maj 21 2015

Dzieci, czyli nasza nauka, droga do Domu, potencjalna przyszłość

kid-painting1Parę osób prosiło mnie już żeby napisać coś o dzieciach… Unikałam tego tematu, bo trochę się lękam pisać o tak złożonych a zarazem bardzo ważkich tematach… Wielowymiarowość tego zagadnienia, jego głębia, piękno i prawdy, które niesie, czystość wymagająca pewnego stanu wewnętrznego by się do nich dostroić, prośby w środku. Pisząc, wchodząc w takie zagadnienia czuję się jakbym wchodziła w świętą przestrzeń, w której trzeba bardzo uważać by nie naruszyć sobą jej delikatności, nie przeinaczyć Prawdy i wydobyć to co na dany czas jest bezpieczne i potrzebne….

Dzieci to czystość, to zapach Nieba, to zalążek naszej przyszłości, to czysty potencjał, to nasza szansa na odmianę losu, to także drzwi do Nieba. Ich energia jest czystością, miłością, prawdą niezafałszowaną, niezabarwioną naszymi osądami, one widzą świat nie skażony naszą interesownością, księgowaniem na plus i minus, one potrafią jeszcze (zanim nie wejdą w wiek szkolny- wtedy to już różnie z tym stopniem przejrzystości w widzeniu jest) widzieć Boga, świat i stworzenie Jego oczami. One nie dziwią się i szybciej akceptują, przyjmują prawdę, która dla nas może wydawać się totalną bzdurą. Moja córeczka czasami przed snem opowiada mi kto jest u niej w pokoju, czasem po takiej nocy oczyszczam dom a czasem hihi sama się dziwię, bo nie mam pojęcia jak się zachować, gdy w pokoju jest druga dziewczynka, która chce się bawić a my już kładziemy się spać :). Ja akurat nie neguję prawd mojego dziecka, bo wierzę że widzi w wielu sprawach jak dziecko-czyli lepiej niż my dorośli.

Dzieci potrafią naturalnie funkcjonować wielowymiarowo ze świadomością takiego bytowania i nie jest to dla nich nic nadzwyczajnego- i to jest piękne… Jeżeli dziecko mówi, że mieszka tutaj ale też: „wiesz mamo, tam wysoko w chmurach ja mam swój zamek i tam ty i tatuś też byliście i przyszliście po mnie i poszliśmy dalej razem…” to jak tu zanegować czystość buzi dziecka, które o swojej pamięci istnienia w innej przestrzeni opowiada. Kiedyś pewna osoba powiedziała mi przy okazji rozmowy o dzieciach, że ważne jest żeby nie negować ich słów, tego co nam opowiadają, bo wówczas zamykamy je na widzenie. Słowo rodzica to autorytet i skoro mówi, że jakaś pamięć obrazu to bzdury, to dziecko zaraz zaczyna wątpić w swoją prawdę i spycha obrazy, które widzi w głębokie zakamarki swojej podświadomości. Nie zawsze są to cudne obrazy, czasem to lękiem nastrojone wizje, sny, które osobiście uważam powinniśmy traktować bardzo poważnie. Wiele dzieci ma koszmary i chce opowiedzieć, wykrzyczeć w jakiej postaci się przejawiają, kto przychodzi w nocy do ich pokoju, jak wygląda…i często to jest określony, powtarzający się symbol, postać… A my nie wiedząc jak sobie z tym poradzić od razu negujemy prawdziwość słów dziecka, nieraz sami się bojąc odkryć, zmierzyć z prawdą. I tak lęk zostaje, odwiedziny nieraz też… ale rzadziej o nich słyszymy, bo dziecko upycha, stara się zapomnieć, wyrzucić z pamięci w nieświadome sfery obrazy, o których rodzic kazał zapomnieć lub twierdził, że nie mogą być prawdą. Na szczęście coraz więcej rodziców stara się wysłuchać tych koszmarnych lub bajkowych opowieści dzieci i potraktować je z należną uwagą i troską… Za tak głębokimi emocjami-obrazami przeważnie zawsze się coś kryje, coś co niesie jakieś przesłanie, przestrogę, ważną informację.

Z dziećmi jest ciekawie, moja Agniesia mówi, że dziś trzeba dzieci zapraszać żeby do nas przychodziły bo takie są czasy, że musimy bardzo mocno chcieć to dziecko, kochać i być gotowi na poświecenie dla niego….by je zachęcić do pojawienia się w naszej rodzinie.

