lip 01 2015

Energia przestrzeni- a nasza święta wewnętrzna przestrzeń

gaian-tarot-hermitW każdej części świata, przestrzeni, miejscu jest Bóg, nawet tam gdzie pozornie Go nie czuć lub wydaje się, że nie ma nic, że pustka tylko i beznadzieja się po świecie włóczy… Zawsze można znaleźć Spokój, święty przybytek, gdzie nic oprócz świętej myśli nie mąci Pokoju. Gdzie szukać gdy wkoło wszystko obce, wrogie, nijakie, ciężkie, metaliczne, sztuczne?- W Sobie-tylko Tam.

Każde miejsce na Ziemi ma swoją energię, przeważające odczucia, emocje, myśli, które tworzą na przestrzeni lat charakterystyczny ślad-kształt, w którym raz łatwiej, raz trudniej się odnaleźć. W jednych miejscach czujemy się wspaniale- moja przyjaciółka uwielbia jeździć do Supraśla na Podlasiu, gdzie jak twierdzi atmosfera, klimat miejsca kojarzy się z wiecznymi wakacjami. I rzeczywiście będąc tam bardzo łatwo poczuć przyjemny relaks, ludzie którzy tam przyjeżdżają budują wspólnie i pobierają tzw. energię wypoczynku.. Buduje się tam coraz więcej spa, hoteli, coraz więcej rodzin przyjeżdża z dziećmi na spacery, relaks, by poczuć, że życie zwalnia swoje tempo- by wziąć urlop od codzienności. W takich miejscach łatwo puszcza energia stresu, a wszystko nabiera lekkości, koloru radości…jest to też swego rodzaju oczyszczenie, pozytywne naładowanie. Osobiście lubię tam być, ale gdy zbyt długo jestem na tzw. wakacjach to czuję, że zaczynam chorować i tęsknić do Siebie. Nauczyłam się już, że najlepsze miejsce, w którym się chowam, odpoczywam, myślę i widzę jasno to te, które wspiera moją wewnętrzną przestrzeń nie ingerując w nią, miejsce, w którym nie muszę nic udawać, w którym wyraźnie słyszę własne myśli. Dlatego gdy przygniata mnie wielki ciężar lubię chronić się w enklawie zbudowanej na modlitwie, mamy pod Białymstokiem takie małe miejsce- zwane świętą wodą, pod lasem, gdzie znajduje się opiekuńcza przestrzeń rozmodlona, gdzie w ramionach Matki Bożej się można odnaleźć, przytulić, poczuć Miłość i bezpieczeństwo. Najbardziej pociągają mnie miejsca niezmienione jeszcze, nieskażone tzw. ludzką myślą o sprzedaży, o reklamie, o kupczeniu… Im mniej znane, rozreklamowane miejsce tym lepiej się w nim czuję, każda dodatkowa reguła, przepis, zasada, reklama, przymus zrobienia czegoś krępuje mnie, dusi i powoduje, że się wycofuję tam gdzie nie ma myśli o zarabianiu, o przepychaniu się, o kupczeniu, o wyzysku…

Ostatnio zastanawiałam się jak to jest, że wszystko może się przejeść i wakacje w najdroższym kurorcie i siedzenie w najbiedniejszej dzielnicy biedoty i najlepsze towarzystwo. W końcu zawsze najlepiej czujemy się ze sobą w swojej przestrzeni, wydaje mi się, że po prostu tylko tam w 100 procentach czujemy się wolni, nie skrępowani myślą o osądzie, o tym jak wypadniemy w czyiś oczach, o tym jak nas odbiorą, o tym co wypada a co nie, Tam jesteśmy sobą i możemy pracować ze sobą uczciwie, słyszeć swój prawdziwy głos i nie oszukiwać swoich myśli czy uczuć na swoją lub kogoś korzyść przechylając szalę.

Każde miejsce może stać się zaczynem, barwnikiem, który dokładamy do naszej przestrzeni barwiąc ją rozmodleniem, rozmiłowaniem w Prawdzie Absolutnej. Na przykład gdy siedzimy w miejscu, które może wydawać się piekłem na Ziemi, gdzie widać tylko brud, biedę, rozpacz, puste spojrzenie, i jakby niebyt tutaj, pomimo, że wkoło hałas i pozornie życie kwitnie…to jednak słychać je jak przez dźwiękoszczelną szybę, nie ma na nie reakcji-prawidłowiej reakcji, brak uśmiechu, spokoju, zachwytu, czy choćby celu, który trzymałby w garści to życie, motywując duszę do walki o siebie… Wtedy dusza naturalnie szuka ratunku w sobie, poprzez trudne, ciężkie energie przebija się wprost do góry, nie szuka wokół siebie, nie szuka na zewnątrz siebie, nie szuka w innych zagubionych, lecz poprzez siebie, swój wewnętrzny świat szuka Prawdy, bo wie że tam na zewnątrz nie ma Jej Prawdy, że to wszystko ułuda, kolorowy cyrk, na którym każdy próbuje swoich możliwości, gdzie nikt do końca nie wie którędy prowadzi Droga.

