gru 28 2017

Cena ugody i działania wbrew sobie to cena najwyższa – jest nią twoja tożsamość duchowa

Tożsamość, silni w duchu ale pozornie słabi w oczach świata ze względu na swoją odmienność… Siła dziś ma inny wymiar i nie jest tym czym mogłoby się zdawać…Co dziś znaczy umieć pozostać sobą pomimo trudnych czasów? To co zawsze gdy świat próbował naginać wiarę, nadzieję  i miłość pod swoje krzywe wytyczne i sztuczne światła, które duszy nie ogrzeją pomimo olbrzymich reflektorów. Silni w duchu to nie ci co potrafią załatwić ci miejsce w pierwszym rzędzie i luksusy tego świata, ulgi w urzędach, ale ci co potrafią wyjednać ci przebaczenie, ci co potrafią wyrównać drogę, po której idzie twoja dusza… I  rzadko stoją oni w pierwszym rzędzie i mieszkają w pałacach, chyba że mowa o pałacach duszy…

Tyle lat zajęło mi odkrycie, że siła ma inny wymiar, ten który nie przepycha się, nie przebija, nie odtrąca, nie daje się też namówić na uprzejmość ani zwieść miłym uśmiechom czy pochlebstwom… I ta siła ducha jest niezbędna by nie tyle na początek walczyć za innych, ale by zawalczyć o siebie samego. By nie dać się zapędzić w tzw. ślepy zaułek, by nie stracić wiary w sens.

Zawsze uczono mnie, że należy być uprzejmym, miłym, ustępować pierwszeństwa, dawać dobry przykład, i to wszystko jest prawdziwe…lecz dziś zasadzki nie są oczywiste, nie jest już tak łatwo pojąć co jest dobre a co złe, gdy zło nakłada ubranka świętego i przemawia słowami ‘miłego’ z uśmiechem na twarzy. Najtrudniej jest obstawać przy swoim gdy większość upiera się, że jakiś kanon jest słuszny, że wie jak ty powinieneś lepiej żyć bo tak jest uznawane ze lepsze, bo lepiej jest mieszkać w bogatej willi niż w małej chatce w lesie, bo lepiej jest jeździć samochodem niż chodzić pieszo, bo lepiej jest posłać dziecko do tej szkoły a nie do tej, bo lepiej jest zrobić to czy tamto dla świętego spokoju, żeby jemu nie przeszkadzało, żeby sąsiedzi krzywo na nas nie patrzyli, żeby nie wytykano mnie jak dziwaka, żeby memu dziecku nie przylepiono etykiety dziwadło, żeby miał kolegów, żebym miała przyjaciół, żebym miała znajomości pożyteczne, żeby potem ona mi coś załatwiła…. Tak tracimy naszą tożsamość, …i gorzej dużo gorzej, to już pierwszy krok do sprzedania duszy… Bo inni zawsze będą twierdzić, że wiedzą jak coś zrobić lepiej, która droga jest lepsza, wygodniejsza, krótsza. I nie znaczy to, że mamy walczyć z całym światem, raczej uznać wartość swojej duszy na tyle, żeby uszanować jej odczucie, jej wartość, jej głos w tym hałasie, na targowisku świata.  Gdybyś wiedział jak cenny jest, mądry głos twojej własnej duszy, jaką bezcenną mapę ma dla ciebie, nigdy byś w siebie nie wątpił.

Nieraz idąc za innymi niestety wydłużamy swoją drogę zamiast ją skracać, i nie mówię tu żeby omijać innych szerokim łukiem, bądź nie trzymać się za ręce po drodze, nie pomagać sobie… Raczej by nauczyć się cenić swoją wewnętrzną prawdę, intuicję, ten wewnętrzny głos i najpierw słuchać jego, bo potem rachunek zawsze płacisz ty i to ty odpowiadasz przed Bogiem, nieważne kto cię namówił i dlaczego odstąpiłeś od głosu serca, prawdy… jakie błyskotki cię zwiodły, jaki zły był świat i ludzie którzy cię okłamali… Dziś tzw. gorsze zło, jest bardziej uprzejme i wykwintne, ładnie pachnie i zna zasady etykiety dworskiej bezbłędnie. To czym zwodzi i jak łapie, poluje to przeciwieństwo tego w czym może być rozpoznane. A ile razy ty zgodziłeś się na coś wbrew samemu sobie, bo tak wypada, bo wszyscy tak robią, bo taki jest wymóg społeczny, bo głupio było odmówić, powiedzieć, dziś nie mogę, bo inni pomyśleliby, że jesteś gorszy, że nie umiesz się zachować lub wzięliby cię za wariata…. Jaką cenę w końcu płacisz za robienie czegoś wbrew sobie, gdy czujesz ten silny wewnętrzny opór, żeby nie podpisać się pod petycją, żeby nie przyklepać czyjejś winy, żeby nie poddać się, lub odwrócić wzrok bo z tego mogą być tylko kłopoty…Ceną jest zawsze trudne wydarzenie w twoim życiu, cierpienie twoje lub kogoś bliskiego, choroba, wypadek, trudne sploty losu…płacz. To poprzez nie uczymy się najtrudniejszych lekcji o swojej prawdzie wewnętrznej, o swojej tożsamości.

