sty 02 2020

Jak do tyłu się już nie da a do przodu za daleko…

Przyzwyczaić się do nowej formy istnienia, pożywienia, schematu działania, nawyku. To jak z moim skrzywieniem kręgosłupa, teraz już mus nie ma wyboru, muszę chodzić wyprostowana stale sobie przypominać, inne mięśnie pracują, plecy bolą i kusi by zgarbić się i oklapnąć, wypocząć. Ale niestety tej opcji już nie ma, po dobroci nie chciało się, bo po co jak nic bolało, to teraz pewne zachowania już bezboleśnie nie przejdą, lecz odbiją się na zdrowiu, czyli jakości życia. W zasadzie pozostajemy bez wyboru, bo cóż to za wybór, żyć z bólem pogarszać stan rzeczy, albo pamiętać stale, że tym razem kręgosłup moralny musi być prosty, bo nagięty się złamie…  Jak niewygodnie i ciężko jest pamiętać stale, że jestem własnym sędzią, nauczycielem, strażnikiem, kierowcą. Choć fajnie by było móc czasem rozejrzeć się wkoło i sobie wmówić czyja to wina że dziś mam garba, i nawet jak mi ulży te zrzucenie winy na innych, pleców mi to nie naprostuje i bólu  nie zabierze, więc koniec końców, czas uznać, że już nie ma taryfy ulgowej.

Gdy się przechodzi na wyższe standardy nie można przenosić starych zwyczajów, taka zasada. Gdy pniesz się w górę trzeba być lżejszym i utrzymywać tę wagę lekką by nie opadać w dół. Ech jak kusi by czasem sięgać po stare zadowalacze zmysłów, stare zabawki, stare utulacze łez, i stare żale. Tęsknoty za starymi dobrymi sposobami, zasadami… Podczas gdy wszyscy wyżej mówią: nie kochana to już inny wymiar bycia, tu nie można zapalić papierosa na przerwie, tutaj za to od razu masz raka płuc jak po wypaleniu 2 tyś. Paczek. Tu to nie przejdzie po prostu. Dlatego jak cię ciągnie do fajek to zostań jeszcze na jedno okrążenie żywota na starych dobrych warunkach, bo tu krzywdę sobie zrobisz. Wyobraź sobie, że samo myślenie już materializuje natychmiastowo rzeczy i raptem przeniesiono cię na ten poziom studiów, to w zasadzie okres przejściowy byłby bardzooo potrzebny, bo strach przed własnymi myślami i mocą sprawczą rośnie gdy się widzi swoje nieodpowiednie potrzeby pojawiające się w chwili zamysłu. A zatem stworzono przed klasę takie studia przygotowujące do studiów, w zasadzie kurs letni przygotowujący do studiów na wymagającym kierunku. Prawdy, które znamy sprawdzamy w praktyce, ćwiczymy raz po razie, aż w końcu myśl o każdym marzeniu pragnieniu zostaje brutalnie obdzierana z ułudy i ukazana w istocie prawdy, i jeśli nadal jest pociągająca, to znaczy że trzeba zanurzyć się w nią głębiej, tym intensywniejsze doświadczenie im większe pragnienie. Niektórym wystarcza lampka wina, innym dwie butelki, by sięgnąć granicy. Niektóre pragnienia łatwo jest zrewidować inne ciągną się jak przysłowiowy smród….i choć czujemy, że same kłopoty z tym związane, trudno jednak żyć w celibacie… I tak wiele zależy jak w każdej pierwszej klasie, kursie, nowych warsztatach, od pilności, zawziętości, determinacji i woli nauczenia się jak najwięcej.

