sie 30 2016

Samoakceptacja – klucz do Bramy Życia

mona-lisa-06499Jeśli ktoś nam wierzy, w nasze wizje- sposób patrzenia i widzenia, to i my zaczynamy wierzyć sobie samym, swojej intuicji, przeczuciu, swojej prawdzie, temu co w duszy gra… Gdy ktoś nam uwierzy, czyli potwierdzi to co z początku wydaje się szalone, bo tak bardzo zaprzecza ogólnym standardom świata, schematom ludzkim, wówczas pomaga nam wyrwać się ze szklanej pułapki, i przekraczać swoje progi, pozwala nam wyzwolić się by przekraczać swoje ograniczenia. Czasem jedna osoba-pozornie mało istotna, obca na naszej drodze, potrafi odmienić cały nasz układ świata, stosunek do samego siebie i pokazać nam, że jesteśmy Wartościowi.

         Ludzie, którzy uczą nas wierzyć we własne wizje, nieważne jak dziwaczne, są naszymi aniołami ziemskimi, są naszymi pomocnikami, są drogowskazami, przyjacielem naszej duszy. Bez tej wiary w swoje dziwne sny, w odległe –sentymentalne brzmienie naszych serc, nigdy nie pokonamy szklanej szyby, o którą rozbijamy się na co dzień- nigdy nie wyjdziemy poza przeszłość i jej schematy-stare obrazy.

         Chodzić przez cały dzień czując się KOCHANA w sobie, czuć tę miłość-której źródło nie zależy od drugiego człowieka, ale od czegoś znacznie bardziej stabilnego i pewnego- od Ciebie, czuć tak się przez cały dzień, ba pozwolić sobie utrzymać się  w tym stanie przez dwa a nawet trzy dni- to wyczyn. To życie poza światem przymusu. Nic nie muszę. Przymus to to co narzucam sobie, bo nie wierzę w to co widzę w środku w sobie, bo jest zbyt inne, odmienne, na przekór temu co świat naucza i narzuca. Nie musisz nic. Nie musisz zmieniać świata ani z nim walczyć, to ty mas klucz do drzwi wyjściowych.  I to nadal będzie ten sam świat, ale już całkiem inny, bo twój, widziany tak jak ty chcesz by wyglądał, sercem duszy, mądrością wizji wewnętrznej. Gdy odmawiasz sobie racji, tej płynącej z twojej wewnętrznej istoty, wówczas przyjmujesz to co z zewnątrz dyktuje, narzuca jakiś wizerunek, który umysły ludzkie od wieków racjonalizują na swój sposób…przeważnie w odłączeniu od głębokich prawd duszy. Stąd ten dysonans i głębokie poczcie nieszczęścia, uwięzienia, bycia niekochanym… Jeśli nie wierzę sobie, nie akceptuję tego co widzę w sobie i poprzez siebie, bo to zbyt inne, i zbyt wielu ludzi tak nie myśli jak ja…to odrzucam siebie, odmawiam sobie prawa do miłości, do zabrania głosu- umniejszam siebie. Ale gdy zwracam sobie to prawo, to przywracam sobie poważanie, poprzez szacunek, miłość, akceptację…

         Szczerze mówiąc, osobiście znam garstkę ludzi, którzy usiłują lub potrafią chodzić po tym świecie kochając siebie i nie narzucając sobie i innym przymusu… Nie wyrzucając poprzez żale czy pretensje tego, że ktoś widzi coś inaczej niż ja.. To trudne, tym bardziej, że przyzwyczajamy się, że każdy powinien widzieć rzeczywistość tak samo, szukamy sojuszników naszej wizji i dajemy sobie wyłączność na widzenie świata. Tymczasem mój świat, moja wizja może istnieć obok twojej nie zagrażając ci…Jeśli potrzebujesz innych do potwierdzenia słuszności, do przyznania racji bytu dla twego świata, to łatwo możesz zgubić swoje prawdy, lub utknąć na mieliźnie, jeśli nikt nie zrozumie twego głosu, geniuszu, tęsknot twojej duszy. Najwięksi odkrywcy w dziejach byli przeważnie uważani za szaleńców na początku-tak innowatorskie i zaskakujące ich wizje wydawały się dla reszty świata. I to się nie zmieniło. Ty i tylko Ty jesteś prekursorem w sowim świecie. A twoja ziemia nieznana do odkrycia to zmiana perspektywy, nie ty masz walczyć żeby nagiąć świat do siebie, lecz być światem-swoim własnym  światem- pełnym, ze swoją mądrością, własnymi zasadami, wiarą we własne przekonania, z busolą wewnętrzną nastawioną na miłość własną- bo bądźmy szczerzy nic nie da nam satysfakcji bez tego. Możesz albo kochać albo nienawidzić siebie, nie ma pośrodku, jeśli nie kochasz siebie w pełni, nie akceptujesz siebie w całości, to zawsze jest to miłość niepełna, niedoskonała, niestety podlegająca atakom –na które my pozwalamy, które dopuszczamy- dając wiarę czemuś innemu niż sobie. I tak wierzę, np. temu, że jestem gruba, i to że to jest źle, temu, że za późno lub za wcześnie wstaję i to też źle, temu, że za dużo gadam, i nie tak jak trzeba, temu, że pracuję za wolno, albo że wszystko chcę za szybko…..itd. Wszystko to zamyka nas w przysłowiowej bańce gdzie walczymy z wiatrakami, myślami, opiniami, wszystkimi powinnam i muszę, być taka a taka, zrobić to tak lub inaczej- i wierzymy że od tego zależy nasze poczucie wartości, że jesteśmy dokładnie tyle warci na ile wykonujemy te zadania z listy wedle życzeń ludzi, świata, starych norm spisanych przez kogoś lata, lub wieki temu…. Uff czyż to niedorzeczne?

