lut 18 2015

Mechanizmy lęku – Jak oswoić potwora?

moonSprawa to 10 Mieczy, problem to Moc – lęk to wypieranie się własnej mocy, niechęć do uznania, że to My jesteśmy dowódcą na statku, który w każdej chwili może się rozbić. Czy w chwili zagrożenia uciekamy do kajuty i chowamy się pod łóżko czy zastanawiamy się jak ratować okręt analizując gdzie wystąpił błąd? Lęk, strach ma wielkie oczy i czasem jest zakorzeniony bardzo głęboko w podświadomości, w dzieciństwie, innym życiu, w naszym planie na to życie, w naszym źródle mocy, które woła do nas o odkrycie…

Każdy czegoś się boi, ma przy sobie zawsze zaprzyjaźniony lęk, bliziutko go trzyma pod płaszczem, żeby się zanadto nie wychylał, bo jak go wypuści to zacznie biegać chaotycznie doprowadzając nas do obłędu. Ukrywamy nasze strachy przed sobą spychając je do podświadomości- im głębiej tym lepiej a przed innymi nakładamy maski beztroski, odwagi, buty, lekkoducha (każdy ma swoją ulubioną).

Nikt nie lubi zagłębiać się w ciemne rejony lęków, analizować przyczyn i zaglądać strachowi w oczy, bo to jest strach- tak działa ten mechanizm-pierwsza reakcja to ucieczka, ukrycie siebie lub tego, że się boimy przed światem, wszystko aby tylko się nie konfrontować, a nóż uda się przejść przez życie bez spotkania tego wroga w cztery oczy, bez wywoływania wilka z lasu.

Co przeszkadza, działa na minus i naszą niekorzyść to Kochankowie odwróceni, to przyczyna lęku bez której nie możemy, nie chcemy, nie potrafimy żyć. To tak silna więź, przywiązanie, długo pielęgnowany ‘związek’, że nawet nie myślimy o rozstaniu. Trzymamy go blisko siebie bojąc się nawet pomyśleć co by było gdybym się odłączył- przecież zostałbym sam i co wtedy, jakoś dziwnie, inaczej i nie wiadomo przecież czy zmiana przyniesie lepsze. Cały mój system zachowania, świat uległby zmianie, to np. lęki przed opuszczeniem kochanka, partnera, który maltretuje, albo przed odejściem z pracy, która nie daje satysfakcji ale trzyma na zasadzie-lepszej i tak nie znajdę. To lęk przed każdą odmianą losu, która wymaga oddzielenia się w życiu od tego co bardzo dobrze znamy i uznajemy jako nierozłączną część nas samych, naszego bytu.

Co działa na naszą korzyść, pomaga nam wygrać w tym wydawać by się mogło nie równym pojedynku? To król Mieczy, który choć nie jest moją ulubioną postacią na dworze Tarota, to ma swoją niezaprzeczalną wartość w zdrowym rozsądku, zimnym osądzie- można by to nazwać kalkulacją, i podczas gdy w wielu przypadkach jest to trudna osoba do współżycia, to tutaj jest ratunkiem. On budzi zdrowy rozsądek, mówi: popatrz na fakty, odrzuć emocje, spójrz na trzeźwo, na zimno, chłodno, wyłącz czucie, co ci się opłaca, do czego cię to doprowadziło, zrób rachunek na minus na plus i wyciągnij wnioski. Tu nie ma miejsca na ale, gdyby, tylko na czystą logikę, która mówi – to nie ma sensu, boisz się siebie, w każdym wypadku boimy się swoich cieni, cieni przeszłości, dzieciństwa, echa wydarzeń, zasłyszanych historii, lub własnej słabości, albo własnej mocy-niemocy, wzięcia odpowiedzialności za to co może przyjść… W każdym z tych przypadków król Mieczy mówi – dość, weź się w garść- albo chcesz się dalej bać albo chcesz być panem siebie.

