mar 22 2015

Poczuć się Wolnym

freedomKażdy definiuje siebie poprzez pewne role, schematy, umiejętności, maski na to życie. Jedni czują się najbardziej rodzicem, inni definiują się głównie poprzez zawód, jeszcze inni poprzez hobby, poprzez to czy mają wokół siebie ludzi, którzy ich kochają. Społeczeństwo, współczesne życie narzuca nam niejako pewien wachlarz ról ogólnie akceptowalnych w danej epoce i karze nam wybierać te, w których będziemy powiedzmy czuć się najlepiej ze sobą, albo które uznamy, że określają to kim jesteśmy. Tak czy inaczej wybieramy wiele razy w ciągu życia pewne schematy, role, programy, które realizujemy. Czasem te role-maski wydają się za ciasne, czasem mamy wrażenie, że są przeterminowane, a czasem niektórzy z nas po prostu wysiadają z tego pociągu i mówią- dość, nie mogąc się odnaleźć w żadnej z ról, nie chcąc grać według reguł tego świata. O tych ostatnich często się mówi, że to biedacy, wyrzutki społeczne, lub ludzie z problemami psychicznymi, odmieńcy pozbawieni poczucia realizmu. Choć gdy spróbować spojrzeć na nasze zapracowane, zabiegane style życia, na złote klatki, w których się nieraz zamykamy, na zakazy, nakazy, bzdurną biurokrację i miliony nonsensów, które nami kierują…to wydawać by się mogło, że to my żyjemy i chodzimy w świecie wariatkowa.

Ile razy słyszymy we własnej głowie- już dłużej nie dam rady, mam dość…jestem zmęczony, to nie ma sensu, muszę się z tym pogodzić, nie mam wyjścia…itp. To są schematy, w których żyjemy, piętrzą się niczym ściana z półkami w największej bibliotece świata. A my utknęliśmy pomiędzy półkami i nie widzimy wyjścia. W sumie przeskakiwanie z jednej klatki do drugiej, zmienianie roli, wybieranie jednego czy drugiego poganiacza niewolników, jest nadal błędnym kołem. Trzeba tu jakoś żyć, z naszymi kredytami, z ciągłą gonitwą za pozycją i uznaniem, modą… Ale jak w tym całym szaleństwie poczuć się wolnym, naprawdę wolnym człowiekiem?

Są różne rodzaje niewolnictwa, od emocjonalnych, psychicznych, fizycznych, takich które sami sobie narzucamy… Pierwsza rzecz, którą robimy gdy zdajemy sobie sprawę, że czujemy się w czymś nie na miejscu, źle, że nasza dusza w środku płacze a my zgubiliśmy gdzieś po drodze sens istnienia, jest przerzucanie swoich uczuć, myśli, całej kreacji w odmienny punkt skupienia, np. porzucam aktorstwo, teraz będę pilotem śmigłowca, albo bankierem. I problem niby rozwiązany, ale gdy po kilkunastu miesiącach znów przychodzi pierwszy a tam naprawdę kolejny kryzys, zaczynasz się zastanawiać, gdzie masz szukać tego prawdziwego siebie- szczęśliwego i wolnego, gdzie poczujesz się w końcu, że nic nie musisz, że jesteś wolny, od wszystkiego.

O poczucie wolności w dzisiejszych czasach trudniej niż o cokolwiek innego, jesteśmy więźniami własnych żyć, własnych systemów-klatek, myśli, własnych blokad emocjonalnych, urazów przeszłości, ról narzucanych nam od dzieciństwa, opinii innych, aprobacji społecznej, poprawności kulturowej i wielu wielu innych. Bardzo niewielu wyłamuje się z tych schematów i nie wariuje, nie popada w depresję, potrafi odnaleźć swój środek i metodę na przetrwanie w tej dżungli. Pierwsza myśl, gdy uczysz się patrzeć na wszystko z dystansu, jakby spoza narzucanych programów to: a może lepiej było zostać normalnym, może lepiej zostać przy starym znanym sposobie bycia… w końcu do ciągłego uczucia niezadowolenia w środku już się zdążyłem przyzwyczaić, ale czy jestem w stanie znieść niezadowolenie innych? Paradoks? A jednak. Często wybieramy wzorce, sytuacje, maski w których inni chcieliby nas widzieć. Uważamy żeby przypadkiem nie wyróżniać się tzw. negatywnie z tłumu, zamiast wybrać to co dałoby nam swobodniej oddychać, ale byłoby powiedzmy dość nietypowe.