Za każdym razem gdy działamy wbrew sobie wyrządzamy sobie ogromną krzywdę w każdym sensie, gdy czujemy w środku, że to nie moje miejsce, że nie chcę tak robić, tu być, że wiem powinienem zachować się inaczej, ale życie jest takie, zasady ustalili inni, nikt nie zrozumie jeśli się wyłamię… Nikt nie zrozumie jeśli powiem, że nie piję alkoholu, nikt nie zrozumie jeśli powiem że np. widzę dusze, nikt nie zrozumie jeśli powiem że ten pan ma przy sobie straszną istotę, która trzyma duszę jego w niewoli, nikt nie zrozumie jeśli powiem,  że wierzę w cuda, nikt nie zrozumie jeśli powiem, że chcę żyć po swojemu czyli inaczej niż inni myślą że się powinno….itp. I nie ważne co inni myślą póki trzymasz się zasady: żyj i pozwól żyć innym z poszanowaniem każdego człowieka jako istoty wolnej, czującej jak ja. Uzurpuje się nasze prawo do tożsamości na każdym kroku…i nie namawiam do pikiet na ulicach, raczej do budowania wewnętrznej siły ducha, do tego by nie poddawać się zwątpieniu, które tak często nas dopada, szczególnie gdy inni potępiają styl twego życia lub namawiają cię dla twego dobra do zmiany czegoś w swoim życiu, bo nie mogą wprost uwierzyć, że możesz być szczęśliwy sam ze sobą. Bo ty jesteś groźny wówczas gdy potrafisz być silny w sobie w sowim przeświadczeniu, bo wówczas potrafisz już widzieć poza pozorami, poza tym co ci się pokazuje, poza kolorową reklamą świata. Widzisz prawdę ukrytą pod pozorami rzeczy, widzisz czy ten uśmiech jest szczery i co kryje się za tą propozycją, a przede wszystkim jakie konsekwencje niesie dla twojej duszy. Bo gdy raz zagłuszysz i zamkniesz swoją duszę w klatce by inni cię akceptowali lub dali ci święty spokój, lub by być uznawanym za kogoś w oczach świata wówczas zaczynasz powoli ślepnąć i gubisz sens i rozeznanie tego co słuszne i dobre, tam nic już nie wydaje się takie proste. A na końcu tej drogi stajesz i mówisz, że ty już nie wiesz co w tej sytuacji jest właściwe, że nie ma prostych rozwiązań, tak dalece odszedłeś od siebie, że już właściwie nie wiesz kim jesteś i kim powinieneś być…bo nic nie ma już sensu, bo świat jest pozbawiony głębszych prawd, sensu i nadziei…bo ludzie są źli… I tak gdy zaczynasz grać cudzymi regułami, lub przyjmujesz je za swoje dla świętego spokoju czy z uprzejmości, nieuchronnie gubisz siebie, zanika twoja tożsamość, z czasem nie lubisz i nie rozpoznajesz już nawet siebie… Dusza nie świeci już jasno, twój świat staje się albo zbyt przejaskrawiony, sztuczny albo zbyt szary, a dźwięk pusty… Stąd łatwo o nadużycia, o robienie tego czego kiedyś byś nie zrobił gdy dusza była wolna i mówiła w tobie swobodnie gdy szliście razem ręka w rękę, gdy miałeś odwagę jej bronić…gdy wiedziałeś, przeczuwałeś, że to jest ważniejsze niż jakikolwiek układ, zaszczyt czy propozycja czy uznanie w czyichkolwiek oczach.

