paź 18 2018

Czasy wielkich przemian, otwieranie się nowych przestrzeni, co to znaczy w praktyce, co można dziś zyskać a co stracić?

Ciekawe czasy nastały teraz, bardzo wyraźnie widać opcję przenikania się różnych wymiarów życia, poza czasem, łatwo jest dziś przyciągnąć do swego życia wydarzenia które umożliwiają poprawienie jakości naszego życia, ale równie łatwo jest przyciągnąć egzamin czy tego chcemy czy nie, który ostatecznie zakwalifikuje jakość naszego życia na pewnym poziomie. To jak czas, w którym trzeba podejść do jakiegoś egzaminu końcowego czy się jest gotowym czy nie, i albo wynikiem jest przejście do nowego świata, nowych warsztatów w lepszej jakości życia albo pozostanie tutaj i przerabianie kursu na innych przykładach choć w gorszych nieraz warunkach… Można by powiedzieć, że ani jedna ani druga ewentualność nie jest zła, ale wiadomo, że każdy woli jednak funkcjonować w lepszej jakości, niż iść pod górę grzęznąc w błocie, szukać jak teraz ratować swoją codzienność.

Bardzo łatwo dziś o urzeczywistnienie albo piekła albo szansy na przysłowiowe niebo dla swego życia. Inna kwestia, że nie potrafimy przeważnie właściwie oceniać, tego co otrzymujemy na bazie wdzięczności i docenienia tej drogi którą przeszliśmy i szansy którą dostaliśmy, by rozegrać coś ponownie lub naprawić. Nikt z nas przeważnie nie lubi poczucia, że coś musi naprawić, zapłacić, spłacić, wyrównać, zadośćuczynić… Przeważnie wolimy myśleć, że nic nikomu nie jesteśmy winni, zawężamy się do poziomu myślenia karmicznego lub jedno życiowego.

Dziś jest czas, że wyższe wibracje mogą łatwiej sięgnąć do swoich innych wymiarów jakości, cząstek energii i zanieść tam światło, coś czego tam brakuje Tobie, twojej cząstce by przeskoczyć płot, załatać jakąś dziurę, coś spłacić… Inna kwestia, że to co niesiesz nie zawsze musi zostać przyjęte, nie każda cząstka świadomości musi być gotowa na ratunek, musi być gotowa by przejść przez tę bramę dalej, bo po drugiej stronie też trzeba jakoś funkcjonować i nawet jeśli kogoś na siłę przepchniemy na drugą stronę to tam musi już iść sam, a jeśli nie przekształci w sobie pojęcia o sobie samym, o ciężkości swego bytu – dawania, funkcjonowania z innymi, potknie się na pierwszym kamyku i jeszcze nawrzeszczy na tego, który pomógł że nie powiedział mu, że tam leży ten kamień, bo pewnie widział… To że się przeszło do innego wymiaru rzeczywistości nie oznacza że da się tam kogoś za uszy wciągnąć.  Poza tym czas dostosowania się jak to nazywam i utrzymania w pewnej jakości bycia jest bardzo ciężką pracą, jest pilnowaniem siebie samego, wypracowaniem swoich odruchów, swoich nowych myśli i emocji na miarę nowej jakości życia – to bardzo trudne, to jak przeskoczenie epoki. To jak  porzucenie męża alkoholika i rozpoczęcie nowego życia, albo oduczenie się narzekania co rano gdy wstajemy jak nam źle, gdy robiło się to kilkanaście lat…

