lis 14 2016

Po czym widać, rozpoznać Mistrza w życiu?

kung-fu-panda_3Czasem lepiej za dużo nie wiedzieć bo wiedza potrafi zeżreć całe pokłady dobra w człowieku i tak nadąć balonik ego, że wydaje nam się, że nawet biskup powinien się nam kłaniać, to chyba najlepsza odpowiedź na to dlaczego nie widzimy jeszcze pewnych spraw i co znaczy, że nie jesteśmy gotowi na jakiś rodzaj wiedzy, albo dlaczego on widzi a ja nie…. Wiedza, tzw. widzenie to nie środek do pompowania siebie ale obciążenie, dlatego, że to odpowiedzialność która ciąży i nie każdy ją udźwignie. A wiedza- możliwości dane zbyt wcześnie mogą odebrać to co najcenniejsze, nasze marzenie- i zniweczyć całą drogę jaką dusza dotąd przebyła.

Zastanawiałam się ostatnio nad tym co znaczy właściwie, że jesteśmy wyżej dalej niż inni w tej drodze…oj jak bardzo można się poślizgnąć na takim myśleniu, ostatnio tak się wyłożyłam na tej drodze hihi, że zjechałam jak na ślizgawce lodowej z górki na tyłku na sam dół- bolesne doświadczenie. Kiedy myślisz, że wiesz już całkiem sporo to wydaje ci się, że rozumy wszystkie pozjadałeś, ludzie często czują się dziwnie uprawnieni żeby czuć się lepszymi w takiej sytuacji od innych tylko dlatego, że coś tam rozumieją, hihi i niby ewoluowali. W świece ezoteryki można to zjawisko przyrównać do tzw. rozwoju duchowego… Co ciekawe im więcej wiesz, rozpoznajesz tym większą masz pokusę by uważać się za hmm lepszego, uprawnionego do osądzania innych, jak zresztą w każdej dziedzinie życia. I tu kłania się jak zwykle stara prawda od wieków, nie ważne ile wiesz, ale jak tę wiedzę wykorzystujesz, a nawet możesz nic nie wiedzieć a wystarczy, że jesteś dobrym, poczciwym człowiekiem, albo nawet niezbyt poprawnym etycznie ale uczciwym względem siebie i starającym się wyjść na prostą przed sobą i Bogiem, wówczas w porównaniu z niejednym mistrzem wypadasz lepiej na tle niektórych sytuacji życiowych niż ten niby który tak daleko zaszedł na ścieżce rozwoju duchowego. Sama złapałam się ostatnio na sytuacji, w której dołożyłam swoje tzw. 5 groszy do ‘kopania leżącego’, każde twoje dołączenie się do grupy, która wyszydza, wyśmiewa, piętnuje kogoś poprzez karykatury lub ośmieszanie żeby bądź co bądź ukazać się lepszym na tle tej osoby to hipokryzja i gorzej. Nie dokładanie zaś a samo przyzwolenie w duchu lub śmianie się  z tego już bez tzw. kopania to nadal to samo, być może nie dostaniesz wtedy rachunku karmicznego na 2000zł ale na 20zł ale jednak dostaniesz… Jak łatwo wpaść w taką sytuację i przyklapnąć, lub dodać swoje 5 gr wie każdy kto na studiach, w szkole, w pracy, w akademiku, w grupie znajomych naśmiewał się ze wspólnego błazna… Wszyscy mamy taki mechanizm, że po prostu lubimy się  z kogoś pośmiać, bo to poprawia nam tzw. samopoczucie, a czym to jest? Po prostu podbijaniem swojej wartości budowanej na czyjejś biedzie, porażce, na zasadzie porównania z moim wielkim ja. Niby każdy to wie, ale nie to tak szokuje co raczej stara prawda, że zdarzyć się to może i właściwe zdarza bardzo często, notorycznie wręcz, także poza szkołą, i co z tego że jesteśmy już dorośli, po prostu przenieśliśmy w większość nasze zabawki na większe podwórko i często stosujemy te same tzw. techniki przetrwania w grupie, oceniania i eksponowania siebie. W gruncie rzeczy to najprostszy sposób by zdobyć akceptowalność jakiejś grupy- znaleźć wspólnego wroga, błazna, coś nas już wtedy łączy a my jesteśmy bezpieczni razem po drugiej stronie barierki no i od razu mamy jeszcze jedną rzecz wspólną- my to ci lepsi. Paskudztwo funkcjonuje w każdej formie, w skali mikro i makro naszych sytuacji codziennych i nie omija nas z wiekiem, różnica jest ta że albo rozumiemy już czym jest to zjawisko i potrafimy wybrnąć z godnością, nie przyklepać, nie dołożyć od siebie, nie zaśmiać się by pokazać, że nie odstaję od głównego toku myślowego…a przynajmniej nie zajmować stanowiska, pozostać neutralnym, bo nie mówię tu o sprzeciwie, to już wyższy poziom człowieczeństwa.