Co się ukrywa w tym związku z naszym zakorzenionym lękiem? I tu niespodzianka- 2kielichów! Teraz pada pytanie dlaczego ten układ się nam opłaca, albo się nam wydaje, że opłaca, co nam daje, jakie korzyści mamy z paktu z własnym lękiem, dlaczego go podtrzymujemy? Bo w 2 kielichów mamy umowę, którą dobrowolnie zawieramy i utrzymujemy. Cóż jak w każdym układzie są plusy i minusy, na minus jest 6 buław odwrócona, w końcu nadchodzi sytuacja, zdarzenie, dzień w którym musimy uklęknąć przed naszym lękiem, bo rzuca nas na kolana… ale i przywraca pokorę. Jest to też pozytywny wymiar tej karty, gdy na to popatrzeć szerzej, widzimy swoje słabości, i uznajemy, że jeszcze nie mamy siły by władać tym królestwem, że nadal musimy pracować nad sobą, swoimi słabościami, że zawsze jest coś silniejszego, zawsze spotykamy kogoś, coś co ma większą władzę i zaszedł dalej- i to nasza lekcja pokory i rozwoju zarazem. Co mi pokazuje o mnie ta sytuacja, czego się dzięki tej porażce dowiedziałem o sobie?

Innym wymiarem tego ukrytego paktu jest Królowa Buław, która mówi, że ujarzmiony lęk można wykorzystać konstruktywnie, by podbudować swoje poczucie wartości, ukazać swoją siłę, udowodnić sobie- dam radę, jestem silna, potrafię. Gdy wiesz czego się boisz i wyrobiłeś sobie pewien system funkcjonowania z tym lękiem, wiesz jak go ujarzmić, nie pozbywasz się go ale zamieniłeś lwa w domowego kota, który nawet jak drapnie pazurem to niezbyt boleśnie.

Z tej mieszanki w 2 kielichów powstaje dziwny układ, w którym jesteś panem i poddanym jednocześnie, pozwalasz sobie na momenty triumfu i siły, ale są chwile, w których uginasz kark i musisz podzielić się władzą and swoim losem, życiem.

Niestety mechanizmy lęku mają to do siebie, że nieważne jak mocno spychane, jak ukrywane, zawsze będą wypływać na powierzchnię, ujawniać się- to gwarantuje księżyc odwrócony, będą działać jak po naciśnięciu spustu…i tak niby znikome, małe nic nieznaczące wydarzenie może być tym spustem, który uruchomi lawinę wewnątrz. Lęki to po prostu mechanizmy wewnętrzne, które działają tak długo, póki się ich nie rozbroi, nie odsłoni i nie zdekonspiruje, nie stanie się z nimi twarzą w twarz- to 5 buław. Z podobnym systemem musiał się zmierzyć bohater w filmie Matrix, to siebie i swoje lęki musiał pokonać, by dokonać skoku w świadomości, by dokonać niemożliwego. Ciekawie ujęli to jego współtowarzysze w filmie, nikt jeszcze nie został by walczyć z systemem-agentami, dotąd wszyscy uciekali…

Eremita mówi o tym, że jesteś sam ze swoimi lękami, ale i ze swoimi możliwościami, ze swoim potencjałem, w twoim świecie potencjalnych zdarzeń, uczuć i myśli. To mędrzec, który idzie sam w poszukiwaniu światła, mądrości, wiedzy, bo prawda go wyzwoli. I tak chcemy czy nie w końcu musimy sobie uświadomić, że nikt poza nami nie przyniesie nam wyzwolenia, że Eremita jest sam, ale samotność jest też jego siłą- bo odnalezienie odpowiedzi zwróci mu jego moc, ukaże kim jest i czym dysponuje, to początek drogi Oświecenia.

Każdy lęk, któremu stawiamy czoło, który widzimy jako część naszej osobowości teraz i tu, jego wpływ i to jak nas kształtuje, kurczy się coraz bardziej im bliżej do niego podchodzimy ze światłem w dłoni. Ciemność ma wiele twarzy, wszystkie ukryte i budzące przerażenie, co jednak się kryje za tymi mirażami, niewyraźnymi postaciami, czy to nie Pragnienie Światła?