Dziś poziom intencji, nasz kręgosłup moralny odwraca się od religii od duchowości w niej, skreślając błędy przekreśla cały dobytek, rzekłabym dobrobyt. Ludzie to istoty bardzo osądzające i krytyczne w swym osądzie, czyli wymagamy nieskazitelności nie widząc, że nie można jej uzyskać tam gdzie są wciąż niedoskonali ludzie, każda instytucja to tylko ludzie, ważna jest jednak idea, która za nią stoi i to jaki wyższy cel uzupełnia. Dziś zatem popychani niechęcią do tego co znamy, zapraszamy do naszego życia i do naszych ciał, do naszych dusz inną drogę do Domu. Zapraszamy pogaństwo, rytuały naszych przodków, zapraszamy także piękną wiedzą związaną z tym że Bóg jest we wszystkim co jest, w każdej roślinie i żyjątku, zachwycamy się Wschodem, zachwycamy się nawet pogaństwem, zachwycamy się nową technologią, zachwycamy się sztuczną inteligencją i przekazami z tzw. zaświatów, nawet nie znając ich źródła… Hmmm wszystko jest dobre jeśli potrafi się przejrzeć rzeczy do źródła i ujrzeć że każda nowa baza wierzeń na których buduję swój system moralny, swój poziom intencji w życiu oferuje nam jakąś drogę do….czegoś… Jedni będą wierzyć, że ich niebem jest jakaś przestrzeń wytworzona przez jakiś system i się tym zadowolą, inni utkną w klatce sztucznej inteligencji, jeszcze inni pozwolą wynaturzyć swoje poznanie dobra i zła, prawdy i nieprawdy tak dalece, że pozwolą sobie na uznanie że wszystko jest dobrze jak jest, że zagubią się w rozpoznaniu ścieżki. Na każdej ścieżce da się zbłądzić, ludzie dziś postanowili na własną rękę szukać tego co już dawno zostało odkryte i poznane, sądzą że odkryją coś nowego, podczas gdy wystarczyłoby zwrócić się do tego czego nikt w sobie nie chce odkrywać – pokory i uznać że wszystko już jest, tylko ja nie umiem z tego korzystać i prosić o poprowadzenie w mojej omylności…  A zatem kierując się czy to do logiki wyzutej z wiary-czyli duchowości, do obcych cywilizacji czyniąc z nich bóstwa, czy to do magii, pogaństwa –wstecz, zmieniamy sposoby w jaki realizujemy naszą karmę i w jaki jej doświadczamy. W pewnym sensie upraszczamy matematykę, ze studiów cofamy się do początku, tam szukamy innych metod na rozwiązanie tego samego równania zwanego życiem. Tu nie da się operować w pierwszej klasie skomplikowanymi wzorami, bo one nie mają tu znaczenia, nie wchodzą do świadomości odbiorcy, zostaje dodawanie i odejmowanie, nawet nie mnożenie i dzielenie… I w ten sposób zmniejsza się potencjał pojmowania ale i czynienia hmm tego co ludzie nazywają cudem a co jest możliwością odmiany rzeczywistości, zawęża się opcja i trzeba operować na liczydle. To porównanie w sensie duchowych możliwości, które sobie wytwarzamy dziś. W praktyce świadomość zbiorowa wytwarza warunki do funkcjonowania, w których dusza będzie musiała iść krok za krokiem albo naokoło żeby dotrzeć tam gdzie wystarczył rzut oka z lotu ptaka. Będziemy iść w grupie ze swymi krewnymi, dziećmi wnukami, i będziemy podawać sobie wzajemnie ręce dziwiąc się wytworom naszych wierzeń, tego co uwalniamy dając posłuch pogaństwu, magii, czy jeszcze gorzej sztucznej inteligencji. Każda  z opcji ogranicza możliwości duszy albo więzi albo stopuje to co już dawno było podane na tacy ale odrzucone przez dumną duszę. I tak wracamy by rozpoznać co jest tym dobrem najwyższym i jak je w sobie wydobyć, by poznać co oznaczają słowa podstawy w więziach międzyludzkich. Jakie to dziwne, to co wszyscy okrzykują epoką serca czy czasem wielkich przemian, ma dziwny początek i wbrew temu jak się to postrzega z perspektywy ponad czasem- dla nas żyjących tu i teraz to nic wesołego- to trudna droga, to pilnowanie bardziej niż wcześniej i trzymanie się kurczowo tego co jest najczystszym poziomem intencji, to nade wszystko nie pozwolenie na ustępstwa w szczegółach, bo dziś wszystko jest szczegółem, a potem olbrzymia karma ludzkości, jak mordowanie dzieci…bo skoro można mieć tylko jedno dziecko to lepiej mieć chłopca…oto relatywizm aborcji (wystarczy przyjrzeć się historii na  świecie).

