kwi 16 2015

Skąd wziąć Kochanie?

loveKażdy ma chwile zwątpienia, to próba człowieczeństwa, pytanie nie brzmi czy się zdarzają lecz jak sobie z nimi radzimy…

Leżę skulona w kłębek, jak noworodek w brzuchu matki, staram się zwinąć jeszcze bardziej, nie czuć, nie myśleć, łzy cichutko spływają po twarzy.. kap….kap…kap. Staram się nie zanurzać za głęboko w tym oceanie rozpaczy, bo wiem, że później trudno wypłynąć… Szukam swoich myśli, zaraz zaraz, o co ja wołam, co to za krzyk na dnie duszy? Chcę, potrzebuję czuć, że jestem kochana…gdzie to uczucie, gdzie ta Miłość, jak to jest, że raz jest a raz jej nie ma. Dlaczego czuję się jak puste naczynie, które stale potrzebuje napełnienia? Uspokajam się i dumam w ciszy…, szukam, jestem zdeterminowana znaleźć odpowiedź na to pytanie: Boże skąd bierze się kochanie?

Boże, dlaczego miłości nie mam, dlaczego stale proszę żeby ja czuć, dlaczego ja w sobie jej nie mam? I co chodzi z tym dawaniem…mówią, że im więcej miłości dajesz tym więcej dostajesz, w ogóle mówią, że sekret tkwi w dawaniu…. A ja pytam jak mogę dawać coś czego nie mam??? Z dna duszy jęk się wyrywa. Boże powiększ swoją miłość we mnie, bo chyba mam jej za mało, jeśli nadal proszę, skomlę jak żebrak i błagam o kochanie… Proszę, chcę poczuć Twoją Miłość do mnie. I nagle olśnienie, odpowiedź przychodzi, wyjaśnienie mistycznej zagadki… Niby zawsze znałam odpowiedź, bo przecież wszystkie prawdy już zapisane, i wiem że poprzez dawanie otrzymujemy- nawet modlitwa św. Franciszka o tym mówi:

„Panie, uczyń mnie narzędziem Twego pokoju.
Tam, gdzie nienawiść – pozwól mi siać miłość,
gdzie krzywda – przebaczenie,
gdzie zwątpienie – wiarę,
gdzie rozpacz – nadzieję,
gdzie mrok – światło,
tam gdzie smutek – radość.
Spraw, Panie, abym nie tyle szukał pociechy,
ile pociechę dawał;
nie tyle szukał zrozumienia, co rozumiał
nie tyle był kochany, ile kochał.
Albowiem dając – otrzymujemy,
przebaczając – zyskujemy przebaczenie,
a umierając – rodzimy się do życia wiecznego.”

Ale jak to zwykle bywa: znać drogę to nie to samo co nią podążać, musiałam tę prawdę poczuć poprzez siebie, zrozumieć, sobą odebrać, tzn. rozpoznać jako SWOJĄ PRAWDĘ. Zasymilować. I stało się.
Dobry Bóg zlitował się i raz jeszcze promyk światełka na dno mojej ciemnej myśli wysłał. Co za ulga…. Zrozumieć sobą, pojąć, rozpoznać Prawdę. Widzę więc tę dziewczynę biedną, co o drogę do miłości pyta, ma puste naczynie i szuka, idzie taka zabiedzona w biednych ubraniach, skromne to zbyt wygórowane określenie, jej przygarbione plecy i zziębnięte dłonie, cała jej postawa mówi, że ona tylko po troszkę, kapkę miłości dla siebie przyszła, bo jej zapasy się wyczerpały… Czuje się taka samotna, zagubiona, nie wie jak magicznie napełnić miskę…a źródełko daleko, i nie zawsze łatwo dla niej tam chodzić… I wtedy pada pytanie: Gdzie jest to źródło miłości, skąd brać, czerpać te kochanie, jak drogę poznać gdy nie widać, jak poczuć gdy nic nie czuję? Czy na siłę miłowanie to też, nadal kochanie? Czy da się nauczyć kochania? Jak przywołać wspomnienie źródła, gdy się jego zapachu, wyglądu nie pamięta, gdy szumu już nie słyszysz, gdy melodii nie pamiętasz…Gdy nawet nie wiesz czy prawdą jest, czy to nie złudzenie, czy jest na tym świecie w ogóle kochanie?

