kwi 18 2018

RÓWNOWAGA W SOBIE RÓWNA SIĘ RÓWNOWAGA ŚWIATA

Mamy w sobie wielość bram, które albo płynnie potrafimy otwierać i zamykać, albo dopiero nad tym pracujemy, jedne bramy są jak zardzewiałe, skrzypią jak nienaoliwione, albo wiszą tylko na jednym zawiasie, inne na sto kłódek zamknięte… Każda z nich ważna i każda do całości ciebie jako jednego instrumentu prowadzi… Liniowo można by powiedzieć, że jesteśmy jak flet, na którym trzeba umieć zagrać by stworzyć harmonijną melodię. By powstał spójny dźwięk, utwór doskonały, sprawczy, twoja istota powinna współgrać na wszystkich przenikających się sferach, dźwiękach, a dźwięk winien płynnie przenikać przez bramy… To co go zafałszowuje, tłumi, przyćmiewa, jednocześnie tamuje twój naturalny przepływ i twoją siłę przebicia, wyrazu. Innymi słowy, nie ukażemy się w pełni swego dziedzictwa i swoich praw, możliwości, jeśli sami gwałcimy własne zasady funkcjonowania i łamiemy przepisy. Natomiast wiedza odczuwana jeśli nie uświadamiana, gdyż blokowana bo wypierana objawi się tamami na naszych bramach.  Gdy nie walczymy, nie staramy się o płynny, czysty przepływ dźwięku przez nasze bramy zgodny z wyższa prawdą naszego istnienia, z wyższym przeznaczeniem, wówczas upychamy świadomość do małej klatki i mieszkamy w obdartym małym pomieszczeniu, gdzie nie widać już nic poza rozpaczą i brakiem zrozumienia…. Tymczasem wolność nadchodzi poprzez samo rozumienie, odwagę w mądrości…hmmm odwaga ta jest heroizmem dla ludzi a zdobyć ją można tylko poprzez całkowite oddanie się Miłości… inaczej strach przegoni każdą formę przechwalonej odwagi i pyszałkowatości… Bo nie jest to odwaga z tego świata, stąd, lecz ta która wie, że umacnia ją niepokonane.

Otwarcie ostatniej bramy przy ciele to oddanie wszystkiego na rzecz tego co rozumem nie obejmuje, a co jest dosłownie kluczem do skarbca nieskończoności  w Tobie…

Ale od początku… Pierwsza brama ma wymiar jak wszystko tu plusowo minusowy, a zatem na plusie otwarta będzie gdy ufam i czuję związek ze wszystkim co tu żyje w materii, łączy się i przepływa, wymienia się, dzieli, współpracuje. Wdzięczność to klucz, który pozwala oddychać pełną piersią i odejmuje strach. Lęk o przetrwanie czyni z nas zwierzęta walczące o swoje terytorium – wynosi ważność rywalizacji zamiast współdziałania…i tak blokuje się brama pierwsza. By ją odblokować trzeba ujrzeć prawdę o istnieniu materii i nas w materii jako całości wymiennej… Gdy przepracujemy lęk poprzez wdzięczność i zaufanie do życia swobodnie przepłyniemy do bramy kolejnej, tam zmierzymy się z tym co dla nas oznacza pozytywna kreacja. Innymi słowy, jeśli pragniemy wywierać pozytywny wpływ na nasz świat, tworzyć, kreować rzeczywistość musimy umieć kochać siebie ….a to zakłada wybaczenie. Poczucie winy zabija akceptację w nas samych, a to prowadzi do agresji, autoagresji, skrywanej głęboko w nas. Piękne stwierdzenie kiedyś usłyszałam w temacie przebaczenia, odpuszczenia sobie samemu tego co uważamy sami za niewybaczalne, za tak wielką winę, że nawet najbliżsi nieraz nie są świadomi naszych przeszłych czynów….  Kojące słowa to: Nie zawsze taka byłaś. Te błoto, które do ciebie teraz przylega nie zawsze tam było, nie pamiętasz być może już swego stanu czystości i niewinności, ale pod tym całym błotem, które nosisz na sobie, a które cię okrywa skostniałą formą, jesteś ty prawdziwy, ten, któremu w końcu postanowiłeś wybaczyć… Gdy zaakceptujesz to co jest przeszłością i wybaczysz sobie, zrozumiesz i pojmiesz wagę przebaczenia oraz twojego realnego wpływu na świat, życie, relacje, związki…. Zobaczysz jak ważną rolę pełnisz w stwarzaniu świata, gdy poprzez przebaczanie oczyścisz siebie z błota które napędza kreację na minus, lub zatyka to co jest bramą do pozytywnych zdarzeń w twoim życiu. Każdy brak wybaczenia sobie zwiększa poczucie winy, a ono prowadzi wprost w objęcia żalu, rozpaczy, złości, odwetu…. To nie jest klucz do kreacji lecz do niewolnictwa…