W sumie to co mnie samą zaskoczyło niedawno to nie tyle to, że to zjawisko jest i jest powszechne co to, że większości z nas wydaje się, że nas nie dotyczy, albo że jesteśmy na nie zbyt etyczni, oświeceni, świetliści, rozwinięci duchowo, moralni, że jesteśmy zbyt dobrymi ludźmi, chrześcijanami, czy buddystami :). A tu proszę dotyczy nas wszystkich w dużej mierze, różnica jest taka, że ten lepiej widzący zjawiska energetycznie, duchowo (hihi ten bardziej świetlisty) a który niestety też już chlasną, albo dołożył te swoje 5gr, pobawił się dobrze na czyjś koszt przez chwilę, nie potrafi przejść nad tym do porządku dziennego, bo wyrzuty sumienia go zżerają i stara się podświadomie bądź świadomie wynagrodzić człowiekowi taką krzywdę. A to albo zaproponuje podwiezienie do domu po pracy, albo porozmawia w przerwie na obiad, wysłucha jakiejś prośby, poda rękę, przytrzyma drzwi i podpowie jak coś zrobić, poradzi, powie życzliwe słowo… W sensie ziemskim nie wie być może do końca jak ale w duchowym już stwarza sytuacje żeby przeprosić, spłacić, odpłacić ten dług, który zaciągnął. A co to za dług? Dla mnie przypomina to troszkę zabawę laleczką voodoo, i  w rzeczy samej tak jest. To tak jakbyśmy zbiorowo dogadali się na niewinny  żarcik- bierzemy czyjąś kukiełkę i wybijamy w nią igiełki…. Tak zjawisko to wygląda energetycznie… A jak ta osoba odczuwa to na sobie? Różnie w zależności od jej karmy, poziomu etyki, postępowania w życiu bo tym jest karma, i duchowości… Ale nas bardziej powinno interesować co z naszym udziałem w tym wydarzeniu, tak z pozoru niewinnym. Na ile dołożyłem się do tego, że ta osoba np. wylądowała w szpitalu bo miała wypadek samochodowy, albo złamała nogę w drodze do pracy, albo po prostu nie wiedzieć czemu ma depresję albo myśli samobójcze i ciągle chce się jej płakać.  Może nie wiedzieć świadomie ale na pewnym poziomie wszystko jest i to widać a czujemy tutaj już bardzo realnie. Dlatego tak się dużo mówi o tym żeby pilnować swoich myśli, nawet nie samych słów, co już myśli, bo one już działają. A niektórzy ludzie, co z tego że świadomi tego działania, co z tego że sięgają daleko i wysoko, co z tego, że potrafią więcej, kiedy w prostych życiowych sytuacjach wykładają się jak na lodowisku… nie potrafią współodczuwać z drugim człowiekiem, nie potrafią nie osądzać, a co tu dopiero mówić dać dobry przykład jak to mama kiedyś uczyła. Boże mój kto dziś z dorosłych, myśli żeby dać sobą dobry przykład jakiegoś godnego zachowania, wejść tak w przerwie pomiędzy grupę plotkujących że na sam widok postawy tej osoby głosy szyderstw milkną i  wszyscy spuszczają wzrok czując niestosowność swego zachowania- to są mistrzowie w codziennym życiu- to oni uczą nas odpowiedniej postawy w życiu dorosłym, byśmy pozaliczali w końcu te nasze lekcje doświadczeń, karmy w życiu dorosłym… Dużo łatwej zaliczą tu ci, którzy przynajmniej poczują niestosowność swego zachowania, przeproszą w duchu, postarają się nadrobić na drugi dzień, nie prześpią nocy, pomęczy ich sumienie, a nie ci którzy wyjdą przekonani o swojej świętości, racji, wyższości, czy pięknej duszy, która ma prawo przecież potępiać takich złych ludzi. I tu uwaga mamy nowe pojęcie, niektórzy mogą wręczać sobie prawo do złego traktowania innych dlatego, że ktoś z tego czy innego względu złamał jakieś ogólnie przyjęte zasady, i można go sklasyfikować jako tego złego. A tego to będziemy np. gnębić bo to donosiciel szefa, albo jest złośliwy wobec innych…nieważne czym zawinił – my już wręczyliśmy sobie prawo do wymierzenia kary i jej surowości, zamiast do dania mu szansy na stanie się lepszym człowiekiem.  A propos ostracyzm też ma podłe formy- kto nie widział polskiej klasyki kina –Trędowata.