Te słowa potwierdziły się w moim przypadku…Pamiętam jak ściągałam moją córeczkę tutaj, jak bardzo chciałam żeby przyszła i jak długo na nią czekałam… Lekarze nie dawali za wielkich szans, ale jednak przyszła… Z mojej strony wyglądało to tak, że miałam dosłowne widzenie tamtej przestrzeni, z której chciałam ją zawołać do współistnienia tutaj z nami… Byłam w przestrzeni, która wyglądała podobnie do szkoły, jakiejś klasy, miejsca gdzie biegają i bawią się razem dzieci, były radosne i roześmiane i szczerze mówiąc trochę swawolne, hihi z naszego punktu widzenia, pewnie stwierdzilibyśmy tak po ziemsku, że panuje tam straszny brak dyscypliny :). A ludzie, przyszli rodzice którzy akurat byli tam ze mną stanęli nieśmiało ściśnięci na końcu salki, staliśmy tam przy drzwiach jakbyśmy nie mogli wejść dalej w tę przestrzeń… Stamtąd mogliśmy tylko przywoływać te nasze dzieci. Czułam się jakbym przyszła do jakiegoś przedszkola odebrać swoje dziecko, i co dziwne wiedziałam, że to konkretna dusza a nie wszystko jedno, którą zawołasz i ona-ta dusza wiedziała, że ja ją wołam…ale nie bardzo chciała przyjść. Pamiętam, że biegała, bawiła się i …hmmm z ludzkiego punktu widzenia miałam wrażenie, że mnie ignoruje, i gdyby to było zwykłe przedszkole pewnie bym weszła dalej i podniosła głos i powiedziała, że ma się słuchać mamy 🙂 …. Ale tutaj guzik…to ja miałam się postarać, być miła, zapraszająca, pokazać jej coś co sprawi, że zwróci na mnie swoje spojrzenie, przyciągnąć jej wzrok …zaoferować coś, co sprawi, że zostawi ten swój plac zabaw i hasanie z dziećmi dla tej drogi ze mną…

Po tamtym widzeniu jeszcze trochę czasu upłynęło nim spotkałam się z moją córką a raczej jej przestrzenią wielowymiarową (ale to zbyt intymne wspomnienia)w innym już wymiarze i obiecałam, że spełnię warunek pod jakim zgodziła się tu pojawić… że będzie dla mnie najważniejsza, bo chciała się czuć kochana całkowicie przez jedną osobę w życiu. A skoro tak bardzo jej chciałam, to ona przyjdzie, jeżeli zobowiążę się do kochania jej z całego serca, duszy. Chciała doświadczyć tej szczególnej miłości, tej całkowitej, chciała być na pierwszym miejscu, Najważniejsza dla mnie w życiu (ponad pracą, przyjaźnią, czy przyjemnościami) to chyba najlepsze słowo…w tamtych przestrzeniach nie ma słów więc ciężko to opisać.

I dlatego gdy wiele osób dziś stara się o dzieci, o ich przyjście często słyszą radę by to dziecko zaprosić do swego życia, by już je przywoływać, robić dla niego miejsce w swoim życiu, chodzi o pełną świadomość tego o co prosimy…

Dzisiaj rodzą się dzieci piękne, cudowne, mówi się diamentowe, które potrzebują tego świadomego zaproszenia do przestrzeni rodziców, tego wyczekiwania na wyjątkową duszę, poczucia silnej więzi, miłości, zrozumienia, poświecenia im czasu i wielkiej uwagi…