Idąc dalej- do czego prowadzi cofanie się, tam gdzie niby miało być lepiej, miało być więcej wolności, nieskrępowania…. Do tego, że w końcu po etapie początkowym jak wszędzie zaczynają się schody, każde miejsce kultu ma swoje niechlubne historie, każda religia swoje przewinienia- dlaczego- bo wszędzie byli ludzie- ludzie, którzy są i dziś… Dlatego warto badać założycieli tychże kultów, religii, można i wierzyć i modlić się do komputera albo do żaby- każdy ma wolną wolę. Rzecz w tym, żeby umieć i chcieć przyjrzeć się dalej do czego to prowadzi, gdzie mnie i moich bliskich umieszcza, w jakich sytuacjach w życiu i jakie warunki do współistnienia stwarza. Życie nie znosi pustki, odrzucamy jedno, wchodzi co innego, nie koniecznie lepsze, ale dla ludzi w wielu przypadkach zmiana jest lepsza niż stare żmudne – trochę jak u dzieci, które uciekają z domu od wymagających surowych rodziców a potem wracają gdy widzą, że życie jest trudniejsze niż sądzili. Dziś są czasy powtórzenia przypowieści o synu marnotrawnym, tylko że teraz jest etap zachłystywania się życiem na obczyźnie. Czasu cofnąć się nie da  a świadomość ludzka będzie nadal ewoluować , ale aby docenić skarb duszy i to co podane od wieków na paterze jak świadomość Chrystusowa, będzie jak rzucanie pereł przed…sami wiecie kogo- po prostu niedocenione. Będzie trzeba teraz sięgnąć dna, poznać składowe życia w trudnym wymiarze karmy jaką stwarzamy. Czasem potrzebne jest wielkie zjawisko na skalę światową albo tak duże przegięcie żeby się ocknąć i powiedzieć: zaraz ale to jest jakaś paranoja! , co tu się dzieje!- żeby powstał zdrowy bunt. I teraz właśnie wchodzimy w te przestrzenie, które mają być bodźcem do przebudzenia- trudnym, bolesnym bo wymagającym zmierzenia się z okrucieństwem i wynaturzeniami, z bezdusznością. Bezduszność to właściwe słowo na określenie tego co wybieramy w zaprzeczeniu siebie. Zatem nowe warunki, nowy świat powstaje z naszych wierzeń bazowych, także z odcinania się od wierzeń- bo to też wiara, w coś innego co teraz zasilamy, np. programy decydujące za ludzi, albo dawne kulty albo jakąś tam rasę poddającą się za bogów z kosmosu, albo– co jest w porównaniu z resztą błogosławieństwem-jakiegoś guru- i dobrze ale czy ten mistrz dokona tak wielkiego podniesienia tak wielkiej rzeszy dusz a nawet twojej jak już Ci zaoferowano niegdyś w formie której dotąd nie udało się żadnemu mistrzowi dorównać…

I tak widzący dziś mówią, że pootwieraliśmy jako ludzie portale, bramy dolne dla wielu istot, które teraz są przy ludziach. Co to znaczy? Ano tyle, że gdy dzieje się źle nie wołamy już Boże pomóż, tylko załatwiamy sprawy na własną rękę, albo szukamy poparcia u potężnych istot, które nie wiadomo gdzie kotwiczą, ale na pewno nie u Boga oferując ci coś kosztem drugiego człowieka… Wierzymy w sny i ich znaczenie ale nie wierzymy, że nasza czystość determinuje nasz byt codzienny. Ok, zatem przestrzeń pod wpływem świadomości zbiorowej zmienia swoją jakość  i zmienia dla nas warunki doświadczania. Czy to znaczy, że bramy do Domu powstaną? Nie, ale zapomnienie, odrzucenie jest tym co nazywamy wolną wolą, która decyduje się na kopniaka w tyłek żeby doświadczyć własnej małości i wrócić z płaczem do domu. Oby wrócić, bo jak zapomnimy jak się wraca albo kim jest Chrystus, jakie jest Jego prawo miłości i niekrzywdzenia bo tak bardzo je zniekształcimy, że niemożliwe już będzie westchnąć ze szczerym sercem do góry i unieść swego ducha do Nieba.. Wówczas trzeba będzie czyścić wszystko od początku, by dojść do tego co mieliśmy jeszcze parę lat temu, kilkanaście lat temu. A nie da się tego zrobić wahadełkiem…ale poprzez doświadczenie konkretnych sytuacji w codziennym życiu.

