paź 05 2015

Gotowość na przyjęcie informacji. Rozumienie wróżby

wahrsagerinOstatnio z koleżankami wróżkami, z przyjaciółkami zajmującymi się ezoteryką rozmawiałyśmy na temat błędnie pojętego znaczenia wróżby, nadmiernych oczekiwań, z których często wynika nadinterpretacja pytającego.

Oczywiste i jasne jest, że każdy człowiek pragnie by jego problem się rozwiązał, każdy chce odmienić los i zobaczyć jak łut szczęścia pojawia się w jego życiu i magicznie odwraca bieg zdarzeń… Tymczasem chcąc tak bardzo usłyszeć dobre zakończenie często zdarza się nam pomijać to co do niego rzeczywiście prowadzi, okoliczności, spotkania, zaczyn, który jest potrzebny by ciasto wyrobić, by z czegoś urosło. Rzeczy nie dzieją się same, odmiana losu, lub rozwiązanie sytuacji, które dostrzegamy, wiąże się przeważnie z określonym rodzajem energii, sytuacją, ludźmi na naszej drodze. By dane zdarzenie w ogóle mogło się zadziać, by sytuacja której pragniemy mogła zaistnieć, najpierw musimy otrzeć się choćby naszą aurą o odpowiednią osobę, wymienić dwa zdania, usłyszeć głos, podać sobie dłoń, żeby mogła nastąpić reakcja, żeby pomysł mógł zakwitnąć, dojrzeć i wydać owoce, np. w postaci jakiejś propozycji. Tymczasem wiele osób rozentuzjazmowanych wizją spełnienia wróżby-czyli de facto samą końcówką tego co ma się zdarzyć (co w rzeczywistości może mieć miejsce za rok, za dwa lata…albo wcale, jeśli nie potrafimy przyjąć wróżby –zaleceń, wizji całościowo) pomija to co trzeba uczynić by dojść do wskazanego miejsca. To trochę jak ucieszyć się opisem pięknego miasta w punkcie informacji turystycznej…i nie posłuchać albo machnąć ręką na wskazówki, którą drogą jechać, i jakim środkiem transportu, czy autobusem, tramwajem a może dostać się tam tylko można dziś promem.. Czasem słuchając odpowiedzi np. tego typu: „…widzę np. dla Pani możliwość podwyżki czy awansu jeśli pani zrobi to i to…”, tak się chwytamy myśli o tym awansie, że uznajemy to za gwarant, lub jeszcze gorzej za obietnicę, którą wypełnić ma wróżbita a nie sam zainteresowany. W dużej mierze wszyscy mamy w sobie tę cechę, że większość rzeczy w życiu pragnęlibyśmy dostać za darmo, bez pracy, na tzw. ładne oczy, albo żeby ktoś zrobił to za nas jeśli się tylko da. Picture_1801_(4)1540Tymczasem spotkanie z wróżbitą już samo w sobie jest otwarciem swego rodzaju drzwi, opcji do zmian-tak jak otworzeniem oczu nie widzącemu jakiejś drogi i powiedzenie jak przez nią iść żeby się nie zgubić i trafić do tego miasta marzeń. Jednak otrzymanie mapy, wskazówek, nie zakłada tego, że wróżący weźmie was za rękę, posadzi na swoim wozie i sam go będzie ciągnął jak wół- to już się nazywa oczekiwanie cudów za machnięciem magicznej różdżki lub jak my to nazywamy, oczekiwaniem że nasza energia zapracuje na czyjś sukces… Owszem, często jest tak, że wiele wspaniałych osób przychodzi i sercem chce się im pomóc, i wtedy rzeczywiście nasza energia jakby sama biegnie by pomóc im na starcie i prócz tej mapy dolać jeszcze troszkę benzynki do skutera lub zamontować dodatkowe dopalacze :). To jak zakręcić na początku kołem kreacji u danej osoby, otworzyć drzwi i powiedzieć: idź tędy ale uważaj na mapę, wskazówki które dostałeś, bo dopalacze wysiadają w połowie drogi , albo po 1/3 i dalej musisz pojechać na własnej benzynie- bo takie jest życie, sami kreujemy swój los i sami musimy pokazać, że jesteśmy godni, gotowi na zmiany, że potrafimy na nie zapracować, że po drodze odrobimy jakąś lekcję dzięki pilności i zrozumieniu dlaczego właśnie tak trzeba a nie inaczej postępować. Każdy wróż przeważnie wie i rozumie, że na kreację zdarzeń wpływa nasza postawa życiowa, nasze myśli, uczucia, nasz kod moralny, to w jaki sposób traktujemy ludzi po drodze…i gdy widzi niebezpieczne odchylenia losu, lub zniekształcenia losu ze względu właśnie na sposób w jaki ktoś postrzega siebie w życiu, stara się delikatnie zasugerować co należałoby zmienić. Czy np. na jakiś czas obniżyć troszkę standardy, czy może spróbować docenić najpierw wartość pracy jako takiej żeby w ogóle przetransformować w sobie wysokie wygórowania względem innych i widzenia siebie jako osoby, której należy się stanowisko kierownicze bez nakładu własnej pracy- lat, stażu, doświadczenia… To tylko przykład jakich wiele.

