzedawczyni, jak przyjmuję prezent, który uważam za mało adekwatny, czy zbawiam świat na siłę każdego dnia…a może widzę lepiej niż inni co tu trzeba, ważne jedynie co tu i teraz a jutro co mnie obchodzi? Kto przyjdzie tu jutro i czy zostanie mu most do przejścia? Komu podaję rękę a kogo unikam, czy zawiązuję karmę z każdym spojrzeniem niechęci? Czy jest coś, cokolwiek co nie ma znaczenia? Nie ma. I nie chodzi by tak się na tym zakręcić żeby zwariować kompletnie…ale żeby nie traktować tego jako wymówki do folgowania sobie w sowich tzw. przyjemnościach –słabościach, wadach. Tłumaczymy często, że za dużo tego naraz żeby ogarnąć…. W zasadzie wszyscy po trochę tak robimy, ale wówczas nie powinniśmy mieć pretensji, że świat nas tak traktuje lub że moje życie nie chce ruszyć w żadną lub dobrą stronę.

Gdy patrzę ile z człowieka potrzeba dobrej woli i ile wew. decyzji by pokonać swoją wolę w milionie drobniutkich niby nic nie znaczących decyzji, to wydaje mi się, że wykonujemy gigantyczną pracę, wręcz niemożliwą do udźwignięcia, ale gdy popatrzę że dzięki tym drobiazgom mogę przenieść góry jak pracowita mróweczka i nie potrzeba mi supermana żeby zmienić mój świat, to widzę olbrzymią szansę na wyciągnięcie ręki o którą każdy modli się w duchu. Milion decyzji na tak….milion razy pokonać własny opór w okłamywaniu siebie. To jest przecieranie nowych ścieżek do nowego ja.  Nie magiczna wróżba czy magiczne zaklęcie, ale moje milionowe decyzje, jak cegiełki w murze chińskim układane siłą woli, postanowieniem na Tak. Wystarczy tylko i aż środek zainteresowania ciężkości przenieść z ja w centrum gdzie wokół mnie orbituje świat i ludzie, do ja w każdym punkcie. Wtedy nic co robię, nie jest odosobnione lecz jest mną po tzw. drugiej stronie barierki. Kupuję kawę na stacji, sprzedaję sobie kawę na stacji… Biorę to co nie da się zauważyć z ogólnej puli energii, zabieram małą cząstkę taką promocję, gratis….kto jej nie dostanie, komu nie starczy, kto dopłaci za to, że ja mam za mniej?

Przyjmuję bez oczekiwania, że mi się należy więcej niż jemu, im, przyjmuję z wdzięcznością… Nic nie ubywa…

Dziś podaję rękę temu człowiekowi, jest nieprzejednany, trochę szorstki w obyciu, właściwie nie bardzo go lubię, ani nie identyfikuje się z nim, ale jakoś los tak styka nas ze sobą i daje mi zawsze możliwości by razem coś przepracować, zrobić. Nie lubię tego czasu za bardzo, sprawia, że muszę przekraczać własne granice, czuję się niekomfortowo, on stawa mnie w sytuacjach, które mnie drażnią, powodują że robię lub muszę działać tak jak nie lubię, wybija mnie ze mnie… Musze uczyć się asertywności albo iść na kompromis…. Nie chcę go spotykać, z nim pracować ale w sumie nie chcę również odejść, niech on odjedzie…. Idę dalej w każdą nową sytuację, wydarzenia jakie mnie z tym człowiekiem łączą na drodze życia i staram się jak najmniej pogubić siebie i swój system wartości, choć Bóg jeden wie jak bardzo kusi mnie żeby go zostawić, żeby patrzeć jak się potyka, jak wraca do niego to co robi w formie jego lekcji…ale auuuu, jego lekcje mają wpływ na mnie i odbijają się rykoszetem, a ja nie chce cierpieć, zaciskam zęby i nadal podaję dłoń …. Czy usłyszę dziękuję? Nie. Cieszę się jak nie odbija się to na mnie wyrzutem. Z czasem dostrzegam, że już nie musimy iść razem, nasze drogi się rozchodzą, nie mam już chęci pozbycia się tego człowieka ze swojej przestrzeni za wszelką cenę …raczej rozumiem go, nie pochwalam ale rozumiem, nawet dobrze mu życzę, nawet mam coś co mogę nazwać dozą empatii, szacunkiem… Zaczynam łączyć swoją energię, asymilować się z jego częściami, które pojmuję w nim. Co jakiś czas życie nas nadal styka, lecz okres dynamiki przeminął – każde wzięło, wyciągnęło, przerobiło z drugim tyle ile się dało. Zawsze do przerobienia jest jedno – Zrozumienie, bo zawsze coś z jego schematu znajdę u siebie…choć bardzo bardzo bym nie chciał.