Tak karleje dusza, tak tworzą się ciężkie wydarzenia w losie człowieka, gdy czyni coś wbrew sobie, także, gdy godzi się na coś bo tak wypada, bo inni nalegają, żeby nie było komuś przykro, żeby nie zranić kogoś- to najsubtelniejsza forma zakuwania duszy w kajdany…i najmniej postrzegalna, dlatego najbardziej niebezpieczna. Najtrudniej rozpoznać, że coś jest po prostu złe gdy kryje się za pozorami dobra, to dla twojego dobra kochanie, bo tak wypada, co ludzie powiedzą jeśli tego nie zrobisz…. Bo nikt nie lubi tych co się wyłamują ze schematu, odmieńców, w jakiś sposób ludzie się ich boja-że zachwieją ich równowagę, albo nimi pogardzają jako gorszymi… Ile to razy masz przeczucie, że nie powinieneś tego robić ale on tak bardzo prosi, jej tak na tym zależy i potem plujesz sobie w  brodę po fakcie, gdy musisz sprzątać po kimś bałagan lub widzisz jaką cenę przyjdzie ci zapłacić. Szczególnie dzieje się tak gdy robimy coś na pokaz, pod innych, żeby zadowolić kogoś, choć wiemy i czujemy w środku, że nie powinniśmy, że to nie tak… Wówczas warto trzymać się tego przeczucia, nauczyć się rozpoznawania go jak sygnału ostrzegawczego, jak czerwonej lampki stop…i zachowywania jak uparty osioł wbrew namowom innych.

Ja uczę się coraz bardziej słuchać siebie, ale rzeczywiście najtrudniej jest gdy z drugiej strony na szali jest prośba kogoś bliskiego kto nie rozumie, że nie mogę bo czuję, że to jest nie dobre dla mnie lub kogoś innego, i choć nie potrafię tego do końca wytłumaczyć dlaczego, to powinnam zaufać sobie, że ja wiem że to jest w jakiś sposób krzywdzące… Gdy czuję, że coś jest niedobre, nie w porządku lub krzywdzące dla kogoś, nieszczere, czyli nie czuję tego na poziomie swego ducha, intencji uczciwej, uczę się wycofywać z coraz większą odwaga…i powierzać swojej intuicji, wyższemu prowadzeniu… Dlaczego? Bo to jedyna słuszna droga. A życie niesie coraz to nowe wyzwania, ludzie wystawiają naszą siłę na próbę…siłę wiary w siebie, ale nie w siebie tutaj ziemskiego, bo ten nie potrafi widzieć poza pozorami, lecz w siebie –tego, który trzyma się rękoma i zębami prawdy w wyższym wymiarze ducha… I nie da się tego tutaj inaczej ująć żeby nie zostać posądzonym o jednokierunkowość lub ciasnotę w jednej religii…. Duszę ma każdy i to wewnętrzne światło i po nim zawsze znajdzie drogę a w nim swoją pardwę i siłę, tożsamość.

Jest jeszcze kwestia odpowiedzialności za innych, gdy wiesz, że widzisz jasno swój cel i drogę nie dokładaj komuś do jego tzw. karmy, ciężaru godząc się z nim tylko po to by dał ci spokój, nie przymykaj oczu bo to jakbyś pozwalał złodziejowi kraść w  swojej obecności… Mało tego gdy pozwalasz innym rządzić tobą wówczas pozwalasz by sterowali statkiem, na który wsiadasz często nie ty sam ale i twoja rodzina, dzieci, mąż żona… Bo wydarzenia, które potem nastąpią często dotykają także i ich. Dlatego jeśli nie mamy odwagi wystąpić w obronie siebie i swego życia, prawdy, warto pomyśleć że skazujemy na gorszy los, na wieczne przytakiwanie i życie pod kogoś także tych których kochamy- czasem działa to jak zimny prysznic i swoisty motywator.

