mar 08 2018

Wschód – Zachód, różne religie, jedna droga a na niej Prawda i Życie

Najpiękniej jest jednak gdy umie się dostrzec Boga we wszystkim co jest, uniwersalność i możliwości każdej ścieżki… Osobiście dobrze czuję się nie określając się w żadnym ostatecznym schemacie, systemie wyznaniowym, lubię badając różne drogi i ścieżki , uwielbiam dni spędzone z gorącą kawą nad hinduskimi pismami, a zaraz potem z przyjaciółkami pielgrzymki do Matki Boskiej do Lichenia…  Lubię medytować, po swojemu :), lubię kontemplować Boga, lubię szukać różnych sposobów na jakie ludzie na przestrzeni czasu kontaktowali się z Bogiem i znajdowali swoje sposoby na identyfikowanie się z Nim. Lubię odnajdywać pojęcie guru, mistrza przewodnika w różnych religiach i kultach…. Awatarów, zwycięzców nad ziemskim ja było wielu, świętych, wspaniałych dusz było wiele i każdy w sercu wybiera sobie swojego mistrza, nieważne czy inni mu na to pozwolą czy nie, bo to nie wyznawcy, uczniowie maja się zgodzić na przyjęcie nowego ucznia ale nauczyciel decyduje kogo chce przyjąć.  Najszerzej i najbliżej jest nam dostrzec tę ideę na Zachodzie poprzez Jezusa…. Ale również Krisznę, Buddę, niezliczonych świętych, tudzież joginów, swamich, nauczycieli duchowych, którzy pojawiali się na przestrzeni lat, dziejów ludzkości. Nic nowego nie zostało powiedziane, ale wciąż na nowo odkrywana jest jedna Prawda, i przez stulecia wciąż zaskakuje i zachwyca ludzi, którzy odkrywają, odłupują w sobie stare skamieniałości przekonań, które nijak nie maja się do rzeczywistości prawdziwej, za którą dusza tęskni i przynagla  wciąż na nowo do szukania…

