maj 25 2015
Kara-wina, pokutujące w świadomości wyobrażenie nieprzejednanego Boga
Czy Bóg nas karze za grzechy, czy może się przed nim chowamy obwiniając go za surowość i bojąc się tego co przypisujemy Bogu. Wina, kara, ja tu- On tam, poczucie wygnania, oddzielenia, niekochania. Ukryte poczucie winy napędza strach i myśli pełne lęku, uciekamy i chowamy się przed wizerunkiem Boga, którego w głębi gdzieś tam obwiniamy za nasze niepowodzenia, za ból i straty… Bo nawet jeśli nie wierzymy w jakiegoś konkretnego Boga, to zawsze szukamy tej jakiejś siły wyższej, która ma moc sprawczą w naszym życiu i na którą zwalamy odpowiedzialność za tzw. Los i jego wydarzenia. Instynktownie czujemy, szukamy tej siły zwierzchniej, taki jest człowiek, zawsze szuka władzy, króla, decydenta, odwołania do jakiejś instancji… Problem w tym, gdy lokalizujemy tę Instancję, gdzieś poza sobą, jako wroga, bądź bezdusznego sędziego, który jest wyobcowany, surowy, oziębły, niedosięgły…. Problem pojawia się, gdy klepiemy formułki z jakiejś religii, przyjmując schemat jak wierszyk, który Pani kazała się nauczyć w klasie…a po co i dlaczego i jakie jest jego znaczenia- kogo to obchodzi…ważne żeby swoje odklepać a może dostanę plusa za odhaczenie jakiejś opcji programu, którego głębszy sens jest niejasny…ale tak należy, bo tak trzeba, bo na wszelki wypadek, lepiej powiedzieć niż nie powiedzieć… może dostanę dodatkowy punkt… I tak na wszelki wypadek powielamy schemat, którego głębszy sens jest ukryty, bo nie staramy się zrozumieć po co został dany i jaki sens słowa kryją. Oddalamy się od Prawdy o nas, naszym pochodzeniu i związku pomiędzy tym co duchowe a ziemskie. Nie zastanawiamy się dłużej już nad znaczeniem słów; że jesteśmy istotami wielowymiarowymi, że jesteśmy duchem połączonym z materią, że człowiek może mieć i ma wymiar Wyższy, który odkryty i ujawniony daje mu dużo większe możliwości realizacji siebie…i zaspokaja głód zrozumienia, potrzebę kochania, wzajemności, łączności…postrzegania siebie jako Piękny Byt.
Jesteśmy jak dzieci, które widzą tylko jedną- swoją stronę, a nie potrafią już popatrzeć na życie szerzej, wyjść poza jakiś schemat. To trochę jak z tym skrzyżowaniem, gdzie należy przepuścić kierowcę z prawej strony, gdy nie ma innych znaków, ale co się dzieje gdy wszystkie cztery odnogi skrzyżowania są zajęte przez ludzi…i każdy myśli, że nie ma pierwszeństwa bo musi przepuścić swoją prawą stronę… Impas, nie widzimy całości…i dopóki kogoś nie olśni, że ktoś musi pierwszy wjechać na skrzyżowanie…dopóty stoją i każdy szuka winnego…a jak wiedziesz pierwszy to czasem jeszcze dostaniesz bęcki, że przecież nie miałeś pierwszeństwa, jak śmiałeś, bo też miałeś kogoś po swojej prawej stronie- hihi to akurat moja ‘błyskotliwa’ uwaga do męża w powyższej sytuacji. Natomiast gdy popatrzymy z perspektywy nie osobowej, ale przestrzennej, nie identyfikując się z niczym poprzez osobowe ego, łatwiej jest puścić żale, zrozumieć przyczyny decyzji i wyborów… Zobaczyć innych uczestników drogi i zastanowić się jak wygląda nasza współzależność. To czetso prowadzi do konkluzji, że kara to pojęcie czysto ludzkie, łagodzi nasze wyroki, i sądy i z serca wypuszcza przebaczenie. Łatwiej przeczytać niż wykonać.
