sie 17 2015

Czy zawsze warto widzieć wszystko i czyimi oczami? Pozwól życiu toczyć się swoim biegiem, pozwól sobie na życie chwilą

177992-SepikLudzie dziś koniecznie muszą wszystko kontrolować, wiedzieć na zaś, zaplanować i zanim coś się wydarzy oszacować na ile procent opłaca się im w ogóle czegoś doświadczać, czy poznawać kogoś. To straszne, zupełnie nielogiczne i rozumiane na opak myślenie. Jakże wiele osób pozbawia się dziś spontaniczności, jakże wiele związków zanim ma szansę się zadziać, lub spojrzeć na siebie zakochanym, świeżym, pozbawionym ocen okiem, po prostu sercem w serce prosto, nie ma takiej szansy… Bo zanim te osoby, związki ją otrzymają już na wstępie są poddawane analizie przez grupę ‘ekspertów’: koleżanek, przyjaciółek, wróżki, jasnowidzów… I nie mówię tu o problematycznych sytuacjach lecz o zwykłej drodze dwojga młodych ludzi, którzy się zakochali i powinni badać się, odkrywać z ciekawością, z zaskoczeniem, z ekscytacją- co jeszcze w nim jest wyjątkowego, pięknego? Dziś jednak myślimy inaczej, a może lepiej go sprawdzić tak na wszelki wypadek, po co mam się sparzyć? I już myśl, (o żeby to jedna!), przynajmniej kilku osób nakłada się i snuje, plecie sztuczne rzeczywistości, wątki wydarzeń, wdziera się w myśli biednego chłopaka lub dziewczyny, już naruszając ten niewinny jeszcze, nawet nienarysowany w ich myślach obraz drugiej osoby… I jak tu potem odróżnić kto temuż mężczyźnie tak wykrzywił nos? Bo przecież zanim Hanka mi nie powiedziała, to w życiu by mi przez myśl nie przeszło, że gość ma takiego kulfona, a wydawał się całkiem przystojny… I tak to się zaczyna. Dlatego zawsze się dziwię po co grzebać się w czymś, co jest dopiero niewinnym, świętym zalążkiem być może pięknej miłości, i co z tego, że może potrwać tylko rok lub dwa? Czy naprawdę warto odbierać sobie te momenty szczerego uczucia, zakochania, poznawania, zaufania i prawdy dwóch dusz patrzących na siebie bez pośredników (a tego w życiu jest tak mało), za cenę złudnego poczucia bezpieczeństwa. Bo często przestroga, którą słyszymy nas nie powstrzymuje przed wejściem w nurt wydarzeń, i jakże często spotykamy później odpowiednik tej samej osoby, z którą mieliśmy coś doświadczyć, czymś się wymienić, kawałek dalej podejść, gdy już tzw. jesteśmy gotowi, gdy brak alternatywy…

W dzisiejszych czasach, jeszcze nie aż tak hmmm dojrzałych pod względem mądrości i wiedzy duchowej, która owszem jest powszechna ale często po powierzchni i błędnie pojmowana, mamy tendencję nadużywania lub przesadzania, opacznie pojmowania tzw. ezoterycznych narzędzi, zdolności, wiedzy… I nie mówię tu teraz o tych co trzymają te narzędzia (to artykuł dla drugiej strony bardziej :)), ale o ludziach którzy koniecznie chcą wiedzieć, nie dają życiu prawa do ułożenia doskonałego planu dla nich…nie chcą zaufać sile wyższej, i w końcu nie chcą zaufać sobie.