Odchodzę do innych spraw i ludzi, ale ta postać na zawsze już odbiła się w moim wyrazie energii, choć tego nie widzę, działam i myślę tak jak myślę, bo coś we wspólnym odcinku drogi razem w nas ukształtowało taką postawę, wartości, rozumienie świata, reakcje.

Pojawia się w końcu zupełne przeciwieństwo tej energii w moim życiu, tę osobę  podziwiam, w nim jest tyle miłości i szacunku do człowieka, doświadczeń, które ukształtowały w nim pokorę i to co dziś najłatwiej stracić- nadzieję w ludzi… Myślę, że nie dorastam mu do pięt i wspólne spotkania to jak stanie przy profesorze i próba dogonienia czegoś co mi umyka, bo rozumiem że za  mało wiem, odbyłam lekcji by pojąć kurs na tym poziomie. Wtedy spotykamy razem mój pierwszy wzorzec, dawnego znajomego, z którym z ulgą się rozstałam…. Ten, który dziś wydaje się aniołem wskazuje tamtego i mówi – on to ja, dziękuję że mnie podprowadziłaś, bo nie byłbym teraz sobą. Teraz ja podam ci rękę, chodź dalej, wiem, czujesz się teraz jak on wtedy gdy szłaś obok, a mimo to chodziłaś ze mną… Świadomość fika fikołka ze zdumienia, ten tzw. gorszy, trudny, niespecjalnie szlachetny człowiek, to teraz ta postać ze światła, przybył spoza czasu i przestrzeni swoją częścią, w tej postaci, bo jego wdzięczność za te chwile irytacji na niego, które nie zwyciężyły nad moim wew. Ja przygnała go tu by otworzyć mi drzwi do innej przestrzeni. Tu już starczy, mówi, chodź, pójdziemy dalej….

I samemu nigdy nie dojdziemy nigdzie, bo nie ma czegoś takiego jak sam, sami, samemu, ty to on , on to ja, stale się wymieniamy i otwieramy siebie na nowe światy, połączenia z nami, a raczej po prostu uczymy się je postrzegać, bo one po prostu są. Co ciekawe czas jest tu tylko zabawką, w zasadzie służy tylko w ramach naszego ograniczonego myślenia w tu. Tak naprawdę on jest i tym i tamtym, twoja decyzja dziś już przebyła całą przestrzeń czasu, eony lat i jest widoczna w tej chwili. Cegiełka po cegiełce…Sama w życiu bym sobie tych drzwi nie otworzyła, wręcz nie przeszłabym dalej, bo nawet nie wiem, że jest to dalej, nie widzę tego dalej, ale ona, on czuje za mnie tak jak ja czułam za niego…Ile razy jesteśmy wentylem dla czyjejś złości, ile razy jesteśmy czyimś policjantem przed popełnieniem zbrodni, ile razy jesteśmy czyimś aniołem w drodze do piekła, ile razy mamy w nosie siebie mijającą mnie na chodniku, ile razy nie chcę zobaczyć jego w tłumie, ile razy nie obchodzi mnie co się z nim stanie…bo mnie to nie dotyczy. A on nie może przyjść po ciebie, bo ty nie dałaś mu uprawnienia do znania siebie, więc jak może przyjść z twojej przyszłości i otworzyć ci drzwi do niej?

