maj 17 2016
Tam, gdzie wszystkie Nieba mają swój Początek…
Co jest bardziej rzeczywiste i na jak długo? Czy to co tu, namacalne, w dotyku odczuwalne czy to co trwa gdy materia w proch się przemienia i do źródła powraca? Czepiamy się kurczowo tego co nam tutaj ‘służy’ i czynimy z tego rzeczywistość ostateczną zamiast środek do celu. Rzadko udaje się nam w umyśle podtrzymać myśl, że ciało to tylko wehikuł, którym tutaj w sumie na bardzo krótko podróżujemy. Jest ono tym czym jest i niczym mniej ani więcej. W dzisiejszej dobie gloryfikacji ciała, czynienia z niego celu i sensu istnienia, bądź w ogóle czego już nie jestem wstanie pojąć, ograniczania siebie do postrzegania wehikułu jako Siebie, zamykamy swoje oczy, uszy i upieramy się na ślepotę dobrowolną. Wybieramy bezmyślną i nie do zaakceptowania dla żadnej inteligentnej istoty wersję rzeczywistości, że tylko ciało to my. Tymczasem ono jest narzędziem- w rękach inteligencji duchowej, naszego duchowego bytu-wielowymiarowego, istniejącego ponad przestrzenią i czasem. Przestrzeń złożona jak harmonijka obala nasze widzenie jej, pozwala zajrzeć za zasłonę liniowości i otwiera widzenie siebie w wielu przestrzeniach jednocześnie… Im umownie wyżej patrzysz tym bardziej zjednoczony w sobie jesteś, tym większa zgodność w twoim jestestwie, tym mniej różnić, tym bardziej wszędzie jesteś.
Kiedyś, około 10 lat temu, spotkałam osobę, która powiedziała mi, że z jednego Nieba jesteśmy…. Wówczas nie do końca rozumiałam co miała na myśli, z jednego Nieba, to ile tych Nieb jest? I jak wyglądają inne, czym się od siebie różnią i w jakim w sumie najlepiej być? I czy można je sobie wybierać? Pomijam tutaj raczej zabawne pytania osób, które zastanawiają się jak się ludzie w niebie mieszczą skoro ciągle rodzą się nowi… Gdy słyszę takie pytanie przeważnie mi ręce opadają i już nie podejmuję dyskusji…bo hihi, jak ktoś chce wierzyć, że liczba miejsc w jego raju jest ograniczona jak na koncercie to jego sprawa… Z drugiej strony, ciekawe że nikt nie zastanawia się jak to jest, że w piekle może zabraknąć miejsca- przecież tam niby łatwiej trafić :). Ale wracając do tematu …z jednego Nieba jesteśmy… Ludziom wydaje się, że Niebo to miejsce rządzące się prawami fizyki jak u nas i ciężko im pojąć, że przestrzeń to rzecz umowna i że w ogóle by coś mogło istnieć, byśmy mogli siebie odnaleźć w jakiejś przestrzeni, musimy jakoś, przez coś się z nią identyfikować, odczuwać poprzez jakiś aspekt siebie. W dużej mierze od naszych wewnętrznych przekonań, na bazie których funkcjonowaliśmy tutaj i naszej wiary, poruszamy się dalej… W pewnym sensie sami tworzymy sobie, budujemy tam (dalej) całe światy, w których funkcjonujemy po drodze, od jednego do drugiego Nieba…lub nie :). Są i tacy, którzy jak światło przyciągane do macierzystego ognia mkną wprost do źródła… Wierzę, że ważne jest co całym sobą wołasz, w co z głębi serca wierzysz, gdzie chcesz dotrzeć i jaką masz swoją wizję raju…ale nie tylko to, również jaką masz wizję piekła, sprawiedliwości i na co jak sądzisz zasługujesz bądź nie.
