sty 09 2019

Czas odkłamywania rzeczywistości i podejmowania wyborów

Niebo to stan, nie miejsce…. Piekło to też stan, który nieraz dużym wysiłkiem woli podtrzymujemy by zatrzymać to co wydaje nam się najlepsze lub nie dopuścić do realizacji tego czego się boimy.

Mówi się, że do Nieba nie da się wejść w pojedynkę, z nienawiścią w sercu, nie kochając nikogo, że bramy otwierają ci których kochamy, nasze życzliwe spojrzenie odbite w lustrze spojrzenia drugiego człowieka. Jeżeli widzimy to co jest naszym odbiciem to zaiste do Nieba wchodzi się poprzez ujrzenie siebie w drugim człowieku. Jeśli każdy jest nami i każdy jest bramą, to możliwości jest wiele…. Choć ostatnimi czasy mam wrażenie, że ludzie uparli się by udowadniać sobie, że piekło jest tu na Ziemi i jest realne dla nich. Niektórzy wcale go nie postrzegają, choć ten rok nazywany przez moje koleżanki rokiem odkłamania siebie samego zaiste będzie ciekawą próbą dla niejednego świata…. Jeżeli dotąd czegoś nie dostrzegaliśmy lub starannie omijaliśmy by tego nie dojrzeć, spotkać, bądź nie mieć z tym do czynienia, teraz zapewne wpadnie to na nas z impetem nie dając się obejść ani zignorować. To co trzymaliśmy za zamkniętymi drzwiami zacznie tzw. przeciekać i wylewać się na zewnątrz. W praktyce trzeba będzie stawić czoła własnej rzeczywistości, i podjąć decyzję, gdyż czas zwlekania dobiega końca.

Mamy teraz czas, w którym widać jak na dłoni to co zalegało w naszych szafach od lat, czego już nie trawimy, jakie reakcje i dlaczego budzą we mnie inni, jakie mechanizmy w naszym życiu powodują, że ono kuleje, czego na dziś potrzebujemy by uznać, że jesteśmy szczęśliwi w swoim świecie, a czego już nie potrzebujemy, a co wręcz nam szkodzi. Czas przyglądania się sobie wnikliwie, ale nie tylko analizy, lecz natychmiastowej korekty, bo teraz każda sytuacja, która jaskrawo będzie rozgrywać się na naszych oczach będzie wymagać dokonania wyboru bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, jaki świat chcę dla siebie stworzyć, innymi słowy- jak teraz w tej sytuacji mam się zachować, co jest naprawdę zgodne ze mną z tym czego chcę. I tu dochodzimy do setna… wiedzieć czego się chce a gotowość na przyjęcie tego to dwie różne rzeczy. Nie zawsze też to co chcę jest dla mnie potrzebne do szczęścia i tu kłania się to odkłamywanie rzeczywistości. Gdy się zapyta alkoholika czy alkohol daje mu szczęście powie, że zabija rozpacz, smutek, żal. I tu widać że nie zawsze spełnienie pragnień jest tym co daje szczęście, lub że pragnienia są często mylnie ulokowane. Ten rok w zasadzie daje też możliwość przejedzenia się jakimś ulubionym posiłkiem, czymś czego nam dotąd brakowało, sytuacjami, ludźmi właśnie po to by zrozumieć dogłębnie czy to jest to czego chcemy dla siebie i czy to daje nam szczęście. To wyjście poza złudzenia, mamienie siebie samego zastępczymi historyjkami, gdzie można wmawiać sobie do końca życia, że faktycznie może i miał trochę racji z tym, że jestem dla niego niemiła więc w zasadzie to ja go sprowokowałam żeby mnie uderzył, chyba teraz muszę go pocieszyć i przeprosić bo teraz na pewno jest sfrustrowany a nie chcę żeby się przeze mnie źle czuł…. To jeden z przykładów absurdów jakie przyjdzie nam odkłamywać w naszych głowach, życiach. To czas trudny bo decydujący o tym jakiej jakości życia przyjdzie nam doświadczać później, od decyzji i chęci zobaczenia siebie realnie w prawdzie, zależy to jak będą wyglądać kolejne lata naszego życia.