Jak przeciętny człowiek ma w całym tym zakręconym świecie pracy, kredytów do spłacania, wychowywania dzieci, pomagania rodzinie żyć godnie, posiadania przyjaciół (czasem dla zasady bo trzeba ich posiadać-słowo posiadać nie jest tu przypadkowe- my w większości skupiamy się w naszym życiu na posiadaniu, na zbieractwie- odhaczaniu i zaliczaniu pewnych punktów na ogólnej liście uznawanej za niezbędną w życiu każdego) znaleźć swój środek, swoją wolność, siebie? To pytanie, na które nie da się znaleźć odpowiedzi, niezależnie ile pieniędzy masz, w zewnętrznych przejawach bycia. Nie ważne jak ‘wygodny’ program, klatkę sobie kupisz czy zbudujesz, wybierzesz, to zawsze każdy program ma swoje ograniczenia i w jego ramach możesz poczuć tyle, ile doświadczeń-uczuć jest w nim zapisane.

Natomiast czasem po prosu już nie chcemy czuć, szklanka się przelewa, chcemy wyjść, wyłączyć komputer i po prostu tylko słuchać własnego oddechu, bez żadnej myśli z tego świata, bez żadnego innego dźwięku, bez żadnego ale… I wtedy jedyną opcją jest uświadomienie sobie, że wolność jest tylko w jednym miejscu na Ziemi, we mnie, w mojej świadomości, że ją mam, już TERAZ.

Wychodzę więc z tych ramek, które podkreślają we mnie wyłącznie niektóre cechy, np. mój talent do malowania, do bycia dobrą opiekuńczą matką, lub wspaniałym ojcem, i staję się człowiekiem bez jednej, dwóch masek. Otwieram teraz drzwi i wchodzę do swego pokoju- mego sanktuarium- tu nikt nigdy nie był oprócz Prawdy o mnie, tu tylko ja mam dostęp, to moja święta przestrzeń, tu nic nie gram, niczego nie udaję. Oddycham. Powoli, spokojnie, swoim rytmem. Jaki jest teraz mój oddech? Czy inny niż zwykle? Tutaj, w mojej przestrzeni Prawdy w końcu widzę…gdy rozglądam się powoli po tej swojej świątyni, widzę, że jestem bibliotekarzem, ale nie książką, którą akurat czytam. Widzę wszystkie role i sceny, wszystkich aktorów, i wszystkie dekoracje. Tyle możliwości! Widzę wszystkie wybory jakie kiedykolwiek stały przede mną, i wszystkie swoje decyzje i wynikające z nich konsekwencje… Widzę, że nic co uznawałem za definicję siebie, nią nie jest. Nie jestem do końca ani mechanikiem, ani tancerką ani tylko żoną, czy bratem… To mnie nie określa, to ja wybieram czy chcę się wyrazić przez chwilę w tym lub tamtym… A dalej poza wszelkim wyrazem w formie, gdy zamykam swoją książkę, a potem gdy odważę się opuścić bibliotekę, co jest? Gdy nie chcę widzieć siebie tylko poprzez tę lub tamtą rzecz, schemat, maskę czy program? Jeśli nie jestem tym, czy tamtym, jakąś rzeczą, która ma cechy, z którymi mogę się porównać lub identyfikować, to jak mam rozpoznać siebie?  🙂

I wtedy widzę dopiero swoją Wolność, swój Prawdziwy Raj, swój potencjał, swoje nieograniczone możliwości… Jesteś Wolny. Nie ma programu, roli, świata, który może Cię ograniczyć, sam dobrowolnie możesz zdecydować zamknąć jakąś część siebie w pewnych ramach czasowych, przestrzennych. Ale ty nie masz ram, nie jesteś ograniczony w czasie.

Gdy zaczynasz szukać dalej, głębiej, niejako macać tę swoją świętą wewnętrzną przestrzeń, postrzegasz, że ma ona pewną jakość, jest nią Światło, Dobro, Prawda, po prosfreedom1tu Życie. Jest nią Miłość- bo ona wyzwala, w przeciwieństwie do wszystkiego co nią nie jest, a więzi na różnych poziomach, lęku, strachu, zwątpienia. Doszliśmy więc do naszego klucza- to takie oczywiste- miłość otwiera wszystkie bramy. Bez niej czujemy się jak w czarnym, ciemnym, ciasnym miejscu, bez powietrza i sił do życia, bez prawa wyboru, jak pionki w okrutnej grze. Z nią, w miłości, z tym kluczem, znikają ciasne ściany i przestrzeń się powiększa w nieskończoność, nie ma granic Twój wszechświat, twój byt, twoje Jestestwo, Jesteś wszystkim o czym pomyślisz, że możesz być i dużo dużo więcej…

I to jest nasza Wolność i czyż nie jest wspanialsza niż przeczuwaliśmy na początku?

Magdalena

Brak komentarzy