Z drugiej strony, jeżeli oczekujemy rady i pomocy to ważne jest by umieć ją przyjąć, to chyba podstawa, takie minimum niezbędne byśmy mogli zyskać, wynieść coś dla siebie ze spotkania z wróżem. Nastawienie roszczeniowe, typu: masz mi załatwić pracę, awans, czy powodzenie, to nie prośba o zobaczenie drogi i próba ustalenia jak nią iść, by najwięcej dobra dla siebie uzyskać, lecz żądanie by poprzez magię, naginanie rzeczywistości, lub machanie ‘czarodziejską różdżką’ zmienić los… Wszelkie próby naginania losu, czyli wplątywania w nieuczciwą kreację swojej energii niestety odbijają się bardzo dotkliwie w pracy ezoterycznej, dlatego doświadczony wróż, jasnowidz czy uzdrowiciel przede wszystkim przestroga swego kodeksu i pewnych rzeczy nie nagnie ani nie zrobi, bo wie czym mogą się skończyć dla niego.

Żądanie też żeby czyjaś energia przewiozła go dosłownie do końca, do spełnianie tegoż marzenia, to żądanie odwalenia dosłownie za kogoś pracy niewolniczej- a żadne pieniądze nie są tego warte, chyba że pragniemy zaangażować się w czyjś los szczególnie, ale to są już inne przypadki. Tak bardzo energetycznie angażujemy się naprawdę wszyscy, ale w sprawy swego własnego rodu, dzieci, rodziców, bo to jest naturalne- gdyż nasze energie przerabiają jedną karmę… Natomiast branie na siebie karmy setki osób np. w ciągu roku jest niemożliwe fizycznie, niewykonalne energetycznie…chyba że się jest mistrzem wcielonym, Chrystusem i ma się kompleks Boga…

Zdarza się często, że słyszymy od naszych klientek, że coś się nie sprawdziło, bądź, że nie poszło tak jak one myślały- i uznały to za błąd w czytaniu kart. Tymczasem jakże często gdy później rozmawiamy, wychodzi że jako osoby często przywiązujemy się do jednego typu rozwiązania – i to takiego, który nam wydaje się najbardziej korzystny i sami sobie dopasowujemy ten cel-rozwiązanie do tego co mówiła wróżka. Taki przykład np. kobieta pyta o awans w dużej firmie, i rzeczywiście taka opcja istnieje, jest szansa podwyżki i opcja na zrozumienie ze strony kierownictwa. Ale…zawsze jest jakieś ale… Ale trzeba przedstawić siebie w odpowiednim świetle, pokierować umiejętnie rozmową, i umieć nakreślić takie aspekty, które szef uzna za przydatne, z którymi zgadza się, że są właściwe na dany czas. Innymi słowy jeżeli szef dostrzeże nasze walory to jest skłonny w rozmowie o awans-podwyżkę jej nam udzielić. I tak np. osoba, która takie rozmowy ma w zwyczaju przeprowadzać podkreślając swoje atuty, osiągnięcia, pusząc się troszkę i pokazując że gdyby nie jej wkład to firma generalnie by upadła, lub nie istniała, nie potrafi jednocześnie wzbudzić sympatii właściciela, który w takiej konwersacji czuje, że miesza się go z błotem, a jego ciężka praca jest umniejszana kosztem rzekomych zasług pracownika… I nawet jeżeli był skłonny dać awans tej osobie, to podczas rozmowy prowadzonej w tak nieadekwatny sposób jego opinia ulega zmianie na negatywną. Toteż osoba prosząca o podwyżkę dostaje mapkę z wytycznymi od wróżki, że tym razem rozmowa powinna przebiegać inaczej, że należy wiedzieć jak pokazać swoje atuty ale bez zbytniego wywyższania swojej pozycji, bez gadulstwa i puszenia, bez postawy roszczeniowej, nieco agresywnej skądinąd… Niemniej jednak po drodze do gabinetu szefa, kartka-mapka gdzieś znika, a kobieta pompuje swoją odwagę postawą roszczeniową, samoobroną, nadymając pychę i ambicje. Koniec końców gdy dojeżdża na najwyższe piętro wychodzi z windy z hardą miną, zacięta i gotową do walki…zamiast do spokojnej, wartościowej negocjacji… A w głowie ma jedną myśl: przecież wróżka mi powiedziała, że widać w kartach opcję tego awansu, znaczy trzeba tylko pójść i mieć odwagę powiedzieć. No dalej, przecież to jasne że zasługuję na te podwyżkę… Taka postawa, roszczeniowa, atakująca, od razu uwidacznia się w aurze, energetyce osoby i wysyła czytelny sygnał do dyrekcji- niestety niezbyt przychylnie odbierany. W tym momencie szef nie patrzy już na długą listę zasług wymienianych tonem podwyższonym, troszkę napuszonym, ze źle ukrywaną pretensją-dlaczego dotąd nie dostawałam więcej za swoją ciężką pracę- tylko patrzy jak ukręcić wybujałe ego pracownika, który raptem stawia się ponad dyrektora.. Koniec końców kobieta wychodzi bez awansu i wraca do wróża z pytaniem- ale co się stało? Przecież miałam dostać podwyżkę? No tak, ale czy na pewno Pani rozmawiała tak jak mówiłam?

