gru 07 2015

Już gorzej być nie może, czyli Wieża Boga w rozpadzie a auto-sabotaż

k,NDg5NDI5NTgsODEwOTc0,f,WIEZACzasami jest tak, że w życiu mamy wrażenie , że kręcimy się wokół jednego rozdziału, jednego akapitu, sentencji, której serdecznie nie znosimy, a na sam wydźwięk znajomych słów czujemy złość i chęć ucieczki. Podobnie jest przerabiamy w koło tę samą lekcję, jedną scenę, jedna kartę z talii, która wraca jak bumerang i przypomina gdzie jesteśmy i że nie ruszyliśmy się wcale z miejsca choć pozornie ciągle kroczymy.
Każda karta ma swoje plusy i minusy, każdy rozdział o czymś opowiada i ma nas gdzieś przenieść, coś w nas przełamać, lub ukazać w innym świetle, nowe prawdy o nas samych. Tym samym poprzez akceptację, zrozumienie, bądź pogodzenie się z czymś albo zaprzeczenie czemuś jako części nas samych, ma nas wyprowadzić z przysłowiowej pętli czasu.

Wieża Boga, czyli XVI w Tarocie Arkan Wielkich, jako rozdział stale powtarzający się, który trudno przebrnąć, na minusie daje trudne lekcje. Bo to jak kopniak od życia, gdy budujesz coś raz po raz i wydaje ci się, że w końcu się udało, a tu nagle spadasz z wysokości a wszystko wokoło wydaje się walić… I gdy rozglądasz się i patrzysz na swoje życie, masz wrażenie de ja vu, przecież ja już tu byłem, i właściwie nic się nie zmieniło, stale ląduję w tym samym punkcie- a przynajmniej takie jest wrażenie… A podpis pod Wieżą Boga w Breugel tarot brzmi mniej więcej tak: Mądra osoba upada siedem razy dziennie- Ci, którzy są mądrzy wiedzą jak akceptować błędy i wyciągać z nich naukę…

No właśnie jaką naukę? Na plusie wieża Boga pociesza leżącego i tłumaczy, spokojnie, gorzej już nie będzie, byłeś tu już tyle razy, znasz to miejsce, znasz jego plusy i minusy, w najgorszym razie nic nie tracisz ani nie zyskujesz, jesteś tam gdzie byłeś, już więcej ci nic nie odbiorą. Niebezpieczeństwem zaś tego stanu jest pogodzenie się z tym co mam na zasadzie przegranej, uwierzenie że nie warto próbować, iść dalej, bo może powinienem zadowolić się tym co jest, a Bóg mnie karze za brak pokory i chcenie więcej… Niebezpieczeństwem jest ułożenie całego życia pod filozofię Wieży, która już runęła i znalezienie sobie tzw. przytulnego kątka w ruinach, tłumacząc sobie, że to wymarzony pałac, bądź że budowanie dalej nie ma sensu. Najtrudniej tu zaakceptować fakt, że życie to budowanie raz po raz, odnowa czegoś, rodziny, domu, dzieci, pracy, jednej, drugiej, trzeciej, to nowe doświadczanie, raz po raz, to padanie i wstawanie, to choroby, starzenie się i śmierć na końcu. Innej drogi nie ma. Wieża Boga to my w przenośni, to obraz naszej duszy, naszej osobowości, naszych lekcji, których nie chcemy bądź nie potrafimy przerobić, czegoś co nas blokuje za każdym razem po drodze. To to co wypieramy w sobie, bo kłóci się z wizerunkiem zewnętrznym naszego życia. To ostatecznie też nasza duma, która czuje się upokorzona i głęboko zraniona: znów mi się nie udało, a przecież powinno, zasłużyłem na to, tak bardzo się starałem. I siedząc na gruzach jakiś planów życiowych, prędzej czy później musisz spojrzeć na krajobraz po bitwie, i przejrzeć te kawałki siebie, z których budowałeś swój plan, konkretną rzeczywistość. Jakże trudno wówczas uznać, że na przykład tutaj to tylko mi się wydawało, że czegoś chcę, bo w gruncie rzeczy, fundament z jakiego uczyniłem podstawę to moje wyobrażenie na temat czegoś, albo wizja mnie w blasku światła chwały nie uwzględniająca całości mojej osoby-moich potrzeb nie tylko materialnych, ale też psychicznych, uczuciowych, duchowych…
Moja córka bardzo lubi ostatnio piosenkę o pajączku z j.ang. :
„Malutki pajączek po rynnie wspinał się
Nagle spadł deszcz i zmył pajączka precz
Potem wyszło słońce i osuszyło deszcz
I malutki pajączek znów po rynnie wspinał się…”
I tak wkoło, idealna alegoria do Wieży Boga. Słońce w końcu wyjdzie i można zacząć wspinać się na nowo, ale jak to w życiu bywa deszcz kiedyś znów spadnie. Różnica jest ta, że za każdym kolejnym razem wiemy już jak iść, co nas czeka, jakie trudy, nabieramy wprawy w wspinaczce, jesteśmy mądrzejsi o poprzednie upadki. Jeżeli natomiast wkoło wyciągamy tę samą kartę od lat, to też sygnał dla nas, że być może coś w nas trzyma się kurczowo przeszłości, że jest w nas jakiś wzór, którego jeszcze nie chcieliśmy, lub nie byliśmy gotowi z naszego życia usunąć, pożegnać. A stąd już tylko droga do jednego pytania- Dlaczego?