Gdy oceniamy tylko z punktu widzenia uczestnika swojej drogi nie widząc całości, bardzo łatwo o żal i pretensje, poczucie niesprawiedliwości, złość i odwrócenie, oddzielenie się od Tego czemu przypisujemy kierowanie losem, wpływ na wydarzenia, i sądzenie. W środku gdzieś jak u dziecka pojawia się ukryte poczucie winy, zapora przed uznaniem błędu, wypieranie się i bunt…. No i co stłukłem wazon ale to on mnie popchnął więc z jakiej racji ja mam teraz płacić…. A druga strona: O nie ja go nie popchnąłem, sam się potknął, gdy na niego wpadłem :). Zawsze szukanie winnego, a wina zakłada karę, taki styl myślenia, a gdzie myśl wyższa- przebaczenie, skrucha, przeproszenie-wybaczenie-i wynik końcowy brak poczucia żalu, krzywdy, wyjście poza schemat. Jesteśmy jak dzieci, które boją się przyznać, że stłukły wazon i zamiatają resztki pod dywan w nadziei, że może Rodzic nie zauważy, nie wierzymy. Często po prostu nie wierzymy, że Kocha nas bardziej niż ten wazonik i chowamy się po kątach przypisując mu swoje ograniczone jednak ocenianie. Ciężko nam widzieć wyżej, dalej, z punktu ponad naszym mniejszym ja, dlatego najpierw korzystniej zawsze jest wyrobić w sobie odruch zaufania miłości większej od kary, od grzechu, od naszego pojmowania miłości, wolnej od ludzkich niedoskonałości. Porównywanie Boga, naszego ludzkiego wizerunku sędziego, nadawanie ludzkich niedoskonałych cech Bogu, jest zamykaniem Absolutu w ciasnych ramkach i mijaniem się z Prawdą. Tkwiące w nas nieraz od dzieciństwa zakodowane dogmaty wiary, niezrozumiałe, surowe nakazy i zakazy zniechęcają nas do przyjrzeniu się tej Wielkiej Osobistości jak sobie nieraz wyobrażamy Boga w umyśle. Tymczasem powinniśmy budować na nowo naszą drogę do niego poprzez pomost zaufania, miłości, łagodności i wyrozumiałości. Często oskarżamy w środku te swoje pojęcie na temat Istoty Boga: „Gdzież i jak w tych wszystkich ‘ja grzeszny’ znaleźć słowo pociechy, miłości, pocieszenie…? Pierwsza reakcja młodego człowieka na tego typu sformułowania jak kara, grzech, moja wina – to często wyrażenie buntu, oddalenie się od Prawdy, odcięcia się, przeciwstawienie… Naturalna reakcja obronna, gdy czujemy, że obwinia się nas za coś….a przecież ja nie mam z tymi ‘mea culpa’ nic wspólnego… To mnie nie dotyczy, myślimy urażeni. A gdy dochodzi do tego jeszcze potrzeba przeproszenia za winy, z którymi się nie identyfikujemy, np. za przodków itp., uuuu to wtedy już zacinamy się w sobie i koniec: Ty mnie nie chcesz, to ja Ciebie też nie… i błędne koło się zamyka…
Tymczasem z tego miejsca ponad skrzyżowaniem ludzkich dróg, ponad naszym ego, urazą i tą jednokierunkową drogą, jest takie miejsce gdzie wszystkie nasze drogi się łączą, a my stanowimy Jedno. Tam widać, że nasz gniew, uraza żal, to brak zrozumienia, który zamyka nas, odcina od wybaczenia, wymazania przeszłości, od przypomnienia, że każdy osąd wydany na kogoś jest osądzaniem siebie, że Rozwiązanie jest jedno, dla wszystkich… Bóg nas nie odrzuca, to my odrzucamy Prawdę o Sobie, nie przyjmujemy jej, nie chcemy jej sobie przypomnieć, a często się od niej odwracamy plecami naburmuszeni. Tak się dzieje gdy patrzymy na życie, świat, istnienie jednowymiarowo, jednoliniowo, z perspektywy jednej osoby, która istnieje, idzie przez życie sama w wyobcowanym świecie, w którym walczy o przetrwanie… Ale przetrwanie prowadzące do Czego, Kogo, Gdzie?