Nikt nie lubi patrzeć na własne błędy, lepiej i łatwiej powiedzieć przecież: karty się pomyliły, lub źle pani zobaczyła i teraz mam większe problemy niż na początku. Tymczasem wróż w większości wie co widział, widzi że mapa wylądowała w koszu i pozostał tylko żal, niezrozumienie i czasem nieuzasadniona pretensja- ale jak to przecież miałeś mnie tam zawieźć!, załatwić mi ten angaż!

Jeszcze trudniej czasem wytłumaczyć niektórym osobom, że pewne okoliczności sprzyjające spełnieniu wróżby pojawią się w życiu, tylko trzeba poczekać, będą np. do pół roku i wtedy jakby otworzą się drzwi do zmiany, pojawią nowe trendy… Ale niektórzy ludzie są troszkę jak dzieci czekające na gwiazdkę i prezenty, nie mogą się doczekać, i szukają na siłę już zaraz po wyjściu z gabinetu, po przeczytaniu wróżby jej spełnienia. Jednak najgorsza jest opcja gdy sami wytwarzają scenariusz i stwierdzają, że to musi być na pewno to.

Jedna z moich przyjaciółek miała kiedyś klientkę, która szukając pracy za zalecane ‘obniżenie standardu wymagań’ wzięła pracę w renomowanej korporacji, bo nie potrafiła zacząć od niższego szczebla, od mniej znanej marki, gdyż jej duma, wyobrażanie w temacie pracy i wysiłek włożony w edukację nijak nie pasował do posady asystentki zwykłego menadżera w pośredniej firmie. Ona pragnęła być szefem działu na najwyższym piętrze… bez opcji przechodzenia przez szczeble pośrednie… Ostatecznie jej kompromis z otrzymaną wróżbą polegał na wybraniu troszkę niższego stanowiska w tej samej korporacji o bardzo znanej marce-gdzie szanse angażu mają najlepsi z najlepszych…i rezultat był podobny do wysiłków jakie dotąd czyniła, czyli nie zmienił nic.

