lis 03 2016

Zmarli ale żywi – wśród, blisko nas…

   life_or_death___by_eve__d-d75w9n1      Jesteśmy świeżo po święcie zmarłych, u nas to czas zadumy, bilansu, pojednania, czasem przepraszania w duchu a czasem ciepłych ponownych spotkań. Nawet nie chcę tu wnikać w opcję Halloween, bo to swego rodzaju karykatura ale też jakże jasny znak naszych czasów – głośnych, nastawionych na to co zewnętrzne i ignorujących a wręcz bagatelizujących rzeczy święte.

         Tyle się wokoło opowiada o duszach, czyta o zaświatach, medytuje, przechodzi w inne wymiary i wędruje w snach, ezoteryka obnaża świat duchowy, od innej strony, religie od wieków go ukazywały…a my? Mało tego, że nie wierzymy, to traktujemy jak grę science fiction lub zabawę, jak magiczne artefakty, którymi mogę się posłużyć żeby coś sobie dodać lub pozwiedzać, zabawić się, wybić po tej lub tamtej stronie… Wykrzywiamy prawdę poprzez pompowanie w niej magii, cudów, kolorowych fajerwerków, czarów i opowieści o czarownicach…. Czasem mówimy wierzę, wierzę i dlatego wykorzystam to że ja wiem, że to jest i będę nad innymi górować, będę tam pierwszy, silniejszy, większy i mocniejszy… Wszystko to niestety z duchowością się mija…bo dziś młodzież duchowość myli niestety z show, z magią, z wywoływaniem duchów, z zabawą w zaczepianie tego czego nie pojmujemy…jak dzieci, które nie wiedzą że ogień, tak fascynuje, tak robi wrażenie, tak jest potężnym żywiołem i tak można go wykorzystać ale bez szacunku dla potęgi i pokory niszczy jak nieokiełznany żywioł wysuszone lasy…

         Te święta zaczęły się dla mnie taką refleksją na temat życia i śmierci i w sumie przeraziło mnie i zasmuciło, eee co tam zasmuciło wsytrachało nie na żarty to co się działo wokoło… Świat staje się coraz bardziej świecki, niby mamy więcej wiedzy, ale niekoniecznie mądrości duchowej, przeraziło mnie jak szybko pędzimy po autostradzie głupoty omamieni błyskotkami, władzą, czary mary, wizją potęgi, przynależności do znamienitej grupy, żeby potem gdy jest za późno przejrzeć na oczy. Co dziwne często gdy po nas przychodzą z drugiej strony ci, do których dobrowolnie się zapisaliśmy nęceni lukratywną ofertą nawet nie widzimy jeszcze jaką cenę zapłaciliśmy… i nadal nie chcemy, po prostu nie chce się nam szukać drogi do Boga, wołać go na pomoc. Zauważyliście, że dziś łatwiej jest powiedzieć człowiekowi, powinien pan dużo medytować w skupieniu, zamiast powiedzieć, proszę się modlić do Boga bo pana dusza jest już sprzedana i tam wśród oprawców, których za przyjaciół wybrała nie ma żadnej magicznej formuły, która pokona strach i rozwieje to co zamówiłeś… Żniwa…tak ale to wszystko działa na zasadzie prawa: zamawiasz, wypijasz, płacisz…krótko się cieszysz, bo to co kupujesz to chwila głupoty zamroczenia jak po alkoholu, a na drugi dzień gdy sen pryska…uuu bolesne są skutki lekceważenia podstawowych praw ducha. A gdzie pokora przed światem ducha, gdzie pochylenie głowy przed grobem…gdzie zrozumienie, że przecież tu to chwila a potem, co potem? Komu zapłacę i ile, do czego się zobowiązałem, jak zapłacę, i czy tylko ja? Czy i w jaki sposób odczuję na własnej skórze tę zapłatę? Czy zapłacę ja sam…czy ja później, czy moje dzieci, wnuki też będą ze mną  spłacać ten kredyt? Nikt nie wierzy, że to realne dopóki nie nadchodzi, to troszkę jak ze złodziejem, zawsze jest zaskoczony gdy go łapią i przychodzi czas spłaty – konsekwencje… Nie pytajcie jak płacimy bo to każdy wie i czuje tylko wypiera ze świadomości (ktoś na podstawie czegoś te horrory kręci)…

Ale nie wszyscy oglądają tak okropne sceny choć wiele osób instynktownie czuje że gdy czuje się gorzej, że gdy rodowe tzw. sprawy, cierpiące dusze w tych dniach są bliżej jakby, zamykamy się w swoich światach i odcinamy, zamykamy oczy lub skupiamy na modlitwie… Rzadko chcemy widzieć, zastanawiać się co się dzieje z tą czy tamtą osobą, którą uważamy za czarną owce w rodzie… Nieraz odcinamy się od tych myśli jak od trędowatych… nieraz też wysyłamy nasze dobre myśli, nasze wybaczam, nasze nawet dziękuję…I wszystko to nie ginie, lecz się księguje na plus w spłacie… Ale czasem po prostu wiemy, że ktoś dobrowolnie chciał, zapisał się na listę tzw. czarną i do końca w tę stronę zmierzał, do końca nie pojmując dlaczego miałby chcieć zmieniać kurs, bądź zacząć odpłacać, naprawiać, chcieć pomoc przywołać…