8 pentakli- i jak tu przepracować wszystkie lęki, rodowe, osobiste, grupowe, jak ochronić rodzinę? Wydaje się to niemożliwe tyle tego jest… Sęk jednak w tym żeby zacząć inaczej- w ogóle zobaczyć mechanizm i siebie jako jego część za każdym razem gdy zostaje uruchomiony, odbezpieczony pod wpływem jakiegoś czynnika. Świadomość, że to mechanizm i że działa właśnie teraz już daje nam dystans i włącza myślenie. Cała ta machina ma wspólny włącznik a naszym zadaniem jest zaobserwować kiedy się włącza, w jakiej sytuacji, dlaczego, jak się uruchamia, pod wpływem czego.
Z reguły najbardziej się boimy w 10 pentakli, żeby nasze dzieci nie powtórzyły naszego najgorszego scenariusza, żeby nie przekazać im tzw. spadku najgorszej spuścizny, by uchronić przed tym przed czym jak nam się wydaje nasi rodzice nas nie uchronili lub na co nas narazili.

I ostatni karta w tym rozkładzie, wieńcząca relację ze strachem to początek, czyli 0- Głupiec. A któż by inny? To nowa droga, to beztroska, to nowe życie… Leży w rozkładzie tuż obok karty śmierci, która mówi o zakończeniu, odcięciu się od lęku, o śmierci starego ja, o Narodzinach do nowego. W głupcu zaczynamy nowy rozdział i choć zawsze będą na drodze przeszkody i zagrożenia, on nie zastanawia się kiedy i gdzie i nie analizuje jak to będzie wyglądać- rusza z wiarą w swoje bezpieczeństwo, z niewinnością i świadomością dziecka można by powiedzieć- Jakaż krzywda może mi się stać gdy świat to kraina dobrych przygód na podwórku pana Boga?- mówi z uśmiechem na twarzy. Przypomina mi się tutaj troszkę don Kichot dzielnie walczący ze swoimi iluzjami… Świat to taka iluzja- w co ją obrócimy, jak ukażemy, w co przyobleczemy nasze lęki, jakie maski im nadamy? Nieważne. Ważne by wierzyć, że jesteś tym bezpiecznym dzieckiem nad którym czuwa Król kielichów jak opiekuńczy kochający Ojciec, który nie da ci zrobić krzywdy. On widzi każdy twój krok, a ty możesz bezpiecznie iść przez życie wiedząc, że cię zawsze widzi i znajdzie, w każdym miejscu i czasie.

Bez wiary w siłę wyższą, w opiekę, człowiek rzeczywiście myśli, że jest łupinką orzecha rzucaną przez wiatr na oceanie. Wtedy wszystko, dosłownie wydaje się potencjalnym zagrożeniem. Lęk budzi przejeżdżający samochód- a co jeżeli moje dziecko wyrwie mi nagle swoją rączkę i pobiegnie w stronę ulicy, co jeśli ugryzie mnie kleszcz i umrę od groźnych powikłań, może lepiej nie chodzić do parku? Co jeśli moje dziecko zachoruje- jeden z głównych lęków matek… Po urodzeniu dziecka byłam zszokowana stanem własnej psychiki, myślami jakie się uruchomiały gdy patrzyłam na swoje dziecko, lękami które pojawiały się w niepozornych sytuacjach, np. podczas spaceru w letni dzień, gdy nic złego się nie działo. Moja siostra ostatnio w rozmowie przypomniała mi ten mechanizm, gdy mówiła o swoich podobnych lękach… Patrzysz na swoje zdrowe, bezpieczne dziecko i niby nic się nie dzieje a w środku budzi się lęk, pytanie, czy tak będzie zawsze, czy ochronię jego, ją przed światem, życiem? Ten pierwotny lęk dotyczy nas wszystkich i ma swoje źródło dużo głębiej niż sądzimy, im bardziej kochamy, im cenniejsza się nam jakaś relacja wydaje, tym większy lęk budzi, przed utratą, przed zerwaniem, przed śmiercią.

Do dziś pamiętam bzdurne zdanie z jednej z przeczytanych przeze mnie książek, które de facto doskonale ukazuje, obnaża sedno mechanizmu lęku, było tam mniej więcej napisane, że gdy kochasz kogoś np. swoje dziecko zbyt mocno, to Bóg może cię ukarać odbierając ci je bo jest zazdrosny o tę miłość … Oto jak można wypaczyć prawdę. To zdanie zapadło tak głęboko w moją podświadomość, że nawet sobie nie zdawałam sprawy jak silne struny porusza. Rodzi lęk przed Bogiem, przed Opatrznością, przed samą Miłością (którą jest przecież Bóg), ale przede wszystkim tworzy olbrzymią rozpadlinę, przepaść pomiędzy nami a Bogiem karzącym nas nieustannie, którego trzeba się lękać.

