lip 25 2017

Czy wszystko zawsze musi być dobrze?

Czy wszystko zawsze musi być dobrze? Czy każde doświadczenie musi być radosne? Czy radosne znaczy bardziej wartościowe albo to, że nie musisz się go wstydzić? Co kryje się pod spodem pozytywnych afirmacji? Czy zaglądałeś kiedyś głębiej? Dlaczego nie każde życzenie powinno się spełnić, musi się spełnić? I w końcu czy afirmowanie się na zdobywanie nowych rzeczy, nie jest po prostu przedłużeniem życia dla kupowania, szukania szczęścia w iluzji? Boom na afirmacje jeszcze trwa ale już nie jest takim hitem jak niegdyś i coraz więcej ludzi gotowych jest spojrzeć głębiej, poszukać tego co jest tzw. zamiatane pod dywan wraz z wieloma afirmacjami, które same w sobie nie dotykają poziomu przyczynowego i nie uzdrawiają głębokich ran, programów, karmy, rodowych naleciałości…. Pomagają coś osiągnąć ale nie koniecznie według nowych wzorców, czyli jeśli nadal nie przerobiłeś na głębszym poziomie np. szacunku do drugiego człowieka, to to co przyciągniesz będzie tylko pozornie postępem, bo te same błędy, blokady pod postacią wydarzeń problematycznych i tak wyjdą też w tym co przyciągnąłeś- w nowym środowisku, otoczeniu, wśród pięknych mebli…..

Według mnie żadna skrajność nie jest dobra, ani przesadne czarnowidztwo ani poddawanie się iluzji, że życie jest samą przyjemnością, lekkością… Pewnie może i kiedyś będzie, dojdziemy do tej opcji jako ludzie całościowo, ale na dziś mamy troszkę trudniejsze zadanie i tym zadaniem miedzy innymi jest nauczyć się żyć w Prawdzie, sami przed sobą ….i z czasem gdy się odważymy bądź dorośniemy do tego także przed innymi.

Oczywiście, że każdy chciałby być panem swego życia, i powinien być, ale nie znaczy to tylko przyciągania i mierzenia się z samymi plusami… to dużo dużo więcej…rzekłabym, że miarą człowieka jest to jak radzi sobie z trudnościami, na ile akceptuje, uznaje i chce zobaczyć prawdę o sobie i swoim życiu, przyznać się do swoich niedokonaności, popełnionych błędów i zobaczyć ich efekty w swoim życiu – bo widać je gołym okiem… Tylko nikt nie lubi na nie patrzeć.

Moją pierwszą myślą po urodzeniu dziecka było zdanie sobie sprawy z własnej niedojrzałości-choć nie rodziłam w super młodym wieku, bo mając 32 lata… Pamiętam jak dziś, że wraz z uświadomieniem sobie tej prawdy powiedziałam z płaczem i lekkim przerażaniem: Boże, dzieci dziś wychowują dzieci- jak ja mam to zrobić żeby wychować swoje dziecko na dobrego człowieka? I wcale nie uważałam, że samo się zrobi, że wszechświat mi pomoże, że dziecko  to doskonała istota, która sama sobie poradzi i wystarczy jej tylko nie tłamsić…. Bo to troszkę jak puścić kilkuletniego malucha żeby się bawił na skałach nad morzem albo na wysokich falach- i ups mały szczegół nie nauczyłam go jeszcze pływać.

Mam wrażenie, że dzisiejsze czasy troszkę sprzyjają popychaniu ludzi w beztroskę nieświadomości, zaganiają w ślepe uliczki ezoteryki, gdzie zachłyśnięci pierwszym oddechem wolności myślimy, że wszystko jest proste, cudowne a życie to pasmo szczęścia tylko trzeba wiedzieć jak się zaafirmować, wmówić sobie, że szczęściem jest to i to. Na pytanie zaś dlaczego akurat to…gdy głębiej poszukać i zapytać na jak długo ci to starcza, ludzie często zaczynają się potykać. Tak, na dziś uszczęśliwia mnie wizja żółtego ferrari 🙂 , ale po roku, dwóch już niekoniecznie… Wiele osób nie rozumie gdy się ich pyta czego szukają w życiu…. Czego potrzebują, albo myślą, że potrzebują…. Gdy słyszę odpowiedź: tej rzeczy czy tamtej, lepszego widoku za oknem… To nie pytam dalej, bo osoba albo nie chce usłyszeć pytania, albo nie jest na nie gotowa… I nie mówię tu, że szukanie materialnie lepszej rzeczywistości jest złe- nie, każdy do tego dąży, to naturalne, każdy chce zbudować dobrą przyszłość dla siebie i swoich dzieci, ale zagubienie siebie po drodze, a raczej nie szukanie siebie, swojej istoty, to prześlizgiwanie się po powierzchni życia, to odwracanie wzroku od tego co głębiej, co zamiatam pod dywan, bo jest niewygodne, trudne, alb sprzeczne z moją-popularną-wyuczoną wizją cudownego życia.

