wrz 07 2015

Kręgosłup moralny. Prawda poziomu duszy a niższe ja

detail_pictureWszystkie nasze problemy, uwikłania, błędy, przeszkody, które się nam takimi wydają, wszelkie poczucie uwięzienia, to efekt życia według fałszywych wierzeń, to zapominanie prawdy w sercu i okłamywanie siebie…to zniekształcenia w wymianie, współistnieniu, którym powinny rządzić naturalne i jedyne prawa miłości, sprawiedliwości, prawdy.. Kręgosłup moralny, prawo moralne, wyższe a nie te sądowe, te z serca, z duszy naturalnie znane- z niej wykute, jest w nas i to ono realnie kształtuje nasze życie, wydarzenia w nim. To nie my dostosowujemy te prawo do naszych potrzeb lecz nasze mniejsze ja uczy się jak wzrastać w doświadczaniu, w byciu i współistnieniu, w zgodzie z tym Prawem, Prawdą naszego JA.

Człowiek zawsze z trudem, poprzez bolesne doświadczenia, cierpienie uczy się współczucia, kochania, bycia dobrym, postępowania zawsze uczciwie, zgodnie z własnym sumieniem.

Wszelkie powikłania naszego losu, tzw. niesprawiedliwości, bądź przeszkody to w dużej mierze wynik skrzywień pojmowania tego co właściwe, co słuszne i dobre, to wynik intencji czynienia. W większości zdajemy sobie niby sprawę co jest dobre a co złe, ale gdy przychodzi do nas, naszego życia bezpośrednia sytuacja, w której jedną ze stron konfliktu jesteśmy my a na szali nasz interes…to z tą oceną sprawiedliwości bywa różnie. Łatwiej jest popatrzeć z boku i wydać osąd w czyjejś sprawie niż samemu w danej sytuacji zrobić rzecz właściwą. Niestety czasem gdy stajemy oko w oko z pokusą, z własnym sumieniem kontra korzyść rozumiana czysto po ludzku to nasze ideały moralne, etyczne, nie mówiąc już o duchowych idą w zapomnienie. Przypomina to trochę postawę niektórych gorliwych wyznawców, gdy po wyjściu ze świątyni, domu modlitwy, idą kłamać, odwracać wzrok od biedy lub wykorzystywać tych, po których jak po drabinie można wspiąć się wyżej, ale w kościele myślą o sobie jak o jednym z pierwszych w rzędzie zasług duchowych. Łatwiej u kogoś dostrzec drzazgę niż u siebie belkę…

Ostatnio zastanawiałam się nad tzw. właściwym postępowaniem i naszą skłonnością do zrezygnowania z własnej łapczywości, instynktu zagarniania, zwyciężania kosztem innych, na rzecz uczciwości. Taki przykład: dwóch braci czeka na podział majątku – spadku po rodzicach , których życzeniem było równe obdzielenie dzieci. Jeden jest szanowanym lekarzem, a drugi duchownym, spadek jest niemały, bo rodzice pełnili wysokie stanowiska i wywodzili się z bogatych rodzin… Problem polega na tym, że jeden ma rodzinę i dzieci a drugi zakon jako rodzinę… Patrząc z boku, nie angażując się, pomyślimy, że każdy ma prawo w teorii przeznaczyć swoją część spadku na co chce, jeśli chce to na cele charytatywne lub dom na Hawajach, bądź nawet przegrać w kasynie. I co ciekawe przekazanie pieniędzy na kościół dla jednych urasta do rangi przegrania pieniędzy w kasynie- bo porównują to do marnotrawstwa, bo oczywiście sami mogliby wykorzystać lepiej fundusze, na swój pożytek. Patrząc z boku wielu ludzi powiedziałoby, że to szczytne i piękne, że jeden z braci jest duchownym i swoją część spadku chce przekazać dla kościoła-rodziny, która go podtrzymuje, karmi i pomaga wzrastać.

