sty 10 2018

Pierwszy warunek proszenia to bądź gotowy na przyjęcie tego o co prosisz, inaczej na nic cała kreacja

Pierwszy warunek proszenia to bądź gotowy na przyjęcie tego o co prosisz, inaczej na nic cała kreacja. Nieraz wydaje się nam, że jesteśmy bardziej niż gotowi na zmiany w naszym życiu, że marazm, lub sytuacja w której tkwimy od lat tak nas już zmęczyła, pozbawiła sił do walki i nadziei, że dalibyśmy wszystko choć za cień odmiany losu…że bez wahania wskoczylibyśmy przez lekko uchylone drzwi do innego świata. Tymczasem rzeczywistość może zaskakiwać,  my sami możemy zaskoczyć  siebie gdy przychodzi nam naprawdę zmierzyć się z tym o co prosiliśmy w głębi duszy przez miesiące a nieraz lata.

Gdy w duszy tkwi powód, idea wyższa, ważniejsza niż własne marzenie, może ona blokować inną realizację, do czasu póki dusza nie uzna, że wszystkie środki zostały wykorzystane. Na przykład, możemy marzyć o przeprowadzce, nowej pracy, nowym partnerze, a gdy po wielu usilnych prośbach naszej duszy z góry przychodzi- proszę tak bardzo prosiłaś to masz…wtedy widzimy dopiero swoje rzeczywiste pragnienia, motywy i prawdziwe uczucia. Oprócz przygnębienia i złości, które zakrywają to co pod spodem, odsłania się obraz prawdziwych intencji, i nieraz widać troskę o kata którego nie chce się zostawić, żeby dusza jego miała jeszcze szansę  i kopniakiem nie posłać jej do piekła. Widać nieraz, że jednak nie mogę przyjąć tej wymarzonej pracy w Warszawie, Brukseli, czy Londynie, nie dziś jeszcze…bo syn ma za rok maturę i potrzebuję tego czasu by zabezpieczyć mu normalny start w przyszłość, by mógł stabilnie wejść w dorosłe życie.

Ludzie czasem mówią, że utknęli, że nic się w ich życiu nie dzieje, i niekiedy jest tak, z powodów których na pierwszy rzut oka nie widać ale które są dla ich życia lub życia bliskich im osób priorytetem. I choć czasem się wydaje, że jesteśmy bardziej niż gotowi na zmianę, że już coś się przelało, że więcej już nie zniosę, to jednak jakby nadludzkim wysiłkiem wstajemy i idziemy dalej, bo on, ona, bo dzieci. Wcale nie rzadko wbrew pozorom, to do czego przemy już dziś za wszelką cenę nie okazałoby się dla nas błogosławieństwem lecz przekleństwem, ruiną…i przed takim krokiem też broni nas nasza duchowa płaszczyzna. Owszem główna decyzja jest nasza, ale gdy bardzo trudno wykreować jakieś wyjście, wydarzenia, przyczyny trzeba szukać w sobie, w tym co właściwie mamy pod nosem, w moim postępowaniu.

Na przykład, całe życie marzę o domu na wsi, ale sama myśl, że miałabym sama z dzieckiem zostać z dala od ludzi, w nocy, przeraża mnie na tyle, że moja podświadomość tworzy obrazy wszelkich możliwych tragedii i nieszczęść jakie spotykają osoby samotnie mieszające w lesie. Zatem siłą rzeczy podświadomie będę sabotować własny plan i to walka patowa, marnotrawstwo energii, bo walczę w gruncie rzeczy nie z losem, ludźmi, funduszami lecz sobą….swoimi lękami, obawami, i tym zagrożeniem, które spycham głęboko pod nazwą własny dom na odludziu. Ale marzenie pozostaje i lubię popatrzeć jak inni mieszkają… I nie jest powiedziane, że za 5,  7 czy 10 lat nie będę mieć tego domu, bo np. synowa z synem zamieszkają ze mną, bo wyjdę ponownie za mąż, bo kupię bliźniaka na pół z dobrymi przyjaciółmi, którzy na dziś dzień akurat nie są gotowi na ten etap w swoim życiu ale za 4 lata mój los połączy się z ich w doskonałym układzie…