Uważaj co myślisz, bo się może spełnić ale żeby aż tak dosłownie? Dziwne to czasy, gdzie nic nie jest zabronione a karą jesteśmy sami dla siebie, realizacja marzenia natychmiastowa! Kto by nie chciał? Pytanie jak długo jesteś w stanie utrzymać się w dyscyplinie gdy mięśnie słabe, to jak biec w maratonie, krucze na próbę się nie da, więc trasa podzielona na odcinki żeby po drodze nie paść. Wcale łatwiej nie jest jednakże, bo kondycja psychiczna tak słaba, że umysł raz po raz ucieka w nawykowe, przytulne, wygodne zachowania, marzenia  zaspokajające chwilowy głód, pozwalające zapomnieć o wysiłku. A potem?- wstajesz i podwójna robota do wykonania, za lenistwo, i obżarstwo- w zasadzie sam siebie ukarałeś -biegnij teraz z tortem czekoladowym w brzuchu. Rozglądasz się kto mnie pociągnie, na plecach zaniesie? No właśnie a propos noszenia, rączki splatamy razem w przyjaźni, jak się okazuje na egzaminach przyjaciel też potrzebny. Wzajemne korepetycje pomogą, bo i odpowiedzialność jednostki względem całości też się obecnie zwiększa, świadomość jak twój ciężar może przeważyć na tym że grupa nie dokończy sztafety powinien zdecydowanie motywować, tu nie jestem już sam ze sobą, lecz szerszy zakres widzisz. Klapki z oczu opadają, jednostka nie jest zawieszona  w próżni, lecz w obiektywnych warunkach doświadcza subiektywnej wersji rzeczywistości-marzenia.

Ku czemu zmierzamy? Wszyscy trąbią o zmianach, widać- nie widać, to jak z Harrym Potterem, który dowiaduje się o niewidzialnym wymiarze z zupełnie nowymi zasadami, prawami, schematami, uczy się, asymiluje choć to kompletne wariactwo, jedno słowo przekręcisz, wypowiesz nie tak a można skończyć ze złamaną nogą. Cóż podobne obudzenie nas też oczekuje. Z najwyższą ostrożnością i uważnością stawiamy kroki w nowym świecie starając się bez żalu zostawić stare zabawki, umilacze czasu, które na nic się zdadzą w nowych warunkach, wręcz zagrożą jedynie bezpieczeństwu, z nimi nie pójdziesz dalej.

To jak z tym tłumaczeniem dziecku, słodycze nie są dobre, ale kiedy przecież są, kogo ja oszukuję? Ano właśnie teraz mamy się znaleźć na etapie gdzie słodycze są równie pociągające jak wióry od drewna. Ale nie zabiera się zabawki plączącemu dziecku nie oferując nic w zamian, problem w tym, że przez ten ryk i rozpacz z powodu zabrania zabawki nie potrafimy się wyciszyć i rozejrzeć co oferuje się w zamian, zobaczyć to inne co ma dawać radość wzbudzać podobne acz inne odczucia, bardziej subtelne satysfakcjonujące dogłębnie i inaczej…. Nie widzimy, bo nie znamy tego jeszcze więc ciężko nam wyobrazić sobie coś innego, lepszego niż to co znamy, a lęk przed utratą jest tak wielki że blokuje zmiany. I albo ta nowa radość w końcu dostrzeżona poprzez wrzask i rozpacz zahaczy się na tyle, że uchwycimy się jej oburącz w pełnym przekonaniu że tego chcę teraz, albo wracamy po tę starą gumową kaczuszkę bo jednak za mało, za mało….. Choć podświadomie już wiemy, że ta kaczuszka nas rozczaruje że nie da tego co przeczuwam, to jeszcze jednak ciągnie…. I teraz w tym przejściu trzeba zrobić wszystko by oderwać wzrok od starych sposobów, czasoumilaczy i dać szansę, poczekać aż się pokaże nowe. Nauczyć  się czerpać z nowego naczynia. Osobiście nigdy nie lubiłam zmian, jak przychodzi czas zmiany samochodu nawet na lepszy to wkurzam się i złoszczę, bo nowe wszystko muszę poznawać i uczyć się obsługi, wszystko inne, inaczej gaz trzeba wyczuć, biegi… Niestety dopiero po kilku miesiącach zakochuję się w nowym aucie bo już je znam. Ten mechanizm poznawania raczej nie przyspiesza ewolucji :). Wiem bo u mnie działa zawsze. Plus foch na zmiany, nieistotne w jaką stronę, postawa obronna i kurczowe trzymanie starego to podstawowa linia obrony.  To idealny przykład na to kiedy obrona staje się atakiem na siebie, muruję się przed światem, żeby przypadkiem nie zobaczyć słońca a nuż spali mnie na popiół, kto wie?