Im bardziej się wgłębiamy w to szaleństwo tym bardziej dajemy się zwariować, gdy zaczynasz analizować wszystkie sytuacje z perspektywy: jak mogę się ochronić przed np. rakiem, wypadkiem samochodowym, bakteriami w wodzie, w powietrzu i pożywieniu i tak bez końca, popadasz w obłęd… Samonapędzająca się machina nabiera rozmachu i rozgniata cię na drobny pył czyniąc kłębkiem nerwów. To właśnie postrzeganie siebie w roli ofiary, jako taką łupinkę na oceanie, bezbronną wobec wielkiej niewiadomej wszechświata i jego ukrytych mechanizmów, nad którymi nie panujemy. I tak możemy bać się całe życie albo spróbować odzyskać choć część swojej mocy, stanąć w Królu Mieczy i powiedzieć sobie- gdyby nie Opatrzność, która nade mną i wszystkim czuwa, gdyby nie doskonały porządek wszechrzeczy, wyższa wola, to to ciało byłoby zaiste tylko łupinką do zgniecenia. Umrzeć mogę w każdej chwili, potknąć się, spaść ze schodów i złamać kręgosłup, udławić się w restauracji, albo na przejściu może mnie przejechać jakiś wariat- i jaki mam na to wpływ??? Małe ja żaden, ale ja w połączeniu z wyższym planem, z Wyższym Porządkiem, z Bogiem jakkolwiek go nazywamy, z jego przejawem we mnie, jestem i zawsze będę bezpieczny. I gdy sobie powiesz, że potrafisz zaufać, powierzyć, albo spróbować powierzyć siebie i to co ci najdroższe jedynej sile, która Jest, jest prawdziwa i może przewidzieć wszystkie okoliczności, wówczas rozbrajasz mechanizmy, którym oddałeś moc władania twoim życiem. Wszystko kwestia perspektywy, albo jesteś tylko łupinką na tafli oceanu bez celu, w świecie pozbawionym sensu i z lękiem rozglądasz się z której strony nadejdzie fala i gdzie cię popchnie, oddajesz moc kreowania wydarzeń w swoim życiu wypadkowej swoich leków i sile ich przyciągania oraz zwalczania-raz na górze raz na dole, albo….. Uczysz się jak Neo przejmować kontrole nad swoim życiem w matrixie- czyli w tej roli tu, na tej scenie życia. Wiara, nadzieja, miłość, UFNOŚĆ, oddychaj nimi. Jest tylko Miłość, reszta to złudzenie. Im bardziej czujesz się oddzielony, sam, rozłączony z tym źródłem, z Bogiem w Tobie, tym większy lęk odczuwasz i widzisz siebie tylko jako pionka w niezrozumiałej plątaninie przypadków rządzących twoim życiem. Sztuka polega na tym by odwrócić punkt widzenia i zacząć od zaufania – jeśli jeszcze nie sobie, to Temu czemu nadajesz świętą wartość w swoim życiu, Bogu, Absolutowi, Sile Wyższej, Opatrzności, Źródłu, Aniołom… Nie ważne jak nazwiesz tę świętą siłę, ważne żebyś czuł się bezpiecznie wkładając swoją rękę w Jej Dłoń i byś zawsze potrafił przywołać to połączenie, odnaleźć siebie w nim. Z czasem rezultaty mogą cię zadziwić…

Swoją drogą nasze lęki zmuszają nas do podążania wciąż naprzód, w poszukiwaniu lepszego, innej perspektywy, odnajdywania światła, które rozświetli ciemne zakamarki duszy, to nasze lekcje odwagi, zaufania, wiary, miłości, to Eremita szukający prawdy o sobie. Kim Jestem? To pytanie powraca przez całe życie… A odpowiedź daje wyzwolenie od lęku.

Magdalena

Brak komentarzy