Czasem już się po prostu nie chce podejmować kolejnego wysiłku, zobaczyć kolejny most, przejść kolejny razem, samego siebie, znowu coś naprawiać…. Wszyscy mówią jak to świat jest pięknie powiązany, ludzie ze sobą itp. I już mam czasem dość powtarzania tego wkoło, bo wydaje mi się to czymś co spływa jako słowa bez dogłębnego uświadomienia sobie w codziennym życiu, zwykłych czynnościach wymiany. Idę do lekarza, co z tego że w zawód ma wpisany pomaganie ludziom- bądź człowiekiem, w moim dziecku zobacz swoje, idę do sklepu, spadł towar z półki, uszkodził się- nie chcę go kupić bo jest uszkodzony ale w sumie stać mnie i nawet zanim się uszkodził podobał mi się…..nie muszę go kupić, mogę wręcz wykazać swoje oburzenie albo zażądać zniżki, albo wyjść, sklep wyreguluje…ale co znaczy ‘sklep’ i jak ta energia się przemieści w ogólnej puli wymiany? Ja to widzę a ty? Ile rzeczy po drodze tzw. wypróbujesz- zużyjesz zanim weźmiesz jedną a koszty reszty poniesie kto inny? A może ty, na pewno ty lecz z puli której nie pojmujesz…Drobiazgi…wymiana wiecznie trwa, nieważne czy widzisz czy nie, czy chcesz zobaczyć czy nie…. Nie zmienisz podstaw życia, rzeczywistości, prawdy, tylko dlatego że nie chcesz widzieć. Zrozumienie co we mnie sprawia, że coś tracę a coś zyskuje, że ludzie mnie przyjmują z otwartymi rękoma lub nie, że mam lub nie. Ostrożnie stawiaj stopy w czyimś- swoim świecie, bo depczesz czyjeś swoje marzenia, plany, uczucia, światy.

Drobiazgi – na nich zbudowany jest wszechświat, nawet kichnięcie ma znaczenie, i zawsze można być jeszcze lepszą wersją siebie, chyba że się nie chce, a wtedy zwykle mamy pretensje, że inni nas źle traktują lub pomijają…lub że stale musimy walczyć o swoje, bo przecież skoro nikt nie jest ze mną to musi być przeciwko mnie. Dopiero faktyczne zobaczenie, powiązanie, że on to ty z przeszłości bądź przyszłości, że łącznikiem pomiędzy wami jesteś ty…zmienia pogląd o indywidualności i oddzielności.

Pamięć o byciu w jedności i harmonii jest w nas ponadczasowa i niezależna od wydarzeń, to ostateczny cel, natomiast teraz środkiem jest widzenie tego co łączy, nawet z tym czego się nie chce poznać jako część siebie :).

Wybaczyć sobie jest z reguły łatwiej niż komuś, wybaczyć kochając jest jak dawanie prezentu dziecku- to czysta przyjemność. Natomiast wybaczyć czując lęk, niechęć, dzielące nas światy jest torturą droga przez mękę, jest łańcuchem karmy. Stąd rób sobie prezent codziennie dostrzegając siebie tam gdzie zaiste jesteś….a uwolnisz się od karmy.

Miłość to motoryka prawego działania i klucz do zaświatów, natomiast wybaczenie toruje jej drogę, chodzą razem jak dwie przyjaciółki oczyszczając drogę i horyzont ze złudzeń nienawiści i lęku. Dobrze zawsze przywoływać je w sobie dopóki nie poznasz, że są twoim prawdziwym Ja.

To leży u podstaw, to fundamenty naszego domu, a wszystko co dalej jest jest już mniej lub bardziej mętną wodą, do której domieszał się osad, muł, piach i kamyki naszych osądów… Przesiewamy teraz naszą rzeczywistość z tych niejasności, by na nowo zobaczyć swoją czystość w Jedności. To to On, On to Ja, My to mieszanka swego Ja.

Czy to taki wysiłek podać dłoń sobie samemu? Czy to Taki wysiłek wejść po swoje dziecko do ciemnej dziury żeby wynieść je na światło dzienne? Czy to taki wysiłek pocieszyć swoją babcię? Czy to taki wysiłek zobaczyć siebie w nich? Większość ludzi widzi, to wydaje się bliskie, natomiast kawałek dalej już się wydaje daleko, a to wciąż to samo. I to jest ten kolejny etap w drabinie do Nieba, już czas widzieć to samo kawałek dalej od siebie, poszerzać granice świadomości swego Ja, to właśnie najbardziej uwidoczni nasze niedoskonałości w codzienności, nasze niedopatrzenia względem innych…i ukaże dlaczego jestem w takiej jakości doświadczania tej codzienności.

Bądź wyrozumiały dla siebie w każdy wersji, a twoje Zrozumienie szybko wyniesie cię ponad poziom doświadczania karmy.

Magdalena

 

 

Brak komentarzy