Nie zauważanie problemów tylko dlatego, że nie pasują nijak do mnie w wizji mnie takiej czy siakiej jest po prostu udawaniem, że nie widzę góry lodowej, bo na powierzchni wody wystaje tylko czubek ale Titanic poszedł na dno, bo cała góra była tym wierzchołkiem… I tak jest z naszym życiem, gdy uparcie odmawiamy spojrzenia na to co jest trudne, bolesne, budzi wewnętrzny sprzeciw z wielu względów, na to czego nie akceptujemy i nie chcemy zaakceptować, i wmawiamy sobie, że problem sam zniknie… Gwarantuję, że żadna afirmacja nie rozwiąże takiego problemu –góry lodowej, jedynie głęboka wewnętrzna duchowa przemiana, która wymaga dużo więcej zaangażowania niż klepanie formułek… Cierpienie- a fe! To nie w moim stylu! W moim życiu nie będzie więcej porażek, cierpienia, bólu- nie i koniec…. Ok, gdy słyszę takie afirmacje, uśmiecham się i nie dobijam do czyjegoś świata, nie burzę jego muru, jego postanowień, nie staram się tłumaczyć co to jest uzdrowienie na głębszym poziomie… Bo gdy ktoś nie widzi problemu u siebie a dostrzega belkę w oku brata, to znaczy, że nie jest gotowy na pewien etap obudzenia, przemiany, na skok świadomości. Nie znaczy to, że za parę lat lub miesięcy życie nie pokaże takiej osobie, że cierpienie nie jest samym złem, i gdy przerobione na plusie przynosi ogromne owoce dla duszy, rodu, pokoleń, dzieci…. Tak wielu ludzi nie chce patrzeć, zobaczyć, docenić drogi największego nauczyciela ludzkości–Jezusa…drogi przez mękę, poświęcenie absolutne… Wymazywanie wartości cierpienia i tego co nieraz trzeba znieść, przejść by pokonać swoje małe ja dla większej idei w życiu wydaje się dziś mało popularne, lubiane, spychane pod dywan. Oj, nie mówmy już o tym, to takie przestarzałe, niemodne, dziś są inne czasy…czyżby inne pytam? Te same, tylko okoliczności inne, inne narzędzia, ale problem ten sam i droga ta sama… Ludzie wierzą, że ciężką pracą dochodzi się do bogactwa, ale jakoś trudniej im uwierzyć, że równie ciężką pracą nad sobą, nad swoim człowieczeństwem, wzorcami uczuciowymi, myślowymi, dochodzi się do zwycięstwa nad sobą w świecie duchowym. Lub gra nie wydaje się ima warta świeczki póki życie trwa jakoś. W świecie duchowym nie działa zasada po trupach do celu, aby mi się powiodło, wyścig szczurów, jak ty mi tak ja tobie….Oj nie… Tu jest trudniej. I gdy afirmacje nie działają albo przestały starczać, naprawiać twoją rzeczywistość, to znaczy, że żeby ruszyć z miejsca, dalej, trzeba czegoś więcej.

Spojrzenie głębiej często wiąże się z bezradnością, głębokim westchnieniem duszy do Boga, przyznaniem ‘nie radzę sobie’, ‘nie umiem już’, ‘nie wiem jak’, ‘popełniłem błąd’, ‘gdzie popełniłem błąd’? I gdy zechcesz szczerze zadać sobie te pytania, w środku w duszy, to wszechświat odpowie, tylko czy ty jesteś gotowy usłyszeć odpowiedź? Czy masz w sobie tyle pokory (kolejna niedoceniana, i mało popularna dziś zaleta) by przyjrzeć się sobie oczami innej osoby, wysłannika wszechświata, doręczyciela wiadomości? We wszechświecie jesteśmy jak dzieci, które czasem nie chcą słuchać, czasem się buntują, i bardzo nie lubią gdy się im zwraca uwagę…A wszechświat na różne sposoby doręcza nam wiadomości, tylko dlaczego my uważamy, że powinny to być same dobre wiadomości, pochwały i tylko słodycze? Dlaczego nie bierzemy za dobrą monetę też lekcji, które bolą, dlaczego nie cieszymy się, że dostrzegliśmy problem-to przecież pierwszy krok do naprawy. Lepiej znaleźć dziurę w materacu niż co godzinę go dopompowywać, czasem zakrywanie, ukrywanie tego co trudne, problematyczne bardziej męczy niż stawienie czoła prawdzie. Dopiero to wyzwala naprawdę. Ludzie nieraz po latach dopiero odkrywają, że powinni byli już dawno temu zrobić coś, odpuścić sobie udawanie czegoś, żeby zacząć doświadczać naprawdę, czyli żyć…i wcale nie mam tu na myśli atrakcji i bujności życia przejawianego na zewnątrz np. poprzez wyjazdy, podróże, spotkana towarzyskie, nie…mam na myśli bogate życie wewnętrzne, gdzie znasz siebie na tyle na dobrze, że wiesz kiedy sam siebie zaczynasz rozgrywać i oszukiwać w pokera zwanego życiem i po co.