Gdy słyszmy, że musimy się zatrzymać, czasem pójść w jakiejś miejsce średnio atrakcyjne, o niezbyt wysokiej renomie, porobić przez chwilę za pośrednika, by poznać ludzi, nawiązać kontakty i nabrać obycia, doświadczenia, doświadczyć czegoś, nauczyć się tam tego co będzie np. niezbędne w dalszej karierze, nabrać pewnej jakości… To znaczy, że to etap który jest konieczny by pójść dalej, pomimo naszej oceny, że to nas cofa bądź nie wnosi nic do naszej przyszłości. Czasem jest tak, że musimy gdzieś trafić tylko po to, by poznać konkretna osobę, od której nauczymy się jak traktować ludzi w danej pracy, albo jaka postawa jest najlepsza, nabierzemy od niej cech, napoimy się jakiegoś rodzaju nauką która wytworzy w nas zmianę prowadzącą do otworzenia się nowych drzwi do realizacji na innym stanowisku…nada nam to po prostu inną jakość bycia. I żaden wróż nie zobaczy konkretnie nazwy firmy lecz poda okoliczności, z czym może się wiązać praca, czy będzie prestiżowa, czego może wymagać, czy będzie stała, czy wymaga wyjazdów czy będzie wymagała wielu kontaktów z ludźmi itp. Natomiast to już inna kwestia gdy staramy się do tegoż opisu na siłę wtłoczyć nazwę firmy która JEST NASZYM MARZENIEM, i nie przyjmujemy po prostu, że to nie ten czas i nie ten standard, bo nie jesteśmy na to gotowi, nie mamy doświadczenia w zawodzie, i trzeba najpierw podejść kawałek z ludźmi, którzy potrafią więcej od nas i podprowadzą nas przez ten rok czy dwa pod te wymarzone drzwi. Gdy w środku nie potrafimy pogodzić się, że na dziś jakaś opcja jest nie do wzięcia, albo że pewna realizacja wcale nie jest dla nas dobra na dany czas, bo nie jesteśmy wstanie jej udźwignąć, wówczas zaczynają się problemy, szukanie winnych dookoła, w świecie, w ludziach, budzi się żal, często pretensja… I jakież zaskoczenie maluje się na twarzy i przykry zawód gdy okazuje się, że otrzymujemy odpowiedź odmowną, a przecież to stanowisko było stworzone dla nas. Być może, ale nie na ten czas, nie na dziś, nie przy tych cechach, okolicznościach życiowych, pojmowaniu świata i podejściu do ludzi, pracy, wykonywanego zawodu. Czasem po prostu trudno nam przyjąć, że nie jesteśmy gotowi na coś o czym marzymy skrycie, co wydaje się naszym świętym Graalem, w co włożyliśmy wiele energii myśli i pracy …ale jednak wciąż wydaje się, że czegoś brakuje. Czasem jest też tak, że nie możemy otrzymać tego o czym marzymy…bo skrzywdzilibyśmy nie tylko siebie ale i wielu ludzi na naszej drodze, gdyż nasza świadomość nie dojrzała jeszcze do pewnego rodzaju odpowiedzialności.

My wróżbici, ezoterycy, też mamy swoje marzenia, niedoścignione ideały, i tzw. utopijne cele :). Ostatnio właśnie śmiałyśmy się z przyjaciółką wróżką, jak to rok fortune_teller_by_lotta_lotos-d4di7qktemu wywróżyłyśmy jednej z nas spełnienie marzenia… To ciekawa historia. Obydwie w sumie zawsze chciałyśmy mieć dom na obrzeżach miasta, ogród, cisze –taki azyl. I cóż, jakie pytanie postawić kartom, gdy ta tęsknota w środku tak ciągnie? Oczywiście czy się spełni. Rozkładam więc karty i widzę, że tak, że przyjdzie, i same się dziwimy bo widać dom jako jakiegoś rodzaju prezent, darowiznę, i widać wiele dobrego, upiększenie, urządzenie tego domu, jako wielką radość i spełnienie marzeń, dodam, że na tamten czas żadna z nas nie spodziewała się realnie skąd mógłby przyjść taki dar… Mija jakiś czas, zapominamy o wróżbie, a raczej myślimy, że hmm może po prostu bardzo chciałyśmy żeby się spełniła i naciągnęłyśmy trochę naszym chciejstwem… ale jednak sprawdza się w nieoczekiwany sposób. Koleżanka otrzymuje spadek, darowiznę w postaci…i tu zaskoczenie, nie domu jednak, ale mieszkania w bloku w wymarzonej lokalizacji jak na blok-bo ścisłe centrum blisko uczelnia dla syna, starówka, wszędzie można dojść na piechotę- a ona nie ma samochodu…