Lepsze dla ziemskiego nie zawsze znaczy lepsze dla duchowego… Każdy wybór będzie mieć zawsze jakieś plusy i jakieś minusy, pytanie raczej brzmi na jakiej jakości i czego bardziej nam zależy. Jeden ucieszy się bardziej z komfortowej łazienki z prysznicem wanną i oknem kosztem wielkiej kuchni, kto inny odwrotnie…. Zawsze warto postawić się w jakiejś sytuacji by jasno zobaczyć swoje priorytety. Taki przykład, znałam dziewczynę a raczej kobietę, która przez wiele lat swego życia marzyła o nowym związku, o tej połówce jabłka, o kimś z kim będzie dzielić wspólne zainteresowania i pić kawę w kubku w łóżku na starość… A gdy los dał jej taką szansę, ten wybór, bo pojawił się ktoś kto zaprosił ją do swego życia i miał siłę i finanse by ją przeprowadzić przez trudne chwile- rozwód, podziały, ona ku swojemu własnemu zaskoczeniu wycofała się, zrezygnowała z tego o czym po cichu marzyła przez lata. Gdy potem pytałam dlaczego, powiedziała, że okazało się że bardziej niż własną wygodę i radość taką zwyczajną bycia z drugim człowiekiem, ceni sobie spokój rodzinny…i Boga. Powiedziała, że nowy związek, choć szczęśliwy po ludzku przysporzyłby cierpienia dzieciom i jej samej – bo nie potrafiłaby kochać tego mężczyzny tak jak kocha Boga…a mało kto jest wstanie pogodzić się z rolą drugorzędną a właściwie trzeciorzędną.  Powiedziała, że najbardziej ceni w swoim niezbyt udanym po ludzku małżeństwie to, że jego niełatwe perypetie przybliżyły ją do Boga, bo gdyby nie jej obecny partner nigdy być może nie szukałaby pocieszenia w duchowości…Poza tym szczęście to kwestia perspektywy jak dodała. I rzeczywiście gdy później się nad tym zastanawiała zrozumiała, że ona ma już swoje szczęście, tyle, że tak nawykła do patrzenia przez pryzmat tego co ludzie nazywają radością, że dopiero zdała sobie sprawę co jej daje spełnienie gdy miała to stracić. I cóż mężczyzna wyczekiwany przez lata był opcją, próbą dla niej, rozwidleniem na drodze duszy… I nikt nie twierdzi, że gdyby wybrała nowy związek miałaby gorsze życie, to kwestia odcieni już a nie czarnego lub białego. Ona doszła do wniosku, że kocha jednak zapach Boga w swojej prywatnej ciszy i że kocha patrzeć jak mąż bawi się z jej dziećmi, pomimo że niewiele mają wspólnego poza nimi. Zastanawiało mnie jeszcze czemu miałaby się nie dzielić Bogiem z kimś, ale ona stwierdziła, że boi się że nowy związek przesłoni jej to co duchowe na rzecz ziemskich przyjemności i że straci to co najważniejsze – że już nie będzie zaczynać dnia od rozmowy wewnętrznej z Bogiem ale od rozmowy z nowym mężem w łóżku…

Czasem to o co prosimy przychodzi i staje się sprawdzianem siły woli, wewnętrznej prawdy, naszych priorytetów, słabości, i lęków. To jak odsłanianie prawdy duszy – sprawdzenie się czy to co wypracowałem na dziś jest na tyle mocne, silne by wejść w nowy etap, i co dla mnie jest tym nowym etapem- być może stare życie ale z nową świadomością u boku dawnego partnera? Dlaczego rycerz nie pojawił się wcześniej? Bo dzieci były za małe, bo nie była gotowa, bo jej droga doświadczania z tą jedną osobą nie wypróbowała wszystkich opcji… Czasem jest tak że idziemy z kimś i udaje się znaleźć wyjście z labiryntu na zewnątrz a czasem po prostu zataczamy koło by znaleźć się w tym samym miejscu i podjąć decyzję czy idziemy dalej czy już nie mamy sił i szukamy innych opcji. Przekonałam się, że czasem pojawia się w życiu ktoś nowy tylko po to byśmy mogli rozpoznać na nowo że jednak kochamy kogoś wbrew złamanemu sercu…nadal po 10, 12, 15 latach…. A czasem po prostu dojrzewamy by zobaczyć siebie w nowym życiu, lepszym, i to staje się naszym nowym priorytetem.