Czasem dzieci też nie przychodzą od razu lub długo, bo okoliczności są niesprzyjające, bo ich pojawienie się mogłoby wywołać konflikty, rozstania, podziały w rodzie, rodzinie, i odbić się negatywnie na losie nie tylko rodziców, ale również takiego dziecka i jego opcjach życiowych, możliwościach doświadczania. Dlatego też bardzo często słyszymy, żeby nie oczekiwać, nie narzucać z góry tym pięknym duszom ich realizacji tutaj w materii, nie wymagać by było kimś sławnym i wielkim… Wiadomo, że każdy by chciał, często się to słyszy, by jego dziecko osiągnęło sukces, to napawa nas dumą i cali rośniemy… A ja sobie myślę, że tak po prosu chciałabym żeby moja mała była szczęśliwa i kochana… Bo nawet jeśli w tym naszym marzeniu nie kryje się nic złego, to ono jednak już narzuca pewną ścieżkę realizacji dziecku, które z miłości, poczucia winy czy powinności wobec rodzica może unieszczęśliwić się próbując doścignąć czyjeś marzenia na swój temat. A miało przed przyjściem tutaj dla siebie zupełne inne plany na realizacje. Ja chyba najbardziej, jak większość matek, boję się – i wiem że to moje przegięcie, nad którym będę musiała pracować i się pilnować- że moje dziecko wyjedzie i ułoży sobie życie po drugiej stronie globu i będziemy widywać się dwa razy w roku… Mój lęk bardzo silny i co tu dużo mówić egoistyczny może przy zezwoleniu ze strony dziecka(np. wyrzut sumienia-nie zostawię biednej mamy samej) zablokować jej lub przesunąć w czasie bardzo ważną realizację w życiu, np. w innym kraju, w unikatowym miejscu, zawodzie… Dlatego najlepiej wyłączyć tzw. oczekiwania, wspierać tak, ale nie narzucać, pozwolić doświadczać tego czego chcą doświadczyć i służyć radą na ile zechcą wziąć gotowe rozwiązania. Trudna nauka dla rodzica…

Ale wracając do tematu, dzieci często pomagają nam przerobić jakiś wzorzec, szczególnie gdy sami jesteśmy tzw. oporni na zmiany, lub nie chcemy, nie potrafimy przełamać pewnego kodu, zastoju, blokady, wzorca, przewartościować czegoś. Na dzieciach niestety najszybciej widać problemy rodowe, karmę, nieprzerobione wzorce, to nowe pokolenie, które bierze na siebie ciężar nieraz uświadamiana nas jak bardzo pobłądziliśmy, że ta droga prowadzi donikąd, albo że oddaliliśmy się od Prawdy naszego Istnienia.

Moja przyjaciółka mówi, że dzieci z zespołem Downa rodzą się często by nauczać o miłości i trudno zaprzeczyć temu faktowi, bo przecież jak nie kochać te czyste, piękne istoty w ludzkiej skórze, które mają tak przejrzyste spojrzenie, czyste, kochające, niewinne, lekkie… i zawsze pokazują czym jest serce w pierwszej kolejności. Tu nie ma przekłamania, udawania, miejsca na dwuznaczność, ironie czy fałsz, to co i jak się mówi do tej pięknej istoty zawsze jest pozbawione wszelkich skrzywień, jest ponad ludzkim rozumowaniem, jest staniem w świetle Boga, Prawdy, Miłości. To piękne Dusze przewodnicy… Nauczyciele miłości bezwarunkowej, nie osądzania, nie wstydzenia się serca, oni nic nie udają, nic nie skrywają, nic na pokaz nie robią, nic nie udowadniają na siłę… Bo nie muszą, oni kochają i pokazują jak żyć kochając całym sobą w prawdzie. Czy to trudne doświadczenie dla rodzica- na pewno, ale z duchowego punktu widzenia…to Miłość, Anioł czysty i piękny, Postać z miłości utkana przychodzi by podarować rodzicom piękny dar- Pojmowanie, ukochanie Miłości…Tego nie da się opisać… Pokornie chylę głowę przed tymi Istotami i ich trudnym zdaniem, oraz ich rodzinami…

Mówi się również w świecie energii, że gdy dziecko choruje to często należy szukać przyczyny w domu rodzinnym, w rodzie, że naprawia jakiś wzorzec, że wprowadza nowe wzorce zachowania, wartości, poszerza horyzonty i rozumienie, świadomość członków rodziny. I zawsze uczy miłości bezwarunkowej… lub bierze na siebie winy rodziców, dziadków, przodków, ich niemoralne, nieetyczne zachowania, które jako skutek zwrotny wracają do potomków. W którym pokoleniu się taki wzorzec uaktywni, przejawi i komu przyjdzie naprawiać, naprostować wzorzec, to nie zawsze takie oczywiste, choć taka wiedza jest często do odnalezienia dla osoby poszukującej, w formie jakiś przebłysków świadomości, znaków …

Dzieci to my, przychodzą po nas by przejąć pałeczkę, bagaż który dźwigaliśmy, ze wspólnych linii rodowych ojca i matki biorąc, by uczynić drogę dla kolejnego pokolenia lżejszą. Każdy przychodzi tutaj z jakimś programem do przerobienia, to jak swego rodzaju token dostępu do tego świata- coś tu trzeba robić, na jakiejś bazie funkcjonować.