Dla jednego rajem będzie na ten czas spotkanie bliskich, a dla drugiego, poznanie innej wersji siebie, a dla jeszcze kogoś innego wyjście poza rzeczywistości alternatywne… Bram świadomości jest wiele, przechodząc przez każdą jedną, to jakbyśmy poszerzali siebie, odzyskiwali zagubione- tylko pozornie- kawałki siebie… Im większa świadomość, tym większe poczucie jedności ze wszystkim co jest. Czasem trzeba przenieść na plechach całą przestrzeń-świat, uratować jego mieszkańców, by wyzwolić kawałek siebie, swego ducha z jakiejś rzeczywistości, w której utknął, zawinił, zagubił się, zapomniał siebie. To dlatego czasem nie wiedząc, nie rozumiejąc żarliwie modlimy się, walczymy za jakąś sprawę, poświęcamy, oddajemy za nią życie, bo czujemy, wiemy, że walczymy o coś większego, wzniosłego, ważnego…nie tylko dla nas tu i teraz.
Jak ważne jest byśmy będąc tu nie zamykali oczu na prawdę o naszych nieograniczonych możliwościach pojmowania, kreacji-wyobrażania, tworzenia wizji i nadawania jej racji bytu… To my tworzymy światy, podtrzymujemy je swoją energią, obalamy, budujemy nowe, dźwigamy z ruin…lub skazujemy na zagładę.
Z pewnością nie jesteśmy tylko ciałem, jesteśmy przede wszystkim duchem, który na potrzeby ewolucji, szczególnego doświadczania, odczuwania, porusza się w ciele, przez bardzo krótki czas. Potem wracamy do tego co domem określamy, czujemy, pragniemy, do czego nas najbardziej ciągnie, gdzie pierwsze serca drganie woła, jak magnes przywołując naszą duszę… Z jakim pragnieniem, obciążaniem, myślą, uczuciem ty stąd będziesz odchodzisz? Zastanawiałeś się może już? Na jaką gwiazdę w swoim środku ty będziesz obierał kurs? Jaka prawda ciebie przyciągnie do Siebie? Czy zatrzymasz się w pól drogi rozpraszany przez różne jakości, czy bez wahania podążysz wprost do swego celu? Czy uznasz, że żyłeś z klapkami na oczach czy może widziałeś poza iluzjami? Tak wiele pytań, a każde ma w sobie już światy-odpowiedzi. Ile z siebie zabierzesz do Siebie a ile zostawisz w niejasności? Kogo, co po drodze pozbierasz, ze sobą pozabierasz, ilu za sobą pociągniesz ponad ciasne ograniczenia świadomości- bramy? Na ile cię stać, ile możesz już dziś w sobie zmienić, dla siebie odmienić- to tak ważne by nie zapominać, że czasu jest mało a my tu tylko na chwilę przelatujemy przez błękit tego nieba, póki ‘paliwo’ się nie wyczerpie, a nasza świadomość pogodzi z nieuniknioną wersją śmierci-umierania ciała. Jakże mało czasu zanim zaczniemy znów powracać do Siebie…jakże mało by przenieść góry, by wynieść jak najwięcej dla nas wszystkich- dla Siebie-Ciebie. Tam to tylko kropla w oceanie, mrugnięcie oka, tu to czas, który mija i ciągle jest go mało, tam to wieczność, podczas której kropla drąży skałę by wyrzeźbić w niej drogę dla strumienia… Z jednego nieba do drugiego, z wielu sposobów wyrażania się w miłości do zapachu świętości…do jakości najczystszej, do doskonałości…to tylko słowa…ale gdy poczujesz przez chwilę, pozwolisz sobie odczuć zapach świętości –to poczujesz zapach nieba, namiastkę jego jakości. Śladem świętości, takim teleportem do Nieba dla nas są czyny, życie, kroki świętych…idąc po ich śladach, poprzez daną religię –system wierzeń –bramę świadomości, do nieba trafiamy. Choć moja mentorka zawsze powtarza, że nie ma kluczy i bram do Nieba ani tego kto wie najlepiej jak się tam dostać :). A gdy kiedyś ją zapytałam w sumie do jakiego Nieba najlepiej dążyć, co obrać za cel, gdzie iść, odpowiedziała, że Tam gdzie wszystkie Nieba mają swój początek… Do takiej jakości jakiej Bóg dla nas chciałby a nie my sami dla siebie :)….