Czasem przyczyna jest głęboko w nas i sami przed sobą nie chcemy jej odsłonić, bo wydaje się nam wstydliwa, trudna, z jakiegoś powodu nie chcemy się jawnie z nią identyfikować. Czujemy wewnętrzne rozdarcie jakbyśmy robili coś wbrew sobie, i jeśli ta część w nas, którą tłumimy jest na tyle silna i ważna dla nas na planie naszej duszy, jako ludzi do zrozumienia, to możemy budować tysiące wież z papieru i patrzeć jak rozpadają się na wietrze.

Jednocześnie można dryfować, i tak da się żyć, to jest poziom, z którego już niżej jakby nie spadniesz, nadal idziesz, nadal widać cel, tylko żeby się podnieść potrzeba czegoś więcej.
Moja koleżanka na pocieszenie kiedyś mówiła mi gdy wychodziła mi w rozkładzie na finanse wieża boga na odwrocie, że nigdy nie stracę wszystkiego, że zawsze będę mieć tyle żeby żyć na dobrym poziomie, bo to jak z milionerem mówiła, nawet jeśli traci to nie tyle żeby wylądować na ulicy, zawsze jakieś tam inwestycje mu zostają…
I tak jest z nami, zawsze jakieś inwestycje w nas samych zostają. Zawsze mamy z czym pracować, od czego wyjść, na czym budować kolejne plany, choćby szukając wad w poprzedniej wadliwej konstrukcji.

Ciekawe jest to, że Wieża Boga w odwróceniu pokazuje też ludzi, którzy nie koniecznie chcą wspinać się po szczeblach drabiny społecznej, kariery, wychodzić na przód, i zdobywać nowe szczyty. Często pokazuje ludzi, którzy chcą spokojnie dobić do jakiejś przystani, chcą jakoś tam przejść przez jeszcze kawałek, nie musząc przejmować się jak zwojować świat, co jeszcze zrobić żeby coś sobie polepszyć, żeby podnieść standard życia, wiecznie gonić za nowym sukcesem w oczach świata. Ciekawe swoją drogą, że gdy sukces w oczach świata kłóci się z rozumieniem sukcesu przez daną osobę, wówczas wieża Boga jako sukces może uznać pozorną porażkę, ale zwycięstwo duchowe takiego człowieka będzie niezaprzeczalne, to jak oddać cały majątek na chorych, biednych – stracisz wszystko ale wierzysz, że w wyższym sensie otrzymujesz dużo więcej.