Wciąż próbujemy wykupić ubezpieczanie na wszystko, na samochód, na partnera, na dzieci, na pracę, na nową drogę w życiu:). Tak się żyć nie da, na pewnym poziomie to bardzo męczy i wyczerpuje energetycznie, pilnowanie tych wszystkich nici, lin ratunkowych, bo one gdzieś tam wiszą w podświadomości podtrzymywane naszymi żywymi lękami. Bo to jest ich pożywka naprawdę, tyle że ładnie ujęta przez nas, jako rozsądne zabezpieczenie…. I tak zamiast dać sobie szansę by puścić i poczuć się wolnym, by spróbować zaufać co życie, los może w ogóle mi zaoferować, jaką szansę na zmianę dać, uciekamy i pogłębiamy tylko nasze lęki, zawieszamy realizacje marzeń, lub nie kończymy żadnych wyzwań albo dziwimy się, że życie jakoś tak pozbawione jest sensu czy alternatywy, opcji odmiany… Trzeba umieć czasem spojrzeć na tę miłość nową w życiu nie tyle może nawet przez różowe okulary, co walnąć się po łapach i powiedzieć, nie, nie wygoogluje go, nie będę sprawdzać, pozwolę sobie na nieocenianie, na popatrzenie na niego przez swój własny pryzmat, a nie przez czyjeś oczy, osądy, opinie… Hej, przecież ja też nie jestem tym kim się dla wielu wydaje!

Każdy ma jakąś przeszłość i każdy chciałby mieć drugą szansą by przejrzeć się w oczach drugiej osoby i zobaczyć …co? Otwartość na siebie, bez osądzania, taką przepustkę- widzę cię pierwszy raz i daję ci szansę byś mógł być tym kim chcesz być, jakim chcesz być dla mnie… Nie wiecie nawet jak wielu ludzi, którzy otrzymali taką szansę, dzięki niej z bandytów, czarnych owiec, stali się dobrymi, porządnymi ludźmi, bo ktoś im zaufał, dał im szansę wykazania tej strony ich natury, serca. I dlatego, że w końcu mogli….że znalazł się ktoś dla kogo warto było stać się nowym, lepszym człowiekiem.

Spontaniczność, życie chwilą, zaufanie wydarzeniom, Bogu, sile wyższej Opatrzności…każdy coś tam o tym wie, trochę w życiu może nawet popróbował się temu hmm poddać, ale raczej zachowawczo, bezpiecznie, żeby się nie sparzyć. I to właśnie dzisiejsze pojmowanie zaufania- jego przeciwieństwo.

Dajmy wydarzeniom, błogosławieństwu, zaskoczeniu przez dobre zdarzenia w ogóle pojawić się w naszym życiu zanim weźmiemy je na cenzurowane. Co to za urok pierwszej miłości, jeśli zaraz sprawdzam listę byłych i ewentualnie czy człowiek jest gotowy się ze mną ożenić…hola hola, przecież poznaliście się 2 tygodnie temu, mało kto po takim czasie wie z kim ma do czynienia a co tu mówić o kupowaniu obrączki… A może dostaliście z góry szansę by być może założyć ten związek i pójść dalej razem, ale raczej nie przy takim nastawieniu, bo by szczerość i miłość kwitła musi mieć powietrze, czystość intencji, wolna rękę i jawność. A jak ma zakwitnąć coś prawdziwie naszego i niewinnego, co zaraz zamykamy w laboratorium i dajemy różnym ludziom do eksperymentowania i przebadania.

Tak to trzeb2014-living-the-moment-314x224a uważać z ciekawości, chęcią wykupienia polisy na wszystko w życiu tak na wszelki wypadek, bo można zdusić każdą żywą iskierkę szczęścia, prawdziwości, szansy na miłość i szczęście jakie Los nam podaje pod nos.

Kiedyś pisałam też już o tym by uważać z kim dzielimy się naszymi najskrytszymi pragnieniami Serca i to nie dlatego, że ludzie nam źle życzą, czy że wszystko wkoło nam zagraża, nie. Dlatego, że nawet najlepszy przyjaciel chcąc nam ze szczerego serca pomóc potrafi nagiąć nasz los, swoim pragnieniem, które może znacznie odbiegać od naszego pojęcia tegoż szczęścia. My z przyjaciółkami mamy taki system , jeśli któraś bardzo czegoś chce stara się zachować to dla siebie, żeby późnej nie obwiniać innych o zniechęcanie do czegoś, o zmianę wydarzeń , o nagięcie kreacji w inną stronę lub zablokowanie czegoś.