W zasadzie można by życie spędzić na szukaniu słynnych wcieleń Boga na Ziemi na przestrzeni setek tysięcy lat. Każde czasy mają swoją specyfikę, inny wymiar tego przez co do ludzi najlepiej dotrzeć, inną mentalność, problemy, zagrożenia, kulturę, ale samo sedno jest to samo, to co jest esencją i motywem przewodnim nie zmienia się. Punkt wyjściowy, z którego i do którego każdy ma prawo i może dotrzeć swoim wysiłkiem woli i wiary lub na fali miłości pozostaje tym co jest nienaruszalne w każdej istocie ludzkiej. I poprzez obnażenie tej prawdy w i dla każdej jednostki ludzkiej działa, pracuje oświecony, świadomość chrystusowa, która naucza tutaj na Ziemi. Nauczanie z jednej wspólnej platformy- świadomości przebudzonej – chrystusowej nie zakłada ograniczenia do rasy, kraju, religii… U podstaw oświecenia duszy, umysłu, leży jeden filar, Jeden. I pięknie jest gdy potrafimy czerpać z bogatej tradycji Wschodu ze zrozumieniem, nabrać świeży łyk czystej mądrości z Biblii, i ze wspaniałym poczuciem radości czytać księgi żydowskie, czy Mahabharatę, uznając że wszędzie jest ten sam rdzeń, na którym wybudowano te kolosy… A największą radość sprawia dostrzeżenie ze śmiechem, że prawda jest prosta jak Bóg, który każdemu daje dar Życia opakowany w innym kolorowym papierku. Wszędzie jest nauka o dualizmie energii męskiej i żeńskiej , o boskości w człowieku, o zjednoczeniu, o  świadomości Chrystusowej, czy Synowskiej w Bogu, wszędzie jest mowa o wolnej woli i nieskończonej Miłości Boga…. Każda droga jest dobra, każdy guru którego się wybierze z wyższego planu oświecenia z miłością i pokorą prosząc o wsparcie jest już twoim Guru, przewodnikiem, mistrzem i nauczycielem, tym jest Jezus w kulturze chrześcijańskie dla niezliczonej rzeszy ludzi….tym jest Kriszna dla swych wyznawców. Każdy wybiera sercem – i to ono weryfikuje w zasadzie na bazie zaufania. Bo zaufanie to nie tylko umiejętność proszenia, pomodlenia się….weryfikuje je dopiero postawa – to Ty decydujesz co jest dla mnie dobre, dla mego życia i moich bliskich, gdy nie potrafisz tak złożyć swego serca i życia na ołtarzu przed swoim wizerunkiem wcielonego Boga….To znaczy, że powinieneś szukać dalej…. A jeśli nie potrafisz, przyjmij pomocną dłoń od pośrednika, od tego który już przeszedł lub idzie tą samą drogą co ty ale jest kilka kroków przed tobą i więcej stamtąd już widzi i bardzie ufa. Od tego są święci naszych czasów i ci których beatyfikowano, i ci których Bóg (można sobie zamiennie stosować nazewnictwo, lecz chodzi raczej o to co się rozumie głębiej pod słowem Bóg, Absolut, Jedna Zasada, Jedne Umysł, Wszechobecność etc.) nieustannie przysyła na Ziemię w płaszczu pokory, miłości i mądrości. Ubraniami kolorami aury ich są różne aspekty, przymioty boskie- jeden ma więcej miłosierdzia, inny działa poprzez aspekt radości, inny mądrości… Ten który najbardziej cię pociąga z reguły najbardziej jest ci potrzebny – ty otworzysz się poprzez zaufanie a wtedy najwięcej otrzymasz z nauki. Wielu ludzi podążało w pielgrzymki duchowe do Indii, do aśram’ów gdzie w obecności mistrza dostrajało się do jego wibracji i na jego falach uniesienia duchowego było niesionych do głębszych poziomów własnego rozumienia i czucia Boga. To samo przeżywali liczni wierni gdy słuchali pięknych i mądrych słów naszego świętego Jana Pawła II, który swym  żywym świadectwem i wiarą przenoszącą góry, potrafił natchnąć tysiące do wspinania się wyżej i wyżej i z większym entuzjazmem ku Bogu…. Wielki mędrzec i nauczyciel naszych czasów.

Myślę, że każdy region, każdy kraj, nikt nie zostaje pozbawiony pomocy Bożej i jego posłańców, kapłanów, mędrców, oświeconych, licznych pięknych świetlistych dusz, które schodzą tu by służyć jednej sprawie. Inna kwestia, że gdy już zejdą realizują się bardzo często i pracują w jednym nurcie wyznaniu, kierunku….  Bo to są już ubite, utarte drogi do Boga, wypracowane na przestrzeni lat i wysiłkiem milionów dusz, nakładem olbrzymiej energii, dlatego to ważne by nie tyle rozwalać to co się chwieje ale reformować, naprawiać, i ukazywać na powrót prawdę, odkopywać ją u źródła danej wiary. Bo u źródła w najprostszych przesłaniach, czynach, słowach, prawdach, jest Bóg, i droga i życie… Głęboka kontemplacja tych prawd, odarta z nakładanych na nie zakazów i wąskich ciasnych poglądów dodanych przez mniej oświecone umysły interpretujące te prawdy przez wieki, pozwala zawsze odkryć to co okazuje się na tyle głębokie, że dusza krzyczy w środku, że czuje, że to jest TO. Nawet jeśli inni czasem zagradzają drogę do ziemskiego ołtarza bądź wyznaczają ci sposoby i godziny spotykania Boga na ich zasadach, nie ma takiej bramy, która powstrzymałaby twoją duszę w wolnej drodze do spotkania z jej Matką, Ojcem, w duchowym wymiarze poprzez siebie. To jest właśnie ta siła, która budzi się w świętych gdy walczą o prawdę w trudnych czasach… Dziś też są trudne czasy, choć nie widać może tego na pierwszy rzut oka. Wiele osób szuka swojej prawdy i Boga, i swojej drogi do niego, niewiele zaś ufa jego pośrednikom, potrafi się otworzyć i zobaczyć to co reprezentuje symbol ziemski, to co kryje się za nim w sferze duchowej….