Kolejnym aspektem naszej równowagi, naszego świata mikro w makro jest wyrażanie siebie poprzez wolną wolę. Tutaj często mylone z pychą- piedestałem dla energii lucyferycznych… Tutaj uzdrowieniem jest pokora- ona naucza i pozwala zrobić krok naprzód w świadomości, warto pamiętać zawsze, że pycha jest nienauczalna. Jest też pozytywny aspekt wstydu- który pozwala oczyścić się z żalu, z win, lecz zbyt długie przetrzymywanie w sobie poczucia własnej porażki i rozczarowania samym sobą prowadzi do uwięzienia woli i sparaliżowania strachem, do wiary w małość stworzenia. To temat śliski gdyż bardzo łatwo pomylić tu wolę czystą z pychą, dlatego lepszym rozwiązaniem zawsze jest pokora i uniżenie siebie (szczególnie w tym świecie dziś) niż wyniesienie się nad innych … wynoszenie się samego na tron ponad innymi to zawsze pozorna wygrana i dowód ignorancji umysłu.  Gdy wstyd zostanie uwolniony a pokora właściwie pojęta ukazuje się obraz woli we właściwym rozumieniu, wówczas wyłoni się istota, która ma potężne narzędzie do wykuwania bożych planów.

Gdy te bramy już otwarte i płynnie pod naszym dotykiem działają…Pojawia się kolejne wyzwanie: wezbrany smutek, żal serca i głęboka skarga….ból pozostawienia, opuszczenia, straty, ból oszukania i samotności, och…samotność to największe złudzenie więzienia jakie człowiek sobie utworzył… Miłość nie umiera ani nie opuszcza, ona jedynie zmienia formę by wiecznie przychodzić do ciebie i dawać ci siebie, ona inaczej nie umie, jest tylko dawaniem…poczucie straty zaś jest niezgodą na jej nowe objawianie. Przywiązanie do formy bywa bolesne ale nie oznacza, że Miłość już ciebie nie kocha i nie chce przyjść do ciebie, kto kogo tu odrzuca i obraża się na zmianę oblicza? Czy ważne jest w jakich szatach pojawił się w twej komnacie dziś twój ukochany?

Przepłyń przez tę bramę lekko i  z ufnością otwierając się na różne oblicza Miłości, które pukają nieśmiało do twych drzwi. Zamykając je tracisz, otwierając, stale posiadasz.

Fałszywy dźwięk – kłamstwo, wyparcie się, zafałszowanie wiedzy i prawdy o sobie to zamknięcie bramy wyrażania siebie, stwarzania i realizacji na wyższym poziomie. Gdy blokujesz prawdę o sobie, nic co wdrażasz nie jest tym co warto zatrzymać, jest złudzeniem, jest niczym….Kłamstwa, które mówimy sami sobie blokują postrzeganie rzeczywistości wielowymiarowej, zamykają nas w świecie ułudy, tym, który wydaje się mi bezpieczniejszy, bardziej wygodny, normalny, racjonalny. Wyparcie się prawdy o sobie, o swoim pochodzeniu, naturze, wyższym istnieniu i wielowymiarowości, a przede wszystkim przynależności do Tego z Którego wyszedłeś na początku jest blokowaniem kolejnej bramy w naszej wielowymiarowej istocie. To potężna brama, brama dźwięku, natychmiastowego stwarzania, a słowo ciałem się stało…. Tutaj skutki naszych kłamstw na swój własny temat odbijają się szerokim echem w naszym świecie realizacji…oj oj nie tylko duchowej jakbyśmy sobie chcieli tu powiedzieć, że tam cokolwiek się dzieje nie widzę, nie słyszę….lecz realnie są tu w materii stwarzane i odbierane w wydarzeniach i tym co przychodzi do nas w relacjach, materii, bycie. Zaakceptowanie faktu, bądź też wejście na ścieżkę prowadzącą do pytania ‘KIM JESTEM NAPRAWDĘ’, przeczyszcza zawiasy w tej bramie i wpuszcza świeży powiew powietrza do naszego ciasnego światopoglądu. Zaakceptuj fakt swego pochodzenia i tego co jest twym dziedzictwem…wybór tu nadchodzi gdy zaczynasz pojmować, że opowiedzieć się trzeba za swoim domem i przyjąć zasady w nim obowiązujące. Nie ma zaprzeczenia faktowi pochodzenia…ale jest wybór…trzeba powiedzieć TAK, sobie i w sobie. To zmywa tony fałszywe i oczyszcza dźwięk twego gardła, przywracając mu właściwy ton sprawczy…nawracając świat twój na Boże drogi…Dom już prawie widać, czuć jego zapach i słychać…