Z drugiej zaś strony gdybyśmy choć na chwilkę postawili się na miejscu drugiej części rodziny- żony, ojca, dzieci żyjących na co dzień w naszym społeczeństwie, gdzie zarabiamy na chleb, zmagamy się z pracą, z czynszami, rachunkami, kredytami…to czy nie olbrzymią pokusą byłaby myśl żeby powiedzieć do brata: ‘słuchaj Tobie te pieniądze nie są potrzebne, ty tutaj i tak ich nie wykorzystasz, a to nasi rodzice zarabiali dla nas przez całe życie, bądź dobrym bratem i podaruje mi i twoim bratankom swoją część spadku- tak będzie uczciwie i dobrze’. I pomyślmy, zastanówmy się teraz co tak naprawdę mówi poprzez usta brata-ojca rodziny, czy to aby na pewno uczciwość, etyka, miłość i słuszna troska o byt rodziny, która przecież ma się dobrze a i połowa spadku jest olbrzymią wartością… W takiej sytuacji większość ludzi staje na rozdrożu i gubi się, już samym błędem na wstępie jest rozważanie pod tytułem, dlaczego ja mam mieć większe prawo do majątku niż mój brat…a dalsze dywagacje to już wewnętrzna walka miedzy ego, chciwością, lękami pierwotnymi, które biorą w nas nieraz górę i podszeptami, które należałoby szybko ucinać zanim wdamy się w argumentację, z której później ciężko się wyplątać. Bo gdy rozum zacznie sobie sam tłumaczyć mając za adwokata diabła, co jest słuszne dla mnie bo ja to i to, i jaki to ja będę pokrzywdzony, to zanim się obejrzymy jesteśmy po niewłaściwej stronie sztucznego sporu, któremu sami pozwoliliśmy wziąć górę nad nami. Ja to często nazywam zezwierzęceniem człowieka, gdy instynkt drapieżnika, pierwotny instynkt przetrwania się odzywa…choć to jeszcze byłoby jakimś usprawiedliwianiem, ale w przypadku gdy rodzina jest zamożna, to już nie tyle instynkt przetrwania co groźniejsze zwierzę się odzywa, a na imię mu pycha, chciwość, żądzą, władza, egoizm a wszystko to brak miłości.

Gdyby zaś ten człowiek potrafił dopuścić do głosu swoje uczciwe sumienie, głos duszy, dziecko które bawiło się z bratem na wspólnym podwórzu i razem bawiło się w jednym pokoju, pocieszało i chroniło się wzajemnie…gdyby ten człowiek wyżej cenił prawo moralne, duchowe, od prawa dżungli, gdyby potrafił podejmować decyzje myślą wyższą zgodną z wyższym ja, rozwojem własnej duszy, a nie niższym ja, i ego to dostrzegłby i potrafił dostrzegać zawsze plusy uczciwych, prawych wyborów.

Otóż gdy zachowujemy nasz kręgosłup moralny, nasze święte wewnętrzne prawo na poziomie intencji, gdy lśni i jaśnieje w naszym życiu i prowadzi nas przez wydarzenia w nim, i gdy przede wszystkim mamy odwagę by się nim zawsze kierować to żyjemy bezpieczniej chronieni jakby przez to odwieczne prawo, bez lęku i stałego poczucia zagrożenia, które wynika z naszych nieuczciwych postaw czy czynów. Warto też wiedzieć, że im szersza świadomość tym w zasadzie mniej odwagi potrzeba, by zdecydować się na właściwe postępowanie, bo bardziej przerażają nas konsekwencje nie stosowania tego świętego prawa moralnego, serca, duszy, naszej prawdy, bo widzimy konsekwencje jakie płyną w postaci wydarzeń do naszego i innych ludzi życia, gdy oszukujemy siebie naginając to prawo do potrzeb człowieka niższego, mniejszego ja w nas-ego.

