I jak wam się dzisiaj idzie własną mapą, tym czym myśleliście, że jesteście i ścieżkami, które wydawały się oczywiste. Takie czasy. Osobiście nienawidzę egzaminów, zawsze nerwowo czekałam na dzień egzaminu, byłam kujonem, uczyłam się dużo, i zawsze chciałam zdać na najwyższe oceny, nie zadowalały mnie pośrednie wyniki. Teraz jak się przyglądam, jako że jest to czas dla każdego uzmysławiania sobie w praktyce kim jest- czyli własnych wzorców i zastępowania ich tzw. lepszymi, to widzę jakie wzorce mnie najbardziej określają. Nadal chcę zdać dobrze, lepiej, nadal się boję sprawdzianów. A teraz sprawdzian goni sprawdzian- to weryfikacja naszego Ja duchowego w pewnym sensie, bo każdy ma jakiś obraz siebie- swego tzw. właściwego kodu postępowania- według najlepszej miarki, i teraz musimy przyłożyć tę miarkę do sytuacji w życiu naszym i ludzi, z którymi się na co dzień spotykamy.
Wiedza przeszkadza nam kochać bezwarunkowo drugiego człowieka. Gdyby dało się wyłączyć myślenie, kto co i jak, i choć na chwilę zrównać ludzi w wartości i zasługiwaniu. O!, świat wówczas przeszedłby metamorfozę ze zgrzybiałego brudnego zgarbionego i poczwarnego wyrzutka w piękną księżniczkę, pełną gracji, z dobry serduszkiem- gdyby jednocześnie włączyć taki stan u wszystkich ludzi. I pod warunkiem, że umieliby go utrzymać, choć przez kilka minut – samo to już rozjaśniłoby ich dusze i umysły na tyle by pojęli prawdę o sobie nawzajem. Tylko tyle i aż tyle. Dziś przeczytałam jedno z najpiękniejszych zdań w swoim życiu – „Twoja wstydliwa tajemnica, którą ukrywasz przed światem, pełna poczucia winy, jest niczym jeżeli przyniesiesz ją do światła, ono ją rozproszy”. A któż z nas nie ma swoich dręczących wyrzutami sumienia sekretów? Myślę, że każdy z nas zbiera je już od dzieciństwa i z czasem powstaje z nich mała kopalnia tajemnic ukryta głęboko pod tabliczkami z napisem: wstyd, nigdy nie zaglądać, nie przyznawać się, kara, wina, itp. Czasem coś zabrzmi jak przypomnienie starego wstydliwego sekretu, który choć upchany głęboko nigdy tak naprawdę nie przestaje dręczyć wizją lęku. Każdy zaś lęk odcina zdradliwie i podstępnie od miłości, buduje mur tzw. niezasługiwania na miłość i jej przejawy, wmawia, że jesteśmy gorsi i musimy się ukrywać… I tak nieraz w miarę mijania czasu coraz bardziej zaczynamy wierzyć, że miłość nas już nie może pokochać, bo my po prostu jesteśmy źli, niegodni, bo jak się dowie o naszych sekretach to już na pewno nas odrzuci. I tak właśnie rodzi się na świecie dualizm zwany przeciwieństwem tego kim jesteśmy. I tak, coraz bardziej zagłębiamy się w wizji świata trudnego, okrutnego, pełnego złych ludzi- nie zasługujących na miłość, tak odgradzamy się od tego czego najbardziej potrzebujemy by się uwolnić- paradoksalnie!- od źródła miłości.
Ostatnio przeglądałam swoje pudełko ze starymi tzw. skarbami, zdjęciami, pamiątkami, myślami, których nie chciałam puścić by uleciały albo były tak cenne, że zamknęłam je w skrzyni i przechowywałam jak w sercu zamknięte na klucz…. Teraz chciałabym się podzielić modlitwą, którą znalazłam kiedyś, choć już niestety nie pamiętam autora…. To nie ważne jednak, ale istotne czy się z tym identyfikujemy … Skarby są w zasięgu ręki gdy tylko szczerze otworzymy własne szkatułki w swoim sercu dla Serca Boga, ofiarowując wszystko co jest w środku, nie wybiórczo, ale całkowicie do tzw. oczyszczenia i oddania… Co ma być i zostać niech będzie a co ma odejść oddaję bez żalu….