Gdy pomyślimy o dzieciach jako o czystym potencjale ludzkości jako całości, to one są kluczem do tego jak i czy w ogóle będziemy w przyszłości realizować się na Ziemi. Nasza czystość etyczna, moralna, nasz kręgosłup moralny niejako już teraz decyduje o tym jaki ciężar przekażemy naszym dzieciom, wnukom do niesienia. Przez nasze nieetyczne, nieuczciwe zachowanie w życiu codziennym- bezwzględność, czy krzywdzenie innych w jakiejkolwiek formie- tłumimy niejako ten czysty potencjał tkwiący w dziecku i jego możliwościach na przyszłość, wówczas cierpi nie tylko dziecko ale i następne pokolenia po nim odczuwają zagarnięcie tego potencjału pozytywnych możliwości, jak i cały ród wstecz, który też oczekuje na uwolnienie pewnych wzorców. My rodzice, często zagonieni, w wirze pracy, obowiązków, różnych zajęć, znajomości, rzadko w ogóle uświadamiamy sobie powiązania pomiędzy nami (naszym poziomem etyki, uczciwością) a naszymi dziećmi, ich życiem, losem. Bo kto by się zastanawiał czy uczciwe traktowanie pracownika lub sprzedawczyni w sklepie będzie miało realny wpływ na życie jego pociechy…i jak się ukaże, odbije w jego losie i jakie doświadczenia dylematy mu przyniesie do realizacji.

Sami jesteśmy najlepszymi strażnikami dla naszych dzieci, ba najlepszymi lekarzami, uzdrowicielami, a one dla nas. To wzajemna relacja. Dlatego gdy dziecko cierpi, bioterapeuta często szuka podobnego wzorca w rodzie, przyczyny, nadużyć w linii rodowej matki lub ojca, które mogą mieć realny wpływ na życie obecnego pokolenia. Bywa też tak że gdy jakaś tendencja w naszej linii rodowej powtarzała się często, wówczas my, nowe pokolenie musimy szczególnie starać się by w tym względzie być krystalicznie czyści, trochę rzekłabym święci, przesadnie poprawni. I tak np. gdy w rodzie długa jest historia szkód wyrządzonych przez alkohol i używki, to największe szanse przepracowania wzorca ma dziecko-później osoba dorosła, która pojmie i zadecyduje sobą, że czas położyć temu kres i abstynencja będzie dewizą jego życia i wpoi wartość trzeźwości swoim dzieciom, itp. Podobnie rzecz ma się ze wszystkim, z pieniędzmi, szczerością, uczciwością na każdym polu życia.

Dzieci mają czystą, silną, piękną energię, a w połączeniu z ich bezwarunkowością i wiarą są takimi małymi Aniołami, które pomagają nam kreować, popychać różne rzeczy w życiu do przodu, wnoszą swój wkład w dobrobyt rodziny, przynoszą ze sobą wiele dobrego, czysty potencjał do zagospodarowania. Pracują na nasze osiągnięcia i nasze wspólne marzenia, ich energia też ma swoje pragnienia (tutaj trzeba uważać na nadużycia o czym pisałam na początku-o nie narzucaniu swoich wizji do realizacji) one też chcą by tata, mama była szczęśliwa i miała dobrą pracę, z której wraca uśmiechnięta. By tatusiowi udał się ten projekt, by hihi ciocia w końcu dostała tę wizę i poleciała do Ameryki, bo już mam jej dość :). Niektóre dzieci mają bardzo silną energię kreacji, i dlatego też ważne jest by przekazywać im, wychowywać od początku według zasad poszanowania współistnienia, niekrzywdzenia i miłości. Czasem mogą też coś zablokować lecz nie ze złej intencji, złośliwości, lecz z miłości do nas. Np. zablokować realizację ojca, matki w jakiejś dziedzinie życia, którą dziecko odczuwa jako konkurencję dla siebie-wtedy los potrafi kreować ciekawe zdarzenia, nieprzewidywalne, silnie zmieniające siatkę zdarzeń. Koniec końców gdy popatrzeć na to z punktu widzenia szerszego, ponad jedno-liniowym ciągiem zdarzeń, lepiej żeby rodzic miał zablokowaną opcję, niż żeby w dłuższej perspektywie miał doprowadzić do zaniedbywania rodziny, i dziecka (co z kolei wpłynęłoby na całokształt relacji dziecko-rodzic, żal pretensje i późniejszą postawę życiową takiego dziecka). Wówczas np. wypadek, złamanie nogi, które unieruchamia nas i odgradza od jakiegoś projektu na pół roku i zamyka jakąś drogę definitywnie, może, czego my akurat nie dostrzegamy, być z perspektywy dużo lepszym rozwiązaniem dla całego rodu niż kontynuowanie wzorca zaniedbania.

