kwi 04 2016

Gdy los się waży, czyli Potęga stwierdzenia: ‘Nic jeszcze nie jest przesądzone’

db_IGD-_VIII_-_XI_-_Gerechtigkeit1Nic jeszcze nie jest przesądzone. To znaczy, że jest możliwość wpłynięcia na wynik, w którą stronę potoczy się przysłowiowe jajko… A więc, nie nalegajcie na zobaczenie konkretnej drogi, bo poprzez to naleganie żeby już teraz, na dziś zobaczyć wynik przeszkadzacie w realizacji doskonalszej drogi, w ujawnieniu się cudu, w pracy energetycznej, w ważeniu losu, w działaniu łaski… Dlaczego? Bo na dziś zobaczycie tyle na ile byliście wstanie uwierzyć-dać z siebie, poświęcić… Pytajcie raczej co zrobić by człowiek się naprawił, by uzdrowić sytuację, módlcie się za człowieka by był wstanie podjąć właściwą decyzję (najlepszą dla niego z punktu widzenia duszy), by dał radę i miał odwagę wybrnąć z tego w  co się zaplątał, by miał odwagę postąpić uczciwie, itp.

Rozdrabnianie i grzebanie się na zasadzie chcę już teraz zobaczyć wynik, jest nieraz niedojrzałe, niewłaściwe i wręcz szkodliwe. To jak małe dziecko krzyczące, że chce teraz wiedzieć, zobaczyć, a mama mówi:  poczekaj, bo jak teraz wyłączę piekarnik to ciasto nie wyrośnie, będzie niesmaczne i nie da się go zjeść… Podobnie nieraz jest z losami ludzi. Główny problem polega jednak na tym, że po pierwsze nie mamy cierpliwości by czekać, po drugie nie bardzo lubimy zabiegać, prosić, pracować na ten lepszy wynik, a po trzecie wolimy gotowy wynik- tak jak kupić gotowy wypiek w sklepie niż upiec z babcinego smacznego przepisu, który choć lepiej nam smakuje- jest pracochłonny. Zmiany? Tak, chętnie, poproszę, ale już i zaraz, natychmiast i najlepiej żebym ja nie musiał osobiście się w to angażować. Ludziom się wydaje, że wystarczy zamówić ekipę jak do odmalowania mieszkania i zmienią swój świat….a jeśli okazuje się, że sami muszą też coś od siebie włożyć, choćby trochę pokory, wstrzemięźliwości, poświęci czas i …niekiedy to co się lubi robić by uzyskać lepszy wynik…to niestety często wybierają nie zmieniać nic. Im dłużej przyglądam się zjawiskom tym bardziej nabieram przekonania, że bezmyślnie nieraz decydujemy się na gorszy wynik, na słabszą realizację, gorsze warunki życia, rezygnację z jakości na rzecz ilości, łatwości, bylejakości. W tłumaczeniu na język ezoteryczny, bardzo wielu ludzi woli znać gorszą wersję przyszłości aby tylko wiedzieć co się stanie, niż posłuchać rady, że sprawa nie jest przesądzona jeszcze i w zależności od postawy, woli -dobrej woli człowieka, chęci poświecenia, odwagi, wiary, wszystko ale to wszystko może się zmienić. I niby ludzie wierzą i wiedzą  i nawet mówią sami: o wiem, tyle czytam, sam trochę rozkładam karty i wiem, że mamy wpływ na własny los…. Ale za tym wiem jest tzw. milowy krok do uczynię. Bo gdy mosty się za nami palą, gdy czujemy, że coś tracimy, że wszystko idzie pod górkę, nie zastanawiamy się co ja mogę zrobić by pomóc, by naprawić, tylko przeważnie najpierw się buntujemy, złościmy, robimy na złość innym i sobie w zasadzie, bo to co najtrudniejsze wówczas do zrobienia to działanie i tworzenie konstruktywne. Przebaczenie, praca, energią miłości, wzmacnianie słabych stron człowieka, podpieranie, podanie ręki gdy upada. My zaś przeważnie widzimy, że upadł i przy okazji rozwalił nam coś co kochamy, że nas potrącił lub zranił… I nic tak nie przesłania wzroku duchowego jak chęć odwetu, jak złość, jak niewybaczanie, jak gra w odbijanego… Ta prosta zasada da się naprawdę zastosować i przełożyć na większość zjawisk w  naszym życiu. Tyle, że łatwiej jak zwykle dostrzec jej działanie na innych niż na sobie, niż przenieść te zasady do własnego ogródka. Cóż rozumiem, też mam nieraz z tym problem… Ale gdy widzę, że sprawa nie jest przesądzona i wiele zależy od woli człowieka, to choć ten człowiek mnie rani, wiem, że nic się na lepsze nie zmieni jeśli nie spróbuję wesprzeć i wzniecić w nim tej iskry dobrej woli. To jak podtrzymywanie ognia w nocy, męczące, wymaga walki ze swoi zmęczeniem, i zniechęceniem, wymaga pracy, cierpliwości a przede wszystkim wytrwałości.

