lip 23 2016

Przebudzenie ze snu o życiu… do Życia

shaman_k2Co innego czytać, poznawać a co innego podążać drogą… droga zatłoczoną, gdzie mijamy się  z innymi, przenikamy i oddziałujemy na siebie, odbijamy jak w lustrze drugiego człowieka… Już teraz rozumiem opcje pustelników- jak sobie nie radzisz ze światem i boisz, że pokona ciebie a nie ty go to lepiej usunąć się na bok dopóki nie będziesz silny na tyle by iść miedzy różnorodne teorie świata i nadal widzieć swoją… Z drugiej strony pomyślcie jaką odwagę mamy, ty i ja, każdy z nas że zdecydowaliśmy się przyjść tutaj, w te warunki, gdzie prawda jest tak zawoalowana…uff trudny jest ten świat… Walczymy o czystość widzenia w sobie, czystość istnienia naszego, bo tylko to gwarantuje przemianę świata, jak wewnątrz tak na zewnątrz, żaden projektor sam  z siebie nie wyświetli treści-to my jesteśmy projektorami naszego świata. Z drugiej strony codzienne życie to nie spacer po parku hihi, raczej po dżungli. Każde nowe pokolenie powinno mieć jaśniejsze powietrze do widzenia- w teorii…po to tu jesteśmy by powoli wydeptywać tą ścieżkę sobie, innym, czyli znów sobie.

Zauważyliście może jak często mylimy swobodę z niegrzecznością albo krzywdzeniem innych? Co innego czuć się dobrze ze sobą w swoim ciele a co innego wytykać innym ich zachowania, bo różnią się od naszych i dlatego uznajemy je za gorsze bądź głupie. Np. ‘Jestem wyluzowana, otwarta, i niezakłamana  dlatego powiedziałam temu człowiekowi co o nim myślę!’. Niezłe :)… i ludzie naprawdę tak myślą. Dają sobie prawo krytykowania innych lub uszczypliwości, pouczania lub napomknięcia głośno…a żeby wiedział…w końcu w moim świecie to święta racja jest…więc powinien wiedzieć! I cóż OŚWIECAJĄ innych co do według nich jedynej słuszności. Ciekawe, że kiedy w drugą stronę się próbuje tego samego manewru, ludzie czują się upokorzeni i zranieni…bo względem siebie stosują jednak inne kryteria… Hihi jakby to powiedział mój mąż nie ma jak to podwójne standardy traktowania. Dzisiejsze wyolbrzymione poczucie luzu, bycia ‘cool’ i tzw. otwartym, niezakłamanym często niestety oznacza tyle: co się we mnie aktualnie kotłuje to na języku…To po prostu wyrzucanie swojego śmietnika, często ukrytych żali, kompleksów, poczucia winy-ukrytego pod pozorami pewności siebie na innych… Prawdziwy mistrz siebie samego nie potrzebuje pouczać gdy go o to nie proszą, nie potrzebuje wytykać niedoskonałości innym- bo wie że to co widzi w innych jest lustrzanym odbiciem – lekcją dla niego… I tak spacerkiem do domu… Ostatnio zastanawiałam się jak wytłumaczyć pewnej kobiecie, która do mnie przyszła i rozmawiała o swoim życiu, że jej postawa względem ludzi jest rażąca i po prostu nieuprzejma, a nie prostolinijna i szczera (w jej mniemaniu szczera do bólu to największy komplement…tyle że ta szczerość i OCENA zasadności tej szczerości to już całkowity subiektywizm bazujący na jej wewnętrznym świecie). I jak tu wytłumaczyć człowiekowi, że nie chodzi o konwenanse ani udawanie czegoś lecz po prostu o niekrzywdzenie innych, o zwykłe wyczucie i takt, o wrażliwość i….o to, że nie każdemu powinno się przyklejać nalepki na czoło, bo to po prostu płytkie i w gruncie rzeczy blokuje nas samych, bo uniemożliwia poznanie kogokolwiek głębiej, a co za tym idzie poznanie siebie… Ludzie odsuwają się od tych, którzy umieszczają ich w ciasnych ramach lub wpasowują się w te ciasne role ale często tylko dla świętego spokoju (chcesz mnie takim widzieć proszę bardzo-ale nic o mnie nie wiesz) i nigdy nie wpuszczają ani nie odsłonią się przed człowiekiem, który przejedzie taranem przez ich najgłębsze sekrety, świątynie duszy, podepcze marzenia lub wyśmieje ich prawdę.