Największym wrogiem człowieka jest jego poczucie, że jest kimś odrębnym, złudzenie prawie idealne- że wszystko jest oddzielne i samowystarczalne, a człowiek jest samotny we wszechświecie, – cóż za okrutny  poziom zniewolenia, udręczenia… Przekonanie, że nasze drogi się nie spotkają, że nie mamy nic wspólnego, że oni są gorsi, że tamci trędowaci, a  ci o matko jakże cudownie że nie jesteśmy spokrewnieni…o ułuda odrębności! Kto za kogo dzisiaj co przerabia, kto kogo gdzie wpuszcza i jakimi drogami? Czy mamy świadomość, że nikt przypadkiem nie istnienie, ani nie oddycha tym samym powietrzem w tym samym pokoju co ja? Subtelna i jakże niesamowicie doskonała, misterna nić powiązań między nami, powoduje, że zawsze można znaleźć punkt wspólny pomiędzy Tobą a najmniej przez ciebie akceptowanym osobnikiem… A ta prawda prowadzi do jednego odkrycia. Nie uciekniesz przed nikim, bo nie uciekniesz przed sobą samym. Po ludzku jest takie powiedzenie, że rodziny się nie wybiera 🙂 (cóż zapewne wybiera, tylko się potem nie pamięta 🙂 ). W świecie ezoterycznym istnieje też taka opowiastka, że gdy dwoje ‘na górze’ się umawia, że schodzi tu razem, a jeden bierze na siebie niełatwe zadanie bycia katem dla drugiego w jakiejś sprawie życiowej, to najpierw prosi: ‘tylko nie zapomnij proszę, że tylko ja się do tej roli zgłosiłem, bo tylko ja miałem tak wielką miłość do ciebie by tu przyjść i pokazać ci to doświadczenie, którego dusza twoja tak potrzebuje’. Tak wiele dowodów na istnienie jedności w naczyniach powiązanych jakim jest ludzkość i dalej wszechświat. Najpierw musisz stać się ‘awatarem’ sam dla siebie by uratować swój świat i ludzi wokół siebie. A stąd zaraz otworzy się brama kolejna, jeszcze trudniejsza… I jeszcze jedno, nigdy nie wiesz kto przyjdzie poprosić cię o pomoc, więc nie zarzekaj się że nigdy nie podasz trędowatemu dłoni. Bo gdy przyjdzie twoja ukochana siostra, brat, mama, babcia, dziadek, tatuś…i powie proszę pójdź za mną, bo ja tam utknąłem w tym ciele przy tym człowieku – bo tam mam dług, winę, bo tam mam coś jeszcze do spłacenia, do przeżycia, ale bez ciebie sobie nie poradzę… Co zrobisz widząc te ukochane oczy? Pójdziesz, choć widzisz że to trud, ból i cierpienie, że to skarga i błoto, że to najgorsze z możliwych koszmarnych miejsc, ale on ona tam jest i jej wzrok spoczywa na tobie z nadzieją i jej jemu nigdy serce twoje nie odmówi, bo jesteście wiesz to, czujesz na najgłębszym najbardziej cennym poziomie swego Ja- jednością w miłości….I tak pojęcie jedności się w każdym poszerza jak domino a raczej Niebo pełne gwiazd, migamy i rozglądamy się na boki witając się to z tym, tamtym, z coraz kolegami, przyjaciółmi serca….

Uff i jeszcze jedna brama przez nią  przejść to mistrzostwo bycia Człowiekiem, to już świętość, to brama do Nieba…To wybranie boskiego ponad ziemskie to powiedzenie: nie z tego świata jestem ale tu przyszłam z miłości do ludzi i Boga…to danie pierwszeństwa boskiemu przed ludzkim w każdym aspekcie, to doskonałe zaufanie, aż do granic oddania siebie, i tego co najcenniejsze, to jest to co czynili męczennicy, święci… Przyszedłem pełnić wole wyższą niż ziemskiego ja… Widzę, że mniejsza wola to uwiązanie i przez brak zrozumienia szkodzenie, bo każdy brak doskonałości jest uszczerbkiem… Jeśli wybiorę przywiązanie do ziemskich miłości ponad to co poza formą istnieje wiecznie, wówczas nie uratuję ani siebie ani nikogo, bo sam pogrążę się w niewiedzy. Stan oświecenia to stan ofiarowania serca na ołtarzu miłości doskonałej- czyli oddaję wszystko by stać się wszystkim….Cóż to za brama! Jej chwalebna wielkość otwiera się z chórem pochwalnym na cześć zwycięskiej duszy, która złamała w sobie ostatni bastion tego co jest przedkładaniem formy ziemskiej nad to co wieczne i niezniszczalne… I dopiero wznosząc swoje próby pojmowania tego co święte, oddania w tej bramie, jesteśmy wstanie pojąć męczenników umierających za świat…lub patrzących bez utraty Ufności na  śmierć swych ukochanych bliskich… Trudna to brama i niewielu ją przeszło, lecz każdy ma możliwość przejścia tamtędy.