Dlaczego powiedziałam, że czasem rozdłubywanie jednej sprawy, zaglądanie w nią co 5 minut, natrętne domaganie się zobaczenia jakiegoś wyniku i co chwilę otwieranie piekarnika z pieczącym się ciastem jest szkodliwe? A jaki wynik zobaczysz w połowie procesu? W jednej trzeciej drogi? Czasem nic dobrego, czasem kompletne zero, a czasem że tych pozytywów jest 2 na 30… I tak zapewne wygląda pole obsiane na początku, tak wygląda słynny proces oddzielania gorczycy od ziarna w bajce. Gdy spojrzysz za wcześnie nabierzesz nieraz przekonania, że to się udać nie może- a nie zapominajmy, że pracujemy w sferze energii, ducha, więc tu każda myśl, intencja – czyli zaczyn ma znaczenie decydujące w wyniku końcowym. Jeśli więc spojrzysz a widok cię przygnębi i stwierdzisz w środku: nie to nie ma sensu, to już dodałeś swój wkład do całego procesu-bynajmniej nie plusowy, a nieraz ten twój wkład był tak wielki, że przeważył całą dotychczasową pracę jaką inni włożyli na plus. Nie każdy ma taką samą siłę oddziaływania w danym procesie, na sukces składa się wiele czynników-są postacie główne dramatu, są poboczne, są wysłannicy –nazwijmy ich aniołowie z dobrej strony i są też ci z przeciwnej.  A gdy zaglądamy za wcześnie-zawsze przeważnie budujemy zwątpienie, czyli oddajemy naszą moc w ręce strony przeciwnej, poddajemy się, wątpimy, zaprzeczamy ufności, czyli przekreślamy wyższy plan, jakby zagradzamy naszą ociężałą energią niewiary i niemocy drogę dla energii ducha, dla światła, dla lekkości. I niejeden śmiałek buńczucznie stwierdzał już, pokaż mi pokaż a dam sobie  z tym radę, a potem jak na buzi tego dziecka, które zagląda do piekarnika i zamiast smakołyku widzi tylko paćkę bez zapachu i wyglądu, mina nam rzednie i opada entuzjazm. I tak ciasto zamiast wyrosnąć oklapło przy kolejnym podglądaniu :). Rozumiecie już?-wydarzenia są jak te ciasto- trzeba je podtrzymywać dobra wiarą, pewnością, wytrwałością, cierpliwością w dążeniu do dobra- czasem bez określania czym to dobro jest według ciebie. Nie warto zaniżać wyniku końcowego naszym rozumieniem dobra i zła, naszym rozumieniem najlepszych rozwiązań, warto natomiast pilnować samego wypieku w środku i tego co się na niego składa. Gdy mówię, że nie widzę jak ktoś postąpi, to nie znaczy, że trzeba załamywać ręce, tylko ucieszyć się, że przynajmniej jest szansa by postąpił jeszcze właściwie. Nie od razu Rzym zbudowano, nie od razu da się wszystko naprawić jak za pociągnięciem magicznej różdżki. Nie wystarczy zapalić kadzidełko czy świeczkę, posiedzieć 5 minut gapiąc się bezmyślnie w płomień a potem z pretensją i złością w środku wyrzucać Bogu, ludziom, że życie się nie zmienia. To nie złość i pretensja wytwarza wibrację, która przenosi góry, która ma wpływ na kreator zdarzeń, która może przechylić szalę na właściwą stronę. Ciągle jesteśmy w punkcie wyjścia, bo zmiana musi się zacząć w nas, czy to prosimy o siebie czy o kogoś innego, musi wyjść ta intencja z serca oczyszczonego przez wybaczenie, łzy, cierpienie, pogodzenie, by mogła wejść miłość i światło-energia zmiany. Pewnie, że to najtrudniejsza rzecz pod słońcem- i dlatego właśnie mówię, że modlitwa, praca z energią, czy wpływanie na los, zdarzenia to tak wyczerpująca praca, że czasem wystarczy zaangażować się w problem jednej osoby by nie dać rady pracować dalej przez np. cały tydzień- mówię tu akurat o pracy uzdrowicieli, ezoteryków różnej maści. Dlatego większa część