Dajmy ludziom prawo do bycia tam gdzie są-na tym etapie rozwoju na jakim są, i pamiętajmy, że to co często wyśmiewamy jest tylko wskazówką –bumerangiem odbitym w naszą stronę pokazującym autora w niezbyt ‘oświeconym’ świetle…

Z drugiej strony fakt, wolę ‘brutalną’ szczerość od sztucznego zakłamania i manekinów bez twarzy i emocji…to inny problem współczesnego świata. Czasem duszę się w aurze uprzejmości, gdzie trudno już odczytać prawdziwą intencję ponad całą masą gestów i tzw. wypada lub tych cmoków i buziaków w powietrzu jak na amerykańskich filmach… :). Choćbyś zdychał i czołgał się na czworaka do przysłowiowego kibelka, wyczołgując się z pokoju uśmiechnij się uprzejmie i powiedz: u mnie wszystko dobrze a co u was (żeby nie było że jesteś egoistą – zawsze warto dodać: a co u was?, choćby guzik cię to obchodziło :)). I możesz czołgać się dalej w przeświadczeniu, że pozorom stało się zadość… Najważniejsze jak cię widzą w końcu, bo to jak cię widzą oznacza, że tak jest…innymi słowy jeśli inni stwierdzą, że mam udane życie, to znaczy że tak musi być, a jeśli mnie przekreślą jako nieudacznika to chyba znaczy, że jestem przegrany…. To inne programy –błędy w wielu środowiskach piętnujące życie wielu ludzi ‘sukcesu’. Dusimy się w sztucznie wytworzonych światach, nawet nie zdając sobie sprawy, że jesteśmy oplątani tak ciasno, że nie mamy możliwości rzeczywistego ruchu…to się nazywa doskonała iluzja-kiedy trudno rozróżnić prawdę od fałszu, bo to czym żyjemy –wybieramy żeby żyć, staje się tym w co wierzymy, że jest ostateczną rzeczywistością.

Jako zupełne przeciwieństwo iluzji proponuję popatrzeć na nasze dzieci :). Patrząc na swoje dziecko coraz bardziej rozumiem co znaczy, że my mamy stać się jak dzieci ….hmmm moja córka w ogóle nie osądza, przytula się z ufnością, kocha i tego manekina i tą wrzeszczącą babę, kocha pijanego pana, który na pewno jest bardzo chory bo krzywo chodzi…. A każda z tych osób spojrzy na nią życzliwie i tu wow szok, otwiera przed nią swój  świat, który jak sądziłam był pozamykany na milion zamków, a furtka aż skrzypi zardzewiała przy otwieraniu …bo dziecko wchodzi bez osądu z miłością i prostodusznością, widzi drugą duszę, jak ona- po prostu wartą kochania nie za to lub tamto, ot tak po prostu jak to mówi moja córka… Po Prostu. I te po prostu działa cuda- bo ludzie nie wstydzą się wpuścić, pokazać to co sami dawno pogrzebali przed światem z obaw i lęków, otwierają te tajne drzwi przed małym dzieckiem-bo widzą w nim czystość, światło i miłość, nieosądzanie- żywe odbicie tego czego nie rozumieją lub zapomnieli ale ich dusza jeszcze pamięta…że taka była, że tam była- i że tylko To ich nie skrzywdziło, że tam jest to prawdziwe za czym jeszcze w głębi, bardzo głęboko coś woła…może cicho, może ostatnią resztką tchu ale nadal pobrzmiewa w przebłyskach wspomnień….

Ale odbiegając od tych wywodów filozoficznych, ostatnio miałam dużą nieprzyjemność oglądania odzwierciedlenia tego naszego uwięzienia w  światach astralnych, sennych…  Ludzie byli dosłownie jak te stwory makabryczne z filmów o żywych trupach, jacyś bladzi, wyprani z uczuć, aury blade pozbawione życia i żywych stanów emocjonalnych, oni byli jakby martwi, bo działali na najniższym jakby progu życia-jak sztucznie podtrzymywani przez system szpitalny po to by zapewniać przetrwanie, przedłużać życie samemu systemowi (który wysysał z nich barwy życia – radość, szczęście, miłość, sens) i temu co za nim… Brrr koszmar, koszmar na jawie, w którym żyjemy nie widząc siebie samych uwięzionych. O ironio, ale duża większość wykwitu tych filmów o zombie cóż chyba miała jakiś odnośnik do współczesnego  świata jednak. Jak się wyrwać z takiego świata, gdzie uciec?- miejsca nie ma, jedyna przestrzeń, sposób na ucieczkę to poprzez własne obudzenie. Jak się przebudzić? Patrzeć i widzieć, inaczej, widzieć, dostrzegać absurd, niedorzeczność i uwikłanie i nie czynić siebie baterią zasilającą ten absurd… Nie wszyscy mamy takie możliwości jak człowiek pustelnik – ostatnio oglądany przeze mnie program na kanale podróżniczym… Człowiek, który sam siebie określał garniturowcem martwym w środku, pod wpływem impulsu sprzedał wszystko- a niewiele tego było, bo jak sam opowiadał wszystko co miał było na kredyt więc de facto był biedakiem jak większość współczesnych ludzi goniących za ułudą cudzych pieniędzy-to jest właśnie niewolnictwo współczesnych czasów- całe życie pracujesz w pocie czoła na to by mieć gdzie mieszkać…. Ale wracając…ten człowiek wyniósł się do Afryki, kupił tam nieurodzajną ziemię i zaczął życie od początku na własnych warunkach… Oglądałam program z fascynacją- facet miał ok 50 lat kiedy zawitało do niego National Geographic…żonę żyjącą z nim na farmie w buszu i wspaniałą córeczkę…. Był szczęśliwy, bo jak twierdził miał dużo więcej niż kiedykolwiek posiadał w tamtym świecie garniturowców, gdzie wszystko mami ale niczego nie daje, ani szczęścia, ani prawdziwego posiadania, wartości…  Patrząc na niego widziałam coś co jest możliwe dla ludzi ale na pewno nie od razu, i nie dla wszystkich natychmiast, ale stopniowo… J. Podbudowało mnie to, że jemu się udało pokonać system i odnaleźć siebie, swój sposób na życie, pracować na siebie i swoją rodzinę, jej przyszłość…