Ponieważ wolno się przestawiamy na naukę własnych myśli i szybszego realizowania, jesteśmy w etapie pomocniczym. Tu uczymy się w praktyce czym jest choć niby to wiemy ta nasza czarodziejska różdżka- umysł stwarzający rzeczywistość- bańki marzenia, subiektywne światy…..I jak się  w nich nie skrzywdzić za mocno. Jednemu starczy zobaczyć parę i już rozumie że gorące i domyśla się że parzy, inny wsadzi łapę do środka z fascynacją, a jeszcze inny powie, że ee ja już to widziałem, i idzie dalej zobaczyć co tam pokazują. Gorzej jak utkniesz w tym samym gatunku filmowym raz po raz oglądając- telenowele np. księżniczkę i rycerza na białym koniu, i podstawiasz się pod wzór, ciągle potykając się o to samo. Kto inny ma zadowolić zapełnić mój brak czegoś…. Kogoś muszę obwinić, ktoś musi mnie uratować, ja muszę kogoś pokonać, tak czy siak, której roli byś nie grał, warto zobaczyć scenariusz- i faktycznie zdać sobie sprawę, który raz kurna odgrywasz tę samą rolę tylko w odmiennej scenerii z innymi aktorami w rolach głównych. I co cię tam tak pociąga? Jaki głód zaspokajasz naprawdę? Z jakiej ułudy powstało to marzenie?

Jeszcze gorzej jest jak widzisz, że to utopia ale nic ciekawszego zdaje się nie być w zasięgu wzroku, i uznajesz, że lepszy wróbel w garści…. To też błędne koło. Stąd warto czasem zasymilować wiedzę swoją z wiedzą kolegi z klasy a nuż okaże się, że jakieś ważne linijki nam umknęły a nasza tzw. nieomylna wszechwiedza ma luki.

Nowa droga na nowych warunkach, uważaj co wkładasz do plecaka co zabierasz ze sobą, bo w pewnych warunkach nie da się wspinać w górach z kaktusem na plecach, hihi choć niektórzy lubią akupunkturę. Zatem mierz siły na zamiary i wybieraj zestaw cech, z którymi podołasz w najlepszym dla ciebie tempie na tej trasie dość stromej. Teraz wybór plecaczka a o świcie wymarsz więc sprawdź dokładnie czy wszystko jak trzeba masz, co zbędne pozostaw, zrób miejsce na niezbędne. Bo coś wziąć trzeba. I znów mierz siły na zamiary. Ambitny weźmie wiele bo to i szansa wielka, ale i ryzyko, że zmarnuje szansę gdy nieść nie da rady i wszystko wyrzucić trzeba. Według jakiego klucza wybieramy, żeby szybciej dojść na górę, żeby dojść później ale mieć coś w plecaku w razie czego żeby plaster nałożyć, czy bandażem nogę owinąć, a może czekamy na wymarsz z resztą i dzielimy się  z innymi miejscem w  plecaku ale wtedy zaufanie ogromne potrzebne, bo tempo musisz dostosować do ukochanych. Nie ma tu jednej zasady, zawsze też idziesz obok kogoś, ktoś jest za tobą a ktoś przed tobą. Co przywodzi mi na myśl pytanie czy lepiej iść z wieczną gadułą czy milczkiem, kto jaki wpływ będzie mieć na twój marsz- wymiana cech- uzupełnianie charakterów- ale to już wiemy- to plecaczka czas. Jak się spakować na wycieczkę?  I co bardziej się liczy tempo, czas czy doświadczanie po drodze? Dla każdego odpowiedź jest inna.  Nie ma złej, są tylko złe nawyki i potrzeby, mniej lub bardziej pilne. Najlepiej nie potrzebować nic wtedy nie ma gdzie podążać , bo już jesteś na miejscu :). Ale co z wycieczką?? Ot i paradoks duchowy. Innymi słowy wszystko jest doskonałe już dziś na planie Bożym. Co nie oznacza, że można sobie wszystko odpuścić – to ślepa uliczka. Jak to mawiają mędrcy staraj się ze wszystkich sił bez myślenia o rezultacie (zysku) a wynik złóż pewnie w rękach Boga. Ot i cała filozofia, eliminująca z góry pokusę rentowności czy wyścigu szczurów :).

Magdalena

Brak komentarzy