mar 05 2015

 Duchowość a codzienne życie w materii. Ludzie-drogowskazy

dcuhowośc w materiiLudziom się wydaje, że rozwój duchowy, mistrzowie, guru, różne medytacje, książki o duchowości, piękne, wzniosłe energie to czysta przyjemność i że podążanie drogą rozwoju tzw. duchowego, osobistego to siedzenie i nucenie mantr, medytowanie na kwiecistej łące, uśmiech na twarzy i wzniosłe nastroje, piękne uczucia… Na początek w pewnym sensie to dobrze tak myśleć, bo wchodzimy w ten świat podwyższonych wibracji z rozpędu, zachwycamy się jego pięknem, zachłystujemy pięknymi barwami i dźwiękami, całymi sobą chcemy być jego częścią, czujemy że tam należymy i najchętniej byśmy z niego nie wychodzili wcale. To też po pierwszych dniach, tygodniach unoszenia się na tzw. fali ekscytacji, doznań po wspaniałym kursie, szkoleniu, pobycie w aśramie, pobieraniu nauk u wspaniałego mistrza czy przeczytaniu cudownej książki chodzimy jakby w innym świecie, czujemy się lepsi, silniejsi, piękniejsi, bogatsi duchowo i po prostu lżejsi, szczęśliwsi….

Ale nieuchronnie przychodzi moment kiedy dopada nas przygnębienie, codzienność życia i stare przyzwyczajenia ciągną jakby w dół, ludzie, zdarzenia, nasz stary świat, z którego jeszcze się nie wyrwaliśmy. Nie znam osobiście człowieka, który w ciągu miesiąca stał się na tyle oświecony, cudownie uduchowiony i uwaga: to najważniejsze- potrafił pozostać tu, utrzymać tę wibrację w życiu codziennym bez tzw. spadku. Stąd wielu ludzi dramatycznie odczuwa brak jakiegoś mistrza po wyjeździe z aśramu, spadek nastroju po dwóch trzech tygodniach od kursu, od terapii… Doświadczenie to można porównać do stanu medytacji…gdy medytujemy przebywamy w innym, lepszym świecie, tam oddychamy inną wibracją, napełniamy się światłem, podwyższamy nasza witalność, bierzemy pełnymi garściami, ale gdy wychodzimy stamtąd musimy umieć przenieść tamto na to tu i teraz. Olbrzymi rozdźwięk pomiędzy tamtym a tym światem bierze się częściowo z naszej nieumiejętności utrzymania tej podwyższonej wibracji, innej świadomości na dłużej w codziennym życiu. I nie jest sztuką być eremitą gdzieś na krańcu świata i tam starać się utrzymywać równowagę umysłu, i starać się rozwijać duchowo- odrzucając przy tym z rozdrażnieniem ludzi, którzy są tylko ‘przeszkodą’ w rozwoju. Sztuką jest być tutaj wśród ludzi i kochać ich i potrafić utrzymać te podwyższone wibracje gdy dziecko marudzi i płacze, gdy szef drażni, gdy przyjaciele odchodzą…gdy życie daje w kość.

Gdybyście mnie zapytali jakiego mistrza bym się nie bała, do jakiego bym poszła, komu bym zaufała…odpowiedziałabym, że nie szukam mistrza innego niż Chrystus, świadomości Chrystusowej w człowieku… Wszyscy ku temu ideałowi dążymy. Niemniej jednak na Ziemi są drogowskazy, są tzw. awatarzy, są ludzie-istoty wysoko rozwinięte… Czym się kierować na drodze? Sercem jak zawsze. Co to za mistrz, który nie podejdzie do biedaka, chorego, umierającego w obawie przed zarażeniem, przed brudem, przed smrodem? Zwykłe proste ludzkie odruchy- jeśli mistrz brzydzi się, wzdraga, nie czuje potrzeby ani chęci by pójść między ludzi, by spojrzeć w oczy cierpiącemu, by podać rękę i uniżyć się z miłości do człowieka to cóż…. Wolna wola- każdy powinien wybierać kierując się swoim sercem… Matka Teresa jest jednym z najbardziej jaskrawych przykładów tego jak wygląda życie świętej, mistrzyni, to żywy drogowskaz-miłosierdzie. I czyż ona leżała, pachniała i wpuszczała do swoich komnat tylko czystych, czy jak Chrystus przychodziła do najmniejszych, najbiedniejszych, najuboższych?