Kiedy obudziłam  się ze swego snu-koszmaru ciężko było mi się otrząsnąć jeszcze długo z wrażenia, że wszystko jest beznadziejne, a nasze życie tutaj pozbawione radości i w ogóle jakichkolwiek praw, prawd i człowieczeństwa…  Na szczęście przyszła też deska ratunkowa, a mianowicie wiedza, że mamy jednak siłę, możemy wybrać- jak ten człowiek garniturowiec-buszmen. Nie jest to decyzja ani łatwa ani prosta …wymaga odwagi, determinacji, siły charakteru, przeświadczenia, że jest lepsze życie i że my na nie zasługujemy…i że warto o nie zabiegać w pocie czoła, wbrew wszystkiemu.  Ten mały programik w tv pokazał mi symbolicznie remedium na małą skalę, to, że tak naprawdę osobista decyzja o osobistej wolności w ramach takich warunków, okoliczności życiowych jakie nam przypadły w udziale (jakie wybraliśmy) jest tym co na początek wystarczy. To największy krok milowy dla ludzkości, dla nas w naszych osobistych światach, życiach, uwikłaniach. Odnaleźć radość w życiu codziennym, wartość i dzielić się nią-pomnażając ją wokół siebie…i znów przyjmując z powrotem… Radość w życiu? A gdzie to jest? Co to za kraina, gdzie to leży i gdzie jej szukać? I to jest pytanie, na które trzeba zacząć odpowiadać, i to nie w sposób wyuczony albo jaki wmawia nam system. W ogóle słowo ‘powinno’ mnie cieszyć jest anty-definicją Radości :). Czym ty chciałbyś, myślisz, że mógłbyś podzielić się z ludźmi a uważasz, że jest cenne- nie po światowemu cenne, ale naprawdę według ciebie cenne… Może twoją umiejętnością opowiadania o pięknie istnienia, a może twoim darem ukazywania radości-śmiechu w życiu- czy umiesz się uśmiechać do życia? A może chciałbyś pokazać jak to jest spojrzeć łagodnie w oczy drugiej istocie tak by zrozumiała czy jest dobro i nieosądzanie? A MOŻE Umiesz to wszystko po trochu w sobie specyficzny sposób przekazać- poprzez anegdotę, zadbanie o czyjś spokojny sen, lub bycie razem w milczeniu ale wtedy dokładnie kiedy potrzeba i trzymanie go, jej za rękę ponad słowami…

Kochani, wierzę że wszyscy mamy siłę by nie czuć się trybikami w systemie, by nie czuć się jak wrogowie walczący przeciw sobie w świecie żywych zombie gdzie każdy walczy tylko o byle ‘przetrwanie’. Walka o przetrwanie to najgłośniejszy slogan, który wikła nas w świecie kredytów, niewolnictwa pracy i chodzenia w koło jak juczne zwierzę na roli z zakrytymi oczami w pełnym słońcu aż przychodzi noc życia–bez snów i przemyśleń-  bo nie było na to siły ni czasu.

Starajmy się wyrwać choć chwilę dla siebie z całego dnia, wolni od definicji przyjemności i zobaczmy co naprawdę sprawia nam radość.  Jak to pouczał jeden z mistrzów w książce, najpierw zacznijmy od kilku minut dziennie, a z każdym dniem będziemy odkrywać siebie na nowo, kawałek po kawałku, aż zdziwimy się co wykopiemy po roku czasu…. :). Warto zacząć tę mozolną pracę wykopaliskową, bo nie ma większej nagrody niż odnaleźć Siebie w całej okazałości, w świetle prawdy- to Radość przekraczająca nasze rozumienie na dziś, ale dusza je przeczuwa dlatego tak bardzo czujesz jej nadzieję gdy czytasz te słowa…. :). Bo Prawda jest na zawsze zapisana w Tobie.

Magdalena

 

Brak komentarzy