Między ustami a brzegiem pucharu wszystko się zdarzyć może. W tym jednym spojrzeniu, westchnieniu, zapłakaniu, jęknięciu duszy jest wszechświat i jego gorejące serce. Ktoś mądry przypomniał mi ostatnio, że Wszechświat nie jest niemym świadkiem naszych myśli, lecz słucha… Wypowiadaj więc ostrożnie swoje myśli i stąpaj lekko, bo zawsze stąpasz po czyiś marzeniach… I to jest prawda. Choć czasem bardzo ciężko utrzymać się w pionie gdy wiatr wieje, a deszcz oczy zalewa, a wkoło wszyscy mówią –to się nie może udać, to jednak przy samej mecie, zanim zegar wybije ostatnią sekundę- masz czas, by westchnąć sercem do Najwyższego Istnienia. A to westchnienie poniesie się echem przez cały wszechświat zmieniając ustawienia planet i graczy na szachownicy życia. Jedno szczere spojrzenie kruszy skały i przekonuje kata do zatrzymania ręki w pół drogi.
Wszyscy mamy tendencję poświęcania czasu i energii temu co zdaje się priorytetem, bo inni tak mówią, podczas gdy to co naprawdę bliskie naszemu sercu i życiu przecieka nam między palcami. To jest właśnie lokowanie energii….Nie ma ludzi ‘jak z obrazka’ tylko są żywi ludzie z problemami, emocjami buzującymi w środku, wkurzający się na korki i martwiący o wiele dupereli naraz. I w zasadzie to normalne, zewsząd mówi się nam, że ważne jak sobie z tym radzisz jakie masz podejście do życia- tak- to ważne. Nie zmienia to jednak faktu, że wielu z nas po prostu upycha te emocje, pytania, zmartwienia do szafy zwanej – wizerunek tego co wypada… i sami już nie wiemy później co mamy w środku, bo liczy się tylko to co inni widzą i jak im to pokażę.
Teraz są takie czasy, że można przymierzyć się do każdej energii, jakości w sobie. To jak mieć szansę zagrać każdą rolę w przedstawieniu w sztuce, takiej której się nie miało wcześniej, pobyć czyimś dublerem, albo tak się wymieszać z drugą osobą że tworzycie miks ….. To bardzo ciekawe, choć , zawsze warto zadać sobie pytanie do czego to ma prowadzić, po co, i jakie wyciągam wnioski dla siebie z tego pobytu w innym ciele. Bo wszystko ma głębszy sens- cel, inaczej nie dano by nam tylu ubrań do przymierzania teraz, to jak szukanie w czym mi najwygodniej, ale trzeba bardzo uważać żeby nie zagonić się w odgrywaniu dziwnej roli na tyle, żeby w niej nie utknąć, rozpoznać co już było, czy nasiąkłem za bardzo, nie identyfikować się z niczym do końca, umieć stanąć pośrodku, po to by zobaczy sens i rozpoznać co mnie dziś uszczęśliwia, sprawia że mam poczucie sensu życia, pełni. Nie lubię tu słowa uszczęśliwia, bo to może być opatrznie pojęte, tu ważniejszy ma sens, głębszy, poczucie że jest się we właściwym miejscu, czasie i skórze :).
Wszyscy tęsknią w mniejszym lub większym stopniu za AUTENTYCZNOŚCIĄ, wolnością, beztroską, spokojem, oddechem pełną piersią, stanem gdzie choć na chwilę mogę sobie pozwolić na puszczenie…
Ten rok to wciąż potykanie się o własne powtarzające się błędy. W tym roku możemy poczuć się jak złapani w pułapkę, jakbyśmy ugrzęźli w pętli czasu bez wyjścia, wciąż wracając w ten sam punkt…lub znacznie gorzej, cofając się do tyłu, po to by dogłębnie odczuć własną ‘porażkę’ w jakimś temacie. Po co to wszystko? Po to, że nie da się pójść nigdzie dalej, jeżeli na tym etapie nie zauważymy tego co nas zatrzymuje, hamuje, przyczyny kręcenia się wokół własnego ogona.