Jeżeli konflikt u jakiejś osoby to konflikt dwóch światów, dwóch przeciwnych idei, to trudno mówić o budowaniu czegoś na nietrwałych fundamentach. Dajmy na to, że robimy karierę, albo marzy się nam zawrotna kariera, wielki biznes a jednocześnie część nas głęboko wierzy i wyznaje wartości rodzinne, duchowe (pragnie poświęcać jak najwięcej czasu dzieciom, udzielać się w życiu rodzinnym i duchowym) wówczas, podświadomie będzie albo odczuwać olbrzymie wyrzuty sumienia, że pomimo, że zapewnia byt rodzinie na wysokim poziomie, to jednak dzieci cierpią, bo tato, mama nie ma dla nich czasu, nie bierze czynnego udziału w wychowaniu, w zabawie, nie okazuje radości… Dodatkowo gdy poprzez siebie i swój przykład taka osoba pragnie dać dzieciom wzór do powielania, mówiąc, że rodzina jest najważniejsza a ukazuje z drugiej strony, że nie ma dla niej czasu…wówczas mechanizm wieży zaczyna się chwiać, a niektóre cegły w murze konstrukcji zaczynają pękać. Bo trudno znaleźć, postawić granicę, kiedy zaczyna się zdrowa relacja praca-dom, kiedy już mi starczy kariery, kiedy znaleźć czas na dom i ile tego czasu wystarczy?

Innym przykładem takiego sabotażu własnej konstrukcji pracy może być na przykład tower-tarot-valentina-plishchinapoczucie, że wykonywane obowiązki naginają moje poczucie sprawiedliwości, moralność, naruszają etykę zawodową ale i czysto ludzkie pojęcie na temat tego co uczciwe, przyzwoite. Gdy na przykład zdobycie kolejnego stanowiska wymagałoby ode mnie pogodzenia się z sytuacjami, w których muszę odgrodzić sumienie od rzeczywistości i utrzymywać oficjalnie tzw. postawę niewzruszoną na ludzkie biedy, na poniżanie, na brak środków do życia… Albo nakładać na kogoś z urzędu obciążenia finansowe wiedząc, że ktoś nie ma środków i sił by je udźwignąć. Można zawsze próbować tkwić w jakimś systemie i tzw. zmieniać go od środka nadając mu ludzkie oblicze (jak się u nas mówi np. o urzędnikach- o ten ma dobre serce –pomógł mi a nie musiał, podpowiedział coś, a miałabym problem…). Można też stwierdzić, że to ponad nasze siły i się nie wychylać- tu pokazuje się wieża Boga w odwrocie. I nie jest to też do końca złe, bo to znajomość własnych ograniczeń, własnych plusów i minusów, to te wszystkie nasze doświadczenia, upadki, błędy, które już nas nauczyły wiedzy o nas samych.

Gorzej gdy tkwimy w jakimś układzie i pozwalamy się niszczyć od środka, bo z jednej strony zżera nas sumienie, gnębi poczucie winy i dopada depresja, a z drugiej pycha i ambicja kusi i podżega, a my tkwimy po środku i nie potrafimy nadać wewnętrznego sensu temu naszemu byciu, życiu, tkwieniu w tym młyńskim kole, gdzie wszystko zdaje się nas rozgniatać na pył.