Tu słyszę w sobie Obraz odpowiedzi: to jak z leśną ścieżką czy zarośniętą drogą w dżungli, im częściej idziesz tym szlakiem tym bardziej go utrwalasz w sobie. Hmmm rzeczywiście, żeby odnaleźć w sobie drogę do źródła trzeba najpierw choćby na siłę, gdy innej drogi nie ma wyrobić wspomnienie, wyciosać przez zarośla przejście i stworzyć drogę. Z czasem stanie się to dla Ciebie prawdziwe, utrwali, zapisze na stałe. Przyjdzie uczucie prawdziwe, na zasadzie przypominania drogi, miejsca, znanych nut w pamięci.

Idę więc dalej tym torem, tą moją udeptaną już ścieżką, nie tak trudno do źródła już trafić, już łatwiej naczynie napełnić, już wyprostowania idę, łatwiej, lżej się poruszam…ale wciąż muszę jednak chodzić, wciąż moje naczynko się wyczerpuje, to gdzież jest to źródło miłości, skąd się bierze kochanie, mam ja je czy nie? Jak mogę w końcu dawać coś co nie jest moje, czego nie mam w sobie, lecz jedynie nabieram, i wciąż i stale potrzebuję? Dlaczego stale brak czuję, głód kochania czuję?

Odpowiedź z głębi mojej Prawdy przychodzi: gdy dajesz nie myśląc, że dajesz, nie zastanawiając się czy masz czy nie masz, że skądś wziąć trzeba, to masz i dajesz, jesteś tym co dajesz i gdy mi, jemu, Bogu to dajesz, to wiesz, że nigdy ci nie zabraknie, bo gdy Ty dajesz to jesteś Źródłem obfitym bez dna i końca…

Dawanie to coś więcej niż otrzymywanie, to dwa w jednym, już nie potrzebujesz, nie czujesz głodu, strachu czy lęku, że miłości ci zabraknie, że ktoś ci ją zabierze, lub z niej okradnie. Ty ją Masz, Ona jest Tobą, a jak można odebrać coś co jest Tobą, nie da się oddzielić Was razem. To jedyna forma, która wydaje się paradoksem i zaprzeczeniem, dawanie to otworzenie, odzyskanie swego dostępu do niewyczerpalnego źródła Miłości. Spróbuj to zobaczyć w Sobie, poczuć sobą czym jest to otwarcie i połączenie się ze źródłem w Tobie, zobacz co zmienia w Tobie dawanie. Tak na próbę, zrób ten krok, doświadczenie w myśli, spróbuj poczuć różnicę. Czy widzisz, że dając sobie dajesz i dosłownie i w przenośni. Czy czujesz doskonałość i nieskończoną radość tej Prawdy o Tobie?

To doskonały Plan. A my doskonale ukryliśmy ten najpiękniejszy i najprostszy klucz przed sobą. Klucz do tajemnicy wszechświata, do tajemnicy tajemnic, tajemnicy Miłowania. Zakopaliśmy go głęboko, bo nikt tak się go nie boi jak nasze małostkowe ja… nasz największy wróg…
Ale gdy już raz odkopiesz ten swój klucz i wejdziesz, dotrzesz do źródła w sobie, gdy wytryśnie z ciebie, rozleje się strumień, rzeka obfitości, to już wiesz, że znasz drogę….

Tylko pamiętaj, że z tą drogą jest jak z każdą zarośniętą ścieżką, nie pozwól by znów zarosła dzikimi roślinami, nie zaniedbuj Jej w sobie…uczęszczaj nią regularnie, przypominaj jak to jest być w Dawaniu, gdzie niewyczerpane Źródło znajduje się w Tobie. Teraz, gdy masz już ten kawałek odczucia, wspomnienia, dźwięku czy zapachu, nie zgub tej nuty, nie daj jej zagrzebać pod stosem gruzu, obelg, niepamięci. Przypominaj sobie siebie w Dawaniu a rozpoznasz, że to Ty sam jesteś Miłością, Kochaniem. Gdy dajesz otrzymujesz, to jak odbicie od Lustra Twego własnego uśmiechu, Kocham powielone po świecie, wszechświecie się niesie…i powraca powielone przez tryliony…Dawaj a nigdy nie zabraknie ci otrzymywania. Miłość to ten aspekt Boga, po którym najpiękniej się podróżuje po światach, poznaje siebie, łączy i powraca wciąż do Siebie, to poznawanie, że jesteśmy Jednym. Nie przerywaj połączenia z sobą samym…po prostu Kochaj, dawaj, umiesz, masz, wszyscy to mamy… W łączności dzięki Miłości dawaniu trwamy.

JA KOCHAM… – jak mantra się niesie, to ocalenie…to wybawienie dla świata, dla nas, dla ludzkości.
Magdalena

Brak komentarzy