Początek drogi zawsze jest bardziej namacalny i związany z rzeczywistością materialną, bo na tym bazuje człowiek poprzez swoje zmysłowe ziemskie przyzwyczajenia, musi dotknąć, poczuć, usłyszeć z ust drugiego człowieka, i dobrze, po to są rzesze pośredników, kapłanów, różnych wyznań, ścieżek. Choć muszę tu zastrzec, że ponieważ to mój artykuł i moja ocena i mój świat i strona :), że nikogo nie namawiam a wręcz przestrzegam przed tzw. sekciarskimi odnogami wiary, dziwacznymi guru, samozwańcami, oszustami – tego jest wszędzie pełno, a poszukiwać trzeba umieć z rozsądkiem i wyważoną ostrożnością. Dla mnie największym mistrzem pozostaje Jezus, niezmiennie powierzam się też w życiu Matce Boskiej w jej najpiękniejszym najwyższym dla mnie wyrazie żeńskiej energii kobiecej – i wyżej Matce-Bogu. Ostatnio przeczytałam piękne zdanie w zasadzie wyjaśniające dlaczego ludzi tak bardzo ciągnie do aspektu żeńskiego Boga- bo ‘matka zawsze wybacza’, jest czuła i chroni przed surowym spojrzeniem ojca, którego aspektem ziemskim często jest sprawiedliwość.

Lubię również szukać poprzez sprawdzonych nauczycieli wiedzy i ich postrzegania rzeczywistości, która poszerza zawsze mój jednak nie pełny ogląd, bo nie oszukujmy się, uczymy się i wzbogacamy nasze postrzeganie całe życie…no chyba że ktoś już osiągnął poziom świadomości Chrystusa 🙂 …a póki co zawsze z niezmiennym zainteresowaniem i szacunkiem warto badać inne wszechświaty a każdy jeden zawiera się w człowieku a on w nim. Wyobraźcie sobie jakież bogate możliwości się otwierają gdy w ten sposób postrzegać i patrzeć na rzeczywistość i ludzi, jednostki, a każda niesie ze sobą niezliczone piękne i bogate światy pełne wiedzy, piękna i mądrości….i niestety jak to bywa w dualizmie także tego co jest tego przeciwieństwem. Dlatego w każdej wyprawie badawczej warto kierować się zdrowym rozsądkiem, ale głównym zabezpieczeniem, ochroną dla twojej duszy zawsze będzie jej czystość, nienaganność, wyjście z poziomu dobrych czystych intencji, czyli nie chcę nic nikomu zabrać, nie chcę personalnie nic, nie wychodzę z poziomu ego, ale z poziomu gdzie dusze nasze są bratnie, i się naturalnie uzupełniamy….ja cię znam i się dziele a ty znasz mnie. Naturalnie każdy ma prawo odmówić, choć z poziomu, o którym mowa wszystko widać gołym okiem i nie ma nic do ukrycia i nikt nie narusza ani nie wdziera się do niczyjej przestrzeni. Warto przy tym iść przez życie z myślą przewodnią, że Bóg kieruje mnie do innego świata- człowieka by przez niego poznawać odzwierciedlenie niezliczonych twarzy wyrazów boskich…Hmmmm .