Łatwiej się na pewno widzi te wszystkie zależności nie bezpośrednio ale gdy się już szczęśliwie dożyje statutu babci, prababci i wtedy ciekawie jest posłuchać opowieści starszyzny kto do kogo jest podobny i jakie zachowania, cechy po jakim przodku bierze, przerabia, ujawnia. Pięknie też popatrzeć na dziadków zakochanych szczególnie w swoim wnusiu, wnusi, gdy widzą w nich odzwierciedlenie siebie, lub gdy my widzimy w naszych dzieciach ukochanych rodziców, których np. już przy nas nie ma.

Każde dziecko to dar Niebios, to błogosławieństwo dla rodu, to radość w potencjale zamknięta, a w swoim czystym potencjale ono może przenosić góry, gdy nieskażone naszym, narzucaniem, wzorcami. Dlatego przodkowie w każdej linii tak bardzo się cieszą z przedłużenia linii rodowej, z przyjścia nowych energii dusz, które mogą odmienić losy ich i całego rodu. Każda nowa dusza to nienaruszony piękny potencjał realizacji, kids-painting-green-growth-plants-freefrits-ahlefeldtto wielka niewiadoma, i nie wolno jej zagarniać dla swoich egoistycznych pobudek, naruszać wtykaniem nosa, kart czy innych narzędzi w jej przyszłość, nie wolno naruszać tej świętej przestrzeni, potencjału dla swego widzi mi się lub niejasnych ambicji bądź chciejstwa. Każda dusza przychodzi z darem siebie, swojej energii, swoim potencjałem, swoją chęcią niesienia dobra i naprawiania, wnoszenia światła i rozświetlania nim opcji, możliwości, serc i dusz w sowim rodzie. To piękne gdy się pomyśli o samym czystym zamierzeniu, z którego wyłania się życie, które ma tu przyjąć konkretne formy do realizacji swoich zamierzeń dla Najwyższego Dobra. Radość wyczekiwania tego Dobra, które taka dusza ma przynieść jest tak wielka, że niesie się wielką nadzieją w wielu duszach, w niej zawarty jest właśnie cały potencjał Dobra jakie może, ma możliwość zrealizować taka czysta energia. Jak to później wychodzi, to mało istotne, w zamyśle, w swoim potencjale to nieograniczone możliwości dla wykreowania dobrych realizacji wstecz i do przodu. I ta właśnie potencjalna szansa wielkiego Dobra, które przychodzi jest odczuwana i odbierana przez wszystkich członków rodu, z których każdy chciałby mieć swój udział w tym Dobrym (i tu uwaga na konflikty i wojny w rodach, rodzie, gdzie różne energie walczą o zagarnięcie potencjału dziecka, żeby swoją intencją nie zablokować przyjścia tej czystej energii, która do realizacji w gęstości potrzebuje wzorców z obu stron rodu-matki i ojca).

Przyszła matka jest jak świątynia, w której chronione jest to co święte- największy dar- dar życia, miłości, rozwoju, przetrwania… Mówi się, że matki w ciąży powinny być, starać się być jak najpiękniejszą wersją siebie…czyli pilnować swoich słów, czynów, ich prawości przed wszystkim, bo kontakt z dzieckiem jest teraz unikatowy, w jednym ciele są. W dzisiejszych czasach matki ciężarne często pracują do ostatniego momentu, są zabiegane i nie mają za wiele czasu dla siebie, nie popadajmy więc w nierealność wymagań, ważne jest by trzymały się swego wewnętrznego głosu, by słuchały swojej prawdy, by w prawdzie z sobą były… Im wyższy poziom wewnętrznej zgodności tym łatwiej dziecku rozwijać się podłóg najwyższej wibracji swego potencjału.

Chrońmy potencjał drzemiący w naszych dzieciach przed nadużyciami, kochajmy je takimi jakimi są, zawsze umiejmy dostrzegać błogosławieństwo w ich pojawieniu się i wielką lekcję dla nas jaką niosą…

Magdalena

Brak komentarzy