pracy energetycznej spoczywa na was-bo to wasze życie, oni tylko pokazują drogę, wesprą swoja radą, energią, by podprowadzić cię kawałek, dorzucą do twego ogniska gdy na chwilę przymkniesz powieki ze zmęczenia, ale nie wysiedzą tam za ciebie przez całą noc…bo nie mają takiej mocy sprawczej-są tylko ludźmi, a wy jesteście głównymi aktorami w  swoim życiu i to wasza energia, decyzja, dobra wola, zaangażowanie i chęć pomocy człowiekowi lub sobie samemu jest tu najważniejsza (dlatego w reiki mówi się, że o zabieg –energię reiki trzeba poprosić-trzeba chcieć tych zmian w sobie). Nie chodzi o to żeby nieść kogoś na plecach przez całe życie, ale by podać mu dłoń i podejść najtrudniejszy odcinek razem. A gdy potrzeba chwili by zapatrzyć się w słońce i nie czuć nic poza tym słońcem, by odwrócić wzrok od ciemności, która przytłacza, od tego co przeszkadza i zapomnieć przez chwilę- to umiej to zrobić, by nabrać siły i móc przechylić szalę na stronę światła. To dlatego po wyczerpującej pracy bioterapeuci, jasnowidzący, uzdrowiciele, wróżbici, uciekają do swoich prywatnych przestrzeni, oni tam nabierają siły dla siebie, dla was, dla podtrzymywania tego co nabrali a niosą za innych ludzi ku słońcu, bo jeśli oni stracą nadzieję i zaniżą swoją wibrację dadzą się przygnieść ciężarowi to pociągną was za sobą w dół.  Dlatego trzeba umieć pytać, tak, ale trzeba też umieć czekać z nadzieją, podtrzymując ten ogień w środku i nie napierać na jakąkolwiek odpowiedź byle zobaczyć, gdy nie widać na którą stronę przechyla się szala…jeszcze nie widać. Wtedy najważniejsze to umieć zaangażować siebie, swoją energię w proces tworzenia wydarzeń na plus a nie rozdrapywać przeszłość i stare rany. Stamtąd nie przyjdzie ratunek ani nowa droga, ona jest w Tobie teraz, w Twoim potencjale na plus, w twojej radosnej, ufnej miłosnej wibracji-nie wiem jak inaczej to wytłumaczyć. Czasem to miłość przez łzy, czasem entuzjazm jak u małego dziecka, które już widzi oczyma duszy wynik końcowy i siebie w dłoni z tą babeczką, która wyrosła na pyszne ciastko, czasem to gotowość poświęcenia wiele z siebie, by dać życie komuś innemu… Tyle jest odcieni miłości. Zawsze jednak o jej mocy decyduje intencja, jej  pierwotna wartość, co się kryje za chęcią pomocy, w  jaki sposób nas obnaża nasza wola działania, jakimi nas ukazuje… Nie zawsze chcemy tam zaglądać. Ale to ważne w tym procesie. Bo na nic się zda błaganie o posadę kierownika ds. marketingu kiedy jest ona zajęta przez kolegę, który jakoś w tej prośbie został potraktowany jak szczegół do zepchnięcia na margines. To proste akurat porównanie ale takich ‘szczegółów’ jest wiele gdy się modlimy, prosimy, pracujemy z energią i nie przykładamy uwagi do BHP naszej pracy- to jest do intencji, do naginania planu duchowego pod naszą modłę, ze szkodą dla innych, to tzw. nie widzenie, lub wybieranie nie widzenia skutków ubocznych naszej pracy. Na przykład, takie teoretyczne pytanie: ‘mój kochanek ma teraz inną- ja mu wybaczam oczywiście, ale chcę wiedzieć czy spotka go jakaś kara za to co mi zrobił?’. I cóż pytający oczekuje ode mnie, czy ja mam zobaczyć tę karę dla człowieka? Przecież facet ma żonę, dzieci, a ona będąc jego którąś tam kochanką też przecież swoją energią dołożyła się do gorszego losu tej rodziny… W takich sytuacjach widzący nie dokłada swoich 3 groszy do żadnej strony, ale raczej stara się wyciszyć emocje, by mechanizm się dalej nie zapętlał.