Nie da się też wymusić na kimś by otworzył nam bramy Nieba, by wpuścił po znajomości, by przymknął oko na to, że chcemy coś przemycić do nowego świata ze starych programów, bo nie chcemy zrezygnować ze starych nawyków, przywilejów by zacząć w Nowym świecie nowe życie. Jakże wielu ludzi myśli, że są gotowi na nowy start, tymczasem rozpaczliwie trzymają się przeszłości, starych zasad, ciągutek, historyjek, nostalgii i marzeń, tego co wydaje im się ich rajem, a w rzeczywistości jest mirażem wabiącym na manowce. I niestety wielu by poznać, że  są to tylko miraże musi przejść przez pustynię, przejeść się przysłowiowym tortem lub pójść na milionową imprezę pełną obcych ludzi, z którymi po raz milionowy porozmawia o wszystkim i o niczym by dojść do wniosku że to jednak nie to… Nie każdemu też damy radę towarzyszyć w jego przeprawie przez pustynię do jego miraży, nie każda droga jest dla każdego, choć gdyby nie to że w końcu spotykamy kogoś na pustyni kto da nam łyka wody i wyjaśni misterium fatamorgany, do której się nigdy nie dochodzi…to krążylibyśmy wkoło. Niemniej jednak i tak nikt nie przemówiłby nam do rozsądku i żadne błagania świata zapewne nic by nie dały gdybyśmy sami nie przeszli tej pustyni, nie odwodnili się po drodze i nie doznali skrajnego wycieńczenia ciała i zmysłów. Cóż cenię ludzi za ich wytrwałość i upór, ale w niektórych przypadkach ta cecha ma olbrzymi minus. Ostatnio gdy byłam z wizytą u przyjaciółki zachwycił mnie jej kalendarz …hmmm akurat na ten miesiąc był ciekawy napis: ‘mądrość nie zawsze przychodzi z wiekiem, czasami wiek przychodzi sam’. Czasami wiek uwypukla z wielką jaskrawością to czego odmawiamy sobie- czego uparcie nie chcemy zmienić, i hołubimy ha najcenniejszy skarb nawet jeżeli ma nas to zabić… To troszkę jak chwalenie się chorobami na oddziale szpitalnym, kto ma gorzej i ile tych gorszych…

Jedno jest pewne, teraz jest dobry czas ‘energetycznie’ na przyjrzenie się wszystkim swoim hołubionym od lat programom na życie, mechanizmom obronnym, zasadom, i dania sobie prawa do podważenia ich ot tak. Żeby choć przez chwilę poczuć się inaczej, rozsmakować w chwili, w sobie, w innej jakości siebie. I wtedy zdecydować czy może jednak warto to zostawić, bo co mam do stracenia? Ale tak naprawdę co? Akurat ten rok sprzyja zmianom, odważnym decyzjom, ale takim które są zgodne z naszym wewnętrznym głosem, z odkłamaniem siebie, z intencja szczerą… Coś co dusiło i gnębiło od lat, teraz się ujawnia i można by uznać, że nas zaleje, że jest tylko gorzej…ale czasem gorzej jest potrzebne żeby przejeść się tortem. Wszystko co wypływa jest jak uwolnienie i szansa zarazem by zostawić stare za sobą i wejść w nowy rozdział bez długów, obciążeń, żalu… Lub dalej twierdzić, że twoja fatamorgana jest tam, za kolejnym pagórkiem. Siła urzeczywistniania człowieka jest wielka, lecz chcieć kolejnego cukierka, po którym rozboli mnie brzuszek, a odmówić sobie tego co szkodzi żeby w ogóle zobaczyć inne możliwości to lekcja dla nas na te czasy. Albo uznać, że nie wiem co jest dla mnie dobre i potrzebuję nowego rozeznania, rady, rozpoznania siebie w chaosie tego co wytworzyłem co myślałem że jest dobre dla mnie. Odpowiedzi same będą przychodzić, szybko, jedna za drugą w wielu sytuacjach, nieraz nieprzyjemnych konfrontacjach, wielu chcielibyśmy uniknąć ale ile można uciekać przed prawdą o sobie?

Od jakiegoś już czasu mam wrażenie, że wielu ludzi dziś wybiera jakby stali na granicy własnego piekła i Nieba, choć to wielkie uproszczenie, na granicy dwóch światów i z dramatyzmem walczyli albo o zachowanie starego albo o przeskok w nową lepszą rzeczywistość. Troszkę ten rok będzie przypominał taką schizofrenię duchową, gdzie człowiek rozpostarty pomiędzy światami będzie zmuszony do wybierania – lepszej wersji siebie lub nie…fatamorgany lub prawdy…odkłamywania swoich nawyków, tego co uważał za swoją prawdę, za swój dom, za swój raj….

Czasem jest tak, że gdy wszystko wypływa by zostać ujrzanym, i widzimy ogromne różnice pomiędzy dwoma światami, które z lepszym lub gorszym efektem szły razem, to te różnice wytwarzają przepaść, i teraz przyjdzie nam nieraz ocenić dystans w tej przepaści i to czy damy radę dokonać skoku. Czy damy radę zostawić to co mamy w plecaczku, bo z nim nie uda się przeskoczyć, za duży ciężar…. I walczymy ze sobą, rachujemy, analizujemy czy bardziej zależy mi na tym by zostać z tym plecaczkiem w swoim świecie starym ale w innym już składzie czy może przeskakuję ale zostawiam swoje skarby. I tu podejmujemy decyzję, czy te skarby są nimi naprawdę, i czym są dla mnie teraz na tle tego co widzę, dokąd te skarby przywiodły mnie w życiu na dziś, kim mnie uczyniły i czy w związku z tym na pewno chcę to zatrzymać? Gdy nie decydujemy się oddać, puścić….wówczas po prostu zostajemy w swoim świecie, idziemy dalej przed siebie, choć lżej nie będzie bo ciężaru nie ubywa, łączymy się z innym światami-ludźmi po drodze by przepracować naszą lekcję, która tylko narasta, z ludźmi którzy też zostali na tej drodze i bardziej współgrają z naszymi programami.