Wracając jednak do oczekiwań i afirmacji – ciekawe, że ci najlepsi spośród nas nigdy nie byli tymi, którzy myśleli o sobie w ten właśnie sposób, jako o tych którzy zasługują tylko na same dobre rzeczy w tym życiu, pochwały, nie oczekiwali też drogi usłanej różami… Jeśli widzieli wiadomość z napisem ‘error’ nie szukali winnych wkoło siebie lecz wiedzieli, że to oni są autorem i adresatem…. I nie chodzi o to, że mamy wmawiać sobie, że nie zasługujemy na dobro, miłość, i szczęście, ależ tak….to święte prawo każdego, pytanie tylko czy moje szczęście ma pierwszeństwo, i co rozumiem przez to szczęście. Czy gdyby dano mi wybór: możesz być szczęśliwy ale kosztem tego człowieka…jaka byłaby decyzja.

‘Trochę tu zaniedbam, trochę tu pominę, trochę tu odpuszczę sobie…trochę przymknę na to oko, trochę nie zauważę tej osoby przede mną w kolejce ale przecież szybciej będę w domu, oj tam nikomu nie stanie się krzywda…bez przesady’. Całe życie składa się z takich bez przesady, dla mnie miarą rozwoju człowieka, jego osiągnięć, człowieczeństwa, nie jest to co uzbierał, czym może się pochwalić, lecz to czym się nie chwali, co potrafi przemilczeć ale nie po to by wydać się lepszym ale by nie zawstydzić drugiego człowieka. Życie z perspektywy duchowej składa się z niuansów, hihi dopiero dziś się śmieję z porad niektórych osób po fachu w stylu zostaw tę kulę u nogi, on, ona hamuje twój rozwój duchowy… Matko kochana a co to za rozwój duchowy, który traktuje drugiego człowieka jak dodatek do swojego cv w drabince do Nieba, może i do nieba ale nie mojego, i wołałabym w takowym nie wylądować. Rozumiecie? Jeśli zostawiasz kogoś, bo jesteś zbyt wysoko rozwinięty hmmm duchowo, a poziom świadomości twego męża, żony, siostry, brata jest za niski jak na twoje standardy i boisz się że przez tą osobą nie osiągniesz jakiegoś tam poziomu rozwoju, to znaczy, że pogubiłeś się już w gąszczu ezoterycznych formułek i uliczek… Ale spokojnie z każdego labiryntu jest wyjście… A jedynym niezawodnym drogowskazem jest powrót do podstaw- czyli do tego abecadła z zerówki… 10 przykazań, kochaj bliźniego swego … I to jest cała tajemnica wszechświata. Ludzie myślą że odkrywają cudowne rewelacje, ukryte prawdy, złote klucze do bram, ale to już było, zawsze, jest i będzie – tyle, że przekazywane na milion różnych sposobów poprzez stulecia. Każdy może odkryć tę prawdę dla siebie inaczej, poprzez inne wydarzenia, symbole ale wniosek jest ten sam i prowadzi do jednego.

Łatwe, lekkie i przyjemne życie? Pewnie poproszę, ale jeśli tak to gratuluję nie posiadania żadnej karmy i w zasadzie co ty tu jeszcze robisz :)? Bo mam wrażenie, że wszyscy jesteśmy tu hmmm mniej lub bardziej nie na wczasach ale w pracy lub szkole… by dopiero później móc cieszyć się tym wypoczynkiem jeśli uda nam się zbudować taki świat, w którym szczęście nie będzie miało także posmaku cierpienia… Ziemia to troszkę poligon doświadczalny, troszkę szkoła życia, troszkę pole bitwy, tak jest kolorowa i piękna ale na pewno nie jest rajem. Ból i cierpienie to środki doświadczania, budzenia, poznania tutaj. To co najcenniejsze przychodzi tutaj bardzo często przez ból- jak narodziny ukochanego dziecka… Tutaj radość miesza się ze smutkiem jak w tej piosence dla dzieci: ‘Jak paciorki różańca przeplatają się chwile, nasze smutki, radości i blaski, a ty Bogu je zanieś…’. I są prawdą ujętą w najprostszy sposób o nas i naszym życiu tutaj. Czasem po prostu nie da się pominąć aspektu cierpienia, bólu, i nie o to chodzi by udawać, że moje życie jest idealne i nie ma w nim czegoś takiego, ale o to by pozwolić sobie doświadczyć tego aspektu z mądrością i wdzięcznością, nie dać się mu pochłonąć lecz i nie spychać w obawie przed doświadczaniem. Docenić wartość porażki umie każdy zwycięzca i taki jest morał i prawda podsumowująca ten wywód. Zamiast prosić – Boże zabierz to ode mnie, albo pomóż mi to przetrwać, albo nie pozwól by wszyscy się dowiedzieli, lepiej módl się w duszy, Boże pozwól mi zrozumieć gdzie popełniłam błąd, żebym mogła być bliżej Ciebie… A to co myślisz, że jest szczęściem zblednie w porównaniu z doświadczeniem radości gdy usłyszysz odpowiedź… Bo lepiej wysłuchać upomnienia Miłości niż żyć bez niej.

 

Magdalena

Brak komentarzy