W trudnych warunkach dusza też kwitnie, poprzez samodyscyplinę, czasem cierpienie, przyobleka się w barwy heroiczne, zwycięskie, niezachwianie uczy się świętości ufać, i obrabia się jak złoto w bólu i nierzeczywistości tego świata… Czasem ech w takich warunkach łatwiej znaleźć siebie i swoją Drogę do Domu, do Boga niż w najdroższym, najbardziej ekskluzywnym kurorcie, gdzie ludzi niewiele motywuje do poszukiwań własnej Prawdy, gdzie pozór i wesołe miasteczko i kolejna przejażdżka na kolejnej zabawce jest wszystkim co napędza sens życia. Gdy człowiek zatapia się w iluzji i napędza się jej czarem, stawiając sobie niekończące się cele jakie stale świat oferuje (mało kto ma szansę przeżyć moment bycia multimilionerem- gzie pieniądze stają się nudne, nieraz zbędne lub mało pomocne, gdy życia nie mogą uratować- jak ja to mówię diabeł już o to zadba by stale kusić a nigdy głodu nie zaspokoić). Łatwiej rzeczywiście wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogaczowi odnaleźć własne Niebo.

Co ciekawe w miejscach pozornie oddalonych od jakiejkolwiek wiary, religii, gdzie pieniądz rządzi ludzką myślą, gdzie ludzkie potrzeby podstawowe są zaspokajane wraz z jedną myślą i dużo ponad to- tam gdy Dusza ocknie się z pierwszego otępienia, jakby upicia tym zadowalaniem ciała i próżności, pozostaje (lub w najlepszym wypadku gdy się wyrwie może pozostać) uczucie wielkiej wolności, z którym wiele można zrobić. Ta wolność otwiera wspaniałe i nowe możliwości dla poczucia własnej przestrzeni, dla poczucia Wolnej nieskrępowanej Duszy – nie skrępowanej czym? Zasadami, regułkami, przepisami, wymogami, ciasnotą poglądów czy nagromadzonymi przez wieki rytuałami, zabobonami, które przyrosły do każdej religii, do każdego systemu wiary…który choć pierwotnie w założeniu czysty, po wiekach zawsze obrasta w pył, kurz ludzkiej niedoskonałej myśli i nieraz chytrych, egoistycznych pobudek.

W przestrzeni gdzie człowiek, jako istota ludzka ma poczucie wolności i godności, bezpieczeństwa, zapewnione prawo do bycia tym kim się czuje, Dusza nieśmiało wychyla się z kwiatu i unosi spragnione oczy ku słońcu. Na swój własny, niedyktowany sposób szuka rozmowy z Bogiem, patrzy jak i gdzie jego przejaw do Niej przemawia, tam życie pod postacią zwierzęcia zwinnego cichutko umyka, tam coś się w trawie błyszczy a tam dalej jeszcze, jeden krok dalej…idę, jestem, wolny kroczę, Panem siebie jestem i wiem, że nim jestem. W obliczu Boga jestem, w obliczu energii wszystkiego stoję i w niej jestem, tu czaruję życie po swojemu, tu emocją, myślą, uczuciem żongluję, tu tworzę obrazy dziś i jutra, tu świat tworzę…i tak Boga właśnie doświadczam, poprzez swoje tworzenie, poprzez miłość do tego co tworzę, co otrzymuję i co znów oddaję…

Każda przestrzeń ma swoją energię, z każdej możesz coś wnieść, wynieść dobrego dla siebie, przeważnie to coś rodzi się najpierw z bólu, zaprzeczenia, chęci Siebie odnalezienia, jednak każda przestrzeń motywuje po swojemu do odbudowania swego Raju, do tworzenia, do budowania cegiełka, kamyk, po kamyku tej swojej drogi do Boga, do Domu do Nieba. Jedni wolą budować ją z kamieni gładko oszlifowanych, równo przyciętych i błyszczących, inni lubią chropowate, nierówne, każdy w innym rozmiarze, jeszcze inni wybierają drogi, które w stopy parzą, bo wtedy wiedzą, że szybciej budować będą, biec nawet by się w zbyt długim przystanku nie poparzyć.

Każdy obmyśla dla siebie najlepszą drogę, plan szkicuje i każdy jeden cel ma końcowy- zbudować siebie w Sobie, upiększyć i wynieść Duszę – Królową serc naszych na drodze cierpienia, radości, smutku, miłości, pokuty, poświęcenia, przebaczenia- wszystko trzeba poczuć by człowiekiem być w pełni, by dumnie wypiąć pierś i powiedzieć: wiem, doświadczyłem, płakałem i śmiałem się z wami. Każdy nowy kamień na tej drodze jest jak trofeum jak cenny skarb dla Duszy, bo każdy ją zmienia, barw innych dodaje, wykuwa swoje piętno, uszlachetniając i do Nieba przybliżając.