         Czyż nie łatwiej byłoby wręczyć sobie teraz certyfikat samoakceptacji? Zamiast czekać aż wypełnię całą długa listę zadań (do której zawsze coś po drodze dodam – bo nowi ludzie, nowe czasy, nowe wymagania) zanim pozwolę sobie na szczęście i miłość. Kolejna niedorzeczność, jakby nasza samoakceptacja ciągle musiała gonić za wymogami mody, kultury, religii, czy społeczeństwa. To znaczy, że co?, jak zbliżam się do końca niekończącej się listy w Europie a jutro przeprowadzę się do Azji, to muszę zaczynać tworzyć nową listę? I tak wiecznie gonię coś co jest w zasięgu ręki, a co zależy tylko ode mnie, czy uznam się godną własnej akceptacji, własnego zaufania już dziś? Wpadła mi do głowy zabawna myśl- chyba zaraz przygotuję sobie dyplom w Wordzie- zdania egzaminu, zaliczenia w tym życiu kursu-Samoakceptacja, i do tego wydrukuje,  a co tam jak szaleć to szaleć- dodatkowe uprawienia- lubimy dziś mieć na wszystko papiery i tzw. POZWOLENIA, więc wydrukuję sobie szereg pozwoleń i uprawnień na swoje Imię do wierzenia w swój profesjonalizm i niezawisłość jeśli chodzi o decydowanie na temat tego jak żyję i jak powinno się żyć w moim świecie. Dodam jeszcze małą klauzulę na temat wyłączności i gotowe :). Uff chyba nigdy nie miałam jeszcze w życiu tak wartościowych certyfikatów- szczerze i uczciwie, bez ironii, to prawo jakie każdy powinien sobie dać…