Wszystkie zaś religie, które prawdą są, mają swój kamień węgielny, którym jest Miłość. Co ciekawe to chyba jedyny aspekt, poprzez który można dojść jak dziecko, nie wiedząc nic, nie mając w ręku żadnego oręża, żadnej tarczy, przejść przez pole pełne demonów i nie zostać tkniętym, ba nawet nie usłyszeć ich syku, tak wzrok mieć utkwiony w Bogu, Niebie, zatopiony w Miłości…ale to jest taka miłość która nie ma w sobie krzty egoizmu, nie ma dla siebie konkurencji i w zasadzie tak oddała siebie Miłości że nie chodzi po Ziemi lecz unosi się już w Niebie… Często Najświętsza Maryja Panna bywa tak właśnie opisywana w swoim oddaniu i postawie…

Wracając jeszcze do metod poszukiwania Boga… Bo jeśli chodzi o oddawanie mu czci to każda metoda jest dobra, która pobudza twoje serce do szczerej wylewnej wznoszącej się wyżej miłości, każda która pozwala na wybicie serca z obojętności, bo nie ma chyba nic gorszego niż obojętne serce i beznamiętne regułki klepane na ołtarzu ignorancji. Z drugiej zaś strony najbardziej banalny, oklepany gest babuleńki (z całym szacunkiem dla babci :)) przynoszącej kwiatki przed polny ołtarzyk potrafi być wart milion razy więcej niż niejedna kilkugodzinna medytacja – wszystko kwestia serca jakie się wkłada w metodę i oddania duszy.  Poszukiwanie Boga trwa całe życie, poszukiwanie coraz głębszej jedności komunii z nim… Zawsze osobistej zawsze poprzez siebie, bo nikt za ciebie nie wyrobi ci twoich kontaktów, więzi z Bogiem. Owszem można hihi próbować się przebijać poprzez znajomości –czyli świętych, pośredników, o których pisałam, guru i ich już wyrobione ścieżki, biblioteki, wiedzę, i tak jest szybciej jeśli mamy w sobie to co niezbędne a mianowicie pokorę i szacunek. Bez tych dwóch cech, które otwierają drogę do ścieżki i pomocy świętego, nauczyciela możesz sobie wzywać ile chcesz…. Bez szacunku, uznawania jego ścieżki, pracy i drogi, nie będziesz po prostu współgrać na tych samych falach, nie zestroisz się z jego wibracją, bo najlepiej zestraja właśnie szacunek miłość, zaufanie. A zatem to, plus twój własny wysiłek by poznać Boga poprzez swoje wewnętrzne badanie, odczucie, swoje widzenie, swoją radość serca, swoje osobiste doświadczenie, i odkrycie, że dla mnie Bóg dziś łatwo jest zauważalny w tym i tamtym, w moim dziecku najprościej, lub dziś czuję, że podpowiada mi to czy tamto, najpierw subtelnie delikatnie ledwo wyczuwalnie… I chucham i dmucham na pierwsze odczucia boskości wewnątrz, pierwszego kontakty poprzez siebie, i poleruje jak najdroższy skarb, i dbam i otaczam kołderką jak małe dziecko, żeby nie zburzyć ścian tej jeszcze chwiejnej świątyni wspólnych spotkań możliwych dzięki mojej ciężkiej pracy nad sobą…. A czym jest ta ciężka praca mówili wielcy nauczyciele ludzkości…powtarzali do znudzenia 🙂 , każde dziecko to wie…. Inna kwestia, że ludzkość jest bardzo oporna w nauce i rzekłabym wiele krnąbrnych dzieci-dorosłych nadal uparcie twierdzi lub udaje że nie wie, nie słyszy lub nie chce wiedzieć. Bez prawości, czystości i rozwijania cnót w sobie, żywego altruizmu, miłości i dobroci, możemy sobie medytować do usranej…. Itd. Bo Bóg nie uświęci swoją obecnością świątyni, w której panuje niestety hmmmm nienawiść, smród zgnilizny, oszustwa, zawziętości, zazdrości, skąpstwa, egoizmu, podłości, itp…. Co ciekawe, nawet gdy wydaje nam się że jesteśmy wolni od tych tzw. strasznych złych cech, to znaczy że mamy przynajmniej jedną w nadmiarze- próżność. Oj to moja ulubiona 🙂 , szczególnie dziś wypieszczona w tych czasach. Z drugiej strony już szczere chęci do pracy nad sobą otwierają bramę dla wspólnych spotkań, bo Bóg nie wymaga byśmy byli idealni, lecz byśmy choć chcieli starać się iść w tą stronę- a tam On już zadba żebyśmy doszli  gdzie trzeba :)…