Rzadko kto lubi zapuszczać się w takie rejony myślowe jak: a może to co mnie spotyka jest rezultatem moich czynów, myśli, słów, efektem pracy na minus wielu pokoleń w mojej rodzinie, dzięki której dziś jednak jestem Tu i na zasadach, na których zgodziłem się tu przyjść i pracować dla Dobra ogólnego. Każdy przychodzi z jakimś oprogramowaniem na to życie i godzi się na nie i w ramach jego głównych wytycznych naprawiać ten nasz świat, świadomość, budzić siebie i innych do realizacji w ramach pewnego potencjału. Przyjęcie na siebie tzw. ‘mea culpa’ to nic innego jak zgoda w wyższym wymiarze na wgranie tego oprogramowania na to życie i próba realizacji siebie w nim, naprawienia błędów systemu… Po to bym może mógł tu jeszcze przyjść w ramach tej rodziny, rodu na lepszych już warunkach, żebyśmy mogli się znów spotkać i doświadczyć innego wymiaru naszych energii, dla piękna Istnienia… Gdy dusza widzi taką perspektywę, pełna wiary i nadziei, ekscytacji płynącej z tego obrazu natchnionego Dobrem jakiego można dokonać, chętnie przyjmuje jakąś rolę, by wziąć udział w tak doniosłym, pięknym przedsięwzięciu. To, że nie pamiętamy tego momentu jak tu schodziliśmy jest czymś z czym trzeba funkcjonować na razie przynajmniej, trzeba pracować na bazie tego co mamy, …przypominać, najprościej przez przestrzeń Serca działać, przypominać, bo Tam nadal tkwi obraz pamięci nas z wyższych przestrzeni. Powinniśmy zawsze w chwilach wątpliwości chwytać się kurczowo jak deski ratunkowej tego obrazu, tej przestrzeni miłości, światła, choćby tylko jednej iskry przewodniej, a gdy ciemność przysłania nadzieję, odbudowywać jak ze świeczką, zapalać knot od konta i dalej…aż znów zobaczymy cały obraz i odetchniemy z ulgą….uff już pamiętam którędy iść.
Dziś wyciągnęłam kartę mówiącą: dopasuj swoje wewnętrzne przekonania wartości, do swojej realizacji w ziemskiej przestrzeni… Tak, gdy słuchamy co nam w duszy gra, a wyciszamy buntownika i podżegacza, wtedy łatwiej znaleźć drogę wśród wzburzonych myśli. Gdy słuchamy Siebie, słyszymy głos Boga, który gdy Mu się powierzamy, bierze nas za dłoń i pomaga złagodzić wymiar naszej własnej kary, którą ściągamy na siebie swoją zaciętą, odgradzająca się, nieprzebaczającą postawą. Dlatego kara rozumiana szerzej, wina, mea culpa w kontekście życia duchowego jako programów na życie, rodu, rodziny ludzkiej, nabiera innego wymiaru i wtedy łatwiej powiedzieć, mój dziadek to ja, mój syn to ja… przepraszam bo się identyfikuję z tym ‘programem’. Skąd wiesz, może twój prapradziad, czekał długo i z niecierpliwością na możliwość zobaczenia siebie w Tobie i teraz z błagalnym i rozmodlonym natchnieniem czeka aż ty poczujesz jego prośby w sobie…
Dla wielu osób to co piszę może być nie do przyjęcia, ale nie muszą tego brać jeśli nie są gotowi.. Każdy ma prawo przyjmować z wiedzy różnych świadomości to co uzna za swoją prawdę a resztę odrzucić. Kontynuując jednak temat, gdy się widzi szerszy obraz łatwiej jest zrozumieć, pojąć całość a wówczas nie czujemy się już urażeni, że trzeba poczuć w sobie skruchę i poprosić o przebaczenie, zamiast tego serce napełnia uczucie wdzięczności dla całego Istnienia, dla porządku, doskonałości Stworzenia. Gdy rozumiemy- widzimy, nie boli powiedzenie: przepraszam, może nie widzę swojej winy, nie rozumiem dlaczego to się dzieje, ale znam Prawdę o swoim pochodzeniu, o Sobie, i dlatego przepraszam, za to co nieumyślnie i umyślnie zrobiłem lub pomyślałem, powiedziałem…. Prawda nas wyzwoli…. I gdy zalśni przypomnienie-zrozumienie- wtedy droga jest lżejsza, realizacja łatwiejsza…jak to mówi moja przyjaciółka: rzeczy rozwiązują się same. Pokora jest zawsze nauczalna, w przeciwieństwie do postawy buntu, pychy… Gdy się odcinamy, odrzucamy tak naprawdę Siebie wyżej, swoje błogosławieństwo, swój Potencjał, i Przewodnika duchowego. Porozumienie na bazie jakiej działamy ze sobą samym i nawzajem istnieje w ramach wzajemnego zaufania, miłości, poszanowania zasad istnienia, życia, godności… Gdy zrywamy te porozumienie, trudno o jasne wskazówki, o usłyszenie przekazu, a co dopiero mówić o zrozumieniu go.