         Od akceptacji do Miłości- a stąd do samozadowolenia i poczucia szczęścia, radości istnienia. Tutaj możesz być sobą, bo nikt nie podważa twojej poczytalności, twojej racji, twego prawa do kochania siebie takim jakim jesteś dziś. Samoakceptacja kochani nie oznacza też, że nie możemy się zmieniać, albo że wszystko stoi w miejscu, wręcz odwrotnie, to właśnie tu zaczynają się prawdziwe, epokowe, kolosalne zmiany. To tu zaczynamy drogę do wieczności poprzez dialog wewnętrzny, poprzez nadawanie większej wartości temu co w środku gra, co ty w środku widzisz i słyszysz, niż temu co przynoszą zewnętrzne okoliczności, co objawia się w materii-to tylko skutek twego dobrego poczucia się ze sobą samym. To jest właśnie tym co nazywamy kreowaniem poprzez siebie rzeczywistości, ale nie z tym bałaganem, który mam w środku, z tym poczuciem niezadowolenia i niższości, z ciągłym obwinianie siebie lub innych… Nie, najpierw trzeba uporządkować te chwasty, żeby zobaczyć choć kształt ogrodu. Dodam jeszcze, że jeśli akceptujesz i kochasz siebie to dzień zdaje się takim małym rajem na Ziemi, a inni nie wprawiają cię w złość, nie wyprowadzają z równowagi-spokoju. Jeśli kochasz siebie-nie atakujesz innych światów, bo po co? Nie zagrażają ci już. Tyle skupiamy się nieraz na zaklinaniu rzeczywistości, na afirmowaniu, i przyciąganiu… A często zapominamy żeby zrobić porządek przy zbiorniku głównym, z którego nawadniamy cały ogród- by woda była przejrzysta i docierała wszędzie, zasilała nasze marzenia … Zapominamy by zacząć od kochania siebie już dziś, nie jutro, za tydzień czy za miesiąc (jak napiszę pracę dyplomową, jak w końcu zdam maturę, jak zrzucę 3 kilo, albo udowodnię, że potrafię zdobyć tę pracę). Nie znaczy to, że mamy olać wszystko i nie mieć marzeń, dążeń czy celów, znaczy to tyle, że się staramy osiągać nasze marzenia, ale nie obwiniamy i poniżamy gdy nasze ścieżki pójdą inaczej-bo nie zawsze dziś już wiemy jakie wybory są dla nas najlepsze w perspektywie lat, wcielenia, duszy. Samoakceptacja, kochanie siebie,to tez zaufanie, że wszystko w moim życiu dzieje się dobrze i że zawsze idę we właściwym kierunku, mniej lub bardziej szybko-wolno. Wydarzenia to tylko unaocznienie tego co przeoczyłeś lub chciałeś doświadczyć żeby poczuć lub zrozumieć coś wyraźnie, nic więcej. Nie nadajmy im wartości przekraczającej ich znaczenie- one nie decydują o tym ile jesteś wart. Ty masz swoją Wartość niezaprzeczalną, jako istota żywa, wieczna, poza czasem i tą rzeczywistością, w sercu, w duszy wyryte twe wieczne Imię… Kochaj siebie a poznasz siebie ponad tą rzeczywistością i każdą inną i to jest klucz do wyzwolenia, nie do zniknięcia, nie do śmierci (jak niektórzy się obawiają), lecz do życia pełniej tutaj.

         Ostatnio miałam koszmar, z którego trudno się było przebudzić, i po trochu mam wrażenie, że nadal o nim śnię. Mianowicie gdy dotkniesz sobą, poczujesz tę przestrzeń-siebie samego w innej wersji- tej, w której siebie kochasz i nie podważasz swego autorytetu i prawa do bycia sobą, wówczas odczuwasz jak bardzo jest twarde lądowanie-powrót do tego co nazywamy rzeczywistością tego świata-takim matrixem wytworzonym przez zbiorowe umysły, na który się zgadzamy- świadomość zbiorowa- schematowa-  czyli wszystkie muszę i powinnam. Powrót jest tak wielkim kontrastem z tym jak się można czuć w swojej przestrzeni akceptacji siebie, że aż boli…  I łatwo popaść w depresję lub przygnębienie gdy następuje to wewnętrzne rozdzielenie, oderwanie, rozdarcie…. To jak pierwsza miłość na wakacjach 🙂 , pamiętacie powrót do domu i na nowo przyzwyczajenie się do życia w rutynie bez tej miłości, jak to jest  trudne i bolesne? Rzecz jednak nie w tym obecnie żeby wracać do rutyny nie akceptowania siebie, patrzenia z rezygnacją na własne pułapki, niedoskonałości-również nie w tym by walczyć z nimi. Lecz  w tym by zobaczyć siebie Teraz już u Celu- którym jest nic więcej ani mniej niż- Jestem godny kochania siebie już dziś, niezależnie od wydarzeń w moim życiu, liczby dyplomów, czy osób które coś o mnie sądzą bądź nie z różnych względów. Popatrzcie – nie przyjmujmy osądów innych ludzi i nie pozwalajmy im zgotować sobie piekło, i odwrotnie, nie twórzmy innym piekła poprzez osądzanie sposobu w jaki żyją i nadawanie im wartości mniejszej niż sobie…

         Ostatnio chodzi mi po głowie taka melodia z Akademii Pana Kleksa chyba (swoją drogą to film, który świetnie pokazuje jak żyjemy za szklaną szybą w niewłaściwej rzeczywistości- mówię o dorosłych oczywiście a nie o dzieciach :)), a ten tekst to: „drobne przyjemności, codzienne radości”. Mieliście kiedyś tak, że śpiewając lub mówiąc sobie wesoło, że ważne są drobne przyjemności, codzienne radości, czuliście jednocześnie wyrzuty sumienia, że pozwalacie sobie na takie myślenie, że to np. egoizm, niewłaściwe, nieodpowiedzialne, infantylne, lub cokolwiek innego co blokuje w was radość życia? I to jest właśnie przykład działania tzw. matrixa…a takie urywki w głowie, jak piosenka, która raptem wam wskakuje lub kawałek powiedzenia z filmu, czy wiersza…są jak wskazówki, znaki z naszego wymiaru prawdy wewnętrznej-to busola, której wskazówki wybijają na zewnątrz, gdy za bardzo zatapiamy się w matrix żeby słuchać siebie, lub nie dajemy sobie prawa do bycia sobą w pełni…bo kompleksy, bo świat, bo jestem nie taka jaka powinnam…