Nie jest też tak, że tam nie można wołać o pomoc do Boga…i nie jest też tak że Tam duma, zacięcie, uparcie, obrażenie się, złość na Boga, nie staje murem pomiędzy nami a wolnością… Czasem myślę, że najgorsza przeszkodą nie jest to co zrobiliśmy ale to jacy nadal chcemy być, w jakich przekonaniach trwać…to jak twarde karki mamy, które się już nie zginają przed niczym w przeświadczeniu że pokora to poniżenie…a nie wdzięczność i szacunek… I cała praca nieraz polega na tym by tę złość i dumę i obrażenie rozbić…i u każdej jednej duszy inny młot, inne dłuto zadziała… Jak bardzo ja i moje ego jest wywyższone dziś, że nie widzę dalej niż to jedno ciało i w nim bycie… Totalna porażka, pomyłka i zaślepienie. Jeżeli nie umiesz zgiąć kolan w zwykłym szacunku w obliczu czegoś tak doniosłego jak duszy tęsknota, miłość i cierpienie to…jak możesz wymagać by to co dostałeś własnego z Bożego Domu działało dla ciebie prawidłowo jeśli nie pojmujesz, uznajesz swoich korzeni i ich nie szanujesz…

Spotykam się z postawami, które bardziej cenią prowadzenie człowieka przez innego człowieka poprzez czary, magię, poprzez duchowe zasoby człowieka uzdrowiciela, zamiast instancji najwyższej – jakby pomijali Źródło, z którego woda życia wypływa. Tacy ludzie często wolą chodzić drogami błędnymi, nie tak jasnymi, czyimiś wizjami-światami- nadal niedoskonałymi, aby tylko uniknąć tego co się nazywa uznaniem swego pochodzenia od Boga, czyli pokory i szacunku wobec faktu, że jesteś stworzeniem od Boga się wywodzącym, pokłoń się z szacunkiem – to nie upokorzenie, to miłość…. To tam prosić powinieneś a nie u kuglarza kupować magiczne zabawki i żonglować nimi przed oczami zadziwionego tłumu… Ech zanieść kogoś na plechach…ja nie mam magicznej różdżki ani specjalnego rydwanu ani większych chodów w zaświatach, tylko troszkę więcej pokory względem swego pochodzenia, troszkę więcej wiary w to co podstawą jest od zarania dziejów i staram się widzieć troszkę dalej niż te kilka lat na Ziemi w tym teraz… Najprostsze recepty – to one działają- a nie ciągle nowe sztuczki wymyślane by omamić tłumy zwabione obietnicami łatwości przechodzenia, ekspresowej drogi na górę…  A tu wciąż ta sama żmudna droga od wieków 🙂 ALE I OCZYWISTA, jasna, nie łatwa ale prosta. Pamiętam, że dobre kilka lat wstecz sama miałam świadomość zbyt przesadnie pokładającą ufność w tzw. znakach, słowach mocy czy zaklęciach zdobytych na kursach czy przekazanych przez mistrza… I wszystko dobrze, tylko gdy w pewnym momencie znalazłam się w przestrzeniach – światach gdzie są byty żerujące na nas – robale, glizdy – radzą się nie dostrajać- goniły mnie – a nieraz chodzę dość świadomie…- to głupota totalna, pierwsze czego się chwyciłam jako deski ratunkowej to moje magiczne regułki, mantry, zaklęcia…i wiecie co, w niektórych światach, przestrzeniach one po prosu nie maja racji bytu – nie działają na to z czym walczymy, a raczej na to co chce nas pożreć, są jak kolorowe fajerwerki – które nawet dla odwrócenia uwagi nie działają…. Nie mają mocy, sięgają tylko do pewnego poziomu…a potem to co rozprasza i ma rzeczywistą moc to to za czym stoi prawda ponad czasowa, ponad każdym poziomem i warstwą, przestrzenią- jedne Źródło – to jest – Bóg…. To słowo, które ciałem się stałem- prawda, droga, życie…I to te słowo i odwołanie do tej jedynej prawdziwej rzeczywistości uwolniło mnie od zagrożenia. Pytanie czy to ja zostałam przeniesiona czy cała rzeczywistość lęku i zagrożenia prysła w wyniku rozjaśnienia się prawdy w umyśle istoty Bożej… Pomyśl- to piękna myśl….

I wiecie co najtrudniejsze, patrzeć że ludziom już się nie da powiedzieć prawd oczywistych bo każdy woli Halloween, bo jest takie atrakcyjne ze swoimi przygodami, kolorami i zabawą… Ale pod pozorem zabawy prawda się kryje, to wszystko jest tu i nakłada się na nasz  świat, jest w zasięgu ręki, i czy widzisz teraz czy nie, to konsekwencje naszych czynów są tuż za progiem.

Być dobrym człowiekiem, to tylko chroni…. Pokora, uznanie – tak przepraszam, źle zrobiłem i chcę naprawić, i to nie dlatego że nie chcę już cierpieć ale dlatego że nie mogę znieść myśli że inni przeze mnie cierpieli to co ja teraz znoszę… To też czyjeś dzieci, czyjaś matka, ojciec, czyjaś ukochana…

A ci którzy nas witają z szeroko otwartymi ramionami? Oni mają swoje święto ze spotkania z nami, swoje ciepłe uśmiechy, ‘łzy’ radości, pojednania, radości z ponownego spotkana, PAMIĘĆ – jak kwiat żywy postawiony na grobie daje element życia, energii, istnienia…. To klucz do trwania we wszechświecie miłości… do łączenia się i dróg dalej z mocą miłości pokonywania… Łatwiej się żyje czy tu czy tam gdy serce o miłość umie zawołać i nie unosi się mylnie rozumianym honorem, nie odgradza od tego co wolność przynosi i skrzydła rozpościera…

Magdalena

Brak komentarzy