Tak więc ciekawe jest, że ci najbardziej święci – czytając ich pełne pokory i trudów biografie, nigdy nie dali sobie prawa widzieć siebie w  świetle już osiągniętej czystości, i doskonałości, nigdy nie uważali, że już wystarczająco wysprzątali swoją przestrzeń wewnętrzną, swoje wady by przyjmować Boga w swoim wewnętrznym domu, świątyni…. Dlatego do ostatnich dni zawsze najpierw bili się w pierś a potem pracowali dalej we własnej kopalni. Bo droga do Boga to głównie praca z własnym brudem a nie jak inni domniemają nieraz, że ich misją życiową jest naprawianie czyjegoś życia…ufff jak słyszę coś takiego to aż mi ciarki przechodzą na myśl co stoi obok takiego człowieka i co go kusi w takiej postawie wynoszenia się nad innych. I w tym przypadku prawdziwe byłoby powiedzenie, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane… W zasadzie przy wysokich wibracjach pięknej duszy, nie da się odczuć, że się jest się niższą istotą – negatywna samoocena jeśli się pojawia to w następstwie naszego przebudzenia w kontakcie z mistrzem, i zawsze wychodzi od nas samych, naszej duszy zawstydzonej, święty upewnia duszę a raczej wynosi z niepewności poprzez pełną wiarę zapewnienia, że zasługuje ona na przebaczenie, miłość… Zresztą te wysokie wibracje działają nie poprzez wynoszenie siebie względem drugiego człowieka, ale poprzez utwierdzanie w przekonaniu, że to w nich jest królestwo niebieskie i że mogą i potrafią się do niego dostać wysiłkiem własnej woli…a w zasadzie muszą… I tu można podać dłoń temu kto opowie z takim natchnieniem o tym królestwie, że dusza obudzi się jak ze złego snu i zapragnie całą sobą je ujrzeć, tak bardzo, że wszystko co wkoło starci swój mamiący blask, wyda się po prostu mniej atrakcyjne. I to jest pierwsze koło ratunkowe, tak zaczyna się każda droga, od pragnienia silniejszego ponad wszystkie małe pochodzące z ego – pragnienia dotarcia do Prawdy, do swego Królestwa, swojej tożsamości w Bogu i do swoich praw…. Hmmm Do siebie takim jakim stworzył Cię Bóg- a nie jakim poszarpało cię ego na karuzeli złudnych radości świata.

Warto medytować, kontemplować, konwersować z Bogiem w środku, przekomarzać się, uśmiechać, kłócić ale zawsze z miłością, przypominać o sobie nie po to żeby On miał o tobie zapomnieć, ale by twój umysł nauczył się pamiętać, że On jest obok ciebie, wkoło ciebie i w Tobie zawsze i w każdej chwili obecny.