         Brrrr a ja na to: drobne przyjemności, codzienne radości…. I idę i szukam i rozglądam się dając sobie prawo do zobaczenia tej drobnej radości- o i raptem mniej się wydzieram na dziecko, na męża i na psa za to, że wchodzą mi w drogę, bo jakoś tak zaczynam lubić siebie w swoim świecie bardziej i przyznaję sobie prawo do cieszenia się nim, sobą…

         Osobiście mam jeszcze swoją tajną klauzulę, nie pleplam wszem i wobec znajomym, że widzę to tak czy siak, albo że mój świat to ma te drobne radości i przyjemności, bo po co inni mają czuć się gorzej-oni też mają swoje światy-równie wartościowe co mój. Lepiej pobyć razem i pozwolić innym zadziwić mnie ich światem, ich kolorami, albo odsłonić kawałek mojego jeśli chcą popatrzeć… Natomiast na zaś nie pokazuję, bo jednym to kłuje w oczy, innych oburza a inni czują się nieswojo np., warto by wszystko wychodziło naturalnie. Daj swojej świeżo wyhodowanej roślince samoakceptacji czas by troszkę podrosnąć, może troszkę w szklarni na początek, pod ochronnym parasolem-niech to będzie twoja słodka tajemnica… A z czasem, gdy stanie się odporna na opinie świata i oblężenie twardych głów, zajadłych obrońców schematów, systemu, zdejmiesz parasol i wyniesiesz ją do pełnego słońca by mogła świecić w ciemności jak latarnia dla innych statków- wędrowców. Rozumiesz? E, co tu dużo gadać, takie latarnie widać na odległość, wcale nie stoją na ziemskich piedestałach, wręcz odwrotnie, często żyją na marginesie akceptowalności, bądź jako szare eminencje, a tak naprawdę pracują swoją energią, życiem, przekładem zwykłej codzienności na to, byśmy my też zaczęli akceptować i kochać siebie. Najpierw poprzez nie tłamszenie naszych naturalnych odrostów wiary w siebie, poprzez delikatne zachęcanie do wzrostu i lubienia siebie takim jakim jesteś, poprzez pochwalenie, eksponowanie naszych plusów ponad tzw. minusami…wszystko to przyczynia się do naturalnego wzrostu samoakceptacji i miłości własnej. Zobaczcie to nadal jakbyśmy byli dziećmi, tyle, że dorosłymi- dajmy sobie prawo do uczenia się nadal, do pomyłek, i potknięć, nie wrzeszczmy na siebie w duchu jak nasi rodzice na nas, lub nauczyciele w szkole za błędy… W sumie to oni i inni, którzy też tak samo błądzili nauczyli nas nieakceptowania siebie, i czas zrozumieć, że to nie ich wina ani nasza, i że już pora by zacząć traktować siebie inaczej, bo jestem dorosły i mam ku temu prawo i wszelkie odpowiednie narzędzia by dać sobie prawo do miłości, i akceptacji wbrew sytuacji i zdarzeniom jakie piętnują moją istotę w oczach świata- a jeśli jestem w tym wymiarze jak za szklana szybą to także w moich własnych oczach.

         Mam nadzieję, że rozumiecie – bo to ważne, to klucz do nowego świata, istnienia, do wszystkiego, do zmiany- choć to tylko skutek zewnętrzny jak powiedziałam-wydarzenie.

         Samoakceptacja to miłość, miłość to szacunek i pogodzenie, pojednanie wewnętrzne. A co wewnątrz to na zewnątrz- i oto czytelniku jest Twój klucz. Weź go i użyj w swoim świecie – to ty pozwalasz sobie na bycie kimś godnym szacunku i miłości, wartościowym, już dziś. A któż by nie chciał słuchać i przebywać z kimś kto jest tak wartościowy i kochany na co dzień- to uczucie, samopoczucie, do którego warto dążyć ponad wszystko-bo jest kluczem do wszystkiego.

c59fb012adc9e9a3fb534ba27217a760

Magdalena

       Popatrz na siebie i innych oczami aniołów, poprzez bezwarunkową miłość i akceptację. W ten sposób inspirujesz i podnosisz innych do ich największego potencjału.

Brak komentarzy