Nie zawsze wszystko można każdemu powiedzieć, ale na pewno można próbować skierować człowieka na prostsze drogi, skąd łatwiej piąć się w górę.

Pamiętajmy, że ta sama energia, wibracja, z jaką pracuje uzdrowiciel, wróżbita jest tą samą energią, którą wy możecie dla siebie wytworzyć, a jeśli dotyczy ona osób, które kochacie, wasza tzw. moc działania, wpływ, będzie dużo wydatniejszy, większy, bo wasza miłość do tej osoby właśnie jest tym czego żaden wróżbita sztucznie w sobie nie wytworzy. My spojrzymy z zewnątrz, z postawy wibracji światłą- tak zakładam  :)- starając się zobaczyć najlepszą opcję, ale to wy macie największy wpływ na wasze losy, wasza postawa, nastawienie, przełamanie wewnętrznego zastoju, zmęczenia, rezygnacji, która jak podstępny robal zabiera światło z naszego życia i odbiera chęć walki o nie o siebie- to najważniejsze. Właściwie rola każdego uzdrowiciela to oprócz podania tej dłoni, to pokazanie nowych drzwi- natchnięcie człowieka do zmiany, do podwyższenia swojej wibracji, do chęci zobaczenia siebie samego w lepszym świetle i uwierzenia, że to jest możliwe. Ale aby to rzeczywiście było możliwe trzeba faktycznie dać z siebie i wysiedzieć przy tym ogniu tę noc zanim słońce znów wzejdzie… Nikt nie ma magicznego pilota z przyciskiem dzień-noc. I tutaj kochani kłania się to czego nam w dzisiejszych czasach najbardziej brakuje-umiejętność poświęcenia swojego czasu i wysiłku na wprowadzanie zmian. Nie da się kupić gotowego produktu-chyba że się idzie do sklepu z czarną magią (a to i tak tylko odroczenie wyroku i dodanie do niego na minus) lub chce się  wydoić kogoś z energii poprzez jęczenie: spraw spraw by się mój los odmienił- i jeśli ktoś da się złapać na wyrzuty sumienia, litość to czasem kończy z czyimiś obciążeniami na karku…ale to już temat na inną historię. Tak czy siak intencja i to co sami swoją pracą, wysiłkiem włożymy w wynik końcowy to to, co przyniesie efekt… Jeśli modlitwa to z głębi trzewi, z serca płynąca, jeśli praca z energią- znów intencja się kłania i znajomość praw wyższych, jeśli poświęcenie, to nie rzucenie od niechcenia 5 złotych na tace w kościele i wyjście. Poświęć coś, co się naprawdę dla ciebie liczy, co ma wartość w świecie ducha…bo jeśli chcesz kogoś wykupić, lub kupić dla kogoś czas, pomóc, to musisz dać to, co ty sam odczujesz jako wartościowe… swój czas, wysiłek, serce, łzy, ból, doświadczenie, wiedzę, coś na co ty pracowałeś w pocie czoła i znasz tego wartość… Choćby poświęcę ci swoją uwagę… To ma wartość gdy uczciwie, z serca ujęte. Uwagę nie tak jak poświęcam ci gapiąc się na laptopa i jednym ‘uchem’ rozmawiając z tobą ale taką, w której gdy Ty i Ja jesteśmy ze sobą, cały świat jest z nami i krąży wokół nas, gotowy do unaocznienia naszej wspólnej kreacji. ‘Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam Ja jestem pośród nich’.

Magdalena

Brak komentarzy