My tutaj na Zachodzie nie mamy we krwi tzw. medytacji, jogi, nasze uwarunkowania kulturowe niekoniecznie hmmm ciągną nas w kierunku wielogodzinnych medytacji w pozycji lotosu w ciszy … I tu warto pamiętać, że każda kultura ma swoje skarby, swoje sposoby, i każdy jest dobry. Nie każdy musi odnaleźć Boga na sposób hinduski, nie każdy musi odnajdywać przejawy Boga i spotykać się z Nim poprzez tai chi…nie każdy musi potrafić unosić swoją duszę przy odmawianiu różańca w kościele, nie każdy musi  czuć się doskonale w opcji cerkiewnych rytuałów czy afroamerykańskich kościołów i gospel…. Ale kochani na pewnym etapie rozwoju wszystko to staje się jednym i w każdej jednej tej opcji dusza czuje się dobrze, bo w każdej już potrafi rozpoznać pierwiastek wspólny- Boży, odnaleźć ten pułap z którego pierwowzór czerpał, gdy tworzył daną ścieżkę, którą później wyznawcy przerobili na szeroką drogę dla wielu. I ta droga właśnie ma ułatwić a nie utrudnić wędrówkę do Boga dla ludzi. Czasem niestety bywa tak, że przy drodze głównej różni ludzie stawiają swoje kramiki, swoje sklepiki, i nawołują odciągając lub budując śmieszne zapory – że niby dalej nie przepuszczą chyba, że coś się tam zrobi tak jak oni uważają za słuszne…. Kochani pamiętajcie nikt nie ma władzy nad pierwowzorem, nad Bogiem, wszyscy tu jesteśmy mrówkami, ale gdy łączymy się z Chrystusem wtedy już mówimy z poziomu  źródła czyli pierwowzoru i takich mistrzów nauczycieli warto i trzeba słuchać. A resztę kramików cóż jeśli się wzniesiesz wyżej – nie walcząc z nimi, ominiesz tak, że nawet cię nie postrzegą bo nie będą wstanie namierzyć twojej wibracji która przewyższy ich. Dlatego moja mistrzyni mawia, że nie ma kluczy i bram do Boga, nikt nie jest wstanie zamknąć ci twojej drogi do Boga. Nie warto też wylewać dziecka  z kąpielą, czyli tzw. bruździć na wszystkich joginów, że to naciągacze i szarlatani, na księży, że to naciągacze i grzesznicy…to przede wszystkim ludzie, i wielu z nich zmaga się ze swoimi demonami, ale zobaczcie co jest ich ogromną wartością, cnotą- to że przy tych zmaganiach ludzkich wzięli jednak na siebie jeszcze ogromną odpowiedzialność, dbania o tą wspólną drogę dla wszystkich. To jak na wycieczkach czasem zgłasza się ktoś na ochotnika by być skarbnikiem albo hihi w szkole na zebraniu rodziców gdy wybiera się trójkę klasową :)…. Zawsze jestem wdzięczna gdy ktoś się zgłosi do tej funkcji bo osobiście cha cha chowam się pod ławkę co roku  i z ulgą oddycham gdy już jest po – rok z głowy :). Przyznaję się bez bicia :). Tak samo jest z kapłanami, pośrednikami w drodze- wzięli na siebie wątpliwą fuchę, ale też swego rodzaju przywileje, jako że czynią posługę dla wszystkich…kto jak się sprawdza w tą dyskusję już nie wchodzę- z tego rozlicza Bóg indywidualnie a nie my.