I tak wyobraźcie sobie jakie dobrodziejstwa spływałyby na rodzinę gdyby postąpił podłóg głosu serca, miłości, uczciwości wobec brata–kapłana Bożego. Brat zapewne i tak modli się za swoją rodzinę, za ich oświecenie, za obfitość i zdrowie, niewidzialną ręką modlitwy wyprasza łaski duchowe dla rodziny. I teraz gdyby umieć patrzeć ponad wymiarem czysto fizycznym, gdyby widzieć głębiej, to zobaczy się jak dotąd brat lekarz awansował, jak dzieciom się w szkole powodziło, jak omijały ich nieszczęścia, i jak błędy się łatwo naprawiały…jak Pan Bóg prowadził ręce dobrego lekarza przy operacji i jak rozwiązania same nieraz wpadały jakby ‘za darmo’, za sprawą tajemniczej łaski do ich życia. A kapłan zawsze za każdy problem, za każde nieszczęście, za każde zmartwienie w sercu barta u Pana Boga prosił… Gdyby choć zrozumienie działania takiej prośby, życia na modlitwie z intencją pomocy i miłości bezwarunkowej było rozumiane to już dobrze. Ale gdy druga strona, ta świecka, nie pojmując i nie chcąc pojmować świata energii, zaprzeczając istnieniu tego co duchowe, lub ponad tym wymiarem czysto ludzkim, ziemskim, nie dziękuje, to jeszcze mało ciągle by łaska ustała, ale gdy jawnie odcina się sama od energii wsparcia z wyższej płaszczyzny, a raczej blokuje ją swoim nieuczciwym postępowaniem, to jak obfitość i łaska może nie odwrócić wzroku od kogoś kto odbiera, kradnie i oszukuje. Dlaczego kradnie? Bo teraz trzeba umieć spojrzeć na sytuację szerzej… Jeżeli brat w myśli i sercu już na wyższej płaszczyźnie zaplanował, Bogu powierzył intencję przekazania z czystego serca pieniędzy po rodzicach, a kwota to nie mała, np. na chore na raka dzieci, lub głodujące w jakimś biednym kraju trzeciego świata, to teraz ta energia krzywdy tych dzieci, energia kradzieży, ograbienia ich z szansy na zdrowie, lepsze, godniejsze życie uderza w złodzieja. Bo w wymiarze energii brat świecki zabiera coś co zgodnie z prawem moralnym, wyższym, prawem woli rodziców i ich dusz, które odeszły (dodatkowo dochodzi krzywda i płacz tych dusz, bo dobro na które pracowali przez swoje całe życie, a które mogło pójść jako wynagradzanie za przewinienia za życia w formie darowizny dla poszkodowanych byłoby opcją odkupienia tych dusz lub przejścia dla nich, otworzenia bram w inne wymiary bytowania…)zostało przekazane do dyspozycji kapłana, zostaje teraz wydzierane, kradzione bez sumienia i przyzwoitości… Mamy też do dodania do listy obciążeń karmicznych ból nawet wybaczającego bo dobrego kapłana… I nawet jeśli kapłan w trwodze i mając wzrok duchowy otwarty prosi Boga o przebaczenie w imieniu rodziny-brata…to ufff w sprawach tak dużej wagi duchowo…energetycznie…nie chciałabym być w skórze tegoż barta –lekarza ani jego bliskich, którzy razem odpracują za zagarnięte mienie. Za takie między innymi nawet nie przewinienia co zbrodnie-bo wzrokiem duchowym napawa to przerażeniem, gdy się ogląda rozmiar krzywdy jaki się czyni wielu duszom na poziomie serca-duszy poprzez egoizm zachłanność i podszepty tego co kusi nas w takich sytuacjach. Za niektóre takie decyzje w rodach, rodzinach nieświadomie płacą nawet jeszcze dzieci, niemożnością wzbogacenia się czy zarobienia, czy też utrzymania pieniędzy w domu, w rękach lub jeszcze gorzej gdy pomyślimy o potencjalnej krzywdzie drugiej strony-odebrane zdrowie czy życie…

I czy powinno dziwić, że nagle lekarz traci prywatną praktykę, zabiegi mu nie idą, pacjenci się odwracają, kłóci się z żoną, a dzieci pomimo, że w bogatym domu wychowywane nie potrafią uszanować rodzica i wartości pieniądza, który prowadzi po krętych ścieżkach…7b447a932e96a6265135f3ea469e93c6Tak działa energia krzywdy i choć nie sprowadzona umyślnie ani przez kapłana ani przez nikogo poza samym zainteresowanym, nie jest dostrzegana i łączona z przyczyną. I choćby kapłan oddał w swojej łagodności ten spadek, by nie czynić krzywdy bratu poprze jego walkę z kościołem, z miłością, to i tak na planie wyższym jest to grabież-nie da się oszukać intencji (tam widać to jak na dłoni), i działa na wielki minus na jego rachunku, bo zmusił do przekierowania to co przyniosłoby wiele dobra dla energii dziecka niewinnego i wróciło do niego po stokroć pomnożone … Gdyby zechciał się jedynie nie wtrącać, bo przecież to nie swoją część miał oddać, lecz jedynie nie przeszkadzać w działaniu sprawiedliwym wedle woli ostatniej rodziców, to wyobraźcie sobie jak wiele ponad to, na co zasługuje jeszcze by zyskał. Prawda jest taka, że płaszczyzna duchowa wynagradza z nawiązką (zawsze powtarzam, że dostajemy więcej niż na to zasługujemy, choć tego nie widać a raczej my nie widzimy jak to działa, wszystkich powiązań wymiany… obfitości i łaski, nagrody za dobre serce, uczciwość, prawość), i wystarczyłoby zachować poziom moralny czysty i intencji równego podziału, by góra wynagrodziła za uczciwą postawę, za to, że człowiek przyczynił się swoim dobrym sercem –samym nie zgłaszaniem pretensji, do dobrobytu setki czy tysiąca dzieci, których energia wdzięczności potrafi działać cuda…jeśli się na nie nie liczy z premedytacją.