Ale do setna, sama ostatnio miałam nieprzyjemność znaleźć się w podobnej sytuacji i zanim się w sumie połapałam na co się piszę, w czym uczestniczę, było już trochę za późno, potem w duchu przepraszałam tę osobę za głupi śmiech, bo może nie wytykałam, nie kopałam leżącego, ale jak to bywa w gronie zamkniętym przyłączyłam się do ogólnej wesołości, która za punkt główny obrała sobie jedną osobę- taką która nie była zbyt etyczna, ale jednak to żywy człowiek…i jak to określić jak nie siła złego na jednego. Gdy skumuluje się siła myśli nastu osób na jednym, to wyobraźcie sobie jaka to moc uderzeniowa i co może wykreować za wydarzenia w życiu tego kogoś. Wyobraźcie sobie jaką moc mają zbiorowe modlitwy za czyjeś zdrowie- to niby wszyscy pojmują, gdy proszą w tv czy innych mediach masowych o modlitwę w czyjejś intencji, odzyskania zdrowia np., ale w drugą stronę już trochę gorzej kojarzą ten sam mechanizm i jego przełożenie na konkretne zjawisko, wydarzenie i skutek w życiu.

 I to nie nam oceniać i wymierzać karę… I z tego punktu trzeba zawsze wychodzić jeżeli nie stać nas na wyższe zachowanie- czyli próbę naprawienia błędów w tym człowieku poprzez pokazania mu lepszej drogi- przeciągnąć złego na dobrą stronę to przecież zbyt wielki wysiłek, łatwiej ukamienować… No a potem przychodzi bilans, i niejednemu szczęka opada gdy widzi swoje imię pod rachunkiem – dręczyciel, albo obłudnik, albo prześmiewca, albo kat albo obłudnik, itp. Nawet nie wiecie jak przerażające jest gdy budzi się w człowieku świadomość tzw. wyższa, duchowa, i odnajduje on sam siebie na podobnej liście i potrafi już sam przed sobą określić się jako wspólnika w dręczeniu, w wyśmiewaniu, zmowy milczenia przeciw komuś… Wtedy zasłona raptem opada i widzi jasno i wyraźnie kim on jest w tej sytuacji, mało tego widać jak na dłoni kim w tym teraz jesteś ty w porównaniu z tym kogo dręczysz i dawałeś sobie prawo, bo on to ten zły a nie ty. I co widać? Jasno i wyraźnie, że jeżeli w tej sytuacji mamy wskazać demona to większym będziesz ty, bo nie dość że dręczysz to jeszcze uważasz, że masz do tego prawo, bo jesteś od niego lepszy. Masz większą wiedzę? Masz większe możliwości? Jesteś większym mistrzem? Jesteś świetlisty i sięgasz daleko myślą? To jakim cudem przeoczyłeś coś tak oczywistego jak własna małość…i tak upadają giganci, tak ludzie błądzą na drodze rozwoju duchowego, tak z niej schodzą, tak nieraz prowadzą innych na manowce…  W końcu i czarni magowie sięgają wysoko ale na takie porównanie każdy czuje się już urażony… Widzisz, to miej odwagę zaangażować się osobiście w dobro tego człowieka, a nie jeszcze dołożyć do jego i tak niełatwej karmy, a właściwie zawiązywać z nim swoją gdy mocno piętnujesz jego los.