Kochani idąc dalej w temacie medytacji… Nie każdy musi medytować wg tradycji wschodu, my tu na zachodzie pięknie potrafimy śladami naszego Nauczyciela kontemplować Boga w stworzeniu… medytować po swojemu, pozwalając sobie na wieczny ukłon w stronę miłosiernej Miłości w najpiękniejszym awatarze Zachodu.  To co chcę tu powiedzieć, to to żeby nie bać się terminu medytacja, nie podchodzić do niego jak do jeża, nie zniechęcać się… Ty być może już medytujesz tylko o tym nie wiesz, a żaden zewnętrzny przejaw metoda nie jest ponad cel, którym jest twoja zażyłość  z Bogiem w Tobie…i poprzez Ciebie. W jakiej formie będziesz tę zażyłość u siebie podtrzymywać, budować, pielęgnować? Lepiej w jakiejkolwiek niż w żadnej, bo zniechęcisz się mówiąc, że jeśli nie umiem medytować jak piszą w książkach to nigdy nie odnajdę Boga. Nieprawda. Czasem samo słowo lub niepiętrzenie się przekonań na jego temat w naszej głowie, buduje zaporę nie do przeskoczenia. Pamiętaj, że każdy naucza metodami jakie on poznał, ale pięknych dusz jest wiele i metod jest wiele, droga zaś jedna a wejść na nią można pod wpływem jednego słowa zasłyszanego od właściwej osoby, lub wypowiedzianego do kogoś zupełnie innego w twojej jednak obecności… Samo uczenie się postrzegania jak najwięcej i najczęściej boskich przejawów w zewnętrznym świecie, teraźniejszości jest drogą… Samo wyczulanie siebie na widzenie w każdym jednym zdarzeniu twego dnia działania boskiej ręki, ducha jest czymś ogromnie ważnym- to gigantyczny krok na drodze, jak wielki wiedzą ci, którzy zaczęli już nią kroczyć. Czy to łatwe? Każde zdarzenie, oglądane później jak film w głowie, ma znaczenie a jego ukryty prawdziwy sens zaczyna do nas docierać gdy ufnie otwieramy się na poznanie jego głębszego sensu w zaciszu naszego umysłu i uwaga! dobroci nieosądzającego serca. Bowiem nic tak nie zamyka tzw. trzeciego oka i serca bram do widzenia Nieba jak smaganie osądem i krytyką drugiego człowieka.

Myślę też, że wzywaniem dzisiejszych czasów, szczególnie dla dusz żyjących na Zachodzie, jest nie tyle uczenie się sztuki medytacji, co medytowania bez oderwania od codzienności, zwykłych zajęć i prozy życia. To wniosek, który wyciągnęłam dla siebie i który pomaga na początku, gdy człowiek obwinia się za zbyt małą ilość czasu poświęconą dla bycia z Bogiem w odcięciu od świata zewnętrznego. Nie można całego dnia przesiedzieć w kościele ani zamknąć się w aśramie gdy ma się rodzinę  małe dzieci…zresztą nie ilość lecz jakość się liczy. I czy matka z trojgiem małych dzieci, nie jest bliska Bogu, bo fizycznie nie ma czasu i możliwości pójść z niemowlakiem do kościoła codziennie? Czyż Bóg kiedykolwiek dbał o pozory? Owszem są ludzie, którzy stwierdzą, że ktoś źle robi…ale jakże łatwo można się pomylić w osądzie, szczególnie gdy oceniamy czyjąś zażyłość z Bogiem. Tu trzeba wielkiej ostrożności i pokory w patrzeniu na drugiego człowieka, bo ostatni będą pierwszymi… A to co się świeci to nie zawsze złoto… Każdy sam niech pilnuje swojej drogi i swojej wewnętrznej świątyni i jej czystości, w której szykuje siedzibę dla swego Ukochanego, Ukochanej…Matki, Ojca, Boga….

Obawiam się jednak, że bywa też  często tak, że gdy pierwsze koty za płoty i entuzjazm z czasem opada i dlatego nasza praca nad sobą głównie polega na podtrzymywaniu tej miłości w sobie do drogi, na szukaniu nowych impulsów, na staraniu się dzień po dniu by podtrzymać ten płomyk, który czasem przygasa zwątpieniem niechęcią. A najgorzej gdy zabija się go obojętnością serca i rezygnacją. Nie pozwól by twoją miłość do Boga ostudziły schematyczne zachowania, w których brak namiętności i żarliwości serca.  Nie tej okazywanej mylnie na zewnątrz, ale w środku… Prawda jest taka, że ludzie potrzebują zewnętrznych rytuałów by podtrzymać siebie w drodze, to jak laska gdy opadamy z sil i idziemy kawałek dalej kuśtykając i opierając się na niej, ale gdy już nabierzemy sil i odnowimy się przy kolejnej oazie, wówczas odrzucamy kij i możemy iść dalej swobodnie…choć kijek radzę zachować 🙂 do czasu gdy już mamy pewność, że nie musimy wspinać się w trudzie ale że unosimy się nad ziemią płynąc gładko jakbyśmy już jej nie dotykali stopami. To poziom gdy dla duszy to co wewnątrz przejawia się na zewnątrz. Ech poziom prawdy, z którego już się nie cofnie, nie spadnie. Nie mylić z samozwańczym hihi chodzeniem na szczudłach.