Wydarzenia te same lecz z innymi osobami
nawracają JUŻ DO POWTÓRKI JAKO TO CO NAZYWAMY KARMĄ. Tam gdzie zostawiliśmy za
sobą krzywdę ludzką, nawet małą, ból czy czyjeś cierpienie, powraca do odczucia
lecz z drugiej strony. Myślowa świadomość, że uczyniliśmy źle nie starcza do naprawy
i pobudzenia dobrej woli, do wyzerowania…. W najlepszej wersji z możliwych
zawsze przerabiamy wydarzenia w postaci miłości, im bardziej kochamy osobę, z którą
na dziś przerabiamy nasze zaszłości, tym większa szansa zrozumienia i
przetransformowania bólu w wybaczenie. 20 lat temu mogłeś skrzywdzić w młodości
kogoś z głupoty, zaniedbania, niedojrzałości emocjonalnej i uczuciowej,
podeptać czyjeś serce i odejść bez oglądania się za siebie. Po 20 latach przychodzi
dojrzała miłość- wielka i piękna w swym wyrazie, gdzie dwoje czuje się jako
jedno. Wtedy gdy wybucha sprzeczność, jedna część ciebie-partner, odrywa się i
oddziela by podążać za swoim losem, nakładają się na siebie dwa wydarzenia, które
są tym samym- ty teraz jesteś tą osobą sprzed 20 lat, którą opuszczałeś bez większego
żalu. Teraz gdy się zamieniacie miejscami wypada w duchu przeprosić, bo zrozumienie
dopiero teraz przychodzi wraz z odczuciem, myślowe było jedynie namiastką
prawdy, gdy czujemy i kochamy tak jak druga strona wówczas ból rozstania jest
dla obu bolesny i nie narażamy drugiego serca na rozpacz. Każdy z nas ma na
sumieniu jakąś lekkomyślność, jakieś machnięcie ręką i stwierdzenie- bez
przesady, PORADZI SOBIE, to nie taki wielki problem, nie wyolbrzymiaj…. Teraz
po 10, 20, 30 latach te ‘nie wyolbrzymiaj’ przychodzi by ci się pokłonić i zapytać
ponownie: czy nadal powiesz nie wyolbrzymiaj?
Wydarzenia te same lecz z innymi osobami nawracają JUŻ DO POWTÓRKI JAKO TO CO NAZYWAMY KARMĄ. Tam gdzie zostawiliśmy za sobą krzywdę ludzką, nawet małą, ból czy czyjeś cierpienie, powraca do odczucia lecz z drugiej strony. Myślowa świadomość, że uczyniliśmy źle nie starcza do naprawy i pobudzenia dobrej woli, do wyzerowania…. W najlepszej wersji z możliwych zawsze przerabiamy wydarzenia w postaci miłości, im bardziej kochamy osobę, z którą na dziś przerabiamy nasze zaszłości, tym większa szansa zrozumienia i przetransformowania bólu w wybaczenie. 20 lat temu mogłeś skrzywdzić w młodości kogoś z głupoty, zaniedbania, niedojrzałości emocjonalnej i uczuciowej, podeptać czyjeś serce i odejść bez oglądania się za siebie. Po 20 latach przychodzi dojrzała miłość- wielka i piękna w swym wyrazie, gdzie dwoje czuje się jako jedno. Wtedy gdy wybucha sprzeczność, jedna część ciebie-partner, odrywa się i oddziela by podążać za swoim losem, nakładają się na siebie dwa wydarzenia, które są tym samym- ty teraz jesteś tą osobą sprzed 20 lat, którą opuszczałeś bez większego żalu. Teraz gdy się zamieniacie miejscami wypada w duchu przeprosić, bo zrozumienie dopiero teraz przychodzi wraz z odczuciem, myślowe było jedynie namiastką prawdy, gdy czujemy i kochamy tak jak druga strona wówczas ból rozstania jest dla obu bolesny i nie narażamy drugiego serca na rozpacz. Każdy z nas ma na sumieniu jakąś lekkomyślność, jakieś machnięcie ręką i stwierdzenie- bez przesady, PORADZI SOBIE, to nie taki wielki problem, nie wyolbrzymiaj…. Teraz po 10, 20, 30 latach te ‘nie wyolbrzymiaj’ przychodzi by ci się pokłonić i zapytać ponownie: czy nadal powiesz nie wyolbrzymiaj?
Można by rzec, że to zdanie to motto na teraz. A kiedy wydaje ci się już że wiesz, albo że sam już nie wiesz, bo to kogiel mogiel tych czasów, gdzie pierwotne odczucie które nas tu doprowadziło tak bardzo się już rozrzedziło w wielu doświadczeniach, że nie poznajemy siebie. Wtedy przychodzi weryfikacja danych, czyli stajesz przed sytuacją, w której pada w środku pytanie, sprawdź czy twoje wyobrażenie na własny temat jest równe z tym co robisz w rzeczywistości fizycznej. Innymi słowy następuje weryfikacja poziomu myśli, słów i czynów. Uff, choć w większości myślimy o sobie wyżej i lepiej niż jesteśmy w stanie pokryć obietnice w rzeczywistości, sąd jest łagodniejszy o miarę chęci poprawy i przyznania się do winy. Innymi słowy, tyle ile zechcesz w prawdzie sam przed sobą przyznać, że mogłeś lepiej, lub że całkiem przekłamałaś rzeczywistość, tworząc bajkę o sobie dla siebie, o tyle łagodniejsze oczy duchowe, które weryfikują twój świat.