Zawsze nosiłam w sobie silną wiarę, że z każdego piekła można próbować budować drogę do Własnego Nieba poprzez swoją przestrzeń w Boga zapatrzoną. To jest to jedno jedyne miejsce na Ziemi, do którego nikt prócz Ciebie nie ma dostępu, klucza- dlatego nie oddawaj go bezmyślnie nikomu, za żadne skarby tego czy innego świata. To twój klucz do Domu, do spuścizny, do Bożego dziedzictwa i nic i nikt Ci nie może go wyrywać …chyba że oddasz go dobrowolnie. To dlatego duchowni zamykani w lochach i cierpiący katusze, maltretowani i katowani przez oprawców potrafili wytrwać, bo wiedzieli, że to co najcenniejsze nie jest w niczyjej mocy do odebrania- prócz Boga. To ciało weź sobie, ten ból i to cierpienie oddaję – lecz nie Tobie je składam w darze lecz Tam, na górze, to cegiełki, kamyki moje do Nieba…I tak Dusza kwitnie pod pręgierzem batów chroniona przez święte świętych, we WŁASNEJ PRZESTRZENI ŚWIĘTEJ, W TABERNAKULUM, gdzie cieszy się widokiem –przedsionkiem Nieba. Ta słodka obietnica wabi ją i przyciąga tak, że głucha staje się na obojętność i okrucieństwo świata, rozumie, że to ślepota czyni ludzi niewolnikami okrucieństwa, pychy, ego i kłamstwa. Modli się więc i za nich, bo wie, że nie ma większego obrońcy, mocniejszej tarczy i silniejszego Strażnika niż święta komunia, zawierzenie, oddanie się w ręce Rodzica. Tak zapewne wyglądała niejedna droga do świętości na przestrzeni dziejów.

My na mniejszą skalę, w mniejszym stopniu, na mikro skalę możemy( nie każdy od razu jest gotowy na męczeństwo czy trzymanie innym wysoko pochodni- i na to może przyjdzie pora), mamy możliwość budowania swojej drogi do tzw. świętości- czyli odbudowania swojej bliskości z Bogiem, rodzicem- odnajdywania powrotu do Prawdy- Domu. Na ile chce się nam powalczyć o ten powrót, bo w pewnym sensie każdy dzień jeden, pojedynczy, stawia przed nami tysiące takich właśnie małych dylematów (które są próbą duszy), wyborów, gdzie nasza dusza trenuje się w świętości, miłości, prawdzie, w wytrzymaniu w swojej prawdzie. Gdy na to popatrzyć uczciwie, ale tak naprawdę uczciwie, to doprawdy ciężko być świętym choćby przez jeden cały dzień :). Gdy bacznie się sobie przyglądamy, w ciągu jednego nieraz dnia nachodzi nas wielokrotnie pokusa, by trochę nagiąć tę czy tamtą okoliczność, ubarwić prawdę, dodać trochę tu, trochę tam, dla własnej korzyści, a komu to w końcu szkodzi… W końcu nic się nie stanie jeśli …nie zapłacę za wejściówkę do kina, bo troszkę pokombinuję przy wchodzeniu ( i nie chodzi tu o to że np. Państwo czy jakiś bogacz zbiednieje ale o nasze poczucie uczciwości-to my się z tego rozliczamy przed sobą-nieważne czy zabieramy bogaczowi czy jakiejś instytucji), jeśli powiem przyjaciółce, że nie mam czasu żeby jej pomóc a pójdę na plażę, jeśli po prostu odwrócę wzrok żeby nie widzieć, jeśli nie zwrócę komuś uwagi, że jest niesprawiedliwy, bo chcę być lubiany… Ech życie i tzw. sztuka kompromisu… to czasem budowanie –brukowanie dróżki w dół – łatwiej na początku się wydaje, ale krajobraz robi się coraz mniej przyjemny z czasem…I tu głęboko, w ciemności znów dzięki nieskończonemu miłosierdziu Boga dusza sobie przypomina, budzi się z otępienia i wygodnictwa nieraz i mówi, Boimagesże przepraszam, jak mi tu źle – do Domu chcę. I tak uczymy się mozolnie postrzegać, że to co na zewnątrz- jakąkolwiek jakość by nie miało ma być tylko pomocą, odzwierciedleniem, czasem motywacją, (kopniakiem lub marchewką) by wynieść nasz wzrok wyżej, by się obudzić do postrzegania poprzez siebie, poprzez swoją wewnętrzną przestrzeń. I teraz dopiero rozumiem to powiedzenie z mojej ulubionej książki: ….gdy wewnętrzne stanie się zewnętrznym… – pomyślcie sami…wówczas dopiero będziemy w Niebie, naszym Niebie.

Magdalena

Brak komentarzy