Czy ważne jest poznanie wielu dróg? Niekoniecznie… Jeden przyjdzie na to życie po to by poznać jedną konkretną drogę w jednym wyznaniu, by zbadać dogłębnie świadomość hindusa, katolika, prawosławnego albo buddysty. Kto inny, uzna że wszystko to nie to, że nie potrafi być obecny w jednej drodze bo na wszystkich po trochu czuje się jak w  domu, taka dusza zapewne już realizowała się w wielu duchowych wyznaniach, na Ziemi poznała wiele opcji…  Kto inny jeszcze przychodzi tylko po to by być tym przysłowiowym skarbnikiem, by przedłużyć z poświęceniem, oczyścić z brudu tę drogę wiary, prawdy dla innych, by podawać innym wodę po drodze, by nie padli z pragnienia zanim dojdą do końca…  Osobiście znam takich ludzi i z wdzięcznością zawsze przyjmuję kubek wody, gdy wydaje mi się, że już opadam z sił… Wydaje się- to ciekawe określenie tutaj 🙂 … Wszystko się wydaje i wszystko to można oddać wyżej do renegocjacji :).  To niesamowite jak wiele się otrzyma gdy coraz więcej się daje…dlatego nasze przerdzewiałe mechanizmy trzeba stale naoliwiać i szukać gdzie jeszcze nie skropić oliwą miłości i uczyć się ten płomień podnosić, wzniecać i dbać o niego by pewnego dnia stwierdzić, że już rozumiesz co to znaczy, że dawać znaczy brać, i że miłość nie skąpi, chyba że sam jej skąpisz sobie i innymi… Ciekawe jest też to, że miłość nie podlewana więdnie, wiec wychylajmy jak kwiaty nasze głowy do słońca bez wstydu i z ufnością a odpowiedź będzie zadziwiająca w swojej wylewności i tym co jest wielką tajemnicą przemiany w człowieku… Dlatego mówi się, że wczoraj bylem innym człowiekiem, dziś jestem inny a jutro będę zupełnie kim innym, choć wciąż jestem tą sama osobą. Cudownie jest móc kochać samego siebie bez poczucia winy i wiecznej złości, oskarżania i tych ciężarów codzienności, które dźwigamy ze sobą… Wiedzą to ci, którzy ochoczo przyjęli na siebie szydercze wyzwiska o naiwności w swojej postawie pełnej miłości i pokory wobec ukochania Wyższego w nich samych.

Nie będę już więcej mówić bo to słowa, które nie zastąpią osobistej wędrówki, na której przecież się widzimy :). I piękne jest to że każdy osobiście ma Boga tylko dla siebie w swojej komnacie –świątyni i zaspokaja swój głód wiecznego dziecka Boga…

Magdalena

PS nie trzeba dziś się pakować i jechać do Indii by szukać swego guru- możesz owszem, jeśli chcesz, możesz też postrzegać każdego człowieka, rzecz i wydarzenie na swojej drodze jako zesłane ci przez Boga w formie prowadzenia do twego domu…a rzesze świętych i innych sprawdzonych mistrzów w zasadzie są w twoim zasięgu gdy obierzesz sobie jego za swego przyjaciela w Bogu, powiernika, starszego brata w rodzinie…  Ja też mam i na Wschodzie i na Zachodzie swoich ulubieńców i naturalnie moje serce zgadza się z ich pojmowaniem i wyrażaniem Bożej prawdy tu na Ziemi. I choć większość porzuciła płaszcz powłoki materialnej, nie robi to dla mnie różnicy :), bo duch jest wieczny i nie ma dla niego ograniczeń.

 

Brak komentarzy