Przychodzi czas na remont, urządzanie, i pojawiają się dobre znaki, pomocni ludzie i wspólnymi siłami jakoś udaje się urządzić wymarzony dom dla syna i dla niej… Co ciekawe, gdy później rozmawiałyśmy o tej wróżbie, same wiedziałyśmy dlaczego pojawiło się mieszkanie a nie dom od losu. Moja przyjaciółka przyznała później, że to marzenie o domu zawsze gdzieś w niej drzemie i jest jak tą nieutuloną tęsknotą za pięknem, za spokojem ale nijak ma się do rzeczywistości, realiów i w gruncie rzeczy zdaje sobie sprawę, że na dany czas to nie byłoby dla niej dobre, a wręcz niestety kłopotliwe i mogłoby przenieść więcej szkody niż pożytku. Po prostu nie była gotowa na palenie od rana w piecu, na koszenie trawy :), na naprawy w domu, na dojeżdżanie do pracy- a przecież samochodu nie ma, ani prawa jazdy, dodatkowo bałaby się sama zostawać w tym domu …itp. Koniec końców doszła do wniosku, że ten prezent od losu, to najlepsza dla niej realizacja, biorąc pod uwagę okoliczności w życiu, jej charakter, cechy, których nie chciała zmieniać, i styl życia, którego jednak nie chciała naginać specjalnie pod dom. Innymi słowy, dom tak ale bez kompromisu…co byłoby trudne, wręcz niemożliwe do realizacji, dlatego ten plan musiał poczekać na inny czas. To nie znaczy, że jest niemożliwy, przecież jest i widać go, lecz przy zmianie pewnych postaw, przy dostosowaniu siebie do nowych okoliczności, przy poświęceniu tego czego w zasadzie na dany czas nie chce się poświęcić, z czego nie chce się jeszcze rezygnować w swoim życiu. Nie jest jednak powiedziane, że za 10 lat nie sprzeda ona mieszkania, i nie kupi domu pod miastem, gdzie będzie na emeryturze spokojnie dorabiać jako wróżka…

Po prostu każda droga ma swoje plusy i minusy i trzeba chcieć je dostrzec w odniesieniu do siebie, do swoich wad i zalet, do swoich cech, do swoich zasad z którymi jesteśmy wstanie pójść na kompromis…a czasem nie. Jakże wiele zależy od tego co my sami jesteśmy wstanie z siebie dać, zmienić, poświęcić, pogodzić się z czymś na dany czas. Co nam będzie pomocne a co nas tylko dodatkowo obciąży po drodze?

Chciałam tutaj przestrzec przed zbyt dosłownym traktowaniem wróżby, lub dopasowaniem sobie własnego hmm celu, na który się napieramy, bo tak i już i innej wersji nie chcemy słyszeć, bo to nie zawsze to samo co mówimy poprzez wizje w kartach uwidocznione… Symbole, znaki, tłumaczymy je, ten język obrazów, odczuć, mieszaniny wrażeń i splotów energii na język potoczny, realny, ale to czasem trudne jak trudne jest opowiedzenie snu dla osoby, która siedzi obok, tak by zrozumiała jak czuliśmy się śniąc w jakimś miejscu… Ważne by okoliczności, wskazówki, które słyszymy od wróżbitów traktować jak drogowskazy, które są ważne bo prowadza do pozytywnych splotów zdarzeń, wymiany energii, spotkań, okoliczności. Nie można jednak spodziewać się, że ktoś wyczaruje nam gotowe rozwiązanie- i to takie jakie dokładnie chcemy, poda adres firmy, w której czeka na nas posada i numer tel. do pracodawcy :). Nie można też oczekiwać, że bez nakładu własnej pracy, bez odpowiedniej postawy, bez zaangażowania z własnej strony otrzyma się coś tylko dlatego, że widać to jako opcje w kartach osiągalną, ale … nie zapominajmy, że pod pewnymi warunkami, okolicznościami, które muszą zaistnieć. I gdy pomijamy te okoliczności, warunki, drzwi się nie pojawią, zaczyn nie powstanie, a realizacja się rozmywa, bo zabrakło ważnego składnika, czyli naszej kreacji w określonej postawie, naszego nakładu pracy, zrozumienia, kompromisu z samym sobą nieraz, czy czegoś co odbieramy jako poświecenie jakiegoś marzenia bądź rezygnację z wygód, albo marzenia…na jakiś czas.