Ale… gdy decydujemy się oddać ten nieszczęsny plecaczek, do którego tak się uwiązaliśmy, mamy też ogromną szansę odmienić los, życie całkowicie, choć wymaga to wielkiego zrozumienia, że czasem strata wcale nie oznacza straty, ale przeskok w inny wymiar świadomości. Niemniej jednak ludzie boją się zmian, boją się puścić to co mają, bo nie widzą do końca co przyjdzie w zamian i na czas skoku muszą po prostu zaufać, Bogu, wymiarowi duchowemu, ich własnej duszy, która planuje ten skok…. Jeśli jednak strach przed nieznanym lub myśl, że wolę stanowisko dyrektora w piekle niż zaczynać od początku w niebie wygra…to idziemy dalej mozolnie aż życie za kilka lat postawi nas znów przed jakąś szansą odmiany świadomości. Jest jednak małe ale, teraz są czasy w ogóle w energetyce sprzyjające wielkiemu skokowi, czyli można przerobić w rok dajmy na to to co zajęłoby by nam normalnie 10 lat lub pół życia, dają szansę na odmianę –wyraźnie pokazując wzorce, które funkcjonują w naszym życiu czyniąc je nieznośnym, budząc rozpacz duszy, poczucie po prostu bezsensu istnienia. Wszystko będzie się teraz spiętrzać do granic wytrzymałości, ujawniać, poprzez sytuacje które wypieramy, nie lubimy a których dłużej już nie chcemy dźwigać. To szansa ogromna na zrozumienie, bo od zrozumienia wszystko się zaczyna, zrozumienia siebie, tego czego chcę a czego dłużej już nie chcę. A to puszczenie o którym mówię, zaufanie, nie oznacza bynajmniej rozbijania starych związków, układów w drobny mak, nie oznacza dobijania leżącego żeby już nam nie przeszkadzał…. Oznacza zrozumienie własnej roli w stworzeniu takiej rzeczywistości jaką widzę, własnego w niej udziału i postanowieniu czy dalej w niej uczestniczę w tej formie czy nie. Odpowiedź dla wielu osób może w tym roku oznaczać rozstanie, odejście, lub całkowitą przemianę osobowości, relacji, może być rozkwitem czegoś co wydawało się więdnącym kwiatem bez szansy na nowe życie. Ale za jaką cenę? Za cenę odkłamania siebie, swojej postawy względem ludzi i chęci zmieniania czegoś w sobie samym. Jeden podejmie decyzję gotowości, drugi powie, że jeszcze nie tym razem, że nie da rady jednak zostawić tego co ceni, choć wie że mu szkodzi, ale musi jeszcze kawałek przejść się po tej pustyni, jeszcze ze dwa pagórki do przodu i kolejna karawana, która go zapewni, że miraż to miraż, choćby nie wiem czym mamił. Sęk w tym, że czasem nie wystarczy wytłumaczyć komuś, że np. cytryna jest kwaśna w smaku, większość chce się przekonać samemu, że to nie będzie mu smakować na obiad… I każdy ma do tego prawo, do uczenia się w swoim tempie, do cieszenia się tym co choć szczęścia nie przynosi to jest jednak jakąś stałą pewnikiem… Szkoda tylko patrząc na wielość możliwości i na ludzi, fajnych ludzi, miłych ludzi, takich których kochamy, że nie chcą skorzystać z tej szansy, że nie potrafią jeszcze puścić tego co trzymają w starym świecie, co nie pozwala zrobić kroku do przodu w ich realizacji duchowej a to przecież bezpośrednio przekłada się na jakość życia ziemskiego. To jak ze złodziejem, który mówi, że całe życie kradł i nic innego nie umie robić, wychodzi z więzienia i nie próbuje nawet poznać siebie w innej wersji postawy ale zaczyna od tego co dobrze zna i kończy tam skąd wyszedł uznając, że tak już jest a on wyboru nie miał przecież. Wielu ludzi sięga po to co wydaje się najbardziej dla nich atrakcyjne, nie rozumiejąc, że gdyby tylko to zostawili to życie w nagrodę samo przyniosłoby biegnąc jak na skrzydłach lepszą realizację. Taką szansę ma np. wielu mężczyzn po tym jak żona przebacza im tzw. pierwszą kochankę… a potem okazuje się na ile ten mężczyzna odkrył, że fatamorgana zmienia wizaże ale jest tylko gonitwą za sobą samym… Za własną uczciwością, godnością, szacunkiem do siebie i dla drugiego człowieka co jest jednym i tym samym gdy się wyraźnie widzi… Tak wielu ludzi zamyka oczy ciasno żeby tylko nie zobaczyć tego co nadchodzi, tej szansy żeby wykazać się prawym odruchem serca, zamyka drzwi żeby tylko nie zabrali mu ulubionej zabawki…. Najsmutniejsze jest to, że nie widzą, że gdy oddadzą to co mami, pociąga, czeka ich Raj, o którym nawet nie marzyli że jest możliwy i to co uważali za ofiarę, poświecenie jest zrzeczeniem się niczego, nic nie wartego w zamian za wszystko. Tak to wygląda w sferze duchowej…. Bo gdy wybieramy odkłamanie części siebie, już stajemy się kimś nowym, bardziej szczęśliwym, radosnym, a jakość życia i stosunki z ludźmi automatycznie się naprawiają, a nam idzie się lżej i to co nazywamy losem a jest wymiarem ducha może bez przeszkód pomagać nam bo sami zdecydowaliśmy się pozwolić sobie pomoc, wejść tam gdzie nas zaprasza się, zrozumieć to co nam się pokazuje. Ale najpierw ten jeden krok, krok wiary….i ten jest najtrudniej uczynić… Bo tu strach sięga zenitu, nasze największe lęki wychodzą i straszą wizją przegranej, opuszczenia, i wszystkich nieszczęść tego świata, samotnością, biedą i wszystkim czego się baliśmy. Dlatego tak ważne jest odnalezienie w sobie tego poziomu, w którym widzisz siebie w prawdzie, o nic nie walczysz, z nikim nie wojujesz, nikogo nie musisz zgnębić ani pokonać żeby on cię wcześniej nie dopadł. Po prostu stój, bądź i obserwuj w ciszy. Co jest według mnie właściwym wyborem? Tak naprawdę nie chcę nikogo krzywdzić, siebie też nie. Mogę po prostu odejść nie zmuszając nikogo do pójścia ze mną lub mogę zostać nie krzywdząc nikogo. Gdy przyjmuję postawę oddania wszystkiego choć na chwilę i przyjrzenia się co jest zgodne z moją wewnętrzną istotą, wiele rzeczy spraw, o których myślałem, że są dla mnie istotne, okazuje się pustych, widzę, że mogę je swobodnie zostawić, co dla kogoś idącego ze mną będzie też ogromną ulgą. Lub mogę po prostu stwierdzić, że moja droga i droga tej osoby już nie współgrają na żadnym poziomie i porzucenie siebie, przekłamanie siebie jest zbyt wielkim kosztem by iść dalej podtrzymując farsę. Czasem ujrzymy ścieżki, które muszą się rozejść, bo nie ma wspólnych celów, wspólnych ziemskich cech programów, które można by dalej przepracować ze sobą, albo czegoś co łączy dla dobra innych… Gdy wszelkie mosty runą a jedna ze stron nie decyduje się na skok wiary, wówczas widać to jako rozdzielenie, które nie ocenia się tu jako złe czy dobre, po prostu nie da się połączyć czegoś co nie pasuje a nikt nie chce sięgnąć po nowe narzędzia by połączyć te dwie części za pomocą nowych części.