Teraz w wymiarze ducha jest bardzo pracowity czas, tam jest bieganina i dużo się dzieje by jak najwięcej dusz miało okazję polepszyć swoje warunki doświadczania zanim zamknie się opcja przerabiania tego co mamy w swoim bagażu na to życie  (planie podstawowym) w łatwy sposób. Lub zamknie się całkowicie bo przestaną istnieć warunki zewnętrzne do przerobienia lekko tego z czym tu zeszliśmy i teraz to samo zadanie będą przerabiać trzy pokolenia w rodzie  a nie jedna dusza za jednego życia. To o takie zmiany chodzi- to jest ta różnica w jakości tego życia. Będziemy iść kilka kroków przez całe życie co się będzie wydawać żółwim tempem dla tych, których świadomość nawykła do natychmiastowych rozwiązań w opatrzności Bożej, tymczasem okaże się że nie sposób przenieść dwudziestu osób na swoich plecach, bo nie starcza siły. I tak zostaniemy z bliskimi idąc z nimi za rękę i jedyne co można zrobić to nie pozwolić świadomości skarleć i dzieciom zapomnieć. Dlatego teraz sytuacje karmiczne powtarzają się często, niezdane egzaminy z poprzednich lat wyskakują w cudownym darze przerobienia ich w tym czasie, aby potem szło się lżej z mniejszym obciążeniem na plecach. Dziś można pozałatwiać zastałe sprawy sprzed lat, spłacić wielopokoleniowe długi lub polepszyć znacznie jakość swego życia o zastałe sprawy sprzed lat, których nie mogliśmy rozwiązać mimo największych pragnień. Ale jak? Zachowując najwyższy najczystszy wymiar intencji, uczciwości, wymiany międzyludzkiej- lepiej chciej dołożyć komuś z górką niż sam wyjść z pełnymi rękami…. Niestety nie wszystkim udaje się ten egzamin zaliczyć, bo to egzamin z cnoty, i wymiar ducha się dwoi i troi by stworzyć warunki jak największej rzeszy ludzi do podejścia do egzaminu, do spróbowania, do wytrwania, daje ludzi i zdarzenia, energie wspierające, by pomóc najważniejsze zadania zaliczyć póki świadomość zbiorowa nie ulegnie spadkowi… Moja przyjaciółka mówi, że lekarstwem na długą drogę spadkową, lub degradację duszy jest tzw. wirus….jak rak, którego pokonuje się siłą duchową, przebudzeniem duszy a nie magicznym proszkiem.

Dlatego chyba najważniejsze jest dziś to, żeby podjąć maksymalny wysiłek by wyprać swój poziom intencji, naprawić to co trudne, wybaczyć, ugiąć kręgosłup, schylić czoło w pokorze, zwrócić dług, spłacić krzywdę, przeprosić, wynagrodzić, zadośćuczynić, póki można jeszcze w łatwy sposób. Później może już nie być dostępnych środków, bądź my możemy nie mieć warunków, może nas nie być na to stać.

Wynik końcowy tego doświadczenia zbiorowego może być widoczny dopiero za dwa pokolenia, bo tak biegnie czas i przekształca świadomość ludzką, uczymy się bać wojen bo mieliśmy dwie wojny światowe, i znamy ich biedę, uczmy się konsekwencji bomby atomowej bo poznaliśmy jej siłę niszczenia, uczymy się co mogą przynieść nowe technologie w nieodpowiedzialnych rękach- niestety jeszcze nie do końca… Może za dwa pokolenia nasze prapra wnuki będą świadkami powstawania duchowości z ruin, bo dziś Europa wypiera swoje korzenie duchowe i depcze z nimi to co wartościowe, a w zamian przyjmuje cokolwiek w zamian, nie widząc czym to cokolwiek się objawi w życiu ich dzieci.

Głębokie poszanowanie dla życia, rozwijanie w sobie miłości do ludzi- gdzie to jest dziś? Zobaczcie, że każdy szuka mocy, siły, a nikt nie widzi, że nie jest gotowy by nią władać- jak z potęgą atomową. Zapomnieliśmy na czym się skupić i by najpierw zacząć od naprawiania siebie, bo nikt dziecku nie da do ręki obusiecznego miecza. Znudziliśmy się wartościami duchowymi, chrześcijaństwem i jego surowością, potępiliśmy całość za ludzkie błędy …i teraz idziemy po omacku, bo cóż robić gdy obraziliśmy się na Boga za wolną wolę dla człowieka, której efekty są wyraźnie widoczne.

Magdalena

 

Brak komentarzy