Z drugiej strony ludziom ciężko wytrzymać tu bez namacalności tej rzeczywistości duchowej, i wierzyć w bezosobowego Boga, w raj który nie wiemy jak sobie wyobrazić i poddać się bezwarunkowości …ba nawet ciężko nam wyobrazić sobie, że duchowe ja może mieć zupełnie inną jakość niż ten nasz kawałek tutaj, w tym teraz, gdzie poruszamy się w obecnej czasoprzestrzeni…
A ponieważ żyjemy i tkwimy obecnie w silnym przeświadczeniu o materialności naszego bytu ogólnie, potrzebujemy również namacalności w widzeniu Boga, w podtrzymywaniu nas, w prowadzeniu i pokazywaniu drogi. To dlatego świątynie, w których przypominamy sobie o tym kim w istocie jesteśmy są tak ważne- szczególnie teraz, gdy bez nich skłaniamy się ku zaprzeczeniu naszej duchowej naturze…Tak bardzo zapomnieliśmy kim jesteśmy i skąd pochodzimy, że podstawowe prawdy o nas samych ugrzęzły gdzieś w niemocy naszych przestraszonych umysłów, zamkniętych na prawdę o sobie. Brak łączności z domem, z duchem naszego domu, ze świętością jego atmosfery, z jego oddechem, czyni nas faktycznie jakby biorobotami pozbawionymi mocy twórczej, sprawczej, działającymi pod wgrany program.
Natomiast gdy przypominamy sobie powoli zapomnianą prawdę o nas samych, o naszej duchowej naturze, o naszym pochodzeniu, o tym co otrzymaliśmy i wzięliśmy z miłości w domu…budzimy się z duchowego letargu i odzyskujemy nasze Ja, świadomość przynależności do rodziny, jednej rodziny… I CUDOWNIE BY BYŁO GDYBYŚMY potrafili taką świadomość utrzymywać na co dzień, bez niczyjego napominania, ale tak nie jest…i dlatego właśnie można powiedzieć, że świątynie wiary to jakby ostatnie bastiony duchowości, opieka duchowa dla tego świata i droga dla dusz, które gdy są same w ciemności i błądzą, do domu drogi nie znajdują… Nie niszczmy więc tych latarni morskich dla zagubionych statków.
Patrząc zaś z szerszej perspektywy, Tam gdzie wszystkie Nieba mają swój początek….czyli u Źródła źródeł, tam gdzie wszystko wzięło swój początek, w Tym który początku nie ma i jest wieczny. Tam jest jedna jakość wspólna, która scala pozostałe- to Miłość. Miłość rodzi, tworzy, stwarza, miłość scala i łączy, miłość jednoczy, miłość rozjaśnia, budzi do życia, godzi, ocala…. To jedyna jakość Nieba, Boga, co do której wszyscy chcemy się zgadzać w głębi ducha i której pragniemy od dziecka, po kres… czasem aż do unicestwienia siebie dla niej, w niej, by na nowo się odrodzić- w niej i dla niej. Gdy spalamy siebie w płomieniach miłości, oddajemy się najwyższej Miłości- Bogu, w jego niezliczonych przejawach…i odnajdujemy w Nim siebie, wtedy wydzielamy zapach świętości…raju….nieba….
Oby wszystkie nasze cząstki powracały do tej Miłości ponaglane jej wołaniem, oby czuły tylko zapach świętości i nieugaszone pragnienie skosztowania źródła miłości… Bo te pragnienie jest zbawieniem od ugrzęźnięcia w ciężkości materii, od klapek na oczach, jest uskrzydleniem w materii…
Wysiadajmy jak najczęściej z naszego wehikułu, by pooglądać siebie poza i ponad ciałem ….to zmienia perspektywę, pozwala zmienić trasę, cel podróży, zobaczyć miłość w oczach i pozwolić sobie ją poczuć…bo jaki sens inaczej tu tkwić, jeśli nie dla Niej?
Magdalena