Ludzie boją się słowa ‘Bóg’, dziś wypowiedziane głośno budzi kontrowersje, sprzeciw, albo ustawia nas w jakimś ‘obozie’. Tymczasem to słowo dobre jak Absolut, Źródło, dla tych którzy wstydzą się wyrażenia Bóg. Daleka jestem od wypowiadania się tu w temacie jednej religii, albo od uznawania siebie za osobę ‘kościołową’, moje pojęcie wiary wykracza poza ten schemat. I nie przeszkadza mi używanie przez jednych wyrażenia Bóg a przez drugich Zasada Jedyna, Absolut, Źródło wszelkiego Poznania, Stworzyciel…itp. Sens jest jeden. Nie widzę też potrzeby narzucania czegokolwiek lub ferowania wyroków, szanuję wiarę ludzką. Tutaj, gdy piszę używam często wyrażenia Bóg, bo dla mnie jest ono najbardziej prawdziwe, gdy już się przełamie ludzki wstyd, obawy przed osądem czy uznaniem za heretyka 🙂 albo dewotkę- to wszystko to ludzkie myśli, osądy nie wznoszące się ponad poziom drogi jednokierunkowej, jednowymiarowego postrzegania zawężonego do swojej osoby. Gdy się już przełamie te bariery wtedy, świat się ukazuje w wielobarwnej tkaninie, gdzie każda nić przeplata się ze sobą tworząc wielobarwną całość…i te tkanie wciąż i wciąż trwa.
Myślę, że dla wielu bariera nazwy, czepianie się tzw. słów, o których pisałam wcześniej – kara, wina, Bóg, przepraszam, proszę o wybaczenie – przeszkadza w spojrzeniu na inny wymiar tychże słów…przeszkadza w dojrzeniu ich prawdziwego sensu ponad wymiarem ograniczonym ludzkim przyziemnym spojrzeniem. Sens prawdziwy słów został przykryty przez wieki bezdusznego powtarzania …lub po prostu wynika z niewiedzy, z niechęci wgłębienia się w ich znaczenie… znaczenie zbawcze…bo każde z tych słów budzi w nas pokorę, budzi ciekawość w pozytywnym sensie, chęć zadania pytania- a może to jednak ma coś ze mną wspólnego, może warto posłuchać, gdzie to prowadzi i skąd się bierze i dlaczego ważne jest… A stąd już tylko krok do usłyszenia odpowiedzi, rozświetlenia się własnej przestrzeni, oświecenia, poznania, otworzenia na Prawdę… która wyzwala z pętli winy i kary. Pokora jest zawsze nauczalna…
Gdy posiadamy świadomość, która potrafi się identyfikować z całością stworzenia, z drugim człowiekiem, z każdą nicią na tkaninie, która potrafi siebie na chwilę choćby zobaczyć w innym miejscu i czasie i postawić w sytuacji babci, dziadka, przyjaciela, nieznajomej…to już widzimy, że nasz mechanizm wina-kara jest płytki, bezduszny i nieraz surowy, tworzy opcje Boga z ludzkich ograniczonych pojęć i odcina od wymiaru duchowego i jego błogosławieństw. Gdy uznajemy jednak, że może , choć częścią siebie, ŻE MOŻE ja, jakaś moja część była kiedyś współtwórcą podobnych wzorców wydarzeń na siatce zdarzeń, niekoniecznie dziś w tym ciele, w tym teraz, to wybaczenie budzi się do uzdrawiania wzorców i rozświetla drogę dla kolejnych dusz po nas w ten schemat (program) przychodzących. I