Dlatego nie warto po tym artykule kombinować i myśleć co przyjdzie z właściwego działania, albo gdzie dać datek żeby mi się lepiej zwróciło, bo to przekreśla poziom intencji- czyli czystość z jaką się daje bez liczenia na dochód, zysk, wymianę… Energia intencji, nasz kręgosłup moralny działający prawidłowo sam w sobie doskonale nas chroni i prowadzi prze życie, nie potrzeba tu widzieć ani przewidywać co do czego doprowadzi i jakie powikłania dobre lub złe wynikną z mojego takiego czy innego postępowania. Ważne jest by trzymać się podstaw-czyli tego słuszne, właściwe, dobre. Reszta jest nie istotna, bo jeżeli tak naprawdę będziemy kierować się w życiu tym co serce mówi, że jest słuszne to już wygraliśmy, już niewidzialne dobrodziejstwa i pomoc wszechświata działa, bo wtedy nie wykluczam się dobrowolnie z rodziny duchowej –ludzi, braterstwa.

Czy łatwo jest rozsądzić co dobre a co złe, wybrać właściwe? Na pierwszy rzut oka rozsądzić nie, bo rozum zostawiony na pastwę pokus i zimnej, wyrachowanej kalkulacji prowadzi na meandry, ale gdy połączymy go z sercem, które zbyt często w sprawach ziemskim, logicznych, majątkowych bywa niedoceniane, a wręcz wykpiwane i ośmieszane przez wielu, wówczas dopuścimy te nasze serce do głosu i usłyszmy to co prawdą dla nas w tym jest. I choć to co słyszymy nie zawsze jest łatwe, proste lub przyjemne, często budzi wewnętrzny sprzeciw rozumu, i niższych myśli, instynktów, to jednak trzeba mieć odwagę i uczciwość by wybrać to co słuszne. Dodatkowo gdy nauczeni szeregiem doświadczeń potrafimy już widzieć na poziomie: przyczyna-skutek, wówczas mamy dodatkowy oręż w walce z podszeptami- po prostu wiemy, że wyprowadzają nas na manowce w dłuższej perspektywie. W dłuższej perspektywie bowiem to my jesteśmy przegranymi i to my płacimy cały rachunek z nawiązką za energię krzywdy, ograbienia, oszczerstwa, zdeptania czyiś marzeń, ideałów, osiągnięć…. Lista jest długa jak różny jest świat, nasze doświadczenia i sytuacje życiowe. Zawsze jednak warto pamiętać by usiąść spokojnie, odciąć się od wszelkich podżegaczy i zapytać siebie w środku, co ja naprawdę uważam za dobre? Czy ja gdybym był nim też tak bym widział tę sytuację, a może sam bym uczynił podobnie? I jeśli choć mała nutka w Twoim sercu woła i płacze (bo często to czujemy jak wewnętrzny płacz-jak krzywdę wyrządzaną komuś, która już wraca i płacze u nas, w naszym sercu) to nie odpychaj jej, ale obejmij odważnie i przytul mocno i pociesz i zapewnij, że została wysłuchana dla waszego wspólnego dobra… Po każdym takim akcie odwagi, bo ja to nazywam małymi-wielkimi zwycięstwami duszy, jeden ciężar jakby znika z naszego życia, zrzucamy w istocie tony i czujemy się lżejsi, radośniejsi, i świecimy dosłownie wewnętrzną prawdą… Radość w sercu rośnie i rozpiera i dziękujesz Bogu, że zdobyłeś się na odwagę tym razem, by pójść za głosem serca, uczciwości, za tym co zaledwie przeczuwałeś, że jest prawdziwe, właściwe, bo to był najcichszy głos jaki w tamtym czasie domagał się w tobie posłuchu… Bo głos duszy jest skromny, pokorny, cichy, on prosi a nie żąda, on się nie domaga i nie agituje, on płacze, prosi i dobrocią przemawia…. Tym się wyróżnia na tle burzliwych żądań i głośnych agitatorów twego wiecznie pokrzywdzonego ego…

Każdy nowy dzień przynosi nam kilkadziesiąt możliwości i prób, by stać się herosem w sowim świecie i żyć swoją prawdą duchową. Usłyszeć swoją wewnętrzną Prawdę to już dużo ale pójść za jej głosem to już heroizm … I to najcenniejszy na płaszczyźnie duszy.

Magdalena

Brak komentarzy