Taki przykład, dajmy na to, że jedna z serdecznych przyjaciółek marzy o wielkim domu na peryferiach a inna martwi się o nią, o jej bezpieczeństwo, o koszty, o odległość, o samotność, zaradność tej drugiej, z dobrej woli i szczerych pobudek odradza jej więc ten pomysł. Wątpliwości budzą się w kreacji, strach wdziera się do marzenia, a wierzcie nic tak nie blokuje marzenia i jego realizacji jak energia strachu… I czas tzw. zwalnia, rydwan się odwraca i mija kolejne parę lat a kobieta nie jest wstanie podjąć decyzji czy lepiej wyprowadzić się czy nie, choć całe życie odkąd była dzieckiem o tym marzyła, ale teraz już sama nie wie (swoja drogą tak wygląda miedzy innymi czytanie czasu w tarocie, można coś doczytać prawidłowo, a później gdy plany lub niepewność zmienia nasze nastawienie do realizacji celu, nie ma co winić wróżki, że czas się nie zgadza, bo nasza kreacja sama blokuje realizację). I te marzenie żyje w niej nadal choć osłabione innymi opiniami i lękami, które chętnie zapożyczyła. I czy można tu winić przyjaciół, czy raczej powinno się winić siebie za poddanie się czyimś wizjom na własne życie? A ile pomysłów na życie ty zaniechałeś, ile oceniłeś przez czyjeś okulary a ilu nie dałeś nawet szansy na realizację, bo myśli innych osób obdarły je z piękna? Rozumiecie? Czasem lepiej swoje marzenia zachować dla siebie dopóki ich fundamenty nie będą solidne w materii na tyle by znieść wichury cudzych myśli i przekonań.

Czasem widać, że w życiu jakiejś osoby coś ma i powinno się wydarzyć, choć to może nie być to docelowe, ten wymarzony, docelowy mężczyzna, czy ten jedyny dom, czy idealna praca. Na ten czas, to doświadczenie jest po to by nim żyć, go doświadczać, i starać się pojąc co nam niesie, poczuć je w sobie i całą gamę uczuć, refleksji jaką możemy z niego wycisnąć by stworzyć pejzaż tej chwili…I co tu dużo mówić to ma być nasz pejzaż a nie kolegi, koleżanki, brata, babci czy cioci. Mój róż to zupełnie inny odcień różu niż jej, ba…ja się nawet z mężem nie zgadzam co do tego czy niektóre odcienie to jeszcze róż czy może już nie…I tak to w życiu bywa, że tworzymy własną paletę i ma nas ona cieszyć, napawać dumą i też szczęściem i hmm mądrością, bo każdy odcień smutku też niesie mądrość i swego rodzaju piękno. Prawda jest taka, że z niektórych poznanych odcieni smutku dopiero da się stworzyć niepowtarzalne kolory miłości…ale jak tu poznać i te odcienie jeśli stale się wykupuje ubezpieczenie i nie daje się wydarzeniom zadziać a życiu toczyć sowim torem, to jakby oddychanie na pół gwizdka, a jakie oddychanie takie doświadczanie, takie barwy malowane na płótnie naszego życia pejzażu.

Nie ma przypadków, nie przez przypadek spotykam i zakochuję się w nim, w niej, przecież coś nas do siebie przyciąga, to coś może mieć dużo głębsze podłoże niż nasze ograniczone widzenie na teraz. I kryształowy pałac w chmurach temu (jak to mówi moja córka hihi która ponoć takie posiada), kto przewidzi dokładnie co z takiego spotkania dwóch miłujących się dusz może dobrego do życia przyjść i jak wieloma drogami i jak daleko jeszcze towarzyszyć nam przez życie będzie, byśmy mogli dziękować za cud Istnienia.

Magdalena

PS, moja koleżanka twierdzi, że spontaniczność i nie planowanie psuje szyki diabłu, hihi i pewnie ma rację, bo trudniej przewidzieć i złapać, zaszufladkować, zamknąć na ograniczony, mały scenariusz kogoś, kto otwiera się na wielkość Bożego Planu.

Brak komentarzy