To co na dziś nie jest dla nas osiągalne, nie znaczy że nie jest do realizacji za jakiś czas, gdy zobaczymy siebie w innej jakości, gdy będziemy gotowi na pewne zmiany, gdy wstawanie o 5 rano by napalić w piecu będzie czymś co stanowi niekłopotliwy rytuał a nie przeszkodę nie do obejścia… Czasem to zwykłe, proste rzeczy, okoliczności, cechy których jeszcze nie mamy w sobie blokują pewne opcje ku realizacji dla naszego własnego dobra i czasem dla dobra ludzi, którzy z nami żyją pod jednym dachem. Nie wszystko złoto co się świeci, i niekiedy jest tak, że cała radość, np z posiadania takiego domu obmyta by była w łzach i zbyt wielkim trudzie i skończyłaby się sprzedażą upragnionego snu… bo czas jeszcze nie dojrzał w nas.

Pielęgnujmy nasze marzenia…bo warto… Warto też czasem posłuchać kogoś z boku i zastanowić się bez złości, czy nie ma w jego próbie zniechęcenia nas do jakiegoś celu zwykłej przyjaźni i chęci pokazania czegoś co sami gubimy wjeżdżając na najwyższe piętro budynku po upragniony prezent od losu… Być może to jak widzą inni nas i nasze marzenie, gdy mówią poczekaj, zobacz, nie jest wcale zazdrością. Może to wcale nie jest na dziś takie dobre dla ciebie, czy zastanawiałeś się z czego będziesz musiał zrezygnować, czy jesteś gotowy, czy masz w sobie wszystko co niezbędne by poradzić sobie z tym zadaniem na teraz? Czy nie pociągnie cię ono w dół, czy nie lepiej spróbować czegoś innego co wyzwoli cię poprzez ukazanie lepszych opcji?

Czasem po latach zdarza się też, że przyznajemy ze śmiechem: jaka ja byłam naiwna chcąc tego czy tamtego, przecież ja wcale tego nie chciałam, w głębi, i dzięki Bogu, że się nie spełniło bo dopiero teraz widzę, że nie spotkałabym jego, jej, nigdy nie zobaczyłabym jako to jest pracować tutaj, albo gdyby się spełniło miałabym problem, bo musiałabym przy trudach i kosztach, narażając się na straty wyzbywać się tego o czym tak nieraz naiwnie myślałam… Zdarza się też tak, że po latach stwierdzamy – jednak dobrze, że teraz dostałem tę prace, albo kupiłem ten dom, bo dopiero dziś jestem wstanie stanąć na wysokości zadania i poradzić sobie ze wszystkim z czym wiąże się ten dar od losu..

Osobiście nauczyłam się jednego, żeby na siłę nie starać się nikomu pomagać, bo potem może się okazać, że tzw. zrobiło się niedźwiedzią przysługę, bo było mi kogoś żal, bo prosił i nalegał, by popchnąć jakąś sprawę… Prawda jest taka, że zawsze najlepiej działać, myśleć, z poziomu prawdy duszy a nie z ludzkiego kombinowana niższego ja. Gdy ufam i daję się prowadzić i uznaję, że być może faktycznie jeszcze nie dojrzałam z jakiegoś względu, z jakiegoś powodu coś nie musi dla mnie być dobre na dziś, to łatwiej zauważyć, dać się ponieść ku tym właściwym drzwiom, obserwując bacznie siebie, okoliczności, zamiast narzucania własnej wizji. To jak przemycanie hihi własnej treści z reguły gorszej bo niedoskonałej, pod płaszczykiem zgody na wróżbę tylko po to by się spełniło, jakby wszechświat nie widział, że faktycznej zmiany w nas nie ma, a my wnosimy alkohol na imprezę dla abstynentów, bo nie potrafimy bawić się bez piwa i odnaleźć na przyjęciu abstynentów…

Ech, koniec końców wróżby często zaskakują swoją realizacją i pięknie jest gdy potrafimy dostrzec jak się sprawdzają nawet po latach w swoim niezwykłym a jednak trafnym wymiarze…Gdy potrafimy zdystansować się do swoich wymagań, roszczeń i żądań na dziś, nastawić że ma przyjść to co dla mnie jest najlepsze na dany czas…wówczas nie narzucamy konkretnej, swojej wersji realizacji lecz czekamy na te okoliczności – zaczyn, który umożliwi początek drogi ku tej najlepszej opcji… Tylko zawsze trzeba pokory, bo ona umożliwia zobaczenie drogi i siebie na niej, tylko trzeba chcieć posłuchać i uciszyć się na chciejstwo, by otworzyły się nowe drzwi…czasem do lepszej, nieznanej dotąd dla nas realizacji…

Magdalena

Brak komentarzy