Ostatnio pytano mnie komu można dziś zaufać, jakim mistrzom się powierzyć… Powierzyć się Bogu, Chrystusowi, a mistrza-człowieka można poprosić o wsparcie tak, naukę, wskazówkę, ale nie stawiać mu pomniki i zapalać świecę- to nie jego mamy czcić lecz widzieć ideał, który powinien uosabiać- pytanie czy widzimy ten ideał? Czym on jest? Czy jesteśmy pewni, że to ten najwyższy? Piękno nie zawsze ładnie pachnie i ma na sobie czystą szatę, czasem trzeba umieć spojrzeć głębiej, pod pierwsze okrycie? Komu się kłaniasz w głębi ducha czy wiesz to na pewno? Jeśli przerazi cię w jakimś momencie to co zobaczysz lub poczujesz i w przerażeniu poczujesz, że za daleko zaszedłeś i że strach cię paraliżuje, pamiętaj że zawsze możesz zawołać Najwyższe – Boga, Chrystusa, tym co najwyższe w Tobie i nigdy nie jest za późno by wrócić do światła Prawdy…. Czasem nieświadomie pakujemy się w jakieś kulty, sekty, systemy i nim się spostrzeżemy już zabrnęliśmy w jakąś ciemną uliczkę, i daliśmy swoją duszę w niewolę…. ale nigdy nie wolno zapominać, że zawsze możemy się odwołać, zawsze mamy prawo krzyczeć i wołać z całych sił i całej duszy, bo któż jest potężniejszy od Boga?! I to jest moja odpowiedź, kto pytał i szukał też zrozumie.

Wracając jednak do tematu utrzymywania wysokiej wibracji na co dzień, owszem miło i przyjemnie jest uśmiechać się do Aniołów, do pięknych i czystych wibracji, przebywać sobie w wyższych przestrzeniach, ale czy potrafimy być tak samo ujmujący tu na ‘dole’? W tym sęk, tego właśnie mamy się nauczyć, wytrwać w tej wibracji, umiejętności oddychania nią przez cały czas… Czy po wyjściu z medytacji dobry nastrój zostaje ci do wieczora a może ulatnia się już po godzinie? Jak często przypominasz sobie, łapiesz się na tym, że znów popadasz w swój stary zwyczaj myślenia tymi samymi schematami, przywołujesz te same dręczące myśli i emocje… Z każdym miesiącem, rokiem jest łatwiej, tak, ale to mozolna i ciężka praca nad sobą, i każdy kto twierdzi inaczej w pewnym sensie sprzedaje bajki… Bo cóż- gdyby było inaczej to świat z dnia na dzień na naszych oczach byłby już jednym wielkim cudownym rajem, oazą spokoju, i miłości, gdzie wszyscy się szanują kochają i podtrzymują wzajemnie…

Innymi słowy nie ma rozwoju duchowego który dokonuje się bez trudu. Odwracanie wzroku od cierpienia, zaprzeczanie istnieniu bólu i rozpaczy i cierpienia na świecie, za twoimi drzwiami, …czasem w twoim domu, nic nie da. Każdy w końcu westchnie ciężko nad losem człowieka, weźmie swój krzyż i poniesie go dalej, i wytrzyma, bo musi i w tym sęk. I dlatego właśnie są wzloty i upadki, dlatego czujecie się czasem po wspaniałej kąpieli w wysokich wibracjach jak anioły na Ziemi, a potem bardzo boleśnie i drastycznie odczuwacie spadek wibracji- to nic złego ani nienormalnego- nie szukajcie winnych, kogoś ktoś wam akurat dziś zabrał cenną energię. Taki spadek to w pewnym sensie niestety na dziś naturalne, ale im dalej idziemy tym mocniejsi, bardziej pełni miłości się stajemy i dłużej i w trudniejszych okolicznościach udaje się nam utrzymywać te światło wewnętrzne…ale to wymaga czasu, praktyki, trudu, cierpienia…. To nie jest jednodniowe przebudzenie, u większości ludzi to raczej mozolny proces…I nie da się odizolować od innych, bo oni zaniżają nasze wibracje, odsunąć od ludzi jak od, przepraszam za wyrażenie, śmierdzących robaków-bo niektórym się wydaje, że zaszli nie wiadomo gdzie i nie będą sobie rąk brudzić podaniem miski z wodą dla spragnionego… Tymczasem przez ostatnią Bramę nie da się przejść samemu… Wszyscy jesteśmy w tym razem i w końcu będziemy musieli to zrozumieć… Gdy drzwi będą stały zamknięte a ty będziesz niekompletny… zawrócisz po pozostałe części siebie…