Tu należałoby wspomnieć, że nie warto zazdrościć innym zaszczytów, gdy się spojrzy jaką drogę przeszli. Zbyt często mówimy: ech on ma tak dobrze, ale gdy ktoś obok stanie i zapyta czy jesteś pewien, że chciałbyś tych samych dóbr i obfitości za ta samą cenę – lepiej się zastanowić nad tę ceną… Czy chcesz takiego dzieciństwa, bólu opuszczenia, cierpienia, sierocińca, śmierci, choroby, kalectwa, biedy…bólu we własnym dziecku, poznania bezsilności do granic wytrzymałości? Nie musisz wcale tego chcieć …ale nie zazdrość innym ich ścieżki, bo nigdy nie wiesz co ich przywiodło do tego punktu w nich samych, i jakich nauczycieli tudzież katów mieli na swojej drodze. Zazdrość, porównywanie się to pierwszy zdradliwy krok w oszukiwaniu siebie, każda  dbałość o opinię świata przed opinią Boga jest równią pochyłą w dół. Wszystkie pozy i prace nad tym by być akceptowanym przez otoczenie sprowadza się do tego, że nie wiesz kim jesteś i coraz bardziej oddalasz się od prawdy na swój temat. Inni ci nie powiedzą co lubisz, jaki jesteś w Bogu ani skąd pochodzisz, czy dokąd zmierzasz, jedynie zamydlą ci twój własny wizerunek poprzez lęk porównania, lęk bycia wyśmianym, braku akceptacji… Siła jednak nie bierze się z akceptacji otoczenia, lecz z akceptacji siebie samego, poprzez odkrycie siebie w pełni akceptowanego przez Jedyny Głos na jakim nam zależy.  Cały ten artykuł wypłynął ze mnie pod wpływem smutnej jednakże refleksji na temat naszych lęków – lęków przed sobą nawzajem, udawania kogoś kim nie jesteśmy i kim nawet nie chcemy być, stawać się….

Każdy czuje się zobowiązany wobec kogoś, wobec etykiety, przynależności do jakiejś grupy lub chęci zachowania jakiś przywilejów, po prostu bycia nadal częścią jakiejś społeczności… Lęk przed ostracyzmem powoduje, że wykrzywiamy siebie coraz bardziej i zamydlamy, zamaskowujemy, za ‘media społecznościowujemy’ nasze prawdziwe Ja… i wcale nie mówię tu żeby pokazywać je całemu światu zaraz ale żeby choć samemu sobie ukazać co jest prawdą o Mnie. Te wszystkie bramy zamykane, blokowane przez błoto emocjonalne, powodują, że coraz bardziej upychamy siebie w świecie sztucznych zależności, chęci wydania się komuś przyjacielem, lub chęci wydania się po prostu fajnym... To nadal szkolne podwórko. Niestety, takie zafałszowanie samego siebie, choć otwiera kręg znajomości, często zamyka coś znacznie ważniejszego i odbiera to co najbardziej istotne, prawdziwy kontakt z twoim JA, z twoją duszą oraz twojej duszy z inną duszą na poziomie szczerości… A gdy sam już nie wiesz co znaczy być sobą i być szczerym ze sobą, jakie relacje będziesz tworzył? Jak Bóg cię przywoła z powrotem do siebie? Do jakich  środków będzie(sz) musiał się uciec, jakimi drogami cię przeprowadzić byś mógł powoli odzyskiwać cząstka po cząstce samego siebie…. Miej litość dla siebie samego, dla duszy swojej i dla serc tych, którzy związani z twoim sercem cierpią katusze równe lub gorsze od twoich… To misterna siatka powiązań, nikt nie zostawia nikogo tutaj bez jednej myśli ciepłej… Wierzę głęboko, że każdy ma kogoś kto ma choć jedną jasną dobrą myśl o nim i dla niego, która jest liną ratunkową dla tonącego. Po którejkolwiek stronie burty się znajdujecie, pamiętajcie że jesteście w zasadzie i tu i tam…zależy tylko jak na to spojrzeć, dlatego nie zostawiajmy nikogo, bo zostawiamy nieodżałowaną część siebie.

Magdalena

Brak komentarzy