         Właściwie to co powoduje, że najtrudniejsze rzeczy przydarzają się nam w życiu na poziomie wydarzeń, później się zapętlają tworząc coraz trudniejsze do przeskoczenia koszmary, to właśnie nic innego jak to jak traktowałeś ludzi na przestrzeni swego życia. To najprostsza metoda na przyjrzenie się księgowaniu winien-ma, oczywiście zakradając uczciwość, szczerość intencji, i jakże trudną pokorę w badaniu siebie… A gdy wolisz wziąć winę na siebie niż kłócić się, że coś ci się należy…to szybciej zobaczysz pewne prawidłowości a życie ci pokaże zależności, które budują realizację pewnych doświadczeń w twoim życiu. Natomiast jeśli mechanizm wyrzutów sumienia u ciebie praktycznie nie istnienie lub go skutecznie zagłuszasz to tak jakbyś wyłączył pralkę w swoim mieszkaniu, w końcu nie będzie  jak wyjść z domu i trzeba będzie wziąć się za pranie. Dlatego zdecydowanie lepiej na bieżąco korzystać z mechanizmu pralki a wtedy ćwiczymy umysł w wyłapywaniu na bieżąco takich sytuacji i naszych tzw. 5 gr włożonych tu czy tam, zainwestowanych na plus lub minus, i z czasem w porę się powstrzymamy przed kiepską inwestycją a kto wie może nawet wykażemy na tyle osobistej odwagi by unaocznić innym, że robienie laleczki voodoo i nakłuwanie jej szpileczkami to czarna magia  a nie zabawa dzieci w przedszkolu.

  Tak się zastanawiam, w którym momencie ludzie zatracili to poczucie wielowymiarowości naszych istnień, tego przekładania zwykłych wydarzeń w naszym życiu na oczywiste zjawiska w energii, na karmę, na świat przyczynowo skutkowy. Czy już tak bardzo zatraciliśmy poczucie przyzwoitości i staliśmy się otępiali duchowo, że nie widzimy dlaczego człowiek i świat wkoło karleje? To żadna tajemnica, ani zły los, ani pech, ani przypadek, ani klątwa –  u podłoża, u samej podstawy nawet tej klątwy czy uroku, jesteś ty i twoje zachowanie, twoja karma, twoje traktowanie innych… Nic innego nie ma. To i twoja uczciwa weryfikacja siebie w obliczu ostatecznego księgowania- oby dało się księgować jednak po stronie gdzie jeszcze nie cały jesteś człowieku spisany na straty…

A żeby nie kończyć tak bardzo depresyjnie :)… to w tym samym zjawisku były też pozytywy, pokazał się prawdziwy mistrz, ten dobry tzw. charakter, szlachetny, który bronił i uwypuklał plusy tzw. czarnego charakteru, pokazywał tym którzy osądzali z pewnością własnej czystości, że ten podły człowiek może jeszcze stać się kimś innym. Otóż nasz szlachetny rycerz był kompletnie nie zrozumiany, bo jak mógł być gdy pralki-wyrzuty sumienia były powyłączane a próżność obżerała się na uczcie najlepszym tortem z cukierni. Ale czy to znaczy, że szlachetny rycerz przegrał, poniósł sromotną porażkę? Nie, bo tort nie był już tak smaczny no i nie dało się go zjeść do końca, laleczka voodoo miała nieco mniej szpilek na sobie, a towarzystwo zostało zatrzymane na jakiejś granicy, której dla dobra nie tylko tego ‘złego’ ale i ich samych nie pozwolono im przekroczyć. I tym sposobem jedna osoba uratowała kilkanaście osób przed zaciągnięciem długu wobec siebie, przed trudniejszym księgowaniem, przed większym wstydem gdy lub jeśli się obudzą w nowej świadomości na drugi dzień… Podziwiam takich ludzi mistrzów, bo gdy się im przyjrzymy to rycerze w lśniącej zbroi naszych czasów, a po czym da się rozpoznać, że to rycerz? Po tym, że działa z serca odruchu zawsze i wiecie co, u takich ludzi bardzo często widać, że gdy już musi pouczyć innych to jego też boli, że musi powiedzieć im coś przykrego i robi to gdy nie ma już innej opcji- łagodniejszej wersji, żeby nie urazić… Wyciąga miecz w ostateczności, bo nie ma żadnej przyjemności ze zwycięstwa, w którym sprawia innym ból, bo nie czerpie przyjemności z poniżenia, bo kocha i czuje wstyd nawet tego kogo karci… Hmmm, niemożliwe?, a jednak Możliwe. Obiecuję Państwu, osobiście spotkałam :).

Używajcie kochani swojej pralki jak najczęściej, to jednak dobry mechanizm dla zdrowia ogólnego i pomyślności w życiu, a dusza będzie bardziej czysta i pachnąca, niż po niejednej praktyce magicznej czy medytacji :).

Magdalena

Brak komentarzy