Nikt za nas nie przekroczy naszych własnych bram świadomości, nikt za nas nie zrobi naszej pracy, może nam pomóc zrozumieć, ale za nas nie doświadczy. Duchowy rozwój to nie ścieżka usłana różami, ale dźwiganie z ludźmi wspólnego krzyża, to długa i męcząca droga, to umiejętność pochylenia się nad płaczącym człowiekiem, to prawdziwa troska, to widzenie siebie zarówno w świętym jak i grzeszniku, to litość, miłość… Ech jak nam daleko do tego. Rozwój duchowy to życie w materii, a ona lekka nie jest, to życie z sercem do ludzi a nie wieszanie dyplomów na ścianie i zdobywanie kolejnych umiejętności magicznych. Jedni ćwiczą umysł, szkolą się w zdobywaniu wiedzy, i nie przeczę dużo wiedzą, dużo potrafią…ale nie potrafią zrozumieć prostego odruchu serca i dziwią się i pytają – a jak to działa, a jak to wzbudzić w sobie- i takich ‘mistrzów’ bym się bała. Czasem bywa tak, że myśl pędzi daleko z przodu, pomijając serce, zostawia je daleko w tyle, traktują trochę po macoszemu. I wtedy, może nie od razu, ale nieuchronnie przychodzi bolesne zderzenie, gdzie popełniłem błąd, dlaczego tutaj wracam, dlaczego nie mogę pójść dalej, przekroczyć tej niewidzialnej granicy… Bez serca, bez miłości, bez współczucia dla drugiego człowieka można dojść tylko do pewnego momentu, i tak to już jest, że w końcu i tak trzeba wrócić do podstaw.

Ileż wzniosłych i mądrych książek człowiek się w życiu naczyta i cóż z tego jeśli po odłożeniu ich na półkę znowu wydziera się na matkę, ojca, przyjaciela, znów patrzy z góry na współpodróżnego, znów wzgardza biedą i niewiedzą…

Najwięksi Mistrzowie to ci pokorni, których nie widać, bo nie robią dużo hałasu wokół siebie, to ci przy których serce płacze: Boże jak ty mnie kochasz, a nie ci którzy przyciągają nas swoimi sztuczkami, mocami i nie wiem co tam jeszcze sprzedają :). W ogóle słowo ‘mistrz’ powinno wychodzić z serca człowieka a nie być tytułem nadanym sobie samemu… ale to już taka mała dygresja…. Proszę nie pytajcie mnie jakich mistrzów polecam czy może bym do kogoś poszła, lub do kogo się udać na trening czy szkolenie…Nie wiem. To wy macie wiedzieć którędy wasza droga prowadzi, przez jakich ludzi-drogowskazy chcecie podróżować… Napisałam ten artykuł, bo dziś jest wiele mistrzów, grup, sekt, systemów, które nie zawsze są tym za co się podają…a wszyscy dziś szukają jakiegoś prowadzenia, nowych doświadczeń, spotkań z energiami, ludźmi… Nie wszystkie są piękne i choć podają się za światło mogą mieć zupełnie inne korzenie. I nic tak bezbłędnie nie poczuje fałszywie brzmiącej nuty jak wasze Serce… jeśli czujecie się z czymś nie do końca dobrze to po prostu szukajcie dalej, nie wchodźcie we wszystko bez zastanowienia lub przyjrzenia się temu choćby z odrobiną ostrożności, zdrowego rozsądku. Sama mam w swoim życiu takie dwa drogowskazy, to moi przyjaciele…i cudownie móc się spotkać i porozmawiać, ale nikt nie wymaga ode mnie składania przysiąg, oddawania czci czemuś, czy składania dziwnych obietnic… Po prostu jesteśmy dla siebie tutaj, podajemy pomocną dłoń, idziemy razem…Taki to świat. Potrzebujemy się nawzajem.

Wytrwałości na ścieżce rozwoju duchowego i umiejętności utrzymywania wysokich wibracji na co dzień Wam życzę,

Magdalena

Brak komentarzy