I nawet gdy nasze największe prośby, modlitwy się spełniają, czasem zaskakuje nas nasza własna reakcja na prezent z góry…wiem prosiłem, chciałem…ale nie sądziłem, że się jednak uda, że to już dziś….nie wiem czy tak naprawdę chcę i czy jestem gotowy. Dlatego czasem niektóre  życzenia są oporne w realizacji- po prostu nie zawsze okazują się takim błogosławieństwem za jakie dziś je uważamy. Często dotyczą też osób trzecich, zmieniają życia stykające się z naszymi i trzeba czekać lub ustąpić by wszystko potoczyło się dla najwyższego dobra wszystkich zainteresowanych. Poza tym by wykreować ten cud, odmianę losu, rozwidlenie na ścieżce życia nieraz trzeba energii więcej niż jednej

osoby, lub wielu lat magazynowania, proszenia, wymiany energii… Dlatego tak ważna jest życzliwość osób trzecich, przyjaciół, bliskich w naszym życiu, którzy wesprą naszą kreację dobrą myślą, szczerym westchnieniem serca- mam nadzieję, że jemu się uda, zasługuje na to…. To jak wspólne popychanie wózka do celu gdy sami nie mamy już sił. I to jest to bycie dobrym człowiekiem w życiu, które zwraca się na każdym kroku. Dla porównania, gdy rzucasz innym kłody pod nogi lub wyznajesz filozofię każdy sobie rzepkę skrobie, jak ty sobie nie pomożesz sam to nikt ci nie pomoże- taka osoba by wykreować odmianę losu, by w ogóle stworzyć taką furtkę-rozwidlenie potrzebuje pomocy z zewnątrz, która nie nadejdzie rychło jeśli on nie odrobi lekcji o wzajemnej pomocy, życzliwości, wspieraniu się… pewne rzeczy widać w życiu gołym okiem  i łatwo zaobserwować przy odrobinie chęci.

W zasadzie łatwo jest wyobrazić sobie, że czeka nas gdzieś z kimś lepsza inna przyszłość, że wystarczy tylko zrzucić stare ubranie i kupić nowe w sklepie i wszystko już będzie dobrze. I czasem i tak jest…ale rzadko w tych naszych wyobrażeniach pojawia się od razu to za czym będziemy jednak tęsknić, to co dobre a być może nie da się już przenieść w nowy wymiar, i tu pojawia się pytanie – co cenię bardziej, bez czego łatwiej/trudniej będzie mi żyć. I nie mówię tu o materii, choć  jest bardzo ważna, ale o tym co stanowi pokarm dla ducha, co sprawia, że będziesz wstanie w najgorszy dzień wstać rano z łóżka i powiedzieć sobie ‘dam radę’ bo …. muszę dla swoich dzieci, bo Bóg mnie kocha, bo wierzę w serce tego człowieka, bo wiem, że śmierć to tylko początek i nic nie rozwiąże…

Czasem gdy narzekam na swój dzień czy życie przypominam sobie przykład z rycerzem na białym koniu i o tym jak zdecydowanie został odrzucony i wtedy zastanawiam się czy ja na pewno wiem o co proszę? Co lubię w swoim życiu, czego w nim nie doceniam, za co jestem wdzięczna, i z tego punktu dopiero staram się wychodzić w kierunku proszenia… I cóż wtedy przeważnie czuję tak wielki spokój, że zastanawiam się czy wypada o cokolwiek prosić, a jeśli tak to lepiej to dogłębnie przemyśleć zanim zacznę walić w bramy Nieba z kolejną awanturą o polepszenie tego czy tamtego :).

A gdy czuję, że już mi się przelewa, to proszę o siłę by wytrwać, o dobre słowo, o pociesznie, o przyjaźń…i wszystko to jest…tylko trzeba umieć dostrzegać, przyjmować, i być wdzięcznym. No chyba, że wyznajesz filozofię – każdy sobie…. To bądź wola twoja – mierz się z losem jaki postanowiłeś sam dźwigać nie uznając wartości innych w twoim życiu…

Magdalena

 

Brak komentarzy