tak każdy z nas pracuje na pewnym poziomie na jakiś program, na wypracowanie lepszych wzorców, na lepsze zrozumienie naszych wzajemnych połączeń, Prawdy o nas, która jest wyzwoleniem z więzów które sobie narzucamy, z bólu, tzw. grzechu, winy-kary. Gdy ufamy i wierzymy, budujemy w sobie tę łączność z przestrzenią ducha, gdy postrzegamy, że żyjemy nią na co dzień, wtedy stamtąd płynie prowadzenie do najprostszej formy, drogi uzdrowienia… I wtedy u używamy słowa Bóg bardziej świadomie, odnawiamy naszą relację, odbudowujemy krok po kroku nasze wspomnienie przestrzeni Źródła, Boga, kolebki wszechistnienia… O łączność z tą przestrzenią, najwyższym wymiarem nas w Nas, o wspinanie się po drabinie świadomości do tejże przestrzeni powinniśmy walczyć, bo stamtąd uwolnienie przychodzi i rozwiązania kreują się same a błędy znikają jak nieprawdziwe, błędne kody, wirusy do skasowania. Idziemy od wyższej świadomości do jeszcze wyższej, przedzieramy się przez niskie wibracje myśli, osądy i ułudy, przedzieramy się do przestrzeni Nieba, swojego Nieba, by spotkać tam piękniejszą wersję siebie samych i przywitać się, objąć z miłością i usłyszeć słowa- mój jedyny, jak się Cieszę, że sobie mnie przypomniałeś, czekałem na Ciebie, Jedną Istotą jesteśmy… Radość z przypomnienia siebie sobie jest do niczego nie porównywalna, a gdy przyjmujemy, uznajemy tę część siebie jako siebie, gdy powierzamy się i pozwalamy się prowadzić Sobie, to nie ma już karmy, nie ma przeszkód i dróg, które nie ukażą drogi do Boga, bo w jego Obliczu Tam stoisz…
Stamtąd jest dalej droga…ale my jeszcze w większości na niej nie jesteśmy…póki co idziemy, walczymy o zobaczenie wyraźnie naszej przestrzeni ducha, o poczucie tej jedności, łączności, o zobaczenie siebie jako Jedno. Duchowy jestem…Istnieję i tu i tam, czyli Tu istnieję jako jedno.
A w tym połączeniu miłość nieskończona kwitnie- wyjątkowa, oddana, i jedyna w swoim rodzaju…to trzeba poczuć poprzez siebie- w tym połączeniu nie ocenisz, nie zganisz, nie zabijesz żadnej wersji siebie, bo tam kochasz miłością bezwarunkową i zawsze wybaczasz, gdy widzisz chęć najmniejszą choćby otrzymania tego wybaczenia. Z naszej strony musi wyjść tylko nędzny, nieśmiały impuls, drgnienie serca na ‘tak’- to aspekt wolnej woli w nas- a z góry w odpowiedzi posypią się niewyobrażalne błogosławieństwa… Nawet nie wiesz jak wielkie, możesz tylko je przeczuwać, dusza twoja je widzi i już ci w sercu szepcze, prosi i pokazuje- wyciągnij rękę, a otrzymasz więcej niż marzysz, niż oczekujesz. Bo Bóg zawsze daje więcej niż jesteśmy wstanie pojąć, niż w pokorze i niewiedzy prosimy… Stamtąd płynie doskonałość Rozwiązania, czystość miłości i piękno nastrajania… Ty, Ja , My mamy tylko jedno zadanie, zechcieć je dostrzec i przyjąć…
Dziękuję z całego serca,
Magdalena