Jak temu zaradzić? Wieża Boga w zasadzie nie stanowi sama w sobie remedium na nasze bolączki, ani odpowiedzi na wszystkie pytania, ona raczej mówi o akceptacji siebie, przede wszystkim, o akceptacji sytuacji, miejsca w jakim jestem, o spojrzeniu na swoje doświadczenia z lotu ptaka, o tym by nie dać się wpędzić w rozpacz i nie poddać obojętności, bo w każdej sytuacji, zawsze najważniejsze to akceptować siebie, taką wersje siebie jaką stanowisz ty. I zawsze widzieć co stanowi ten najważniejszy Trzon Ciebie, Istotę Ciebie- w energetyce mówimy o tym, że to nasza gwiazda rdzenia, hara, to światło przewodnie duszy… Pozostałe to tylko okoliczności życia, one są zmienne jak krajobraz, który mijasz po drodze.
Gdy nie gubisz tej wewnętrznej busoli, gdy nie odrzucasz siebie, gdy nie tłumisz całkowicie tego co Ciebie przecież stanowi, to w każdej sytuacji odnajdziesz się, choć na tyle by dalej iść, funkcjonować i nie zgubić prawdziwej drogi.
Bo nie ważne czy będziesz managerem działu tego czy tamtego, czy księgowym w tej firmie czy asystentką w tamtej, ważne jak ty siebie akceptujesz na tych stanowiskach, które z nich jest najbardziej kompatybilne z tą wizją Ciebie jaką ty chcesz stworzyć i ukazać światu teraz. Co chcesz uwypuklić, do czego dążyć, jakie cechy podkreślić, co pokazać ludziom, jak się nakreślić, w jakich barwach przedstawić, do jakich lepszych wersji siebie możesz dojść idąc tą drogą, a jakie możesz napotkać gdy zaczniesz malować siebie w innych barwach, odbiegających bardziej od tego co w sobie nosisz? I w końcu w jakim obrazie siebie ty czujesz się najlepiej, a twoja dusza śpiewa, bo ty nie musisz już wojować sam ze sobą…

Na plusie ta karta będzie mówić też o tym, że pomimo jakiś trudnych okoliczności życiowych, tkwienia w jakiś ciężkich trudnych strukturach, układach, które wymagają od nas lawirowania między tym co słuszne a co nie, staramy się zawsze trzymać podstawowych zasad, naszych prawd moralnych, nie sprzedawać naszych wartości. Może to być żołnierz, który po ludzku traktuje jeńców wojennych, czy strażnik więzienny, który nie gnębi, pomimo nacisków otoczenia, albo lekarz, który nie sprzeda swojej uczciwości dla firm farmaceutycznych..itp.

Dla mnie pięknym odbiciem Wieży Boga jest Runa Naudiz…gdzie rozbitkowie trzymają się t10ratwy, są na wielkim wzburzonym morzu, fali, a przed nimi jest tylko wąski przesmyk, smuga światła, w której stronę płyną… Oni nie stracili wszystkiego, bo mają najważniejsze-swoje życie, i płyną dalej, a ich światło przewodnie, wewnętrzna busola nadal działa. A zatem wszystko jest nadal, jeszcze, wciąż możliwe, póki nasze światło przewodnie nadal świeci a my umiemy za nim podążać choćby wydawało się, że nie ma już sił. Z tego miejsca nadal można wszystko odbudować trzymając się swoich wewnętrznych drogowskazów, swojej Prawdy.

Wieża Boga to prawie zawsze jakieś konflikty wewnętrzne, jakieś zgrzyty w naszych mechanizmach postrzegania świata, mogą to być ujawniające się konflikty na poziomie duszy, wyłamy w konstrukcji powstałej wskutek naruszenia jakiś naszych fundamentalnych wierzeń, praw, wartości. To zawsze lekcja, żeby budować własne konstrukcje na bazie tego, co nie kłóci się przynajmniej z naszymi podstawowymi wartościami, ideałami, z naszą Istotą.. W przeciwnym razie to jak budowanie zamków z piasku, albo więzienia dla siebie, dla swojej duszy, gdzie my jesteśmy zakładnikami własnego sumienia, a tym kto dłutem systematycznie drąży dziury w ścianach jest światło przewodnie naszej duszy…

Magdalena

Brak komentarzy