Na pewno warto wykorzystać ten nadchodzący rok na spojrzenie na siebie  z punktu obserwatora, na częste zadawanie sobie pytania czy tego chcę naprawdę, czy takie życie mi odpowiada, i jak Ja mogę to zmienić  zaczynając zawsze od siebie, bo za kogoś decyzji nie podejmiemy…. Nie chowajmy głowy w piasek, nie zamykajmy oczu, bo to informacje płynące dla nas i do nas, nikt z nich nie skorzysta za nas, nie wstydźmy się swoich tzw. wad, bo te będą się ujawniać by je oddać, by puścić to co nam przeszkadza i wejść w lepszą przyszłość, cena jest żadna a to co jest po drugiej stronie  – oferuje inny wymiar istnienia, o Niebo lepsza jakość doświadczania siebie w życiu.

I to czego sobie i Wam życzę to wielu owocnych odkryć na własny temat, chęci w dojrzeniu mechanizmów rządzących waszym życiem i światem, oraz ufności gdy przyjdzie wam pozbyć się tego co już dłużej nie służy lecz na manowce sprowadza…. Pamiętajcie, nikt tego za Was nie zrobi, sam musisz chcieć puścić, oddać to co szkodzi…

Pozdrawiam,

Magdalena

Brak komentarzy