W zasadzie najtrudniejsze jest wracanie, wracanie do siebie, do swojej zagubionej tożsamości, duchowości, do tego poczucia ‘jestem u siebie, w domu’.  Jedni o tym mówią odnalazłem Boga, inni że widzą sens w życiu, a jeszcze inni, że czują się dobrze sami ze sobą….  Jak by tego nie nazwać to poczucie głębszego sensu nawet gdy wkoło szaleje burza a świat wydaje się pogrążony w chaosie i ciemnocie, rozpaczy, to poczucie, że jest i zawsze będzie coś silniejszego co przemawia w środku i jest nie z tego co na zewnątrz, bo ma inną świętą jakość, nienaruszalną, czystą, niezniszczalną. To wewnętrzne światło, które prowadzi gdy go nie zanieczyścimy i nie zgasimy, nie odtrącimy….nie zdusimy, bo się go wstydzimy. Wstydzimy się, że inni nas potępią, uznają za odmieńców, lub nie pasujących do nich.  I to dlatego wielu ludzi mówi, że gdy raz wstąpili na drogę własnej prawdy, przeszli metamorfozę w swoim życiu, ich cały świat uległ zmianie, przyjaciele, rodzina wszystko uległo rewizji, jakby się zaczynało od nowa, bo nie każdy da radę dotrzymać tempa lub chce iść podobnym krokiem i to też jest ok. Jest to też ważna nauka puszczania tego co stare, co już się nam nie przyda i otworzenia na nowe. Czasem ból po stracie tego co było lub może zniknąć nie pozwala nam puścić  i kurczowo trzyma, przykuwa nas do przeszłości, do bólu i rozpaczy. Zaufanie to też głównie umiejętność puszczania się, by wyciągnąć rękę nawet po omacku w kierunku nowego. Bez obawy, że zapomnę, że coś zniknie, że miłość zapomni…. Ona nie zapomina…ona nagradza wytrwałych w nadziei…

Tożsamość wolnej duszy, nieskrępowanej kajdanami, uprzejmościami, wymogami, formułkami, myślami innych…. Nie namawiam do buntu, raczej do zdrowego rozsądku i widzenia rzeczy jakimi są. Bo co jest ważniejsze np. na święta, najeść się i napić czy pobyć z Bogiem…ech konwenanse, puste gesty i to co się wydaje, że się powinno to sztuczna ściana do twego Nieba. Bo gdy tracimy w tradycji to co jest istotą, co się kryje pod nią, ducha, sens i cel….to lepimy puste bałwany. I tak jest ze wszystkim co robimy w życiu.  Ile razy ty czujesz, że lepisz puste bałwany…że to nie ma sensu ale inni uważają, że tak trzeba i czujesz że brak ci siły by żyć jak dusza woła… Nie poddawaj się… Bo tylko ty masz siłę by żyć zgodnie ze swoją prawdą i swoją tożsamością, tylko ty możesz uchronić samego siebie przed utratą nadziei i tylko ty możesz wrócić do siebie by zdjąć swoje kajdany i uwolnić się z tego co przyjąłeś, czemu nadałeś rangę ważności w swoim życiu.

Gdy jesteś sobą, postępujesz zgodnie z sobą, wówczas przynajmniej  masz pewność, że płacisz za własne pomyłki, że wiesz jak korygować kurs, bo to twoja mapa, i prędzej czy później odnajdziesz na niej drogę po własnych śladach, i znajdziesz swój cel przede wszystkim  a nie taki jaki inni ci podyktowali. Bo inni wcale nie muszą wbrew pozorom mieć większej wiedzy od ciebie ani bardziej dojrzałej, światłej duszy. Ich dusza może być w gorszych tarapatach niż twoja i teraz ciągnąć cię w dół za sobą…. Bo to że on ma sławę, zaszczyty, pieniądze, stanowisko czy władze w tym świecie nie znaczy, że jego dusza wie cokolwiek o twoim Niebie lub że Tam nie będzie ciebie prosić o odrobinę światła. Nie oceniaj po pozorach, zobacz ponad tym co ślepcy uczą ślepców budować. Zobacz swoją prawdę i miej odwagę przy niej obstawać…wbrew głosom świata a dojdziesz szybciej omijając grząskie wody do swego celu. Nie daj się skusić na łatwe drogi lub super promocje, przyjaźnie wielkie czy święty spokój lub góry złota, nie narzucaj się ze swoją wiedzą czy mądrością, każdy ma prawo iść po swojemu…lecz ty pamiętaj swoją drogę i pamiętaj kim jesteś nie w tym świecie ale poza i ponad nim…. Słuchaj siebie, nie w granicach zdrowego rozsądku tego świata- bo ten jest szalony 🙂 ale podłóg tego co uważasz TY…TEN TY, którego kochasz całą duszą swoją…

Czy już widzisz siebie takim jakim jesteś w swoim Prawdziwym niezmiennym Ja- tam nie zbłądziłeś i czekasz na siebie…  Hmmm piękny to obraz zaiste….i warto o niego walczyć w sobie, wciąż i wciąż na nowo.

Magdalena

Brak komentarzy